Bungie dowiozło - recenzja Destiny 2

Łukasz Berliński
2017/09/15 14:00
0
0

Co by nie mówić o Bungie i Destiny, wiem jedno – z Destiny 2 spędzicie mnóstwo satysfakcjonujących godzin.

Bungie dowiozło - recenzja Destiny 2

Kto pamięta premierę pierwszej odsłony Destiny ten wie, że trzy lata temu gra na starcie bardzo rozczarowała wielu graczy, nie spełniając wyśrubowanych oczekiwań pokładanych w następcy Halo. Dopiero od momentu wydania rozszerzenia The Taken King gra nabrała rumieńców, ponownie przyciągając uwagę nieustających w boju Strażników. Nie dziwi więc, że zapowiedź wydania pełnoprawnego sequela tak rozpaliła wyobraźnie fanów online’owych strzelanek, jak i przywołała wątpliwości co do jakości nowej odsłony Destiny. Jak się okazuje, obawy były zupełnie niesłuszne.

Ten kto się uprze, dalej będzie twierdzić, że Destiny 2 to nic innego jak kolejne rozszerzenie do podstawowej wersji gry, wyciąganie pieniędzy od graczy, czy też, co najwyżej „Destiny 1.5”, a nie kolejna odsłona. I będą miały rację te osoby, bo takie wrażenie może odnieść każdy, kto w Destiny 2 nie grał, kto grał bardzo krótko lub po prostu zwyczajnie do Destiny jest uprzedzony. Nic w tym dziwnego, bowiem na pierwszy rzut oka Destiny 2 wygląda niemal identycznie jak część pierwsza (tylko ładniej) i gra się tak samo jak w „jedynce” (tylko lepiej). Gdzie więc te zmiany? Zacznijmy od tych najbardziej widocznych.

Destiny 2 wyładniało. Nie można odmówić uroku wcześniejszej odsłonie, ale widać już było w kolejnych rozszerzeniach, że poprzednia generacja konsol blokowała dalszy rozwój. Teraz nawet w 30 klatkach na sekundę i rozdzielczości Full HD gra prezentuje się dosłownie kosmicznie i zazdroszczę posiadaczom PC-tów, którzy będą w Destiny 2 grać jak przystało na dzisiejsze czasy w 4K/60 FPS. Pal licho, że sporo elementów, czy to otoczenia, czy modeli przeciwników, zostało niemal żywcem przeniesionych z Destiny i dodatków. Twórcy co chwila serwują nam takie widoki, że ciężko nie zatrzymać się na chwilę, by podziwiać obłędne tła czy projekty lokacji, czy to na planecie Nessus, księżycu IO, czy tym co zostało z Ziemi. Załączone do niniejszej recenzji zrzuty ekranu w pełni nie oddają tego, jak ta gra wygląda w ruchu, a dzięki bardzo dobrej optymalizacji ani razu nie uświadczyłem żadnych spadków płynności animacji.

Destiny 2 brzmi jeszcze lepiej. Nie wiem jak to możliwe, bo w jedynce raz, że czuło się i słyszało każdy pocisk wypluwany przez aktualnie trzymaną giwerę, dwa, muzyka idealnie wpasowywała się do tego, co akurat dzieje się na ekranie. A jednak w Destiny 2 ekipie Bungie udało się przeskoczyć wysoko zawieszoną poprzeczkę i cały soundtrack zapisze się złotymi zgłoskami w historii muzyki komponowanej na potrzeby gier wideo. W dobrych słuchawkach lub na dobrych głośnikach Destiny 2 brzmi niesamowicie, z jednym ale…

