20 lat minęło: Resident Evil

Jakub Zagalski
2016/03/22 21:00
0
0

22 marca 1996 roku na półki japońskich sklepów z grami trafił Bio Hazard, który tydzień później pojawił się w USA z napisem Resident Evil na okładce.

20 lat minęło: Resident Evil

Gra Capcomu wbrew obiegowej opinii nie była pierwszym, czy nawet jednym z pierwszych przedstawicieli gatunku survival horror, ale zdecydowanie przyczyniła się do jego popularyzacji i zdefiniowania podstawowych założeń na długie lata. Resident Evil było wyjątkowe na wielu płaszczyznach, i chociaż od kilku lat seria mocno skręca w kierunku napakowanych akcją strzelanek (przeważnie z marnym skutkiem), to dwudziestoletnia już "jedynka" jest w dalszym ciągu dobrą ilustracją klasycznego podejścia do survival horroru, zakorzenionego w latach 80.

Capcom wykorzystał hasło "survival horror" do promocji gry z 1996 roku, sugerując, że za tą nazwą kryje się nowa jakość, świeże pomysły i wcześniej nieznane doświadczenia. W rzeczywistości idea stojąca za Resident Evil była od początku związana z klasyczną grą Capcomu - Sweet Home z 1989 roku, więc trudno tu mówić o innowacyjności. Produkcja na PlayStation miała być remakiem tytułu z NES-a/Famicoma, opowiadającego o zmaganiach grupy ludzi w nawiedzonym domu. I kto wie, czy nie dostalibyśmy jedynie uwspółcześnionej wersji Sweet Home, gdyby za sterami projektu nie zasiadł 29-letni Shinji Mikami.

Mikami, od początku kariery związany z Capcomem, miał wówczas na swoim koncie kilka produkcji na licencji Disneya i do głowy by mu nie przyszło, że po latach zyska przydomek "ojca chrzestnego survival horroru". Młody developer nie wykazywał chęci do straszenia graczy, zamiast tego marzył o stworzeniu gry o wyścigach Formuły 1. Jego autorski projekt Super Lap na Game Boya upadł po kilku miesiącach od rozpoczęcia prac i był to koniec oficjalnej przygody (bo może coś tam sobie dłubał do szuflady) Mikamiego z wyścigami.

Kiedy Capcom podsunął mu pod nos projekt wzorowany na Sweet Home, Mikami poświęcił pół roku na przygotowanie własnych pomysłów i przedstawienie założeń, które uczyniłyby z niedoszłego remake'u rzeczywiście nową grę. Efekt jego pracy nie zrywał zupełnie z klasyczną produkcją z 1989 roku, ale Mikami postarał się, by w Resident Evil dało się dostrzec inspiracje hitowym Alone in the Dark (1992), filmami George'a Romero (Noc żywych trupów, Świt żywych trupów itd.) czy Lśnieniem Stanleya Kubricka. Taka mieszanka miała być pierwotnie podana w formie przygodówki/gry akcji z widokiem FPP, jednak Mikamiego nie trzeba było przekonywać, że taka perspektywa nie sprawdzi się w tym projekcie.

Ostatecznie zdecydowano się na widok i model zabawy znany z Alone in the Dark Fredericka Raynala. Gra, która w przeciwieństwie do Resident Evil nie jest zbytnio kojarzona przez współczesnych odbiorców, przetarła produkcji Capcomu ścieżkę i nie da się ukryć, że Mikami przełożył wiele rozwiązań podpatrzonych u konkurencji do swojego projektu z zombiakami.

Z drugiej strony, Resident Evil miał reprezentować odmienne podejście do horroru, mocno zakorzenione w kinematografii z zombiakami na pierwszym planie. Wieść gminna niesie, że chociaż główną inspiracją Mikamiego było kultowe Lśnienie Kubricka i twórczość Romero, to równie duży wpływ na charakter powstającej gry miał obraz Zombi 2 (1979) Lucio Fulciego. Należy dodać, że negatywny wpływ, gdyż po obejrzeniu tego włoskiego sequela Świtu żywych trupów (film Romero był znany we Włoszech właśnie jako Zombi) Mikami postanowił, że nie pójdzie w ślady Fulciego, "ojca chrzestnego gore". Dlatego też w Resident Evil nie uświadczyliśmy flaków zwisających z żyrandola i morza krwi, wylewającego się z każdego zakamarka posiadłości.

