Chaos, widzę chaos - recenzja Smash Squad

Katarzyna Dąbkowska
2016/07/28 13:00
0
0

Na komputerach Wargaming nie ma sobie równych. A jak sobie radzi na mobilkach?

Chaos, widzę chaos - recenzja Smash Squad

Moją uwagę do Smash Squad przykuł zestaw czynników - począwszy od oprawy graficznej, poprzez intrygującą rozgrywkę, na możliwości kolekcjonowania bohaterów skończywszy. Każdy z tych czynników osobno podsycał moją ciekawość. Ale WG Labs (mobilny oddział Wargamingu) nie poradziło sobie z mieszanką wywołaną połączeniem wszystkich tych opcji. Chaos nabiera tu nowego znaczenia.

W Smash Squad teoretycznie radę da sobie każdy. Główne zasady gry są niezwykle proste do opanowania. Oto mamy trzech bohaterów, którym odpowiadają trzy kulki znajdujące się na planszy. Każda z nich posiada odpowiednią liczbę punktów ataku i zdrowia. Na polu bitwy znajdują się także kulki naszego przeciwnika. Zadajemy im obrażenia poprzez wystrzeliwanie swoich „bohaterów” tak, by ci trafiali w kule oponenta. Im mocniej w niego uderzymy i im więcej razy będzie się on odbijał od krawędzi ścian, tym więcej punktów życia mu zabieramy. Od czasu do czasu uruchamia się atak specjalny, powodujący jeszcze silniejsze obrażenia. Oczywiście pojedynczy bohaterowie mają osobne moce. I to jest w zasadzie jedyna jako tako przyjemna część tej gry. Każdy poziom wprowadza nowe ustawienie kulek, więc można kombinować, przechadzać się po świecie, cofać czy przechodzić poziomy jeszcze raz, by zbierać potrzebne punkty doświadczenia. Jednak już na początku rozgrywki Smash Squad daje nam do zrozumienia, że nie mamy co liczyć na ciekawsze elementy.

Na każdym kroku jesteśmy blokowani. Zazwyczaj w grach free2play produkcje powoli nas zachęcają, uzależniają, a dopiero po jakimś czasie wyciągają rękę po mniejsze czy większe pieniądze. Nie w tym wypadku. Już po kilku minutach rozgrywki jesteśmy proszeni o... obejrzenie wideo, by znów móc zagrać. Największy problem stanowi tutaj mur mikrotransakcji, które spotykamy na każdym kroku. Rozgrywka pozwala na rozegranie trzech meczy. Jeśli jesteśmy szybcy, na pojedynczej planszy spędzimy około 2-3 minuty. Po trzech pojedynkach (czterech, jeśli obejrzymy wideo), musimy swoje odczekać. Regeneracja jednego punktu energii to pół godziny biernego czekania. Z grą mamy zatem bezustannie stosunek przerywany.

Nie pomaga też liczba walut w grze. Spędziłam przy niej wiele godzin, jednak ostatecznie nadal nie wiem, jaka waluta co ulepsza. Graczom zostaje oddane 9 różnych metod płatności, co wprowadza kompletny chaos do rozgrywki. Szczególnie, że podobieństwo ikon nie pomaga w ich dalszym wykorzystywaniu. Każda waluta służy czemuś innemu. I tak przykładowo fasolki pomagają nam wbijać kolejne poziomy, dopóki nie zostaniemy zablokowani. Wtedy potrzebna jest inna waluta (zależna od bohatera). Płacimy nią, odblokowujemy kolejną partię poziomów, ładujemy fasolki i po 20 poziomach znów jesteśmy proszeni o użycie innej waluty. Przy okazji bohatera można ulepszać doładowując mu umiejętności. Jak się już pewnie domyśliliście, tutaj też wszystko zależy od innej metody płatności.

GramTV przedstawia:

Grę można pochwalić za liczbę ciekawych bohaterów. Ich również odblokowujemy z pomocą dodatkowej waluty. Postacie możemy kolekcjonować, a następnie ulepszać z pomocą wspomnianych fasolek. Niestety i tutaj napotykamy problemy. Bohaterów dzielimy na dwie kategorie - normalnych i premium. Oczywiście znowu wchodzą w grę kolejne płatności. Za złoto kupimy bohaterów niższej kategorii. Za klejnoty - wyższej. Najważniejsi określani są większą liczbą gwiazdek. Niestety, raczej nie wylosujemy ich w normalnych warunkach. Próbowałam zdobyć wartościową postać nie wykorzystując mikropłatności i po 20 razach niepowodzeń i 7 powtórzonych bohaterach dałam sobie spokój z nadziejami.

Mikrotransakcje stanowią największy problem tej gry. Są po prostu wszędzie. I kiedy powoli i mozolnie przechodzimy kolejne poziomy i tak jesteśmy zablokowani przez rozgrywkę. Po kilkunastu levelach nasi bohaterowie potrzebują solidnego zastrzyku ulepszeń i nagle okazuje się, że nas na nie po prostu nie stać. Dlatego też wracamy na poprzednie poziomy, powtarzamy je po kilkanaście razy i staramy się kierować rozgrywką tak, by móc pchnąć nasze postacie dalej. Jest to niezwykle uciążliwe i męczące zadanie, które ostatecznie zniechęca do grania.

Niespecjalnie podobała mi się także oprawa graficzna gry. Domyślam się, że twórcy starali się uchwycić tutaj dość baśniowy klimat, ale wyszedł z tego sen narkomana po sporej dawce leków psychotropowych. Jest zbyt pstrokato, zbyt kolorowo i od jaskrawych barw można dostać oczopląsu. Jedynym wyjątkiem są plansze, na których i tak bywamy krótko (mikropłatności, mikropłatności...). Muzyka też nie porywa. Jest monotonna, powtarzalna i po pewnym czasie mocno irytująca, więc dla spokoju ducha warto ją jednak wyłączyć.

Smash Squad to gra ze wszech stron nieudana. Kiedy już znajdziemy ciekawą opcję, szybko odkrywamy, że czai się za nią multum mikropłatności. Ten, kto odpowiada za ten mur, jest odpowiedzialny również za kompletną porażkę tej produkcji. Rozgrywka, podobnie jak element odblokowywania i ulepszania postaci, jest ciekawy. Wszystko psuje chciwy chochlik ukrywający się za mikrotransakcjami. Wyszło pstrokato, nijako i zbyt łapczywie. Nie polecam.

4,0
Zbyt pstrokato, nijako i zbyt łapczywie
Plusy
  • sporo postaci do kolekcjonowania
  • ciekawa rozgrywka
Minusy
  • mikrotransakcje na każdym kroku
  • zbyt dużo walut
  • uciążliwy system energii
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!