Destiny 2 posiada polską wersję językową. Z dubbingiem. Z dubbingiem, który niestety kłuje w uszy, a co gorsza nie ma możliwości jego wyłączenia bez zmiany języka konsoli. Oznacza to, że wszyscy ci, którzy liczyli na granie z oryginalnymi głosami i polskimi napisami, będą rozczarowani. Albo pełna angielska wersja, albo polska. Zapomnijcie o wersji kinowej. Podziwiam trud podjęty przez osoby odpowiedzialne za polską lokalizację, ale aktorzy znad Wisły podkładający głosy w grze nie brzmią tak dobrze, jak ich koledzy zza oceanu, a i same opisy broni w polskiej wersji mają chwilami kuriozalny wydźwięk. Wiem, że próbowano wiernie odwzorować oryginał, ale czasami dosłowność prowadzi do tego, że biegamy z „drużyną ogniową” do „punktów zapalnych”. Fajnie, że polska wersja językowa jest, pozwoli to na pewno wielu osobom pełniej obcować z Destiny 2, niemniej brak wersji kinowej i czasami usilne tłumaczenie terminów nie mających swych polskich odpowiedników uważam za sporą wadę.

Destiny 2 posiada fabułę. Twórcy w końcu zdali sobie sprawę z tego, że opowiadanie o losach przedstawionych w grze światów poprzez karty, do których dostęp mieliśmy za pomocą strony internetowej lub aplikacji na smartfony, a nie bezpośrednio w grze, nie jest najlepszym pomysłem. Przy okazji zapowiedzi Destiny 2, przedstawiciele Bungie wprost twierdzili, że w ich najnowszej produkcji fabuła będzie się wylewać z każdego zakątka i będziemy mieli jej wręcz dosyć. Przechwałki okazały się mocno na wyrost, ale i tak jest lepiej niż w części pierwszej. Z tymże lepiej, nie znaczy, że jest dobrze.

Jestem zły na Bungie, bo pierwsze godziny zwiastowały naprawdę ciekawy scenariusz. Oto Strażnicy zostali pozbawieni mocy Światła, planeta Ziemia porządnie oberwała, a za tym wszystkim stoi nowy główny antagonista Ghaul, przywódca Czerwonego Legionu, o aparycji kosmicznego, przerośniętego ziemniaka. I szczerze? Pierwsze dwie godziny kampanii zrobiły na mnie duże wrażenie. Sceny otaczającej beznadziei, w których nasz bohater pozbawiony swej mocy słania się na nogach przywoływały nawet przez chwilę The Last of Us (to bardzo luźne skojarzenie, wiem), by za chwilę wrócić na dobrze znane fanom Destiny tory – idź coś odszukaj, idź trochę zrób porządku z przeciwnikami, idź eksplorować. Szkoda, bo fabularnie zmarnowano niezły potencjał na zrobienie z Destiny wciągającej space opery, a zamiast tego dostaliśmy bardzo dobry początek, a dalej to już ten sam poziom zaangażowania gracza w losy świata, do którego przyzwyczaiło nas Destiny.

GramTV przedstawia:

Bynajmniej nie można odmówić twórcom, że się nie starali. Teraz patrole, które w poprzedniej odsłonie ograniczały się do wykonywania powtarzalnych czynności, zostały rozbite na zróżnicowane aktywności, z których duża część posiada także warstwę edukacyjną, przybliżającą światy i konflikty w Destiny. Prawda jednak jest taka, że przy całym szacunku dla scenarzystów, próba stworzenia w Destiny 2 historii angażującej gracza nie wypaliła. I paradoksalnie nie uznaję tego za wielką wadę, bo siłą napędową Destiny 2 jest gameplay. A ten…

W Destiny 2 gra się równie przyjemnie, jak nie przyjemniej co w części pierwszej ze wszystkimi rozszerzeniami. Bungie nie wprowadzało rewolucyjnych zmian, zamiast tego dużo elementów zostało udoskonalonych, dzięki czemu zachowują się one w taki sposób, w jaki powinny były od samego początku. Weźmy chociażby mapę, która w końcu jest użyteczna i pokazuje wydarzenia publiczne oraz poboczne misje i patrole do wykonania, wraz z informacją, jaka nagroda nas czeka za ukończenie wybranego zadania. W końcu też wszystkie „rzeczy do zrobienia” zostały podzielone na kamienie milowe, dzięki czemu po skończeniu kampanii gra nadal stymuluje nas do podejmowania kolejnych, coraz bardziej angażujących wyzwań w postaci Nightfalla czy Raidów. Teraz jednak jest to klarownie pokazane i nikt nie powinien mieć poczucia zagubienia w grze po zobaczeniu napisów końcowych.

