Dmitry Glukhovsky - Metro 2035 - recenzja

Joanna Kułakowska
2015/11/20 13:00
0
0

Przed nami jeszcze sporo stacji innych pisarzy, ale podróż tunelami metra wytyczonymi przez Dmitry'ego Glukhovsky'ego właśnie dobiegła kresu.

Wielu maszynistów upiera się, że pociągi mają duszę. Tak czy owak literackie metro Glukhovsky'ego, niezależnie od tego, przez którą część trylogii wiedzie trasa, ma modelową rosyjską duszę, która szarpie się niczym cyklofrenik - od goryczy i łez do śmiechu, ironicznego rechotu, często z tych łez właśnie. Jak powiedział niegdyś w wywiadzie dla Nowej Fantastyki pisarz Nik Pierumow: W literaturze rosyjskiej sama ironia i autoironia, kultura śmiechu jako taka, jest bardzo ważna. W książce Metro 2035 jest ważna na pewno, choć w przeciwieństwie do Metra 2033, gdzie autor roztaczał przed nami nader satyryczne scenerie i rozjaśniał ponure tunele świata przedstawionego światłami pozycyjnymi zabawnych dialogów i komentarzy odnoszących się do popkultury sprzed katastrofy, najnowszy tom kładzie nacisk na surową groteskę, okrutną autoironię i jest to śmiech przez łzy.

Dmitry Glukhovsky - Metro 2035 - recenzja

Druga część trylogii wydanej przez wydawnictwo Insignis - Metro 2034 - jest ważną, interesującą opowieścią i wskazuje na rozwój Glukhovsky'ego jako pisarza, lecz o utworze Metro 2035 najłatwiej mówić, dokonując porównań z częścią pierwszą - Metro 2033. Dlaczego? Ze względu na przepaść, jaka dzieli te dwie pozycje. Tam fabuła była w całości zorientowana na akcję i przedstawienie wykreowanego uniwersum pod kątem organizacji codziennego życia na kolejnych, nieraz kompletnie odmiennych stacjach moskiewskiego metra oraz zmianę świadomości ich mieszkańców. Większość z nich nie pamięta już świeżego powietrza, zielonej trawy i słońca, które świeci, zamiast oślepiać. Ci, którzy pamiętają, i tak poświęcają się życiu "tu i teraz": wytwarzają prąd, uprawiają pieczarki i hodują świnie, dbają o urządzenia, handlują... Co poniektórzy, traktowani z estymą, szaleńcy okazjonalnie wypuszczają się na niebezpieczną powierzchnię po ocalałe zapasy puszek, leków i ubrań. Najważniejsza jest jednak walka o przetrwanie, walka z niebezpiecznymi stworzeniami, pośród których prym wiodą inni ludzie. Ludzie bowiem, pomimo prób utrzymania cywilizacji, zdziczeli, a może po prostu dali upust temu, co od zawsze w nich tkwiło.

Świat przedstawiony w trylogii Dmitry'ego Glukhovsky'ego żyje własnym życiem, organizując się politycznie i religijnie, a wszystkie te systemy i ustroje uderzają w czytelników i czytelniczki logiką absurdu, będąc równie wypaczone w stosunku do swych źródeł i pierwowzorów jak zmutowane stwory, które czyhają na stalkerów wędrujących po napromieniowanej powierzchni. Na tym wszystkim koncentruje się autor, ukazując moskiewskie metro oczyma Artema, młodzieńca odbywającego misję, by uratować świat. Czyni to Metro 2033 opowieścią drogi, składającą się na proces dojrzewania chłopaka, któremu nie w głowie spokojne życie - to historia zorientowana na przygodę i przypominająca nieco grę komputerową. Metro 2034 okazało się i doroślejsze, i bardziej gorzkie - niczym Zbrodnia i kara Fiodora Dostojewskiego bierze na warsztat człowieka zniszczonego przez własne uczynki. Metro 2035 to już utwór dojrzały, który w zestawieniu z debiutancką powieścią Glukhovsky'ego dosłownie pcha odbiorców w meandry psychologii i socjologii, a jednocześnie wciąż stanowi barwną literaturę fantastyczną.

Porównując część pierwszą z trzecią: Metro 2035 wciąż kultywuje nawiązania do Wehikułu czasu H.G. Wellsa i Pikniku na skraju drogi Braci Strugackich, ale wcześniejsza opowieść drogi obfitująca w czasem śmieszne, a czasem straszne ciekawostki rodem z postapokaliptycznych filmów ustępuje miejsca halucynacyjnej wyprawie w głąb samego siebie. W najnowszym utworze Glukhovsky'ego znów mamy podróż przez metro człowieka, który postawił przed sobą wielki cel - uratowanie ludzkości - lecz tym razem to groteskowa beznadziejna wędrówka niczym w Procesie Franza Kafki. A o czym traktuje fabuła tomu III?

