Batman: Arkham Underworld, czyli dzień z życia wielkiego złoczyńcy

Katarzyna Dąbkowska
2016/08/24 12:36
0
0

Czy Turbine i Rocksteady są zadowoleni ze swojego nowego "dziecka"?

Batman: Arkham Underworld, czyli dzień z życia wielkiego złoczyńcy

Batman: Arkham Underworld wdarł się w uniwersum Człowieka-Nietoperza bardzo powolnym krokiem i w zasadzie tylnym wejściem. Grę zapowiedziano w zeszłym roku i potem informacje o niej zamilkły. Teraz nagle produkcja wskoczyła do App Store. Czyżby Turbine i Rocksteady nie byli zadowoleni ze swojego nowego „dziecka”?

Arkham Underworld ze standardowymi przygodami superbohatera nie ma w zasadzie nic wspólnego. Batmana spotykamy tutaj bardzo rzadko i to na dodatek jako naszego przeciwnika. Jak sama nazwa wskazuje, gra zabiera nas w te mroczne dzielnice Arkham, w których panują sami złoczyńcy. Współpracujemy tutaj ze znanymi ze wspomnianego uniwersum bandziorami i tworzymy swój własny świat pełen przemocy. Nie spodziewajcie się jednak standardowego mordobicia, choć tu i ówdzie wąską, mało efektowną ścieżką poleje się trochę juchy.

Gra skupia się wokół budowania podziemnego świata złoczyńców. Początkowo poznajemy jedynie jednego bandziora, jednak z czasem odblokowujemy kolejnych. Każdy z nich ma osobne umiejętności, które przydają się w wykonywaniu różnego rodzaju misji. Aby stworzyć swoje imperium zła potrzebne są dwie podstawowe rzeczy - szacunek ludzi ulicy i kasa. Te możemy uzyskać na dwa sposoby - atakując wroga lub... kupując mebelki. Nie oceniajcie, telewizor może przecież wyświetlać pokrzepiające ducha seriale dla bandziorów, prawda? Logika! Od czasu do czasu zbudujemy też ciekawy pokój, który pomoże nam w rozbudowie naszej kryjówki.

Najważniejszym elementem są ludzie. Choć tutaj bardziej pasuje słowo najemnicy - werbujemy ich, by dla nas pracowali, ale możemy wynająć tylko tylu, ilu zmieści się w jednym aucie. I tutaj, nie zdziwcie się, to naprawdę działa - im grubsza postać, tym mniej miejsca w samochodzie. Postacie są raczej mało ciekawe i nie są zbyt silne jak na zdobywany przez nas poziom. No, chyba że sięgniecie po portfel, oczywiście.

Zastanawiacie się pewnie - gdzie Batman w tej całej konstrukcji. Otóż pojawia się od czasu do czasu, żeby nas zgładzić, a naszym zadaniem jest odparcie jego ataków. Dzieje się tak jednak rzadko i mniemam, że superbohater po prostu stwierdził, że przyjdzie taki czas, kiedy złoczyńcy wykończą się sami. I tak w zasadzie jest, bo na wszystko musimy tutaj czekać. Początki, jak w każdej grze free2play, są bardzo przyjemne, przechodzimy przez kolejne poziomy z palcem w... nosie, ale po kilku rozegranych misjach przychodzi czas. Czas na co? Na nic. Po prostu gra jest czasowo niedostępna - musimy czekać, aż rozbuduje się stanowisko z telewizorem, a później czekać aż to stanowisko zarobi dla nas cenne punkty renomy, za które „kupujemy” kolejnych najemników rekrutowanych w garażu. Na typy spod ciemnej gwiazdy też czekamy. I w końcu wyruszamy na łowy...

GramTV przedstawia:

Misje w tej grze są bardzo mdłe i w zasadzie powtarzamy kolejne struktury - wchodzimy jednym z dostępnych wejść, omijamy wszelkie pułapki i uzbrojoną ochronę, dochodzimy do forsy i głównodowodzącego, rozwalamy wszystko po drodze, zdobywamy fortecę używając siły mięśni superzłoczyńcy korzystając też z jego superataków i najemników. I tak w koło Macieju. Problem w tym, że gra wybiera nam zarówno misje w trybie kampanii, jak i kryjówki innych bohaterów do zaatakowania. I chociaż z misjami zazwyczaj dajemy sobie radę bez problemu, tak pokonanie wrogów w trybie multi nawet dwa poziomy niżej od naszego zazwyczaj kończy się fiaskiem. Poziom gry jest zatem bardzo nierówny i trzeba ciągle zmieniać misję, by przeciwnik nie dokopał nam już w pierwszym pokoju. Co, niestety, łączy się z kolejnym czekaniem.

Problem w tym, że musimy rozwijać przy okazji swoją kryjówkę. Wtedy otrzymujemy punkty doświadczenia, które powodują, że wskakujemy na kolejny poziom. A kolejny poziom to trudniejsze misje i mocniejsi przeciwnicy. Trzeba znów ładować zebrane pieniądze w naszą ekipę, kiedy już się nam udaje „wyczekać” drogę do sukcesu, wtedy... jesteśmy już na kolejnym poziomie. Koło się zamyka.

Pewnie się już domyślacie, że każdy taki proces można znacznie skrócić wyciągając kilka złociszy z kieszeni. Nie spodziewajcie się jednak, że pogracie tak długo. Owszem, początkowo gra po prostu zasypuje nas diamentami potrzebnymi do szybkiego zakończenia wszystkich procesów. Im dalej w rozgrywkę, tym większe czasy oczekiwania i, tym samym, więcej trzeba zapłacić.

Graficznie Arkham Underworld niespecjalnie zachwyca. Po grze z serii Batman spodziewałam się nieco więcej. Postacie w większości przypominają kanciastych mięśniaków, a tekstury wyglądają przeciętnie. Z dźwiękiem jest nieco lepiej, choć nie wprowadza w klimat mrocznych przygód Człowieka-Nietoperza, a bardziej w wycieczkę po starych magazynach w porcie. Może się czepiam, bo faktycznie akcja gry rozgrywa się w zasadzie w takim miejscu, jednak oprawa dźwiękowa bardziej pasuje do klimatów Sid Meier's Pirates niż Arkham Underworld.

Większość czasu w Batman: Arkham Underworld spędziłam na czekaniu na odblokowywanie kolejnych elementów. Spodziewałam się fajnej przygody, a dostałam kolejny produkt, który wyciąga rękę po kasę. Nic dziwnego, że Turbine i Rocksteady nie chwaliły się tą produkcją. Było im najzwyczajniej w świecie wstyd.

4,0
Batman nie musi się martwić o świat. Złoczyńcy wykańczają się sami.
Plusy
  • sporo postaci do odblokowania
  • znani antybohaterowie
Minusy
  • męczące mikrotransakcje
  • ciągłe czekanie
  • powtarzalna
  • monotonna
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!