Bez singla to już nie to samo - recenzja Call of Duty: Black Ops IIII

Łukasz LM Wiśniewski
2018/10/15 23:40
2
0

Chociaż akurat w tym przypadku, nie ma w tym nic złego.

Jeszcze na początku 2017 wydawało się, że seria Call of Duty nie zaskoczy nas już niczym szczególnym, a kolejne wydawane rok po roku odsłony będą ściśle powielać wyeksploatowane już niemal do granic schematy (i silnik graficzny). Najpierw okazało się, że Activision wcale nie zapomniało już, jak to kiedyś bywało i nie zamierza nas rzucać na siłę w kosmiczną otchłań, nawet jeśli w zamian proponuje kolejną przeprawę przez doskonale nam znane plaże Normandii. Nie da się ukryć, że taki obrót wydarzeń ucieszył wielu fanów, którzy z pewnością doznali szoku, gdy ogłoszono, że tegoroczna część słynącej z widowiskowej i przeładowanej efektami kampanii singlowej seria pierwszoosobowych strzelanek ukaże się bez modułu dla pojedynczego gracza.

Zamiast niego, o zgrozo, w grze pojawił się znany, przeważnie lubiany, ale jednocześnie niemal osaczający nas na każdym kroku tryb battle royale. Z uwagi na fakt, że CoD-owe kampanie lubiłem za ich całkowity brak konsekwencji i swoistą lekkość w odbiorze, a fanem trybu battle royale raczej bym się nie nazwał, to postanowiłem sprawdzić, czy taka zamiana wyszła serii na dobre i czy produkt okrojony z zawartości przeze mnie pożądanej, zamiast której dostałem coś, za czym raczej nie przepadam, jest wciąż skierowany do masowego odbiorcy. Jednym słowem – czy CoD bez singla daje radę? Cóż, okazuje się, że tak.

Bez singla to już nie to samo - recenzja Call of Duty: Black Ops IIII

O tym, że decyzja o zrezygnowaniu z kampanii na rzeczy trybu battle royale zapadła już w trakcie procesu deweloperskiego Black Ops IIII przekonuje nas obszerny i zrealizowany miejscami z nazbyt dużą starannością samouczek. Niezależnie od naszej styczności z poprzednimi odsłonami podserii Black Ops próg wejścia do zabawy znacznie obniża możliwość zapoznania się z każdym z dostępnych w grze specjalistów. Tu obok niezbyt emocjonujących potyczek z botami znajdziemy też liczne przerywniki filmowe, które obok prezentacji komandosów zawierają także masę odwołań do poprzednich odsłon Black Ops i ich bohaterów.

Tym samym wygląda na to, że twórcy nie chcieli wyrzucać do kosza dopracowanych już elementów, a zamiast tego zepchnęli je na trzeci plan i pozwolili całkowicie o nich zapomnieć. Oczywiście dla zupełnych nowicjuszy samouczek będzie całkiem przydatnym narzędziem do poznania podstawowych mechanik przed wejściem na publiczne serwery (ktoś tak robi?). Ostatecznie fabuły Black Ops IIII każdy zazna tyle, po ile zdecyduje się sięgnąć, jeśli tylko uda mu się nie zasnąć podczas przydługich meczów z AI.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że moduł battle royale – Blackout – do złudzenia przypomina to, co oferuje PlayerUnknown’s Battlegrounds przeniesione na grunt Call of Duty i z zachowaniem jej najważniejszych mechanik. Do zabawy możemy przystąpić w trzech wariantach – solo, w parach lub w czteroosobowym oddziale. Ewentualne braki w naszym predefiniowanym składzie uzupełni system dobierania, więc teoretycznie bez obaw możemy przystąpić do zabawy, nie czując się przy tym całkowicie osamotnieni. Po skoku ze spadochronem lądujemy w wybranym przez siebie punkcie i błyskawicznie przeczesujemy pobliskie budynki w poszukiwaniu sprzętu. Na niedobór wyposażenia raczej nie musimy narzekać, zarówno opatrunki, jak i broń niemal wala się po wszystkich pomieszczeniach, więc nawet jeśli członkowie naszej drużyny zdążyli zgarnąć większość przedmiotów użytkowych, to z pewnością nie pozostaniemy z gołymi pięściami. Całość nastawiona jest raczej na zdrowe potyczki pomiędzy uzbrojonymi po zęby graczami, umiejętne pozycjonowanie się i współpracę. Jednocześnie mapa trybu wcale nie jest szczególnie duża, a strefa zmagań szybko ulega stopniowemu zawężaniu. To wszystko sprawia, że zmagania w Blackout są całkiem dynamiczne i satysfakcjonujące, a pomniejsze easter eggi i lokacje wypełnione zombie tylko dodają rozgrywce uroku.

