Recenzja filmu Glass, który niby wciąga, ale sensu w tym za grosz

Kamil Ostrowski
2019/01/19 12:00
1
0

Długo oczekiwany nowy film Nighta Shyamalana wreszcie wylądował w kinach. Czy historia człowieka o szklanych kościach przyciągnie tłumy?

Recenzja filmu Glass, który niby wciąga, ale sensu w tym za grosz

Zacznę z grubej rury – Glass rozczarowuje. Pokładane w nim nadzieje były dosyć spore, głównie z powodu świetnego poziomu jaki prezentowały poprzednie dwie części czegoś, co można już z czystym sumieniem nazwać shyamalanową trylogią. Niezniszczalny wkupił się w serca zarówno krytyków, jak i miłośników komiksów (film wypuszczono w 2000 roku, na długo przed marvelową klęską urodzaju). Wypuszczony szesnaście lat później Split stanowił genialny thriller, niesamowicie trzymający w napięciu i godzący absurdalną koncepcję z potrzebami srebrnego ekranu. Glass w założeniach miał wykorzystać wszystko co najlepsze w poprzednich filmach i dodać nowe elementy, dzięki skupieniu się na postaci tytułowego Mister Glassa, wcześniej przedstawionego ultrainteligentnego złoczyńcy. Niestety, o ile z poprzednich obrazów wzięto co najlepsze, nowo dodany materiał tylko osłabił ładunek, którym Shyamalan próbuje poradzić widza.

Co zdecydowanie gra w Glassie, to postaci Davida Dunna i Hordy. Pierwszy to zadziwiająco rozsądny superbohater. Absolutnie dziwaczna, bo śmiertelnie stonowana kreacja Bruce’a Willisa stanowi jeden z filarów pierwszej połowy filmu. Kiedy scenarzyści i reżyser zaczynają majstrować przy oczekiwaniach widza, on stawia najbardziej wiarygodne znaki zapytania. Nie daje mu się ku temu wielu okazji, ale doświadczony aktor sprawie wykorzystuje je wszystkie. Drugim z filarów jest James McAvoy, który brawurowo wciela się w postać Hordy – człowieka o dwudziestu czterech osobowościach, z których najpotężniejszą jest posiadająca (niemalże?) nadprzyrodzone zdolności. W tej formie postać ta dokonuje (niemalże?) nadludzkich czynów, co widzieliśmy już przecież w Split – chodzi po ścianach, wygina metalowe pręty i rzuca ludźmi jak kukiełkami.

Troszkę dalej plasuje się Samuel L. Jackson jako Elijah Prince, pseudonim Mister Glass. Obdarzony ponadprzeciętną inteligencją, aczkolwiek o niesamowicie słabej strukturze kości antybohater knuje, plecie intrygi, planuje z wyprzedzeniem, a przynajmniej tak wydaje się widzowi przez większość czasu. Wokół jego motywacji kręci się cały film i chociaż ostatecznie nie można odmówić wdzięku jego kreacji i charakterowi, tak zdecydowanie za mało jest go w filmie, który powinien być w pełni o niego oparty. Mam niejakie wrażenie, że nie wykorzystano jego potencjału, bądź starano się chwycić zbyt wiele srok za ogon jednocześnie.

Problem ma też z postaciami drugoplanowymi. O ile Anya Taylor-Joy bardzo mi zaimponowała (podobnie zresztą jak w Splicie), tak nie mogę przeżyć wpychania wszędzie Sarah Paulson. Nie mogę zrozumieć dlaczego jej drewniana dykcja i absolutny brak mimiki przyciąga jakichkolwiek reżyserów. Mogłem ją znieść w pierwszych American Horror Story, ale na miłość boską – nie trawię jej maniery, jak mało u której aktorki czy aktora.

GramTV przedstawia:

Film zdecydowanie ma swoje momenty. Potrafi sprawić, że wstrzymamy oddech. Potrafi zaskoczyć. Potrafi przenieść nas na krawędź fotela. Potrafi wycisnąć z nas długie „ahaaa…”. Niestety, obciążony jest trzema kardynalnymi wadami. O jednej już wspomniałem i to niewykorzystanie Glassa w filmie o tytule Glass... Druga to słabiutkie tempo, którego nie skompensowano w żaden sposób zazwyczaj wypychający długie obrazy na wyżyny geniuszu. Ani tutaj sprawnego montażu, ani zdjęć, ani zarzucenia intelektualnej wędki. Zamiast tego mamy długie babranie się w myśli wyrażonej kilkanaście minut wcześniej i wałkowanej do oporu.

Ostatnia z wad wymaga z kolei osobnego akapitu. Nieścisłości logiczne, od których Glass aż puchnie utrudniają odbiór filmu. Ciężko wchodzić w szczegóły nie zdradzając zawiłości fabuły, aczkolwiek mogę powiedzieć, że twórcy scenariusza popełnili przynajmniej dwa kardynalne błędy: zdecydowanie zbyt daleko poszli jeżeli chodzi o kwestie związane ze zrozumieniem jak działa opinia publiczna w XXI wieku i pogubili się w tym jak działają „moce” bohaterów filmu.

Ponarzekałem, ponarzekałem, ale w gruncie rzeczy Glass nie jest złym filmem. W szkolnej skali dałbym mu dostateczny z plusem, chociaż wiele zależeć będzie od dojrzałości widza. Jeżeli macie dużą tolerancję na przeciągane wątki, możecie ścierpieć sceny w których powinno być napięcie, a nie ma napięcia i sporą dawkę naciągania, to całkiem prawdopodobne, że łykniecie przesłanie i docenicie przekorną konstrukcję filmu. Czyli podsumowując: można, ale nie trzeba.

Komentarze
1
KanTrocero
Gramowicz
19/01/2019 15:09

Recenzja dramat. Naprawdę.  Wogóle nie rozumiesz tego uniwersum. Nie zrozumiałeś tego filmu,  który naprawdę nie ma słabych punktów.  Jest po prostu dobry w każdej płaszczyźnie. Oby wbrew ludziom takim jak Ty, którzy szkodzą prawdziwym historią dla dojrzałych odbiorców powstawało więcej takich filmów. Jak na razie kino umiera. Po za grą aktorską prawie same bajeczki dla dzieci. Nawet historię Venoma potraktowano jak kino akcji. Taki mamy trend dzięki dziwnym artykułom zwanymi recenzjami. 

P.S. GLASS NIE może grać pierwszych skrzypiec bo to zburzyłoby cały obraz osoby planującej i udającej chorą.