To ma być rozszerzenie?
To ma być rozszerzenie?
Klątwa Ozyrysa zapowiadana było jako rozszerzenie przede wszystkim historii opowiedzianej w Destiny 2. Nic dziwnego, że sporo osób liczyło na rozwinięcie wątku tytułowego Ozyrysa, jednej z najciekawszych postaci z pierwszego Destiny. I tu pojawia się już pierwszy zgrzyt, bo górnolotnie przedstawiana historia, którą „aż chce się odkrywać”, w Destiny 2: Klątwa Ozyrysa kończy się po 2,5 godzinach spędzonych w trybie fabularnym. Nie znajdziecie tu nic, do czego nie przyzwyczaiło już Bungie – płytkie postacie, słabo zarysowane wątki i godne pożałowania dialogi oraz scenki przerywnikowe. Nic, co w jakikolwiek sposób zachęcałoby gracza do angażowania się w przedstawione tu losy bohaterów. Nawet tytułowy Ozyrys w tym dodatku występuje zaledwie przez kilkadziesiąt minut…
Co by nie mówić o scenarzystach zatrudnionych przez Bungie do prac nad Destiny 2, tak nie można odmówić kunsztu artystom odpowiadającym za warstwę audiowizualną Klątwy Ozyrysa. Merkury, zwłaszcza przed inwazją Weksów, wygląda przepięknie i aż żal, że tak krótko mamy okazję przebywać w tych terenach. Także muzyka po raz kolejny wybija się na pierwszy plan, zapewniając niesamowite wrażenia w trakcie eliminacji kolejnych hord przeciwników.No właśnie… Klątwa Ozyrysa nie wprowadza żadnych nowych rodzajów wrogów. Wszyscy, którzy pojawiają się w grze to co najwyżej wariacja dobrze znanych Weksów, Upadłych czy sił Kombinatu. Recykling staje się zresztą jednym ze znaków rozpoznawczych Destiny. Myśleliście, że Klątwa Ozyrysa przyniesie nowe bronie i pancerze? Owszem, ale większość z nich to wariacje tego co już widzieliśmy lub wręcz żywcem przeniesiony ekwipunek z pierwszego Destiny. Liczyliście na to, że w Szturmach pojawią się nowe mechanizmy rozgrywki lub lokacje? Przygotujcie się na rozczarowanie, kiedy będziecie wykonywać niemalże to samo co w zwykłych misjach fabularnych.
W Destiny 2 pojawiła się jeszcze jedna, nowa aktywność. Nie jest to zupełnie nowy raid, zwany też Najazdem, ale jego nowa, krótsza wariacja, bardziej przypominająca prestiżowy Nocny Szturm dla sześciu osób niż to, co mogliśmy sprawdzić w Lewiatanie, Najeździe z podstawowej wersji Destiny 2. Jest tu dużo dynamicznej akcji wymagającej przede wszystkim komunikacji i zaangażowania wszystkich sześciu graczy. Odnoszę wrażenie, że nie da się tu w prosty sposób „przeciągnąć” mniej doświadczonych Guardianów. Choć od premiery dodatku minął zaledwie tydzień, i społeczność na pewno znajdzie sposób na to, jak to nowe wyzwanie pokonywać w jak najszybszym tempie.
Niestety, Klątwa Ozyrysa to jedno z mych największych rozczarowań zbliżającego się pomału do końca 2017 roku. Bungie nie tylko każe sobie płacić ponad 80 zł za zawartość, która jest kompletnie nieproporcjonalna co do ceny, ale także nie ma pomysłu na urozmaicenie rozgrywki i wciągający „end game”, który na tę chwilę składa się w większości z nużących, powtarzalnych, cotygodniowych tych samych aktywności. Szkoda, że więcej jest robione w kierunku wyciągania pieniędzy od graczy za DLC, w które i tak jeżeli chcemy kontynuować dalszą przygodę z Destiny 2 musimy zainwestować, niż w poważne zmiany, które zapewnią wiele miesięcy solidnej rozgrywki. Bo nie zmienia to faktu, że Destiny 2 to jedna z obecnie najlepszych strzelanek. Szkoda tylko, że nie bawi już tak długo.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!