W końcu prawdziwi wikingowie. Już graliśmy w Expeditions: Viking!

Sławek Serafin
2017/01/19 20:32
3
0

„W zawodzie wikinga najbardziej cenię sobie gwałcenie” rysował kiedyś wieszcz Mleczko. A my już wiemy, ile gwałtów będzie w Expeditions: Viking.

Expeditions: Conquistador, pierwsza gra małego duńskiego studia Logic Artists, przeszła trochę bez echa. Nie dlatego, że była słaba, bo nie była wcale. Wręcz przeciwnie, nie dość, że w ciekawy sposób zajmowała się bardzo nietypowym tematem historycznym, to jeszcze była naprawdę fajnie pomyślana i poukładana. Ale jakoś nie zdołała porwać za sobą tłumów jak inne, lepiej promowane i szerzej komentowane niszowe gry fabularne. Szkoda, bo wcale jej się nie należało pozostawanie w cieniu. Na szczęście udało się konkwistadorom zarobić wystarczająco dużo pieniędzy, by Duńczycy mogli wyruszyć w kolejną wyprawę, tym razem już w tradycyjnym dla siebie stylu.

W końcu prawdziwi wikingowie. Już graliśmy w Expeditions: Viking!

Przygodę zaczynamy na stypie ojca naszego, porywczego władyki, który nieszczególnie przejmował się losem swoich poddanych, za to był żywotnie zainteresowany tym, jak się wiedzie sąsiadom bliższym i dalszym. Niestety, jego łupieżcze wyprawy skończyły się dla niego dość pechowo i tragicznie. I schedę musimy przejąć my, młodzi, niedoświadczeni i niezbyt szanowani jeszcze potomkowie. Expeditions: Viking zaczyna się dość banalnie, to prawda. Ale między innymi właśnie to mi się w tej grze podoba. Że jest taka… zwykła. Przyziemna. Nie ma tu czarnoksiężników, smoków, czarnych słońc i innych rekwizytów rodem z kiepskiego fantasy. Pewnie dlatego, że to w ogóle nie jest fantasy. Podobnie jak Expeditions: Conquistador, Vikings jest stuprocentowo historyczne. No dobrze, może nie tak naprawdę w stu procentach, z dbałością o szczegóły godną profesorskich głów specjalizujących się w przełomie IX i X wieku naszej ery, ale wystarczająco. W zupełności wystarczająco, żeby było fajnie. Nie aż tak fajnie jak w serialu o Ragnarze… ale blisko.

Expeditions: Viking bardzo się stara być niezłym RPG. Już na początku, czyli w rozbudowanym prologu, czy też samouczku, którego akcja rozgrywa się w Danii, możemy pobawić się nie tylko w całkiem przyjemne dialogi czy też niejednoznaczne moralnie wybory, ale też w sympatycznie zwyczajne misje czy też interakcje z barwnymi, ale nie infantylnie przerysowanymi bohaterami drugoplanowymi. I w walki też. W dużo walk. Nowe Expeditions mordobiciem stoi, podobnie jak poprzednie, hiszpańsko-amerykańskie. Tam też taktyczne starcia, rozgrywane przepysznie w klasycznych turach, obudowane całą masą dodatkowych zdolności i zasad, których by się nie powstydziły stare XComy czy Jagged Alliance, składały się na szkielet gry. Na nim budowano całą resztę. Tym razem jest tak samo. Starcia są częste i, co ważne, odpowiednio trudne. Nie zbyt trudne, ale na tyle wymagające, by w grze pojawiły się emocje oraz satysfakcja z pokonania wrogów. Zwłaszcza, jeśli nikt z naszych przybocznych w trakcie nie ucierpiał, albo też, nie daj Thorze, zginął. Wiadomo, wszyscy skubańcy pchają się do tej Valhalli, ale zasadniczo zależy nam na tym, żeby do niej trafili później, niż prędzej. Dużo później. Najlepiej dopiero, jak już wrócimy z nimi z wyprawy na tajemniczą, bogatą, zieloną wyspę na zachodzie, o której się słyszy te legendy wszystkie.