Blackout nie ustrzegło się jednak kilku istotnych problemów. Nie ukrywam, że konieczność współpracy z losowo dobieranymi sojusznikami jest jedną z moich największych bolączek w odniesieniu do omawianego trybu. To dlatego, że obecność pojazdów na mapie daje niemal nieograniczony potencjał do uprzykrzania życia członkom drużyny – nasi sojusznicy mogą bez najmniejszych konsekwencji wjechać w nas ciężarówką, quadem czy innym dowolnym pojazdem i w ten sposób zakończyć nasz żywot. Podniesiesz dowolny przedmiot, który upatrzył sobie ktoś z drużyny? To lepiej nie wychodź na otwartą przestrzeń. Ponad połowa moich gier w "czwórkach" zakończyła się pod kołami bo wystarczy, że zostaniesz potrącony, a nikt z oddziału nie zdecyduje się na reanimację i automatycznie wypadasz z gry. W tymczasie reszta ekipy ma się w najlepsze i przy okazji jeszcze zgarnie to, co po tobie zostało.

Obok tego twórcy nie zdecydowali się na żaden system progresji, który skłoniłby nas do regularnych zmagań. Za kolejne poziomy zdobywamy niewiele znaczące elementy kosmetyczne, których w sumie nawet nie mamy jak zobaczyć poza głównym lobby. Do tego punkty doświadczenia naliczane są tylko za zabójstwa i ukończenie gry w czołówce, więc przy odrobinie pecha za kilkanaście minut gry nie otrzymamy zadnej gratyfikacji. Tym samym gracze zainteresowani nabijaniem kolejnych rang powinni albo pozostać przy rozgrywce solowej, albo namówić do gry znajomych. Chyba nie muszą wspominać, że sojusznicy "z łapanki" będą raczej czekać na naszą śmierć, żeby dobić przeciwnika i zgarnąć PD, a nie walczyć z nami ramię w ramię?

GramTV przedstawia:

Zanim przejdziemy do pozostałych trybów rozgrywki, warto pokusić się o małą przerwę techniczną. Trudno oprzeć się wrażeniu, że przy okazji Black Ops IIII studio Treyarch po raz kolejny sztucznie podtrzymuje przy życiu silnik graficzny, a wykreowana z jego pomocą oprawa wizualna nie prezentuje się szczególnie dobrze, a miejscami jest zwyczajnie brzydka. Do tego dochodzą nazbyt częste spadki płynności obrazu i wyjątkowo duże obciążenie dla konsoli. Standardowe PS4 ostatkiem sił daje radę "uciągnąć" wszystko, co ma do zaoferowania nowy CoD, ale jej tytaniczny wysiłek czasem jest zupełnie daremny, bo przez problemy z serwerami potrafimy wypaść z gry w kluczowym momencie. Oczywiście bez żadnego poszanowania dla poczynionych podczas gry postępów. Na szczęście sesje w trybach nastawionych na rywalizację są na tyle krótkie, że utrata dokonań nie frustruje nas aż tak mocno.

Bardzo dobre wrażenie wywarła na mnie oprawa audio. Bez najmniejszych zgrzytów czy przekłamań wszystko działa na tej płaszczyźnie tak, jak powinno. Na równie wysokim poziomie stoi tu także dubbing. Oczywiście brak pełnoprawnej kampanii nie pozwoli nam odkryć jego największych słabości, ale na dostępnym w grze poziomie nie wykryłem nieprawidłowości zarówno w wypowiedziach, jak i pozostałych aspektach polskiej lokalizacji. Przy tej okazji nie można pominąć dostępnego w Call of Duty: Black Ops IIII trybu rozgrywki na podzielonym ekranie, który możliwy jest po połączeniu drugiego kontrolera zarówno w wersji wertykalnej, jak i horyzontalnej. Split-screen dostępny jest dla każdego z trybów rozgrywki, ale jak łatwo zgadnąć, stanowi jeszcze większe obciążenie dla konsoli, co przekłada się na jeszcze słabszą wydajność i jakoś zabawy.

Sieciowa rywalizacja raczej nie zaskoczy niczym nowym weteranów serii. Mapy są nieco lepiej zaprojektowane niż te, które zadebiutowały wraz z WWII i sprawiają wrażenie obszerniejszych. Zmagania dalej charakteryzują się typową dla Call of Duty dynamiką, dostajemy w twarz masą medali i pochwał, a zgon skutkuje błyskawicznym odrodzeniem się i dalszą walką. Tym razem mamy jednak nieco więcej poszanowania dla poszczególnych trybów zabawy, a całość nabrała nieco taktycznego charakteru.

Treyarch zrezygnowało ze skakania po ścianach i większości wprowadzonych w Black Ops III akrobacji na rzecz nieco lepiej przemyślanych działań i umiejętnego korzystania z atutów każdego specjalisty. Nie mamy przy tym wrażenia, że któreś klasy odznaczają się zdecydowaną przewagą – jeśli pociągamy za spust wystarczająco szybko, a przy tym celnie, to nie ma znaczenia, którego ze specjalistów wybierzemy. Sam moduł sprawia przy tym wrażenie nieco odsuniętego na dalszy plan, podczas gdy Blackout i Zombie grają pierwsze skrzypce.

