Rybne skoki wzwyż - recenzja Magikarp Jump

Piotr Nowacki
2017/06/06 16:00
1
0

To nie jest hit na miarę Pokemon Go.

Pokemon Go w ubiegłym roku szturmem wzięło graczy na całym świecie i zachęciło ich do przemierzania świata w poszukiwaniu wirtualnych potworów. Ten sukces był tylko chwilowy - po pierwszym zauroczeniu większość graczy porzuciła grę, między innymi dlatego, że gra tak naprawdę oferowała relatywnie niewiele poza możliwością chodzenia i zbierania Pokemonów - wciąż nie ma tak podstawowej funkcji, jak możliwość bezpośredniego zmierzenia się z innymi graczami.

Nowa gra na smartfony w świecie Pokemonów nie próbuje jednak w żaden sposób naśladować ubiegłorocznego hitu. Magikarp Jump osadzone jest w miasteczku, którego mieszkańcy mają obsesję na punkcie tego bezużytecznego w walce Pokemona. Organizowane są w nim specjalne zawody, w których zawodnicy wystawiają przeciw sobie swoje poke-ryby, a wygrywa ta, która skoczy najwyżej. Naszym zadaniem jest oczywiście wytrenowanie Magikarpia (w związku z tym, że to słowo nie jest notowane przez polskie słowniki, pozwolę sobie je odmieniać analogiczne do polskiego karpia), który podbije niebiosa i pokona wszystkie sześć dostępnych w grze lig. Rybne skoki wzwyż - recenzja Magikarp Jump

Sama rozgrywka opiera się na prostym schemacie. Naszym mentorem jest burmistrz Karp - emerytowany trener Magikarpi. Po wprowadzeniu w tajniki ligi, otrzymujemy wędkę z pokeballem zamiast haczyka. Statystyki naszej ryby zwiększamy karmiąc ją owocami pływającymi w stawie oraz wysyłając na treningi. Gdy Magikarp będzie wystarczająco skoczny, możemy go wystawić w rozgrywkach ligowych.

Już po kilku minutach zabawy można zauważyć, że gra jest szalenie mało interaktywna. Samo starcie z przeciwnikiem ogranicza się do wydania pokemonowi komendy "Jump!", całą resztę roboty wykonuje nasza ryba. Podobnie jest z treningami - po naciśnięciu przycisku odpowiedzialnego za trening, odpowiednie ćwiczenie jest losowane automatycznie, a my się możemy jedynie przyglądać, jak magikarp szlifuje formę. Najbardziej angażującą czynnością w grze jest tak naciskanie palcem owoców, aby nakarmić nimi pokemona.

GramTV przedstawia:

Pewnym ubarwieniem są losowe zdarzenia, które mogą się pojawić po treningu lub potyczce ligowej. Możemy napotkać np. naszego fana, który, by okazać swoje uznanie, wręcza nam kilka monet czy też burmistrza Karpa oferującego masaż dla naszego podopiecznego. Jednak większość z tych spotkań się powtarza i w dużym stopniu one również ograniczają się do klikania "dalej", więc nie są w stanie przełamać rutyny rozgrywki.

Jak to przystało na grę free to play, pojawiają się mikropłatności. Nie są one na szczęście szczególnie uciążliwe. Możemy dokupić z ich pomocą przedmioty skracające czas oczekiwania na nowe punkty treningowe lub elementy wyposażenia naszego stawu, które dają drobne bonusy (takie jak dodatkowe jedzenie lub punkty doświadczenia), ale nie są one w żadnym wypadku niezbędne do dalszej zabawy.

Największym plusem zabawy jest humor - począwszy od absurdalnego konceptu ligi skaczących Magikarpi przez zabawne (przynajmniej za pierwszym razem) losowe spotkania aż po niedorzeczne treningi. Jednak nawet to nie jest w stanie uratować nudnej rozgrywki, która dość szybko zmienia się w bezlitosny grind. Dlatego też zamiast instalować tę grę i marnować na nią czas, lepiej jest po prostu obejrzeć doskonały teledysk reklamujący Magikarp Jump.

5,0
Urocze, ale nudne.
Plusy
  • całkiem ładna
  • humor
Minusy
  • konieczny grind
  • brak urozmaicenia rozgrywki
  • prawie zerowa interaktywność
Komentarze
1
Usunięty
Usunięty
11/06/2017 09:10

Włąściwie to nigdy nie spotkałem się z formą "Magikarpia", raczej "Magikarpa, ale to odosć ciekawe podjeście i z punktu widzenia poprawnosći jezyka faktycznie chyba forma -karpia jest bardziej poprawna. Co do Magikarpa to zawsze mnie śmieszył podobnie jak dzikozłapane Metapody i Kakny (w grach na GB te złapane jako Caterpie i Weedle miałyy Tackle z poprzedniej formy, czy Abry). O ile robaki są takie sobie to Alakazam i Gyrados są potężnymi Pokami, ktróe na początku trenowałosie metodą "pokaż przeciwnika i zmień na coś co potrafi zrobić cokolwiek sensownego". Cóż, przynajmniej karpik nie uciekał po zranieniu :)