Co napisać o Wołyniu, skoro brak mi słów?

Kamil Ostrowski
2016/10/08 14:00
6
0

Nowy film Wojciecha Smarzowskiego to emocjonalna sauna, która oczyszcza, ale i dusi. To dzieło bolesne i genialne.

Co napisać o Wołyniu, skoro brak mi słów?

Przenieśmy się na koniec seansu. Światła się zapaliły, na ekranie wyświetlają się napisy końcowe. W tle przygrywa dramatyczna, minimalistyczna ścieżka dźwiękowa. W takiej sytuacji zwykle widzowie zbierają się już żwawo, chcą uniknąć kolejek do wyjścia, albo po prostu chcąc wyjść szybciej z kina, spiesząc się do domu. Ktoś żartuje, dookoła rozmowy o filmie. Nie tym razem. Po projekcji nowego dzieła Wojciecha Smarzowskiego sala przez dobrą minutę jeszcze siedziała prawie nieruchomo. Po chwili część osób zaczęła się powoli zbierać, ktoś parę słów przyciszonym głosem. Urwane zdania, albo prośby „podaj kurtkę”, „przepraszam, mogę?”, nie więcej. Rozejrzałem się po sali i widziałem publiczność równie mocno poruszoną co ja sam. Wszyscy czuliśmy, że należy zachowywać się z szacunkiem. Doświadczyliśmy bolesnego, koszmarnie wiernego obrazu, będącego hołdem dla ofiar nieludzkiej rzezi. To było ich memorandum, jak uroczysty pogrzeb, którego wreszcie się doczekali.

Jeżeli widzieliście zwiastun Wołynia, a pewnie nie omieszkaliście, to pewien zarys fabuły znacie. Polska chłopka Zofia kocha się w młodym Ukraińcu Petrze. Miłości staje na drodze fakt, że jej ojciec daje się przekabacić sołtysowi – Maciejowi, który potrzebuje żony do dzieci z poprzedniego małżeństwa i do roboty w swoim sporym gospodarstwie. Sądzicie pewnie, że wątek romantyczny w Wołyniu odstaje od właściwej linii fabularnej, ale to mylne wrażenie – miłość odgrywa tutaj ważną rolę, chociaż rzecz jasna happy endu nie ma się co spodziewać w filmie o okrutnym i masowym ludobójstwie.

Smarzowski od pierwszych minut filmu powoli buduje napięcie. Zaczyna się od wesela siostry Zofii z innym Ukraińcem. Śpiewy, folklor i generalna radość dwóch narodów mącone są jednak incydentami, które zwiastują przyszłą tragedię. Ukraińcy narzekają na uprzywilejowaną pozycję Polaków, podpici stają się głośniejsi i śmielsi. Nacjonalizm podnosi łeb, krzewiony przez banderowskiego rekrutera, sączącego jad do uszu podatnych pobratymców. Żeby przekabacić niektórych wystarczy pokazać bogactwo „Lachów”. Banderowcy zbierają się w bandy, które zmuszają przestrachem do posłuszeństwa niepokornych pobratymców. Skoordynowane działania trafiające na podatny grunt, na pustkę która wytworzyła się po upadku drugiej Rzeczypospolitej. Obłęd nie rodzi się jednak z dnia na dzień.

Sądziłem, że po seansie będę czuł nienawiść do Ukraińców. Nie jest tak. Czuję nienawiść do banderowców i wszelkich faszystowskich organizacji, które wykorzystują niezdecydowanie i bierność „milczącej większości”. Ten gniew leży jednak gdzieś w tle, przytłumiony wielkim współczuciem i żalem po ofiarach tego szaleństwa. Banderze i jego pomiotom (niech ich piekło pochłonie) udała się sztuka niebywała. Udało im się zinstytucjonalizować okrucieństwo. O ile Niemcy zabijali metodycznie i funkcjonalnie, a Rosjanie mordowali kogo popadnie z czystej fantazji (co również jest pokazane w filmie), tak Ukraińcy taplali się w okrucieństwie. Mordowali okrutnie, gdy wcale nie wymagały tego okoliczności. Czerpali przyjemność z zadawania bólu. Nie wystarczyło im samo zabijanie. Oni chcieli okaleczać, obdzierać ze skóry, nabijać niemowlęta na widły na oczach rodziców, palić żywcem, rozrywać końmi. Smarzowski nie zawahał się pokazać tego w Wołyniu, a sceny te naprawdę mrożą krew w żyłach. Metod zabijania i męczenia banderowcy mieli zresztą więcej, żeby wymienić tylko niechlubny „polski krawat” polegający na wyciągnięciu języka przez poderżnięte gardło (przytyk do „wielkopaństwa” Lachów).

