Fat Princess Adventures - recenzja

Jakub Zagalski
2015/12/18 18:00
0
0

Metaforyczne przesłanie Fat Princess Adventures to: wspólne jedzenie słodyczy wciąga, ale bardzo szybko można się zasłodzić.

Fat Princess Adventures - recenzja

W oryginalnej Fat Princess z 2009 roku kilkunastu graczy wybierało jedną z sześciu klas postaci i współpracowało w obronie tytułowej księżniczki z zaburzeniem łaknienia. Zgodnie z zamysłem twórców kluczem do sukcesu było zbudowanie zróżnicowanej drużyny i wykorzystywanie mocnych stron wszystkich klas postaci. W rzeczywistości przeciętne starcie w Fat Princess z przypadkowymi graczami wyglądało tak, że po mapie biegało 32 wojowników i naparzało się mieczami. Praktycznie nikt nie wybierał osadnika, księdza czy budowlańca, bo co to za frajda zajmować się jakimiś ofensywnymi akcjami, kiedy najlepsza zabawa odbywa się na polu bitwy. Innymi słowy, Fat Princess wyglądała dobrze wyłącznie na papierze, bowiem w praktyce odpychała chaosem i zerową motywacją do kooperacyjnego grania.

Ta gorzka lekcja historii jest podstawą do napisania bardzo pozytywnej informacji: Fat Princess Adventures nie popełnia błędów poprzedniczki. Kooperacja to jej drugie imię, co podkreśla na każdym kroku. I chociaż nowa produkcja Fun Bits Interactive (twórców DLC do "jedynki") ma swoje za uszami, to i tak nie wyobrażam sobie teraz powrotu do Fat Princess z PS3/PSP. Umarła księżniczka. Niech żyje księżniczka!

Najważniejsza zmiana, która uczyniła z Fat Princess Adventures świetną zabawkę kooperacyjną, jest związana z porzuceniem pomysłu 32-osobowej strategii, w której ludki z różnych klas muszą ze sobą ściśle współpracować. Teraz mamy do czynienia z rasowym hack'n'slashem w stylu Diablo, choć mocno uproszczonym. Przed rozgrywką tworzymy swojego bohatera, dobierając mu fryzurę, kolor skóry, dodatki, a nawet cechy charakteru (o kosmetycznym znaczeniu). O wiele ważniejsze od wyglądu są klasy postaci, chociaż nie trzeba się przywiązywać do pierwotnie wybranej opcji - klasę można zmieniać wielokrotnie w trakcie rozgrywki na gęsto rozsianych punktach kontrolnych.

Nasz dzielny bohater może być łucznikiem, inżynierem, wojownikiem lub magiem. Nazwy klas mówią same ze siebie i nietrudno zgadnąć, że każda z nich odpowiada innemu stylowi rozgrywki. Czyli wojownik jest zawsze na pierwszej linii, łucznik z krótszym paskiem życia powinien trzymać przeciwników na dystans etc. Poznanie mocnych i słabych stron każdego bohatera zajmuje kilka chwil, a dzięki uniwersalnemu systemowi walki opanowanie każdej klasy nie jest czasochłonne. Jeden przycisk odpowiada za namierzanie celu, drugi za skok, dwa kolejne przyciski to dwa ataki. Przytrzymanie jednego z nich skutkuje naładowaniem ciosu i wyprowadzeniem potężniejszego ataku. Podstawy są proste, łatwe i przyjemne.

Jak na rasowego hack'n'slasha przystało, rozgrywka w Fat Princess Adventures polega na eksterminowaniu zastępów wrogów, zbieraniu skarbów, ekwipunku, ulepszaniu sprzętu itd. Wszystko po to, by dotrzeć do uwięzionych księżniczek zwaśnionych niegdyś królestw (po wojnie z "jedynki" utworzono królestwo Great Bitten, po naszemu Wielki kęs), które wpadły w ręce złej królowej. Historia nie jest najmocniejszą stroną gry i sprowadza się do hasła "uratuj księżniczkę". Nie traktowałbym jednak tego jako wady, gdyż śledzenie (albo i nie) fabuły nie wpływa na przyjemność płynącą z rozgrywki.

