Dunkierka to doskonały film, chociaż nie dla mnie

Kamil Ostrowski
2017/07/21 16:30
2
0

Dunkierka jest świetnie zrobiona, obiektywnie bardzo dobra i chociaż mnie nie zachwyciła, to do kina musicie iść.

Dunkierka to doskonały film, chociaż nie dla mnie

Głupia sprawa przyznam. Analizuję sobie w myślach Dunkierkę i wychodzi mi na to, że powinien być to świetny film. Ba, to jest świetny film! I już po przeczytaniu napisanej na świeżo recenzji wychodzi mi, że go głównie chwalę, podczas gdy w kinie nie czułem przesadnego zachwytu. Przelewając myśli na papier nie mogłem jednak nie docenić kunsztu reżysera i odważnego podejścia do procesu twórczego na naprawdę wielu płaszczyznach. Niestety, tam gdzie rozum nie wyraża żadnych wątpliwości, tam do głosu dochodzi serce, które zwyczajnie nowego filmu Christophera Nolana nie poczuło. Co mam więc z tym fantem zrobić? Muszę starać się być w miarę obiektywny, pozostając wiernym sobie. No cóż, spróbujmy.

Jest za co chwalić Dunkierkę. Reżyser wykorzystuje całe swoje instrumentarium, tak pieczołowicie szlifowane w świetnych poprzednich filmach. Mamy więc fabułę prowadzoną trój, a na upartego nawet czterotorowo. Historyczne wydarzenia ewakuacji brytyjskiej i francuskiej armii obserwujemy z perspektywy szeregowego (i jego francuskiego kumpla) starającego się znaleźć transport do domu, pilota myśliwca walczącego z Luftwaffe o kontrolę nad przestrzenią powietrzną i załogi prywatnej łodzi, która zmierza w stronę tytułowej Dunkierki aby pomóc w ewakuacji. Czwartą „nibyperspektywą” jest punkt widzenia dowództwa, nazwijmy go punktem strategicznym. Tutaj trzeba poczynić uwagę, że żadna z postaci w filmie nie zapada w pamięć, ani nie wyróżnia się niczym szczególnym, wobec czego brakuje im charakteru. Wyjątkiem jest tutaj postać pilota, grana przez Toma Hardy’ego. Nie wiele trzeba było, żeby nadać mu jakiegoś rysu – ot, kredą zapisuje sobie pozostałą ilość paliwa. Reszcie tego brakuje i zupełnie nie wiem dlaczego. Reżyser postawił na prostotę czy wręcz anonimowość. Rozumiem, że celowo nie nadał zbyt wielu kolorów bohaterom, aby sprawić, że staną się oni uniwersalni. Są swego rodzaju „everymanami” w których buty łatwo byłoby nam wejść – stąd też obsadzenie głównych ról trochę mniej znanymi aktorami (wyjątkiem jest wspomniany Tom Hardy). Mnie osobiście ten manewr trochę zepsuł odbiór Dunkierki, ale dużo zależy tutaj od wrażliwości widza.

Nie można natomiast obrazowi Christophera Nolana odmówić widowiskowości i kunsztu w tworzeniu napięcia i malowania obrazu wojny. Momentami siedziałem jak na szpilkach. Montaż, kolejne ujęcia, zatonięcia statków, walka o oddech, o przedostanie się do drzwi i uniknięcie śmierci ukształtowano w taki sposób, aby maksymalnie spotęgować wrażenie wojennej paranoi. Bohaterowie nerwowo spoglądają w stronę schodów prowadzących na pokład statku. Żołnierze kulą się na molo, wsłuchując się w ryk silników niemieckich samolotów. Spojrzenia żołdaków ukrytych w kutrze, ostrzeliwanych przez Niemców latają nerwowo na wszystkie strony. Topielcy, ludzie zmiażdżeni przez walące się konstrukcje, trzęsący się z zimna, desperacko szukający ratunku -te obrazy zostają z widzem na długo po seansie.

