Dobranocka dla dorosłych - recenzja Love, Death & Robots

Jakub Zagalski
2019/03/19 13:30
0
0

Żaden dorosły gracz nie powinien przejść obojętnie obok nowej antologii Netfliksa.

Dobranocka dla dorosłych - recenzja Love, Death & Robots

Tim Miller i David Fincher to duet, który cieszy się zasłużonym uznaniem w świecie popkultury. Pierwszy to m.in. reżyser "Deadpoola", drugi nakręcił kultowe "Siedem", "The Social Network" i szereg innych przebojów. Ostatnio obaj panowie połączyli siły jako producenci "Love, Death & Robots" – animowanej antologii dla Netfliksa złożonej z krótkich (6-17 minut) obrazów.

Każdy "odcinek", stworzony przez inną ekipę, w oryginalny sposób wykorzystuje tytułowe elementy. Oznacza to całkowitą swobodę w wyborze kierunku artystycznego i techniki animacji, a także różnorodność pod względem gatunku i estetyki.

Mamy horror, komedię, kino akcji i science fiction. Są podróże kosmiczne, hazardowe walki potworów w cyberpunkowym świecie i zabawna przypowieść o potworze z wysypiska śmieci. Niektóre opowieści aż się proszą o pełny metraż, inne są idealnie skrojone pod formę animowanej nowelki, w której kilka minut wystarcza do przekazania potężnej dawki emocji i satysfakcjonującego zakończenia. Są też i takie, w których fabuła jest bardzo pretekstowa, bo główny nacisk położono na zachwycanie widza obrazem i dźwiękiem. Tak jest m.in. z "Rybią nocą", pod którą podpisało się polskie studio Platige Image. Twórcy zwiastunów i filmików do Wiedźminów, God of War, Watch Dogs 2 i całej masy innych szlagierów znanych wszystkim współczesnym graczom.

Pomysł stojący za "Rybią nocą" średnio nadawałaby się na grę (chyba że w wydaniu Thatgamecompany), ale w "Love, Death & Robots" nie brakuje typowo "growych" momentów. "Sonnie ma przewagę" dosłownie kipi klimatem Cyberpunka 2077, a przedstawiona tam walka mogłaby być dziełem japońskich geniuszy od slasherów. Akcja w "Lucky 13" rozczuli każdego miłośnika militarnego science fiction z kosmicznymi marines i dropshipami na pierwszym planie. "Mechy" pod względem wizualnym z początku skojarzyły mi się z grami Telltale Games (tyle że na ładniejszym silniku). Ale w rzeczywistości to nic innego jak list miłosny do fanów kooperacyjnych strzelanek, gdzie grupa niedobitków w swoich żelaznych "zbrojach" odpiera fale zergopodobnych morderców.

GramTV przedstawia:

Gracze dostrzegą w "Love, Death & Robots" mnóstwo inspiracji z ukochanego medium, ale nie trzeba zjadać zębów na padach i klawiaturach, by docenić tę perełkę od Netfliksa. Bo choć antologia często sprawia wrażenie efekciarskiej, przesadnie wulgarnej i nastawionej na tanią sensację (krwi i genitaliów obojga płci jest tu pod dostatkiem), to całościowo spełniła swoje zadanie. Dostarczyła masę pierwszorzędnej rozrywki w formie, z jaką przeciętny widz nie obcuje na co dzień.

"Love, Death & Robots" otwiera oczy na to, czym może być animacja dla dorosłych, która dla widza głównego nurtu kojarzy się z "BoJackiem Horsemanem" czy "South Parkiem", a rzadziej z "Twoim Vincentem" czy genialną "Anomalisą". W moich rozmowach ze znajomymi przewija się opinia, że Netflix ma teraz swój "Animatrix", albo że "Love, Death & Robots" jest w dużej mierze animowanym odpowiednikiem "Black Mirror". W niektórych przesłaniach rzeczywiście można dostrzec wspólny mianownik, ale to nieistotne.

Ważne, by samemu obejrzeć "Love, Death & Robots", bo (w głównym nurcie) na próżno szukać równie widowiskowych, momentami przejmujących i zmuszających do refleksji kreskówek. Na pewno mało komu przypadnie do gustu każdy odcinek, ale różnorodność gatunkowa, stylistyczna i nastrojowa sprawiają, że absolutnie każdy znajdzie coś dla siebie.

Można nie lubić mechów, kosmicznych strzelanin i cyberpunkowej erotyki. Ale jeśli ktoś nie uśmiechnie się na widok Hitlera kopulującego z czterema austriackimi prostytutkami, albo nie wpadnie w zadumę po historii z jogurtem przejmującym kontrolę nad ludzkością, to nie ma dla niego ratunku.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!