Doskonale bowiem wiadomo, że cała kampania fabularna w Destiny 2 jest po to, by dobić naszą postacią do maksymalnego, 20 poziomu doświadczenia. Dla większości bowiem startem prawdziwej zabawy w Destiny 2 jest endgame. To właśnie po zakończeniu kampanii otwiera się przed nami możliwość uczestnictwa w najbardziej wymagających wyzwaniach z trybu PvE, dostęp do najlepszych broni i uzbrojenia, a także grind po coraz większy poziom Światła, który zwiększa moc naszego Strażnika w walce z najgroźniejszymi rywalami.

Niepocieszeni są Ci, których w pierwszej odsłonie trzymał losowy drop perków do broni, przez co by zdobyć upragnioną pukawkę, niektórzy gracze poświęcali dziesiątki godzin na jej poszukiwania i liczyli na łut szczęścia. W Destiny 2 każda broń ma ten sam zestaw właściwości od samego początku, przez co niektórzy już kręcą nosem, że zbyt szybko uda im się odblokować w grze wszystko. Prawda jest jednak taka, że potrzeba na to co najmniej kilkadziesiąt, jak nie grubo ponad 100 godzin. I to na jedną klasę, a tych standardowo są trzy do wyboru. Więc jeśli ktoś gra „normalnym” tempem, w Destiny 2 będzie miał na pewno co robić do czasu wydania pierwszego dodatku zapowiedzianego na grudzień. Twórcy zresztą nie zostawiają tytułu po premierze samemu sobie i mają przygotowany kalendarz nowych aktywności, które będą pojawiać się w grze w późniejszym terminie.

Spośród wielu mniejszych i większych zmian, najważniejszą i najbardziej kontrowersyjną widać w trybie PvP. Już sam fakt zmiany drzewka rozwoju umiejętności naszej postaci, wydłużenie czasu działania mocy specjalnych czy przeniesienie snajperki do kategorii broni wymagających fioletowej amunicji, czyli takiej, która na mapie pojawia się bardzo rzadko, wywołał spore kontrowersje jeszcze przed premierą gry. Co z tego wyszło w praktyce? Nie ma już miejsca na solowe popisówki, a zamiast tego silny akcent postawiono na kooperację w czteroosobowych drużynach. I według mnie to dobra decyzja, podobnie jak położenie większego nacisku na rozgrywki klanowe, bowiem Destiny 2 najlepiej smakuje w towarzystwie współgraczy, a nie będąc samotnym wilkiem.

Destiny 2 to kawał porządnej rozgrywki i strzelania w świetnej oprawie audiowizualnej. Nie ma tu mowy o drastycznych zmianach, zamiast tego twórcy skupili się na dopieszczeniu zaniedbanych elementów, bądź eliminacji niepraktycznych rozwiązań znanych z poprzedniej części. Nie wszystko się udało, ale to gra, która w odróżnieniu od pierwszej części, już w dniu premiery wciąga na długie godziny. I jeżeli tylko Bungie utrzyma formę zwyżkową, z niecierpliwością czekam na to, co nowego zaserwują nam w nadchodzącym rozszerzeniu.

8,5
Wciągająca rozgrywka na wieeeele godzin
Plusy
  • Świetny gameplay
  • Aktywności zapewniające rozrywkę na wiele godzin
  • Liczne usprawnienia interfejsu i mechanizmów rozgrywki
  • Oprawa audiowizualna
Minusy
  • Polska wersja językowa
  • Uproszczenie rozwoju postaci
  • Zmarnowany potencjał kampanii fabularnej
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!