Darkwood straszy także poza domem - recenzja wersji na Switcha

Adam "Harpen" Berlik
2019/06/19 10:40
1
0

Po dwóch latach od premiery na PC jeden z najlepszych „indyków” ostatnich lat trafił na konsole. Jeśli dotąd nie mieliście z nim do czynienia, koniecznie musicie nadrobić zaległości.

Darkwood straszy także poza domem - recenzja wersji na Switcha

Gdybym miał opisać Darkwood trzema słowami, powiedziałbym: klimat, klimat, klimat. Choć mamy tutaj do czynienia z dwuwymiarową grą niezależną z perspektywy top-down, Acid Wizard Studio udało się stworzyć niesamowitą atmosferę. I to nie za sprawą grafiki, bowiem jakość tekstur pozostawia wiele do życzenia, ale fenomenalnej gry światła i cienia (nie czuje, jak rymuje) oraz… Chętnie użyłbym słowa „fenomenalny” raz jeszcze, ale jest ono zbyt słabe, by oddać w pełni to, jak dobrze udźwiękowiony jest Darkwood. Tutaj naprawdę można się przestraszyć i to zwykle w taki sposób, jak lubię. Ktoś dobija się do drzwi, nieopodal słychać krzyki, a gdy na chwilę staniemy w miejscu, to nagle tajemniczy osobnik zacznie tuptać w naszą stronę. Zresztą, nawet jeśli na ekranie nie dzieje się dosłownie nic, to i tak odczuwamy niepokój, bo kto wie, może zaraz coś się stanie?

Jeśli czujecie się zachęceni, to należy wam się kilka wyjaśnień, więc nie przestawajcie czytać, bo Darkwood nie jest grą dla każdego. Całość charakteryzuje się naprawdę wysokim poziomem trudności, ale – uwaga – małpia zręczność nie jest tutaj wymagana. Budzimy się w tytułowym, mrocznym lesie, nie wiedząc, kim jesteśmy i jak się tu znaleźliśmy. Co ciekawe, nie tylko my, bo w okolicy można spotkać bohaterów niezależnych, a każdy z nich marzy tylko o tym, by znaleźć drogę ucieczki. My również. Ale jak to zrobić? Cóż, Darkwood nie będzie prowadzić nas za rączkę. To jedna z tych produkcji, w których brak wskazówek jedni uznają za ogromną zaletę, inni za wadę nie do przeskoczenia. Mnie osobiście taka konwencja jak najbardziej pasuje.

Survival horror to słowa, które także świetnie oddają to, co czeka nas w Darkwood. Będziemy robić wszystko, by przetrwać, natomiast twórcy postarają się nas wystraszyć (ale nie za wszelką cenę, tylko w umiejętny sposób, czyli wspomnianym już klimatem, a nie jump-scare’ami). Chcąc utrzymać się przy życiu opuścimy swoją kryjówkę, by zebrać niezbędne przedmioty (kogo ja oszukuję? tak naprawdę zgarniemy wszystko, co się da) przed zachodem słońca. Jest to o tyle istotne, że rozgrywka w Darkwood dzieli się na dwie zasadnicze części, tak jak w wielu innych horrorach. Za dnia plądrujemy okolicę, nocą zaś barykadujemy się w chacie, licząc na to, że żadni wrogowie nie zdołają przedrzeć się do środka. A gdy tak się stanie, to cóż, będziemy z nimi walczyć.

Darkwood posiada system walki oparty na wyprowadzaniu ataków i unikaniu ciosów. Zwykle jednak nie warto wdawać się w bezpośrednie konfrontacje z przeciwnikami, bowiem starcia są naprawdę wymagające. Zginąć tu nie sposób, a wygrana to rzadkość. Czasem zamiast machać zbudowaną naprędce bronią w kierunku wroga znacznie lepiej rozejrzeć się po okolicy i sprawdzić, czy nie można go zwabić w jakąś pułapkę. Może szarżujący przeciwnik sam się zabije? A jeśli nie, to czy aby na pewno chcemy się z nim mierzyć? Czy nie lepiej po cichu obejść go dookoła, udając że nas nie ma? Takich dylematów w Darkwood jest naprawdę sporo.

Elementy wyposażenia można zarówno odnaleźć w świecie gry (jednorazowo, bo zawartość skrzynek czy też innych obiektów nie odnawia się wraz z upływem czasu) lub też wytworzyć za pomocą nieskomplikowanego systemu craftingu. Regularnie będziemy z niego korzystać, bowiem w Darkwood wszystko niszczy się bardzo szybko. Przekonujemy się o tym już na samym początku, kiedy machamy kilka razy łopatą, po czym nie pozostaje nam nic innego, jak wyrzucić ją do kosza. Wspomniałem już, że gra jest trudna?

