Potrzeba było tragedii, żeby pojawiły się Trzy Billboardy za Ebbing, Missouri

kostrowski
2018/02/07 11:00
1
0

Twórca nietypowego „In Burges” odchodzi od absurdu i zdecydowanie zmienia ton, aczkolwiek wciąż w udany sposób łączy różne gatunki.

Potrzeba było tragedii, żeby pojawiły się Trzy Billboardy za Ebbing, Missouri

Małym miasteczkiem, tytułowym Ebbing, wstrząsa brutalne morderstwo połączone z gwałtem. Matka traci córkę, mieszkańcy są w szoku, wszczęte zostaje drobiazgowe śledztwo. Mijają miesiące, niemalże rok, jednak nie udaje się wytypować sprawcy. Sfrustrowana matka wynajmuje trzy tytułowe billboardy, tuż poza miasteczkiem, których treść układa się w zarzut, skierowany przeciwko miejscowemu szeryfowi. Tubylcy jednak stają murem za stróżem prawa, który darzony jest powszechną sympatią. Przyznacie jednak, że sytuacja jest niezręczna. Mają bowiem wystąpić przeciwko matce, która ewidentnie kierowana jest emocjami związanymi z żałobą po ukochanym dziecku.

Ludzie w żałobie robią dziwne rzeczy, w szczególności po utracie bliskiej osoby. Skumulowana złość, jeżeli nie można jej skierować przeciwko sprawcy tragedii, przekształca się w poczucie bezsilności, żal, tęsknotę i zwyczajne zdezorientowanie – taka mieszanka potrafi popchnąć człowieka do przekraczania pewnych zwyczajowych granic. Pytanie tylko, jak długo możemy tłumaczyć ofiarę? Jak długo możemy dawać taryfę ulgową pogrążonej w rozpaczy matce, która straciła córkę? Przestajemy przypisywać jej odpowiedzialność za własne czyny przez dzień, miesiąc, rok? A jeżeli zacznie krzywdzić innych ludzi, również niewinnych? Wydaje Wam się, że to skomplikowane pytanie, na które nie można udzielić jednoznacznej odpowiedzi? Cóż… to dopiero początek. Trzy Billboardy za Ebbing, Missouri pełne jest takich trudnych pytań. Pytań na które raz dostaniemy odpowiedź, innym razem reżyser rzuci nam tylko parę podpowiedzi, a jeszcze inne pozostawi wręcz bez komentarza, pozostawiając interpretację widzowi, z całą jego wrażliwością, bądź jej brakiem.

Na początku wydawało mi się, że Trzy Billboardy… to dramat. Później, że gorzka komedia. Pojawiły się elementy kina obyczajowego, a ja zwariowałem. Wreszcie, pod koniec film zmienia się wręcz w typowy kryminał. Temu istnemu rollercoasterowi w zakresie formy towarzyszą potężne zwroty akcji i sceny mające na celu wstrząśnięcie widzem. Kiedy tylko zaczynałem się oswajać z obecnym stanem rzeczy, scenarzysta postanawiał wyprowadzić mnie z błędu błogiej kontentacji i otwierał kolejne fabularne fronty. Ostatecznie byłem już autentycznie zmieszany, ale w dobrym znaczeniu tego słowa.

Nie mam wątpliwości, że Frances McDormand dostanie Oskara za swoją rolę Mildred Hayes. Harda babka z amerykańskiej prowincji potrafi pokazać nie tylko swoją bardziej kobiecą, delikatną stronę, ale przede wszystkim potrafi… być zwyczajną świnią. Pojawiają się genialne sceny, przełamujące stereotyp zrozpaczonej matki jako „świętej krowy”, której wszystko się wybacza, która działa ze słusznej potrzeby serca i która pozostaje wiecznie moralnie nieskazitelna. Parę razy byłem na nią ewidentnie zły. Poza nią świetne popisy daje również reszta ekipy, na czele z Woodym Harrelsonem, który genialnie odegrał najbardziej tragicznego bohatera dramatu – szeryfa Billa Willoughby’ego, który na początku obrywa po głowie tytułowymi billboardami ustawionymi przez Mildred. Wielkie brawa również dla Sama Rockwella, który wcielił się w rolę Jasona Dixona – najbardziej nieoczywistą, oryginalną postać jaką widziałem na srebrnym ekranie od lat.

GramTV przedstawia:

Na pewnym etapie rozbawił mnie flirt reżysera i scenarzysty w jednym (tutaj Martin McDonagh, proszę o brawa) z kliszami, tandetą i polityczną poprawnością. Dostajemy informację, że durny, wioskowy glina może powodować się na służbie pewnymi stereotypami? Twórca zaraz udowadnia nam, że prawda jest o wiele bardziej skomplikowana. Lub prosta, zależy jak na to spojrzeć. W każdym razie ludzie nie wpasowują się w ramy narzucone przez media.

Jestem pod wrażeniem tego, jakie spektrum ludzkich odruchów, ludzkiej natury, ile różnych barw udało się pokazać Matrinowi McDonaghowi w tym filmie. Słodko gorzki morał pozostawia widza bez jakichkolwiek jasnych odpowiedzi, ale za to z przeświadczeniem, że oto człowiek objawił przed nami swoją kompleksową naturę. To może być najważniejszy film 2017 roku (wtedy miał światową premierę – u nas ukazuje się z opóźnieniem). Głupio by było nie obejrzeć – o tym filmie będzie jeszcze głośno w kontekście Oskarów.

Jakich graczy zainteresuje Trzy Billboardy za Ebbing, Missouri? Tych, którzy cenią sobie dobrą, kryminalną historię z cierpiącym rodzicem w roli głównej, a wiec Heavy Rain, a także miłośników „życiowych problemów” spod znaku Life is Strange.

Komentarze
1
MisioKGB
Gramowicz
08/02/2018 08:20

Świetna mini recenzja. Nie interesowałem się produkcją, ale teraz na pewno to zmienię. Nie rozumiem tylko jednej rzeczy, mianowicie, dlaczego pod każdą opinią o filmie umieszczana jest informacja, jakim graczom może przypasować film? Dlatego, że jest to stronka o graniu, a recenzowanie filmów zaburza ten stan rzeczy i jakoś trzeba było z tego wybrnąć? Czy ja, który dajmy na to, nie przepadałbym za ww. tytułami już nie powinienem tejże produkcji obejrzeć, a gdybym już miał to zrobić to przez zaciśniętę palce? :)