GramTV przedstawia:

Smarzowski zadaje pytania, na które odpowiada tylko częściowo. Jak można było tak wielką rzeszę ludzi przekonać do zachowania tak bestialskiego? Reżyser podaje nam informacje, daje nam obraz ówczesnej rzeczywistości i pozwala wyciągać swoje wnioski. Czy to wojna tak znieczuliła ludzi? Czy to ludzka zawiść? Czy to Stepan Bandera? Czy to inspiracja ze strony okupantów? Pewnie wszystko po trochu.

Wołyń obfituje w napięcie. Sielanka kończy się bardzo szybko, a z czasem napięcie rośnie wraz z kolejnymi znakami wskazującymi na nadchodzący kataklizm, które z czasem przeradzają się nawet w pojedyncze mordy. Wreszcie wydarzenia nabierają tempa i szybko materializują się w formie niewyobrażalnej wręcz orgii przemocy, która naprawdę mrozi krew w żyłach. Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek mógł pozostać nieczuły na Wołyń.

Realizacja filmu jest absolutnie perfekcyjna. Od pięknych zdjęć, świetną scenografię, kostiumy, muzykę, reżyserię montaż, aż po grę aktorską, która wykracza właściwie poza sztukę „gry”. Aktorzy po prostu stali się ludźmi z Wołynia. Świetna realizacja sprawiła, że mocny przekaz stał się maksymalnie wiarygodny.

Smarzowski stworzył film genialny. Pełne, wyczerpujące świadectwo straszliwych wydarzeń. Nadający historii właściwy kontekst. Nie przemilczający niczego, włącznie z odwetowymi akcjami Polaków. Reżyser nie przepuścił żadnej okazji, żeby pokazać dramat tamtych czasów, dramat czasów, gdy nie tylko śmierć, ale i okrucieństwo oswojono. Ten film jest równie ważny dla Polaków, co dla Ukraińców. Tym ostatnim powinien przypominać o tym, jak ważny jest odpowiedni dobór bohaterów narodowych. Jak nieprzyzwoite jest wychwalanie banderowców. Polaków film musi natomiast uczyć o szacunku do ofiar i baczności w mrocznych czasach. Uniwersalne przesłanie Wołynia jest jednak chyba najważniejsze - nie dać dojść do głosu fanatykom, a zło nazywać złem, nieważne jakie usprawiedliwienie znajdzie.

Komentarze
6
ribik
Gramowicz
09/10/2016 17:14

Rany które z zewnątrz się zagoiły nadal bolą

One_of_the_Many
Gramowicz
09/10/2016 12:20

> Nie potrafię zrozumieć, jak można być tak okrutnym wobec drugiego człowieka,> w dodatku nie jakiegoś anonimowego, tylko wobec sąsiada, którego znało się od lat i z> którym dzień wcześniej się biesiadowało. Bezsens ludzkiego okrucieństwa zawsze mnie przeraża.Ano zawsze tak samo. Najpierw zaczynamy od podziału na "ich" i "nas". Czy to ze względu na religię, kolor skóry, pochodzenie czyt barwę szalika. Następnie trzeba podsycić gniew albo strach, najłatwiej jeśli można wypominać jakieś krzywdy, albo uogólniając jakiś pojedynczy występek na całą przeciwną grupę. Potem dehumanizacja przeciwnika i dalej samo się zrobi. Wystarczy się obejrzeć wokół, cały czas mamy do czynienia z tym procesem.

Usunięty
Usunięty
09/10/2016 09:21

Byłem wczoraj w kinie na "Wołyniu". Niby film zaczyna się sceną wesela, ale mimo to siedziałem jak na szpilkach, bo od samego początku jest wyczuwalne napięcie i zbliżająca się tragedia. Film sprawił, że cały czas w siedziałem w fotelu poddenerwowany i zestresowany. Są ludzie, których nic nie rusza, żaden nawet najbardziej potworny obraz. Ja jednak jestem dosyć "wrażliwy" i uwierzcie mi, są w filmie sceny, kiedy dorosłemu facetowi włos się jeży, po plecach przebiega dreszcz, odwraca wzrok i ze strachu wbija się w fotel tak głęboko, że go nie widać. Nie potrafię zrozumieć, jak można być tak okrutnym wobec drugiego człowieka, w dodatku nie jakiegoś anonimowego, tylko wobec sąsiada, którego znało się od lat i z którym dzień wcześniej się biesiadowało. Bezsens ludzkiego okrucieństwa zawsze mnie przeraża. W filmie jest to podane w dość naturalistyczny sposób. Na Ukrainie banderowcy są bohaterami, jeśli bohaterstwem jest rąbanie siekierami niewinnych kobiet, dzieci i mężczyzn, to żyjemy w chorym świecie. Atmosfera na sali kinowej po seansie była dokładnie taka, jak opisuje autor recenzji w pierwszym akapicie. Film jest potworny, oczywiście nie pod względem wykonania, tylko tego co przedstawia. Byłem tymi obrazami tak przytłoczony, że po powrocie do domu musiałem walnąć kielicha...




Trwa Wczytywanie