W trakcie rozgrywki możemy znaleźć grzyby. Część z nich jest trująca, ale niektóre musimy podnieść, by nasz bohater mógł ugotować specjalny wywar. Serio. Tak przygotowaną miksturę kierowana przez nas postać wstrzykuje sobie w żyłę, czego efektem ubocznym są halucynacje. A są jakieś pozytywy? Owszem, w trakcie wizji można znaleźć cenne przedmioty. Poza tym dzięki wspomnianej esencji odblokowujemy nowe zdolności. Tutaj jednak warto uważać, ponieważ zdobycie jakiejś umiejętności może sprawić, że jednocześnie protagonista nabawi się negatywnej cechy i – przykładowo – zacznie mocniej obrywać od przeciwników.

GramTV przedstawia:

Darkwood wielokrotnie przypomina nam o tym, że mamy do czynienia z polską grą. Już na samym początku można natknąć się na liczne obiekty, które nawiązują do czasów PRL-u. Znajdujemy chociażby Dużego Fiata (125p), możemy zerknąć okiem na Trybunę Ludu, w której na pierwszej stronie pojawia się nazwisko Edwarda Gierka i nie tylko. Odkrywanie tych wszystkich dodatków jest frajdą samą w sobie, dlatego też niech te dwa przykłady wam wystarczą.

Wspomniałem już, że Darkwood nie jest grą dla każdego. Mimo wszystko nie musimy od razu wrzucać się na głęboką wodę, bo do wyboru są trzy poziomy trudności. Najwyższy to istny hardkor, bo śmierć bohatera jest nieodwracalna. Na najniższym z kolei po zgonie tracimy jedynie niewielką część wyposażenia i możemy je odzyskać po dotarciu do miejsca, w którym polegliśmy. A normalny? Cóż, tutaj mamy wypadkową dwóch powyższych wariantów, toteż po wyczerpaniu określonej liczby żyć trzeba rozpocząć kampanię od nowa.

Darkwood da się przejść w kilkanaście godzin albo i dłużej. Jako że nie mamy tutaj standardowych questów, wielokrotnie działamy po omacku. Niekiedy więc można się po prostu zaciąć, biegając od jednego pomieszczenia do drugiego bez jakiegokolwiek pomysłu na to, jak popchnąć opowieść do przodu. Aż tu nagle okazuje się, że – eureka – szafkę jednak da się przesunąć! Irytacja? Wielu pewnie taka sytuacja doprowadzi do szewskiej pasji. Mnie natomiast w takich chwilach cieszy to, że w końcu udało mi się znaleźć rozwiązanie problemu i mogę po prostu iść dalej. Chociaż nie, bo w tamtym momencie i tak nadal nie miałem klucza do zamka...

Wiadomo, że konwersje gier na Switcha rządzą się swoimi prawami i zwykle oferują niższej jakości grafikę, słabszy framerate, itd., ale ta zasada nie dotyczy Darkwood, w którym oprawa wizualna nie jest najwyższych lotów, poza tym całość skonstruowano tak, by bez problemu zadziałała również na kalkulatorze/pralce/zmywarce/czymkolwiek. Mimo wszystko warto odnotować, że nawet zabawa w trybie mobilnym na „pstryczku” pozwala cieszyć się wielokrotnie chwalonym już przeze mnie klimatem, chociaż należy pamiętać, że eksplorowanie mrocznych lokacji wiąże się z koniecznością oglądania własnej facjaty w odbiciu niewielkiego ekranu konsoli.

Darkwood to gra przygotowana przez trzy osoby. Tym bardziej chylę czoła przed twórcami, bowiem wykreowali oni bardzo niepokojący świat, który – paradoksalnie – aż chce się eksplorować, by sprawdzić, jakie zagrożenia czyhają na nas tuż za rogiem. Jeśli więc szukacie naprawdę dobrego, trzymającego w napięciu survival horroru z klimatycznymi lokacjami i świetnie zaprojektowaną rozgrywką, to możecie przestać – po prostu zagrajcie w Darkwood.

P.S. A może by tak zabrać Switcha do pobliskiego lasu?

9,0
W tym lesie naprawdę straszy. Ale będziemy jak bohaterowie horrorów - zamiast uciekać, sprawdzimy co może nas zabić.
Plusy
  • niesamowity klimat
  • świetne udźwiękowienie
  • wciągająca rozgrywka
  • brak podpowiedzi
  • wysoki poziom trudności
  • liczne nawiązania do czasów PRL-u
Minusy
  • brak podpowiedzi
  • wysoki poziom trudności
Komentarze
1
michalwis
Gramowicz
21/06/2019 21:07

Wysoki poziom trudności to minus?. Quo vadis gamingu.