Być jak nindża - recenzja Aragami

Zbigniew Trzeciak
2016/10/09 15:00
1
0

Czy Hiszpanie mogą coś wiedzieć o Japonii?

Być jak nindża - recenzja Aragami

Pamiętam swoje zaskoczenie filmem Truman Show. Idąc do kina nie wiedziałem o tym filmie nic, po tytule domyślając się, że może będzie to coś o jednym z amerykańskich prezydentów. Po seansie byłem zachwycony, w dużej mierze dlatego że wszystko mnie zaskoczyło, że cieszyłem się każdym odkrywanym elementem fabularnym. Bez oczekiwań, bez uprzedzeń.

Coraz częściej zauważam, że maszyny PR-owe wielkich tytułów robią – w moim prywatnym odczuciu – więcej złego niż dobrego. Jestem oczywiście przekonany, że za nakładami na reklamę idą wymierne wyniki finansowe, ale idą też za tym coraz częstsze rozczarowania. Watch Dogs miało być ładniejsze, No Man's Sky bardziej intrygujące, i tak dalej. Siadając do każdego z tych tytułów wiedziałem czym chce mnie zauroczyć, zamiast więc z radością na twarzy odkrywać, ze zmarszczoną brwią poddawałem krytyce.

A potem pojawia się taka gra jak Aragami i pokazuje, że tytuły potrafią bronić się same. Świetnie zaprojektowaną rozgrywką, czarującym światem gry, opowieścią, która ciągnie przez kolejne rozdziały.

Produkcja hiszpańskiego studia Lince Works pozwala nam się wcielić w tytułowego bohatera, który na potrzeby fabularne gry zostaje duchem zemsty. Niejaka Yamiko potrzebuje pomocy, więc wskrzesza nas rytualnymi zabiegami i prosi byśmy pomogli w walce z okupantem zwanym Kaiho, armią światła. I to właśnie walka między światłem i cieniem jest w tej grze wątkiem przewodnim.

Aragami to skradanka, w której odnajdziemy inspirację między innymi serią Splinter Cell, Assassin's Creed czy Dihonored. Tutaj głównym pomysłem na rozgrywkę jest wręcz symbiotyczne połączenie głównego bohatera z cieniem. To on daje mu energię do wykonywania kolejnych sztuczek, to on zapewnia mu schronienie i drogę przez kolejne etapy.

Podstawową mechaniką gry jest możliwość teleportacji z jednego ocienionego miejsca na inne. W ten sposób możemy dostawać się na podwyższenia, przeskakiwać (śmiercionośne dla nas) strumyki czy wymijać patrole. Drugą kluczową umiejętnością jest możliwość stworzenia tymczasowego cienia w miejscach nie wystawionych na bezpośrednie działanie lamp. W ten sposób możemy kreować swoje własne pomysły na to jak wyglądać powinna nasza trasa przez kolejną mapę.

GramTV przedstawia:

Bo w zasadzie o tym jest ta gra. O drodze. O przejściu z punktu A do puntu B, po kolei zahaczając o jakieś pomniejsze sprawunki. Naszą misją zawsze jest jednak gdzieś dojść, w czym oczywiście przeszkadzać nam będą wspomnieni już żołnierze armii światła. Gra skonstruowana jest tak, aby dać nam dwie możliwości do wyboru – albo jesteśmy cichutko i nikt o nas nie wie i wszyscy żyją, albo jesteśmy cichutko i nikt o nas nie wie i wszyscy umierają. W grze nie ma czegoś takiego jak pasek życia, jeden cios od któregoś z przeciwników – nieważne czy to będzie miecz czy strzała – oznacza koniec. Sprawia to, że nie możemy dać się wykryć i albo wszystkich sprytnie omijamy albo korzystając z kilku rozwijalnych umiejętności ekspediujemy w stronę cienia.

Aragami dużo zyskuje na skoncentrowaniu się na jedynie kilku mechanikach i doprowadzenie ich prawie do doskonałości. Sama możliwość teleportacji i cichych zabójstw daje nam władzę nad polem bitwy i możliwość skakania od wroga do wroga. Gdy włączymy w to jeszcze zastawianie pułapek, zwabianie przeciwników w konkretne miejsca czy chwilowe ich oślepianie to opcji zabawy jest mnóstwo. Na tyle dużo, że spokojne przechodzenie etapów bez zabijania wydaje się troszkę nudniejsze. Szczególnie, że raz zaalarmowani wrodzy niweczą wysiłek, bo nawet jeśli znikniemy im z pola widzenia, będą nas szukać bardzo uparcie. Jest jednak w tej grze coś takiego, co sprawia, że przechodzenie danego etapu po kilka razy nie jest męczące, a potrafi nam odsłonić oczy na ścieżki, których nie zauważyliśmy czy sekrety i elementy kolekcjonerskie, które nam umknęły.

Jednocześnie cały czas jesteśmy świadkami rozwijającej się historii Aragamiego i Yumiko. Z każdą sceną dowiadujemy się trochę więcej o przeszłości i o głównych bohaterach, a wszystko podane jest w nienachalny sposób, a ich konwersacje wydają się naturalne, zahaczając po drodze o rzeczy wzniosłe i przyziemne. Każde kolejne spotkanie jest czymś wyczekiwanym i pcha nas do przodu, nawet wtedy gdy enty raz z rzędu musimy podejść do tego samego fragmentu gry. Twórcy wykorzystali też często spotykane w grach skradankowych rozwiązanie, gdzie wielu rzeczy o otaczającym nas świecie dowiadujemy się podsłuchując konwersacje postaci na planszy. Tutaj kompletnie nie służą one naszej misji, a jedynie tłumaczą pewne zawiłości otaczającego nas świata.

Całość skąpana jest w grafice stylizowanej na japońskie anime, co w dużej mierze sprawia, że nie zastanawiamy się nad jakością cieniowania, użytymi technologiami czy jakością tekstur, a po prostu cieszymy oko świetnym projektem. Cała opowieść inspirowana jest japońskimi legendami, a na każdym kroku wprawne oko miłośnika kraju kwitnącej wiśni, odnajdzie nawiązania do historii czy opowieści z tego kraju. Jednocześnie gra rezygnuje w dużej mierze z interfejsu – poziom naładowania mocy pokazując na znakach na pelerynie naszego bohatera – co potęguje jeszcze wrażenie zanurzenia w świecie gry.

Aragami kwitnie jako suma swych części, które dają coś więcej, coś wartościowego. Skupienie się na kilku konkretnych rzeczach i zadbanie o ich jakość sprawia, że odnajdujemy się w grze szybko, a jednocześnie nie mamy zbytniego poczucia ograniczenia. Szczególnie, że zabawę możemy kontynuować w trybie kooperacji ze znajomymi. Ten tytuł jest zdecydowanie zaskoczeniem. Bardzo, bardzo pozytywnym.

8,0
Świetna i zaskakująca
Plusy
  • Świetna stylistyka
  • Bardzo wciągającarozgrywka
  • Ciekawa historia
Minusy
  • Czasami nie wiadomo jak dojść do celu
  • Małe problemy z kamerą
Komentarze
1
Usunięty
Usunięty
10/10/2016 20:49

[m-I]