Amplitude - recenzja

Katarzyna Dąbkowska
2016/02/04 12:00
0
0

Harmonix odkurzyło kilkunastoletniego staruszka. Co z tego wyszło?

Amplitude - recenzja

Na początku była muzyka. Potem pojawiło się Harmonix. Tak narodziły się między innymi bijące rekordy popularności serie - Guitar Hero oraz Rock Band. Zanim jednak gracze dostali w swoje ręce plastikowe gitary pojawiły się dwie produkcje, które położyły podwaliny pod wspomniane gry muzyczne - Frequency i Amplitude. Choć nie osiągnęły one ogromnych sukcesów komercyjnych, do dziś uznawane są za jedne z najlepszych gier rytmicznych, jakie trafiły na PS2. Po latach Harmonix, z lekką pomocą graczy, postanowiło wrócić do swoich korzeni i tak oto doczekaliśmy się rebootu Amplitude.

Jeśli mieliście do czynienia z oryginałem, nie będziecie mieć problemu w odnalezieniu się w grze. Zasady są niezwykle proste - wcielamy się w "kapitana" pewnego statku, dzięki któremu możemy poruszać się po sześciu różnych drogach. Każda z nich odpowiada za inną ścieżkę instrumentalną (lub wokalną). Na każdej też znajdują się gemy, które, podobnie jak ma to miejsce w Guitar Hero czy Rock Band, spadają w dół. Naszym zadaniem jest wciśnięcie jednego z trzech przycisków dokładnie w tym momencie, w którym znajdują się one na celowniku naszego Nano Blastera. Aby dodatkowo utrudnić użytkownikowi rozgrywkę, Harmonix podzielił każdą ścieżkę na sekwencje. Ukończenie sekwencji to idealne uderzenie w każdy gem. Jakakolwiek pomyłka i tracimy punkty energii. Wszystko, oczywiście, okraszone jest tutaj muzyką, więc podczas rozgrywki naprawdę przydaje się dobre poczucie rytmu. Nie spodziewajcie się jednak, że zostaniecie tutaj królami rocka czy metalu. Amplitude polubią przede wszystkim ci ceniący sobie muzykę elektroniczną. Poza dobrym wyczuciem w muzyce liczy się również szybkość i spostrzegawczość, dzięki której poruszamy się sprawnie między kolejnymi sekwencjami ścieżek.

Kiedy już w końcu połapiemy się w podstawowych zasadach rozgrywki szybko zrozumiemy, co tak naprawdę się liczy - rankingi. Bo co tak naprawdę irytuje nas najbardziej w grach? Kiedy ktoś jest od nas lepszy. Dlatego też staramy się zarobić jak najwięcej punktów. W grze nie liczą się jedynie same ukończone sekwencje, a idealne perfekcyjne trafianie w cel. Im więcej gemów na ścieżce, tym więcej jest ona warta i, co za tym idzie, tym więcej punktów zdobywamy. W podbijaniu sobie wyników z pewnością pomagają również różnego rodzaju power-upy. Zdobywamy je, kiedy uda nam się trafić w sekwencję specjalnych gemów. Na liście nie znajduje się zaledwie kilka ulepszeń. Dzięki nim zwolnimy przykładowo tempo utworu czy wyeliminujemy całą ścieżkę otrzymując za nią pełny zestaw punktów.

Brzmi jak niezwykle prosta gra, prawda? W rzeczywistości niejeden raz miałam ochotę odgryźć sobie palce. Wystarczy jeden niewłaściwy ruch i cała sekwencja przepada, a my tracimy energię. Po kilku zepsutych sekwencjach z rzędu pojazd zatrzymuje się i utwór musimy zaczynać od nowa.