GramTV przedstawia:

Sercem Expeditions: Viking będzie oczywiście właśnie wyprawa do Brytanii. Zabawa w Danii to tylko przedsmak i wprawka. I to całkiem przyjemna, gdyby ktoś mnie pytał o zdanie. Nie miałem czasu wgryźć się tak na serio w danie główne, czyli zamorskie perypetie naszych bohaterów, ale z tego co widziałem, wyglądały mi na lepiej zorganizowane i pomyślane, niż te w Expeditions: Conquistador. A tam przemierzanie i podbijanie Meksyku było naprawdę przednią zabawą. To znaczy, tak mi się wydaje. Może dlatego, że lubię historię i wolę mieć z nią do czynienia, niż z wydumanymi, najczęściej dziecinnymi i śmiesznymi w swojej pretensjonalnej powadze światami fantasy. Seria Expeditions podchodzi do tematu bardziej trzeźwo, bardziej realistycznie. I to mi się w niej podoba. Ludziom trzeba płacić, trzeba ich karmić, trzeba uważać, żeby nie padli na nos ze zmęczenia i żeby, uchowaj Odynie, nie sczeźli na jakieś choróbsko czy też od innej ciężkiej rany w boju odniesionej. I żeby się na nas nie pogniewali. Interakcje z naszymi przybocznymi może nie wspinają się na wyżyny taniej afektacji, jak w grach jakiegoś BioWare, ale to chyba lepiej właśnie, nie? Normalni ludzie, normalne problemy, normalne dylematy. To takie świeże.

Ogólnie całe Expeditions: Viking pachnie świeżością, jak słona bryza od Morza Północnego. W czasie kilku godzin sprawdzania wczesnej wersji nie widziałem tu niczego, co by mi się nie podobało. Fabuła trzyma poziom, bohaterów da się lubić, walki się nie nudzą, a przy elementach RPG jest sporo obsesyjnie natrętnego dłubania, które lubi każdy poważny fan gatunku. Wizualnie gra na kolana nie rzuca, ale prezentuje się wystarczająco atrakcyjnie jak na mój gust. Nie każde RPG musi być od razu Wiedźminem. Są i takie, które, jak na przykład Age of Decadence, są przemistrzowskie, mimo odrażającego wyglądu. Czy Expeditions: Viking też będzie zaliczać się do tej kategorii? Nie wiem. I nie obchodzi mnie to w zasadzie. Ja bym w to grał jak głupi i tak, choćby tylko dlatego, że to nowa gra od ludzi, którzy mieli odwagę zrobić coś takiego, jak Expeditions: Conquistador. A teraz już się przekonałem, że wszystko wskazuje na to, że jest od swojej poprzedniczki lepsza. Dlatego się jej jakością nie martwię w ogóle. Przejmuję się czymś innym. Mianowicie tym, że Expeditions: Viking, które prawie na pewno będzie solidnym i wartym uwagi niszowym RPG, znów przejdzie bez echa, jak pierwsza gra. Nie zasługuje na to. Na takie pozostawanie w cieniu. Należy się tej grze popularność. Może nie wielka, może nie szalona, ale na pewno większa, niż poprzedniczce, pominiętej i niedocenionej. I za to, żeby wikingowie sobie tę popularność zdobyli, będę trzymał kciuki. Tyle kciuków odrąbanych toporem tym wątłym chrześcijanom, ile tylko zmieszczę w sakwie. Tej mniejszej. Większe są na zrabowane dobra. Jest się w końcu tym wikingiem, nie? I trzeba mieć jakieś zasady oraz priorytety.

Komentarze
3
Usunięty
Usunięty
20/01/2017 17:16

Podobnie jak Expeditions: ConquistadorVikingsjest stuprocentowo historyczne No nie byłbym taki pewien. Tam były czary a w jednym miejscu mogłeś spotkać preazteckie bóstwo xD

Usunięty
Usunięty
20/01/2017 16:31

Jak dla mnie Expeditions: Conquistador.to była jedna z fajniekszych gierek w jakie grałem rok temu. Jesli ten tytuł będziepodobny to z pewnościa zagości na moim stimie :P

Pajonk78
Gramowicz
20/01/2017 08:50

"... nie daj Thorze..." - a nie Odynie przypadkiem? Chyba, że chodziło o rym. :P




Trwa Wczytywanie