Kolejna interesująca rzecz w Dunkierce, to jak zaprezentowano tutaj piekło wojny. Nolan prezentuje zupełnie niekonwencjonalne podejście, bo atakujących Niemców nigdy tak naprawdę nie widzimy z bliska. Ich ataki to spadające bomby, padające z powietrza salwy czy torpedy łodzi podwodnych. Wróg jest machiną, okolicznością, czymś odległym, niemalże nadprzyrodzonym, niczym żywioł, albo zjawisko pogodowe. Wojna w Dunkierce to nie pojedynek, ani mierzenie się z przeciwnikiem. To rzeź, a w zasadzie przemysł, a człowiek to tylko miejsce do obsadzenia. Czasami jest się po stronie zwycięzców, innym razem przegranych, ale w każdym wypadku jednostka nie ma wpływu na to co się dzieje. Wojna to kolos, którym sterują siły potężniejsze niż jakikolwiek jeden człowiek. Skoro się ewakuujemy, to się ewakuujemy. Skoro atakujemy, to atakujemy, ale wpływ mamy tylko na swoje najbliższe otoczenie. Bohaterstwo na wojnie jest dozowane.

GramTV przedstawia:

Technicznie Dunkierka to bez wątpienia najlepszy film Christophera Nolana, co do tego nie ma wątpliwości. Minimalistyczne zdjęcia ocierają się o czysty artyzm – czasami na ekranie widocznych jest zaledwie parę przedmiotów, a prawie zawsze ujęcia są bardzo czyste i czytelne. Montaż i praca kamery to czysta perfekcja – szczególnie wyraźnie czuć to było w scenach walk powietrznych. Wisienką na torcie jest świetna jak zawsze muzyka Hansa Zimmera, która dokłada swoje trzy grosze w kwestii budowania napięcia.

Okej, jeżeli jest tak pięknie, to dlaczego napisałem na początku teksu, że filmem zachwycony nie jestem? Powiem prosto z mostu – rozumiem co reżyser próbował osiągnąć w Dunkierce, ale odarcie filmu z fabuły, z charakterów postaci i z dialogów moim zdaniem skutkowało tym, że seans był momentami zwyczajnie nudny. Miałem wrażenie, jakby Dunkierka była zbitkiem kilku filmów krótkometrażowych, w których z natury rzeczy mniej uwagi poświęca się historii, niż pełnoprawnym obrazem. Kiedy pod lupę bierzemy wycinki Dunkierki, jest naprawdę dobrze – jest wyśmienicie. Koncepcja stworzenia filmu uniwersalnego, właśnie poprzez odarcie go ze skomplikowanej charakterologii i tradycyjnego biegu akcji na papierze to odważny i dobry pomysł. Niestety, ja tego nie kupiłem. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że wiele osób odbierze to inaczej – dlatego nie traktujcie moich zastrzeżeń jak słów wyroczni.

Nie pozwólcie, żeby poprzedni akapit Was zniechęcił i idźcie na Dunkierkę. Pomimo tego, że film mnie osobiście nie zachwycił, to jestem w stanie docenić jego kunszt i wiem, że na większości z Was zrobi ogromne wrażenia. Zdaje się zresztą, że jestem w swoim zdaniu koszmarnie odosobniony, sądząc po recenzjach krytyków, ale też opiniach widzów. Pamiętajcie tylko, że jeżeli w Waszej okolicy jest IMAX, to celujcie właśnie w seans na takim ekranie. I za nic nie wybierajcie kina, które oszczędza na prądzie w głośnikach. Na koniec moja osobista prośba – dajcie znać w komentarzach jak Wam się podobało, bo jestem ciekaw czy tylko mi nowa wizja Nolana trochę „nie leży”.

Komentarze
2
de_jesus
Gramowicz
31/07/2017 18:19

O dźwięku mało napisałeś. Na mnie ten element zrobił największe wrażenie. Pomysł na ścieżkę dźwiękową i perfekcyjne pomontowanie tego z obrazem to jest dopiero mistrzostwo i daje jakieś + 200 do klimatu. Generalnie rozumiem Twoje odczucia. Przez chwilę miałem trochę podobne wrażenia, ale po zastanowieniu się doszedłem do wniosku, że to się bierze stąd, że nie dostałem tego, do czego przyzwyczaiło kino. Nowe podejście jest udane, więc zapisuję to na plus i zastanawiam się, czy nie wybrać się do kina ponownie.

Usunięty
Usunięty
23/07/2017 18:56

Przejmujący, po wczorajzym seansie nie mogę jeszcze dojść do siebie. Dzisiejszej leniwej niedzieli przy książce towarzyszy mi w tle soundtrack...coś pięknego. ...no i Tom "Bane: Hardy udowodnił, że najlepsze role gra w masce ;)