Najpierw zdarzył się dramat niebywały, bo zamiast obstawianego przez połowę fanów Madsa Mikkelsena rolę Geralta z Rivii dostał Henry Cavill. Tak się składa, że serial nie jest ekranizacją gry, a literatury - na początek zapewne głównie opowiadań. Gracze przyzwyczaili się do podstarzałego, wyciągniętego z grobu Wiedźmina. Problem w tym, że to nie będzie on. Książkowy Wiedźmin jest młodszy i przed bliskim spotkaniem z widłami. Jeszcze pół dekady temu, gdy Tomek Bagiński po raz pierwszy na poważnie przymierzał się do filmu, Duńczyk miał jakiś sens. Dziś Mads Mikkelsen ma 53 lata - i choć trzyma się świetnie, to z każdym rokiem produkcji serialu narastałyby problemy z makijażem odmładzającym. Jeśli Netflix planuje optymistycznie wiele serii (aka sezonów), to na koniec duński aktor miałby zapewne sześćdziesiątkę na karku. Henry Cavill ma 35 lat. No i nie grał tylko Supermana, sprawdził się nawet lepiej w kostiumowym serialu o dynastii Tudorów - tak ciut bliżej Wiedźmina.
Fanom logika uciekła gdzieś do piwnicy, gdzie zakopała się w ziemniakach i cebuli. Sam widziałem deklaracje “no to ja sobie toto daruję” czy “uff, tyle seriali, na szczęście jeden mogę sobie odpuścić”. Bez jednego zdjęcia z planu, bez choćby zwiastuna z brytyjczykiem w roli Geralta. Obok tego pojawiły się pełne ulgi głosy w stylu “przynajmniej biały”. No i w tę ostatnią grupę dzisiaj uderzył grom z jasnego nieba. Na stronie brytyjskiego National Youth Theatre pojawiło się ogłoszenie, że do roli Ciri poszukiwana jest osoba z kategorii BAME. Black, Asian, and minority ethnic. No i się zaczęło. Cirilla czarna będzie! Gore! Somsiad, widły rychtuj! Pamięć internetów jest krótka, więc gdzieś umknęły majowe wypowiedzi Lauren S. Hissrich, które stawiały sprawę bardzo jasno. Nie będę odbiegała od od ras i kultur z książek, co oznacza, że zawrę mniejszości. Jest jednak pewna pułapka, w którą często wpadają ludzie: łączenie mniejszości z kolorem skóry. Dodała też, że niedorzecznym byłoby zmienianie dziedzictwa kulturowego postaci i ich etnicznej przynależności z powodu liberalnych poglądów, bo opowieść jest od nich ważniejsza. No ale to było w maju, dziś świat umarł, bo Ciri zagra czarnoskóra aktorka.
Czyta mnie ktoś z Wysp? Tam lokalni są Anglosasi, a wy - polscy imigranci - podpadacie pod ostanie dwie literki z akronimu BAME. Przynajmniej w świetle tego, pod co potrafia podpadać organizacje polonijne, z tego co słyszałem. Mniejszość etniczna. Jako kategoria opisowa, która miała ładnie zamaskować pojecie "obcy", BAME bywa traktowana po prostu - ludność nie-anglosaska. Tak, możecie swoje nastoletnie córki wysłać na casting do National Youth Theatre. Bo stawiam dolary... no dobra, w tej sytuacji raczej funty przeciw orzechom, że Netflix szuka dziewczyny ze słowiańskim akcentem. Kupcie córze bilet do Londynu, jak umie grać, może się załapie - choć pewnie stoczy walkę z Rosjankami, Czeszkami, Ukrainkami czy innym kwiatem dawnej Jugosławii. Bo z punktu widzenia Anglosasa myśmy z jednej napływowej mniejszości etnicznej. Zresztą może być już za późno, bo zamiast kupować ten bilet pieniliście się w sieci jak wysokiej jakości szampon. Sama Lauren S. Hissrich napisała dziś, że nie komentuje castingu, nie robiła tego nigdy i robić nie zamierza. Po czym dała do zrozumienia, że na chwilę bieżącą bardziej ją obchodzi obsadzanie roli Płotki.