GramTV przedstawia:

O wiele ważniejszą rolę odgrywa tutaj cała otoczka: projekt świata, NPC i wszechobecny humor. Fat Princess Adventures w żadnym wypadku nie sili się na powagę. Zamiast tego bawi dowcipami w dialogach, nazwami stworów i przedmiotów, możliwością transformacji bohatera w roznegliżowanego grubasa albo kurczaka (nie pytajcie...). Dzięki specyficznemu humorowi i kreskówkowej oprawie (niby dla dzieci, a krew się leje hektolitrami), Fat Princess Adventures zapada w pamięć jako przezabawny hack'n'slash. Wyróżniający się na tle konkurencji i trafiający do ludzi, którzy mają ochotę na luźniejszą rozgrywkę bez mroku, patosu i traktowania rozgrywanej przygody na serio.

Siła Fat Princess Adventures tkwi w kooperacji z żywym kompanem, niezależnie od tego, czy siedzi obok na kanapie, czy kilkaset kilometrów dalej. W każdym momencie do zabawy może dołączyć do trzech uczestników (offline na jednym ekranie), co jest świetnym rozwiązaniem. Głównie dlatego, że samotne przemierzanie bajecznie kolorowych krain robi się szybko nudne. Z drugiej strony, 1-3 towarzyszy skutecznie ułatwia rozgrywkę, szczególnie gdy zbierze się ekipa złożona z różnych klas.

Fat Princess Adventures, jak na przedstawiciela gatunku hack'n'slash, jest wyjątkowo prostacki i ubogi w rozwiązania. Wynika to głównie z zachowania przeciwników, którzy w większości przypadków biegną na bohaterów z okrzykiem na ustach i giną od kilku uderzeń mieczem. Nie liczcie na to, że gra będzie wam co chwila podsuwać nowy typ przeciwnika, wymagającego innej strategii. To samo tyczy się bossów. Fat Princess Adventures to raj dla button masherów, którzy liczą na beztroską sieczkę i nie chcą sobie zaprzątać głowy złożonymi strategiami i szukaniem słabych punktów wroga.

Ma to oczywiście swoje zalety, bowiem gra Fun Bits Interactive jest przez to bardzo przyjazna dla casuali. Sprawdza się jako gra imprezowa lub "odstresowywacz" dla graczy, którzy chcą odetchnąć od poważnych produkcji. Z drugiej strony, banalny system walki (atak, atak, atak, atak specjalny, atak, atak...) i prostackie zachowanie wrogów to mieszanka, która odrzuci od gry przeciętnego miłośnika gatunku. Innymi słowy, jeżeli przeszedłeś topowe hack'n'slashe na wszystkie możliwe sposoby i szukasz nowych, równie głębokich doznań, wówczas możesz wykreślić Fat Princess Adventures z listy zakupów. To gra pomyślana o luźnej, niezobowiązującej kooperacji. Jednorazowe przejście misji fabularnych w towarzystwie to fajne doświadczenie, ale po obejrzeniu napisów końcowych trudno jest się zmusić do powrotu do wcześniej zwiedzanych lokacji. Na przykład w trybie wyzwań, w których można liczyć na znalezienie lepszego sprzętu i wzmocnienie ludka.

Fat Princess Adventures to zabawna, śliczna (screenshoty nie oddają w pełni tego, co można podziwiać na ekranie telewizora), kooperacyjna młócka, która broni się jako casualowy hack'n'slash. Bardzo łatwy w odbiorze, a zarazem prostacki i monotonny dla kogoś, kto już niejeden chleb z gatunkowego pieca jadł. Z żoną-casualem grało mi się przednio, ale w ogólnym rozrachunku zabrakło mi w Fat Princess Adventures większej głębi. Biegając po polach i korytarzach, cały czas miałem nadzieję, że gra w końcu zmusi mnie do zmiany taktyki, polegającej na mashowaniu praktycznie tylko dwóch przycisków. Pod tym względem mogło być o wiele lepiej, ale jeśli szukacie kanapowego co-opa dla niegrających znajomych, to Fat Princess Adventures może się okazać strzałem w dziesiątkę. Tylko nie liczcie na emocjonujące zarywanie nocek.

7,1
Kooperacyjna młócka, po której samotny miłośnik gatunku hack'n'slash dostanie mdłości od przesłodzenia
Plusy
  • Humor
  • kooperacja dla 2-4 osób
  • bardzo przyjazna dla nie-graczy
  • w sam raz do cyfrowej dystrybucji
Minusy
  • Płytka i monotonna
  • małe zróżnicowanie przeciwników
  • samotne granie mija się z celem
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!