Kooperacyjne starcia z nieumarlakami zostały pieczołowicie dopieszczone, a starannie zaprojektowane mapy pełne zagadek, ciekawostek i wzmocnień z pewnością przypadną do gustu fanom trybu. Rozgrywka przypomina bardziej swoistą kampanię dla pojedynczego gracza, która odbywa się na zamkniętym obszarze, a nie trywialne odstrzeliwanie głów zombiakom w oczekiwaniu na kolejną falę. Nie będę tutaj wchodził w szczegóły fabularne, ale w zależności od wybranej mapy możemy powrócić do Alcatraz, trafić na pokład Titanica lub przenieść się do starożytności, by walczyć w murach Koloseum.

Twórcy hojnie nagradzają nas za poczynione podczas rozgrywki postępy i nie da się ukryć, że wśród dostępnych w grze trybów, to Zombie dał mi największą frajdę. Swojego pociągu do zombie (jakkolwiek by to nie zabrzmiało) nie ukrywałem już przy okazji Call of Duty: WWII i wydanych do niej DLC, więc tym bardziej cieszy mnie fakt, że moduł battle royale nie pochłonął zdecydowanej większości roboczogodzin deweloperów. Co ciekawe, przy okazji Black Ops IIII Treyarch umożliwił nam opcję gry w kooperacji z botami, które całkiem nieźle radzą sobie w walce czy reagują na nasze potrzeby. Obok tego w grze pojawił się tryb Szturm, który nastawiony jest już wyłącznie na zabijanie zombie do ostatniego punktu życia naszego protagonisty.

Właściciele popularnych IP przy każdej odsłonie mają nie lada problem – trzymanie się utartych schematów wiąże się z falą krytyki wobec stagnacji, a zbyt rewolucyjne zmiany uderzają w tych, którzy zdążyli już przywyknąć do pewnych rozwiązań. W tym przypadku w sieci pojawiały się już głosy i jednych i drugich, ale nie da się ukryć, że Call of Duty potrzebuje zmian. Nawet jeśli nie na gruncie mechanik rozgrywki to obsługującego je silnika graficznego. W tym roku Activision postanowiło podążyć za rynkowymi trendami i postawiło na totalną rozgrywkę wieloosobową na wszystkich frontach. Black Ops IIII jest dobrą odsłoną serii, jeśli tylko uda nam się przejść obojętnie wobec ukłucia nostalgii, jaka wiąże się z brakiem kampanii dla pojedynczego gracza. Każdy z trybów rozgrywki jest skierowany do innej grupy odbiorców, a przy tym wystarczająco dopracowany, żeby jego fani mogli czerpać przyjemność z grania. Tym samym mimo solidnej zmiany u fundamentów serii, Call of Duty: Black Ops IIII to wciąż produkt skierowany do masowego odbiorcy i miłośnicy cyklu z pewnością znajdą tutaj coś dla siebie.

7,5
Multimedialny stół szwedzki z daniem specjalnym dla fana każdego trybu sieciowego
Plusy
  • wiele trybów do zabawy sieciowej
  • klimat i poziom dopracowania trybu zombie
  • Blackout może się podobać
  • dynamika starć
  • większe i lepiej zaprojektowane mapy
  • nieźle zrównoważone klasy specjalistów
  • oprawa audio i dubbing
  • obszerny samouczek z fragmentami kampanii fabularnej
  • opcja zabawy z botami w trybie zombie
  • możliwość rozgrywki na podzielonym ekranie w każdym z trybów BO4
Minusy
  • oprawa wizualna momentami odstrasza
  • spadki wydajności i duże obciążenie dla konsoli
  • nagminne problemy z serwerami, długie ekrany ładowania i wyrzucanie do menu gry
  • system progresji trybu Blackout nie skłania do regularnej zabawy
  • kooperacja w Blackout daje dużą swobodę do trollowania sojuszników
  • brak pełnoprawnej kampanii fabularnej
Komentarze
2
Usunięty
Usunięty
23/10/2018 13:15

Prawdą jest, że z wszystkich trybów również dał mi największą frajde zombie, jedynym konkurentem tego trybu byla wersja z coda bo1. Kupilem w mediaexpert i namowilem kolegow zeby tez kupili i calym skladem gramy zombie, czasami zdarzy zagrac rundke Blackouta, gorąco polecam!!!

Sewycz
Gramowicz
16/10/2018 21:49

Ciesze sie ze w koncu ktos wyraznie beszta za ten przedpotopowy silnik nasterydowany do granic mozliwosci. Ja BO4 omijam z powodu braku singla, a jesli mial byc taki "dobry" jak w BO3, to moze i dobrze, ze sobie podarowali. Oby Sledgehammer nie mialo takiego samego planu ;)