Zastanówmy się na spokojnie. Szefowa projektu The Witcher kilka miechów temu jasno mówi, że wierność powieściom jest priorytetem. Czyniąc Ciri czarnoskórą, musiałaby taki sam etniczny rys nadać komuś z jej rodziców. Jak po tacie, to Jeż… tylko to trochę tak głupio, bo SJW od razu by napiętnowali twórców za to, że jak już czarnoskóry to od razu potwór. Zostaje Pavetta, czyli od razu też i Calanthe zapewne, a najlepiej cała ludność Cintry, by to miało jakiś sens. Jak to ma się do deklaracji Lauren S. Hissrich? Furda z tym, somsiad dej mnie pochodnię, Cirilllę szkalujo! A Gerwanta to jakiś niesłowiański Superman zagra, olaboga! No właśnie. Henry Cavill jest aktorem na topie, skutecznie kuszącym widownię. W dobrej formie i sprawdzonym w scenach walki, w tym takich na tle zielonego ekranu z przeciwnikami, których ktoś potem dorysuje. Plus gościem, który po pierwszym castingu po raz drugi przeszedł grę Wiedźmin 3: Dziki Gon, tak się wkręcił. Gościem, który nie ukrywa, że rolę chciał dostać, no i że po grach sięgnął też i po prozę Andrzeja Sapkowskiego w angielskim przekładzie. Czy pożre dużą część kasy przeznaczonej na serial, czy może raczej zapewni sobie dodatkowo rolę producenta i udział w zyskach? Czas pokaże. Najbardziej jednak mnie rozśmieszyło to, że zdaniem sieciowych ekspertów bycie fanem Wiedźmina go dyskwalifikuje. Bo lepiej, żeby książek nie znał. Ludzie… największym problemem, jaki mieliśmy z polskim serialem o Geralcie z Rivii było właśnie to, że prawie nikt z aktorów nie miał zielonego pojęcia, o co w tym cyrku biega!
Jednym z założeń moich felitonów z cyklu Kodowanie popkultury jest dokopywanie się do przyczyn pewnych zjawisk. Zwróćcie więc uwagę, że obie te burze są bardzo specyficzne dla naszych czasów. Ery wszechobecnego nadmiaru informacji o krótkim okresie ważności. Przy okazji o zerowym terminie przydatności do spożycia. W złotej i srebrnej erze kinematografii (czytaj: Hollywood) o nowym filmie dowiadywano się z plakatów, plus z artykułów prasowych - ale raczej takich rzeczowych, nie plotkarskich. Prasa brukowa niby istnieje od początku, ale to, że setki milionów ludzi żyją życiem gwiazd jest wynalazkiem czterech ostatnich dekad. Wcześniej była to nisza, nawet zawód paparazzi nie zaliczał się do bardzo lukratywnych. W rozwój magazynów o celebrytach, celebrytkach i celebrytanach wstrzeliło się upowszechnienie sieci. Powstały serwisy plotkarskie, które teraz są naśladowane nawet przez portale branżowe. Odsłony muszą się zgadzać, więc nikt nie zastanowi się, co u Brytów podpada pod BAME, lepiej napisać “Ciri będzie czarna!”. Burza gotowa, odsłony lecą, każdy komentarz zwiększa wyświetlanie reklam i ogólne statystyki. Rzucajmy śmieciowe informacje, wywołujmy smieciowe komentarze. No i pilnujmy, by para z kotła nie zeszła. A przede wszystkim publikujmy szybciej, nim do nas dotrze, że to nie ma sensu.
We wspomnianych złotej i srebrnej erze Hollywood (a nawet i w brązowej) Indian grali obowiązkowo Włosi. Jasne, to było całkiem bez sensu, ale też i nikt nie łamał sobie głowy kulturowym zawłaszczeniem. Indianie, nawet jeśli mieli dostęp do kina i dostawali apopleksji, to i tak nikt ich nie słuchał, bo kto by słuchał 1% ludności. Tak, tak mało zostało rdzennych mieszkańców kontynentu. Biali to 80%, z czego Latynosów jest jakieś 15%. Afroamerykanie (jak ja nie cierpię tego rasistowskiego pojęcia - gdzie są Euroamerykanie czy Orientoamerykanie?) to 13% populacji. Czarnoskórzy szybko nauczyli się zresztą ignorować białe kino i stworzyli własne (swoją drogą brak znajomości Blacksploitation uważam za główny powód, dla którego Luke Cage wielu widzom spoza USA “nie wszedł”). Dziś Stany Zjednoczone starają się to nadgonić. Słusznie w sumie, ale przy okazji narzucają innym krajom swój sposób myślenia. Jeden imperializm zastąpiono drugim.
W efekcie wiele osób dostało alergii na tak zwaną poprawność polityczną w kinematografii. To, co miało być rekompensatą za paskudną historię USA, spotyka się z całkowitym brakiem zrozumienia w krajach, które nie miały plantacji obsadzonych niewolnikami z Afryki i w których później nie było segregacji rasowej (a przynajmniej tej związanej z czarnoskórymi). Wszystko fajnie, ale może by tak czasem włączyć myślenie? Nie dostawać apopleksji za każdym razem, gdy gdzieś pojawia się casting do roli, zakładający odgórnie mniejszość etniczną? Zwłaszcza, gdy odbywa się on poza Stanami Zjednoczonymi Ameryki, gdzie owo pojęcie zostało w dużej mierze zawłaszczone przez czarny kolor skóry, kosztem Azjatów i Indian? W takiej Polsce Słowianie to domyślna większość (choć i tak tacy z nas Słowianie, jak z Brytów Celtowie). Na Wyspach Słowianie leżą w worku z napisem BAME. Geralta nam Anglosasi zawłaszczyli, ale wszystko wskazuje, że Ciri oddadzą. Albo po prostu szukają aktorki, która ma w sobie krew elfów - no a elfy to juz na pewno BAME.