Tomb of the Mask - recenzja

Łukasz Berliński
2016/03/30 12:00
0
0

Pac-Man na dopalaczach.

Tomb of the Mask - recenzja

Ponad 30 lat temu Namco tworząc Pac-Mana wyznaczyło standard w grach zręcznościowych, który do dziś jest podwaliną dla wielu tytułów tego typu. Mimo upływu lat klasyczny mechanizm rozgrywki dostarcza wiele frajdy, czego najlepszym przykładem jest Tomb of the Mask, duchowy spadkobierca kultowego pożeracza duszków, który w 2016 roku potrafi przyciągnąć do ekranu smartfona równie skutecznie co Pac-Man nie pozwalający oderwać się od automatu na początku lat 80.

Tomb of the Mask z pozoru wydaje się być banalną grą. Lądujemy w losowo wygenerowanym labiryncie i za pomocą przesunięć palcem po ekranie smartfona sterujemy awatarem w czterech dostępnych kierunkach, odbijając się od krawędzi do krawędzi i zbierając po drodze rozsiane monety oraz kropki zwiększające nasz wynik punktowy. Wszystko po to by piąć się cały czas w górę tak, by opuścić labirynt i przejść do następnego. Oraz wyśrubować coraz to lepszy wynik, bo o to w tym wszystkim chodzi.

Banał? Kolejny klon Pac-Mana? Pewnie, też tak myślałem przed rozpoczęciem rozgrywki. Tymczasem im wyżej pniemy się w labiryncie, tym wyższy staje się poziom trudności. Nagle bezpieczne ściany zamieniają się w najeżone kolcami śmiertelne pułapki, na planszy pojawiają się uprzykrzające życie stwory, a goniąca nas od dołu fala zaczyna coraz mocniej przyspieszać. Wystarczy zaledwie jeden kontakt z dowolną przeszkodą by zakończyć rozgrywkę i zacząć wszystko od nowa lub. obejrzeć wideo bądź wydać zdobyte na planszy monety, by wznowić rozgrywkę od momentu, w którym nadzialiśmy się na przeszkadzajkę.

Wynik w tej grze jest najważniejszy. Ale nie ma szans na bicie rekordów bez zbierania monet. Te pozwalają na zakup tarcz, chroniących nas przed niebezpieczeństwami kryjącymi się w labiryntach Tomb of the Mask. Są też dostępne maski, które dają nam premie do czasu trwania różnych bonusów. W późniejszych etapach nic nie cieszy tak, jak zamrożony ekran, dzięki któremu możemy na chwilę odetchnąć od kompulsywnego macania ekranu smartfona i na spokojnie piąć się w górę. Magnes z kolei umożliwi łapanie okolicznych punktów i monet bez konieczności przechodzenia przez nie. A mnożnik punktów pozwoli cieszyć oko szybko rosnącym wynikiem.

GramTV przedstawia:

Twórcy Tomb of the Mask postanowili także zachować się fair wobec graczy, którzy nie chcą wydawać pieniędzy na kolejne udogodnienia. Wszystko w zasadzie możemy odblokować dzięki własnej wytrwałości i zręczności. Dla leniwych jest opcja obejrzenia reklamy wideo, dzięki której dostaniemy nieco monet. Kilka razy w ciągu dnia możemy za darmo również zakręcić kołem fortuny, które losowo przydziela nam różne bonusy umilające rozgrywkę. A jeżeli mimo wszystko postanowicie wesprzeć twórców swoją gotówką, istnieje opcja zakupu monet za prawdziwą walutę.

Jeśli więc szukacie oldschoolowej gry, która pozwoli Wam się na chwilę rozerwać bądź zabić czas, Tomb of the Mask będzie doskonałym wyborem. Na krótkie posiedzenia to tytuł idealny, na dłuższą metę bicie kolejnych rekordów może być nie tylko frustrujące, ale i nużące. Chociaż znam takich, którzy po odpaleniu Tomb of the Mask nie mogli się oderwać - wbrew pozorom ta produkcja potrafi skutecznie uzależnić - czujcie się więc ostrzeżeni.

Tomb of the Mask pobierzecie za darmo z App Store na urządzenia wyposażone w system iOS. O planach wydania gry na inne systemy póki co nic nie słychać.

8,0
Oldschoolowy zabijacz czasu
Plusy
  • prosty, wciągający mechanizm rozgrywki
  • sporo powerupów do zdobycia i masek do odblokowania
  • skutecznie wciąga na krótkich posiedzeniach
Minusy
  • choć na dłuższą metę potrafi znużyć
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!