Jeśli Tower 57 umknęło wam w natłoku jesiennych premier 2017 roku, to warto nadrobić zaległości. Zwłaszcza jeśli lubicie strzelanki w stylu retro.
Jeśli Tower 57 umknęło wam w natłoku jesiennych premier 2017 roku, to warto nadrobić zaległości. Zwłaszcza jeśli lubicie strzelanki w stylu retro.
Zabawę rozpoczynamy od skompletowania drużyny. W skład naszej ekipy wejdzie troje bohaterów wybranych spośród sześciu dostępnych postaci. Każda z nich wyróżnia się na tle pozostałych nie tylko wyglądem, ale także wyposażeniem. I tak Oficer ma do dyspozycji strzelbę, Don posiada karabin maszynowy, natomiast Szpieg robi użytek z laserowej broni. Dodatkowo poszczególni herosi otrzymują różnego typu gadżety, w tym chociażby przedmioty umożliwiające hakowanie lub odblokowanie dodatkowych przejść.
Już w tym aspekcie Tower 57 prezentuje się naprawdę ciekawie, a to jeszcze nie koniec, bo autorzy tego twin-stick shootera zaimplementowali ciekawą mechanikę związaną z kończynami naszych postaci. Dlatego też właśnie bohater nie potrzebuje nóg, żeby strzelać, bo może wręcz czołgać się po mapie, by dotrzeć do miejsca, w którym – uwaga – za odpowiednią opłatą będzie mógł owe nogi "naprawić", co pozwoli mu na znacznie swobodniejszą eksplorację lokacji, bo będzie w pełni zdrów. Skoro już o tym mowa, to warto również dodać, że gra pozwala także na modyfikowanie innych części ciała – przykładowo prawego ramienia, którego ulepszenie zwiększy zadawane obrażenia za pomocą broni palnej.
Wspomniałem już, że w Tower 57 wskrzeszanie poległych towarzyszy jest rzadkością, bo znalezienie odpowiedniego przedmiotu nie jest proste. Tak samo jak zlokalizowanie apteczek, które można podnieść lub kupić, by zregenerować energię życiową postaci. Dodając do tego niezbyt często występujące punkty kontrolne i fakt, że wrogowie praktycznie się z nami "nie cackają" otrzymujemy mieszankę wybuchową. Poziom trudności nie jest jednak przesadzony. Rzekłbym – uczciwy, ale na granicy frustracji. Zaraz po śmierci całej drużyny mamy ochotę odinstalować grę, ale nie robimy tego – dajemy sobie chwilę wytchnienia i wracamy z nadzieją, że tym razem uda się dojść choćby kawałek dalej. Tutaj każde, nawet najmniejsze osiągnięcie postępów, naprawdę daje sporo satysfakcji.
Gdyby nie liczne efekty, zaawansowany system zniszczeń otoczenia i oprawa wizualna w wysokiej rozdzielczości, można by pomyśleć, że Tower 57 zostało wydane grubo ponad 20 lat temu. Autorom ze studia Pixwerk udało się bardzo dobrze nawiązać do klasycznych strzelanek w dwóch wymiarach. Nie tylko pod względem graficznym, ale także za sprawą ścieżki dźwiękowej. Te dwa elementy budują tu naprawdę specyficzną atmosferę i sprawiaja, że ciężko nie zachwycić się klimatem panującym w dystopijnym świecie recenzowanej produkcji.