A Total War Saga: Thrones of Britannia - już graliśmy

Łukasz Wiśniewski
2018/02/01 18:00
1
0

Zmieniona mechanika, zawężony okres historyczny i niewielki wycinek świata - Thrones of Britannia to faktycznie nowa jakość w ramach marki Total War.

Dużo się ostatnio dzieje w studiu Creative Assembly, więc jestem u nich regularnym gościem. Podczas pierwszej w tym roku wizyty miałem okazję pograć przez kilka godzin w Thrones of Britannia, grę otwierającą nowy cykl zatytułowany A Total War Saga. Jak weteran Wojen Totalnych zwykle po prostu zasiadam do komputera i szybko ogarniam nowe elementy rozgrywki, tym razem okazało się, że przyda mi się kilka wyjaśnień od twórców już na początkowym etapie. Zmiany w mechanice w stosunku do pozostałych ich produkcji są bowiem bardzo poważne. Do premiery pozostało jeszcze kilka miesięcy, więc grałem na stabilnej wczesnej wersji z udostępnioną tylko jedną z dziesięciu przewidzianych grywalnych frakcji - Mede (Meath, środkowa Irlandia).

A Total War Saga: Thrones of Britannia - już graliśmy

A Total War Saga: Thrones of Britannia opowiada o przełomie IX i X wieku na Wyspach Brytyjskich. To bardzo ciekawy okres, zaraz po pierwszej wielkiej inwazji Wikingów. Najeźdźcy zostali okiełznani, ale nie pokonani. Nastał krótki okres relatywnego spokoju, gdy Wikingowie przestali napadać a zaczęli się osiedlać. Część zgodziła się przyjąć chrzest. Nowe drakkary jednak nadciągają, a lokalni władcy kombinują, jak wykorzystać zmieniony układ sił. Jako władca Mede, Flann, wywodzący się z rodu, który miał w historii kilku najwyższych królów, zaczynałem z bardzo dobrą pozycją dyplomatyczną. Większość sąsiadów szanowała mnie i bez trudu mogłem negocjować traktaty. Poza umowami handlowymi, bo… tych nie ma w tej grze. Po prostu nacje będące w dobrych stosunkach automatycznie ze sobą handlują. Dowiedziałem się też, że jak Flann w zasadzie nie muszę toczyć wojen z gaelickimi władcami, wystarczy, że okażę się w ich oczach godnym synem klanu Cholmáin, a z czasem zgodzą się uznać moje zwierzchnictwo.

Niestety w tym sielskim obrazku była jedna skaza: Wikingowie, którzy osiedlili się na południowo-wschodnim wybrzeżu Irlandii, z obwarowanym portem Dyflin (dzisiejszy Dublin) jako bazą operacyjną. Nie zamierzałem się zbyt szybko pchać do walki z nimi, chciałem spokojnie rozbudować swoją prowincję (najpierw musiałem przetrzepać skórę buntownikom). Miałem się nad czym głowić, bo w warstwie strategicznej A Total War Saga: Thrones of Britannia wprowadza sporo nowości. Przede wszystkim prowincje są skonstruowane zupełnie inaczej, niż w większości gier od Creative Assembly. Mury i garnizony posiadają jedynie stolice, pozostałe osady są całkowicie bezbronne, do tego mają zwykle dwa pola na rozbudowę, więc siłą rzeczy są bardzo wyspecjalizowane. To po prostu wioski zajmujące się rolą, górnictwem, drwalstwem… przejmowanie ich przed atakiem na stolicę prowincji to ważny nowy element startegii, bardzo historyczny zresztą. Można po prostu przeciwnika zagłodzić, sprawić, że garnizon nie wytrzyma długo.

Do prowincji można przypisać zarządcę, pod tym względem zresztą A Total War Saga: Thrones of Britannia czerpie pełnymi garściami z TW: Attila. Mamy członków rodu, kandydatów, małżeństwa… Każda postać posiada trzy główne cechy: żarliwość religijną, umiejętności dowódcze i zarządzanie. Z czasem nasi podkomendni rozwijają się, ale nie przyznajemy po prostu punktów w jednej z tych trzech kategorii. Dodajemy lub ulepszamy członków świty. Zastępują oni niejako część funkcji normalnie przypisanych agentom (z których zrezygnowano tym razem całkowicie). Część podnosi główne współczynniki postaci, część pomaga jej w inny sposób. Jest z tym sporo zabawy, można bardzo dokładnie dostosować postać do wybranych celów, na dodatek z czasem pojawiają się też cechy specjalne, wynikające z tego, czym się zajmują i z rozmaitych wydarzeń. Ciekawie wygląda też rekrutacja armii. Zapomnijcie o specjalnych budynkach. Mamy jedną pulę, globalną, z której zaciągamy rekrutów. Mamy też limity, zwłaszcza dla oddziałów elitarnych. Werbunek jest dość realistyczny: najpierw dostajemy 25% docelowej liczebności i musimy poczekać, aż reszta raczy się zebrać (działa tu normalna mechanika uzupełnień podczas garnizonowania lub obozowania). Do utrzymania armii potrzeba nie tylko kasy na żołd, ale i żywności (dlatego odbieranie wrogom farm ma takie znaczenie). Lepsze wojska odblokowuje się w drzewku technologii, które też jest powiązane kontekstowo z sytuacją w kraju i naszymi działaniami.