Pozostając w temacie odmiennych tytułów, seria survival horrorów Capcomu funkcjonuje od dwudziestu lat pod dwoma nazwami: japońskim Biohazard/Bio Hazard i zachodnim Resident Evil. Historia gier wideo zna podobne przypadki, gdy po wejściu na rynek europejski czy amerykański japońska produkcja zostaje z pewnych względów przemianowana. Tak było chociażby z pierwszą SaGą od Square, która po dotarciu za ocean w 1990 roku przybrała nazwę Final Fantasy Legend. W przypadku Biohazardu powodem zmiany nie była chęć dotarcia do zachodnich graczy znajomo brzmiącym tytułem. Chris Cramer z amerykańskiego Capcomu zwrócił uwagę ludziom od marketingu, że zarejestrowanie nazwy Bio Hazard poza Japonią byłoby bardzo trudne. Na Sega Mega Drive istniała już gra Bio-Hazard Battle, poza tym Cramer wspominał o "DOS-owym crapie" pod tytułem Bio Hazard (w rzeczywistości chodziło o Bio Menace z 1993 roku) i metalowej kapeli Biohazard, która była znana amerykańskiej publiczności od 1987 roku. Japończycy przystali na propozycję Cramera i rozpoczęła się burza mózgów, która miała wyłonić zachodni tytuł dla nowego hitu.

GramTV przedstawia:

Chris Cramer mówił przed laty, że nie pamięta poszczególnych propozycji (pewnie coś głupiego z "zombie"), ale przyznał, że głosował przeciw Resident Evil. Jego zdaniem zastosowanie gry słów, która łączyła tytuł z miejscem akcji (resident jako mieszkaniec mrocznej posiadłości) była strasznym sucharem, jednak pozostali głosujący byli nią zachwyceni. Dlatego też po dziś dzień Resident Evil przyozdabia okładki gier, komiksów czy filmowe plakaty z wizerunkiem Milli Jovovich.

Jak wiemy po dwudziestu latach od premiery "jedynki", tandeta, suchary i estetyka kina klasy B zadomowiła się na dobre w serii Capcomu. Resident Evil uraczyło nas takimi perełkami jak: Jill, here's a lock pick. It might be handy if you, the master of unlocking, take it with you czy That was too close! You were almost a Jill sandwich! , które doskonale oddają ducha tych gier. Mrocznych, momentami mrożących krew w żyłach, a zarazem komicznych i absurdalnych, jeśli przyjrzeć się bohaterom dramatu i historii w tle.

Nie zmienia to faktu, iż ekipa dowodzona przez Shinjiego Mikami przygotowała niesamowicie grywalną i wciągającą mieszankę, która zadziałała na wyobraźnię milionów graczy na całym świecie. Resident Evil wydane na PlayStation w marcu 1996 roku sprzedało się w ponad 5 milionach egzemplarzy, a doliczając do tego edycję Director's Cut (1997) i Dual Shock Ver. (1998) wychodzi na to, że "jedynka" prawie dobiła do 10 milionów sprzedanych egzemplarzy. Poza konsolą Sony, która była wiodącą platformą dla Resident Evil, hit Capcomu zagościł również na Saturnie i PC. Miała również powstać wersja na Game Boy Color, jednak projekt upadł, by kilkanaście lat po planowanej premierze (1999) wypłynąć w sieci pod postacią ROM-u z grywalnym prototypem. Jedyną oficjalnie wydaną wersją przenośną pierwszego Resident Evil jest gra z podtytułem Deadly Silence (2006) na Nintendo DS, przygotowana z myślą o 10. rocznicy.

To oczywiście nie koniec historii pierwszego Resident Evil, który cztery lata przed premierą Deadly Silence doczekał się genialnego remake'a na Gamecube'a. W 2001 roku Shinji Mikami ponownie zasiadł w fotelu reżysera pierwszego Resident Evil, by wykorzystać możliwości najnowszej konsoli Nintendo do przypomnienia jednej z najważniejszych gier w dziejach, która została mocno nadgryziona zębem czasu. Efekt końcowy przeszedł oczekiwania recenzentów i graczy, i po dziś dzień może stanowić przykład wzorowo wykonanego (niemal od zera) remake'a.

Re:make miał być grą na wyłączność dla Gamecube'a, ale w rzeczywistości cieszył się tym statusem przez kilka lat - w 2008 roku Japończycy otrzymali port na Wii, zaś na początku zeszłego roku do czytników współczesnych konsol i komputerów trafił remaster remake'a pod postacią Resident Evil HD. Gra przepiękna, klimatyczna i pod każdym względem godna polecenia. Szczególnie, jeśli nie graliście na Gamecubie i macie dość napakowanych akcją Residentów. I chociaż widok pierwszego zombiaka, odwracającego swój zgniły łeb w naszym kierunku, nie robi już takiego wrażenia jak dwadzieścia lat temu, to zdecydowanie warto sobie przypomnieć, jak to się wszystko zaczęło.

Jako dodatkowy bonus polecamy nasze redakcyjne zestawienie dziesięciu najlepszych naszym zdaniem gier z serii Resident Evil.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!