Problemem w tej grze muzycznej jest w sumie... sama muzyka. Do dyspozycji mamy tutaj ponad 30 utworów stworzonych albo przez ekipę z Harmonix, albo przez zewnętrznych kompozytorów (na liście znalazł się także człowiek odpowiedzialny za muzykę w Minecrafcie). W jej polubieniu z pewnością nie pomaga to, że części z nich po prostu nie da się słuchać. Utwory te wydawały się bardzo chaotyczne, nie potrafiłam wyłapać w nich rytmu i byłam pewna, że lepiej brzmiałyby zagrane przez grupę pięciolatków walących na oślep w bębny. A szkoda, bo ścieżka z oryginalnej części była znacznie ciekawsza, a na liście znalazła się muzyka chociażby słynnego Davida Bowiego.

GramTV przedstawia:

Pomimo dość ubogiej listy utworów bardzo podobało mi się, jak Harmonix potrafił zespolić ze sobą poszczególne sekwencje. Kiedy rozpoczynamy kolejną ścieżkę, reszta zostaje delikatnie wyciszona, natomiast aktualnie grany przez nas fragment wyszczególniony. Wszystko zgrywa się tutaj idealnie, więc i przyjemnie się słucha. No, jeśli nie liczyć tych utworów, których słuchać nie sposób.

W grze dostępnych jest też kilka trybów rozgrywki. Wierzcie lub nie, ale w trybie kampanii gracz staje się specjalnym programem, w ramach którego lekarze starają się uratować życie pewnej pacjentki poprzez pobudzanie poszczególnych partii jej mózgu z pomocą muzyki. Dla lubiących potyczki solo Harmonix przygotowało także tryb, w którym użytkownik dowolnie wybiera utwory z listy i stara się zdobyć jak największą liczbę punktów. Jest też coś dla miłośników wspólnego siedzenia przed konsolą. Ten tryb umożliwia rywalizację na split screenie i, choć w kampanii nie brakuje adrenaliny, daje dużo większego kopa niż podczas rozgrywki solo. Gracz może przykładowo zablokować ruchy użytkownika wciskając się na sąsiednią ścieżkę, co kończy się zwyczajowym szturchańcem na kanapie. Bo, niestety, opcji grania po sieci nie przewidziano.

Jak już wspominałam wcześniej, Amplitude jest grą wymagającą, więc niecierpliwi gracze lubiący rzucać padami w telewizor raczej nie zagrzeją tutaj długo miejsca. Problemem są tutaj również wahania w poziomach trudności. Nawet na najniższym poziomie zdarza się, że nie dajemy rady przejść danego utworu. Nie jest to poprzeczka, której nie można pokonać, jednak bardzo szybko okazuje się, że po kilku dość spokojnych utworach dostajemy niesamowicie szybką piosenkę ciężką do opanowania.

Amplitude to produkcja bardzo barwna. Może się nawet wydawać, że Harmonix nieco za bardzo skupiło się na kolorystycznych walorach gry. Oczywiście, grafika w grach muzycznych element, na który w teorii nie zwraca się uwagi, jednak w moim przypadku miała wpływ na dalszą rozgrywkę. Wszystko przez... złudzenia optyczne. Wiem, że prawdopodobnie jestem jednym z nielicznych użytkowników, który doświadczył tego problemu (który de facto zdarzył się pierwszy raz w mojej karierze gracza), jednak nawet po kilku minutach spędzonych w grze i odwróceniu wzroku od telewizora mój mózg dostawał na tyle sprzeczne informacje dotyczące otaczającego mnie świata, że skutkowało to kilkuminutowymi posiedzeniami przed wstaniem z kanapy. Świat wirował, a ja nie miałam na to wpływu.

Harmonix wykonał sporo dobrej roboty w odświeżeniu kilkunastoletniego staruszka. Nie obyło się bez kilku potknięć, ale suma sumarum wymagająca i ciekawa rozgrywka nadal przeważa tutaj nad niedoskonałościami, więc warto poświęcić tej produkcji uwagę. Bo gra jest dobra. I wciąga. I chyba to jest tutaj najważniejsze.

7,5
Ciężka, psychodeliczna podróż przez krainę muzyki.
Plusy
  • wciągająca i wymagająca rozgrywka
  • ciekawie zespolone sekwencje muzyczne
  • proste zasady
Minusy
  • kilka chaotycznych i słabych utworów
  • wahania w poziomach trudności
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!