GramTV przedstawia:

Jak mówiłem, nie pchałem się do wojny. Ta jednak przyszła do mnie sama, w ramach wydarzenia historycznego. Dublińscy wikingowie nie usiedzieli spokojnie na tyłkach i zaatakowali małe władztwo (będące de facto częścią prowincji, której stolicą jest Dyflin). Miałem do wyboru atak wyprzedzający na moich słabych rodaków, albo zachowanie się jak przystało przyszłemu królowi Zielonej Wyspy. To drugie oznaczało wojnę z dość silnym wikińskim władztwem. Cóż, zaciągnąłem wojska i wyruszyłem ku wybrzeżu, krew Colmána Móra zobowiązuje… Swoją drogą zwycięstwo w kampanii A Total War Saga: Thrones of Britannia (która powinna potrwać około 200 tur, czyli 50 lat) można osiągnąć na kilka sposobów. Podbojem, sławą (to głównie kombinacja rozwoju technologicznego i ekonomicznego) oraz poprzez realizację historycznych zadań i stworzenie nowego, większego królestwa (co wybrałem). Jest jeszcze ultimate victory, z którym związane są nowe wydarzenia, pojawiające się gdy osiągniemy jedno z normalnych zwycięstw i nie zrezygnujemy z rozgrywki.

Wikingowie z Dyflin byli na szczęście uwikłani w walki z częścią sąsiadów, co dałlo mi szansę szybkiego odcięcia stolicy prowincji od zapasów i przejścia do oblężenia. Niestety, ich główna armia zawróciła po pewnym czasie i musiałem zaatakować Dyflin nie czekając, aż obrońcy bardziej osłabną. Walki w A Total War Saga: Thrones of Britannia również korzystają z mechaniki, która dobrze sprawdziła się w TW: Attila. To oznaczało, że obrońcy dysponowali barykadami i innymi środkami obronnymi. Na szczęście zdążyłem zbudować nieco wież oblężniczych, co znacznie ułatwiło mi zadanie. Moje siły zregenerowały się, nim wikinski watażka powrócił, po wyeliminowaniu go zacząłem robić porządki w tej prowincji i wyruszyłem na południe, by zająć resztę kontrolowanych przez wroga osad, już w kolejnej. Wtedy jednak pojawił się nowy wróg, kolejna wikińska wyprawa wojenna, która zmierzała ku wybrzeżu. Zawróciłem, dopadłem ich na morzu. Do walk morskich nie służą w tej grze osobne floty, walczą ze sobą oddziały z armii na okrętach transportowych - co również jest elementem historycznym, bo nikt na Wyspach w tych czasach nie miał marynarki.

Na tych wydarzeniach zakończyła się moja rozgrywka, bo czas był już jechać na lotnisko. Artykułu jednak nie kończę, bo pozostała jedna ważna sprawa do omówienia. Każda grupa kulturowa w A Total War Saga: Thrones of Britannia posiada odmienne budynki, ale jednocześnie nie ma w zasadzie żadnych problemów z wykorzystywaniem cudzych. Zdobywając Dyflin stałem się posiadaczem wikińskiego portu i mogłem go normalnie używać. Ogólnie budowli jest mnóstwo, chyba więcej niż w jakiejkolwiek grze od Creative Assembly. Wynika to z tego, że wiele mogą wznosić konkretne kultury (dla mnie takim unikatem były klasztory), do tego mniej ejst konstrukcji uniwersalnych. W konkretnych osobach wznosimy na przykład klasztory pod wezwaniem konkretnego świętego, tam gdzie historycznie one powstały. Mapa obejmuje jedynie Wyspy, ale jest niesamowicie szczegółowa - wystarczająco duża, by bawić się długo i ciągle odkrywać coś nowego. Podobno nie podjęto jeszcze decyzji na temat potencjalnych DLC (i czy takowe będą w ogóle). Premiera gry zaplanowana jest na 19 kwietnia, niemal na pewno bede mógł ją porządnie przetestować odpowiednio wcześniej - CA i SEGA nie mają problemów z wcześniejszą wysyłką kopii recenzenckich i nie każą z recenzjami zwlekać do dnia premiery.

Komentarze
1
Usunięty
Usunięty
03/02/2018 17:12

QUOTE: CA i SEGA nie mają problemów z wcześniejszą wysyłką kopii recenzenckich i nie każą z recenzjami zwlekać do dnia premiery. Taaa, warto jednak zauwazyc, ze nie wysylaja kopii recenzenckich osobom/pismom/instytucjom, ktore wczesniej osmielily sie ich krytykowac. Czasami tez oferuja konkretne cenniki za "korzystne przedstawianie w mediach" co bylo przyczyna kilkuletniego bojkotu TotalBiscuit'a. Ich polityka jest wiec jednym wielkim kryminalem i de facto kupowaniem recenzji, co warto brac pod uwage. A faktyczna jakosc - z reguly na premiere niegrywalna (Rome 2 pozdrawia, Warhammer 2 ME pozdrawoa), setki DLC powycinanych z gry (Warhammer 1+2 pozdrawia) i bezczelne ustalanie cen jak za nowy tytul, za cos co z ledwoscia jest dodatkiem do gry.