Artem uznał, że odebrał sygnał z ludzkiej siedziby usytuowanej poza moskiewskim metrem. Od tej pory, pomimo sprzeciwów, wychodzi na powierzchnię, by powtórzyć sukces. Niestety, budzi tylko coraz większą niechęć mieszkańców swojej stacji, co gorsza jego małżeństwo znajduje się w stanie rozkładu. W ów kocioł emocji wkracza dziwny staruszek, który sam sobie nadał miano Homera. Starzec nosi wizję stworzenia dzieła - eposu na miarę starożytnego Homera - który oddawałby istotę życia ludzi w metrze, mówiłby o ich marzeniach i codzienności, stanowiąc świadectwo dla przyszłych pokoleń i zapewniając ciągłość historii. Nowy Homer, uznawszy, że najlepiej wykładać historię, przykuwając uwagę odbiorcy do ważnej i interesującej dlań osoby, ujrzał w tej roli Artema, zbawcę metra. Aby przekonać bohatera, przyznał, że wierzy, iż gdzieś tam daleko również przetrwali ludzie, co więcej wie, gdzie są dowody. W rezultacie obaj ruszają w drogę, każdy gnany własną obsesją.

Owa wyprawa, stanowiąca kanwę powieści Metro 2035, w trakcie której zdejmowane są kolejne fabularne zasłony, a informacje, które zdobywa bohater, podważają w jego mniemaniu sens całej dotychczasowej egzystencji, ulotnie kojarzy się z utworami Sławomira Mrożka i Witkacego, a także nabiera charakteru dzieł Michaiła Bułhakowa. Szczególnie podczas delirycznych fragmentów, gdy pijany, a zarazem cierpiący na chorobę popromienną Artem zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością i pojawia się tajemnicza postać, która - ze złośliwą, godną Wolanda z Mistrza i Małgorzaty, familiarnością - poddaje w wątpliwość potrzebę działań bohatera.

Przy tej okazji trzeba powiedzieć, że nie tylko możemy obserwować ewolucję Dmitry'ego Glukhovsky'ego jako komentatora realiów i stosunków społecznych, ale i jego warsztatu pisarskiego. Urwany, chropowaty, suchy, a jednocześnie zaskakująco pełen emocji sposób narracji wyszedł autorowi wręcz koncertowo, dystansując obrazowy, lecz stosunkowo prosty język poprzednich utworów.

Warto dodać, iż kolejną zmianą na plus jest wzbogacenie świata o element, którego w książce Metro 2033 praktycznie nie było, a w tomie Metro 2034 wciąż miał charakter cokolwiek unikatowy i egzotyczny - kobiety. W części pierwszej poznajemy bliżej jedynie żonę znajomka Artema, zaś rola owej kobieciny ogranicza się do gotowania kartofli i płaczliwego zawodzenia nad losem synka. W drugiej jest już bardziej interesująco, pojawia się Sasza. Jest i Anna, córka Młynarza (stalkera i przywódcy Zakonu), która zdobywa serce Artema. Co prawda, na pierwszy rzut oka prezentuje sobą raczej klasyczny typ postaci żeńskiej na siłę upchniętej do "męskiej" powieści akcji, czyli kolokwialnie mówiąc "faceta z cyckami", ale jest to już jakiś postęp. Nota bene sama bohaterka wydrwiwa ten fakt w treści Metra 2035, co z kolei dowodzi umiejętności autoironii Glukhovsky'ego.

Można odnieść wrażenie, że pisarz dotychczas chował się w konwencji postapokalipsy niczym w ostatnim bastionie "prawdziwych mężczyzn" widzianych oczami pryszczatego nastolatka, ale prawda wygląda inaczej. Pisząc debiutancką powieść, Dmitry Glukhovsky jak ognia unikał żeńskich postaci, obawiając się, że nie potrafi wiarygodnie ich przedstawić (co wyznał na jednym z autorskich spotkań). Metro 2035 oddaje już sprawiedliwość kobietom, nie tylko w formie informacji, że gdy rodzimej stacji Artema zagraża niebezpieczeństwo, dzieci są ukrywane, a wszyscy dorośli łapią za broń, ale faktem, że postacie żeńskie stały się równoprawne w fabule. Chociaż obserwujemy wydarzenia z perspektywy Artema, możemy poznać ich problemy i emocje, widzimy je przy pracy. I właśnie przy opisie ich kuchennych spotkań i wiecznie sinych rąk od prania w lodowatej wodzie pośrednio uderza obraz dzisiejszej, znów patriarchalnej Rosji, z lansowanym przez Cerkiew powrotem do "starej kultury", w której mężczyzna nie "hańbił się" praniem i gotowaniem.

GramTV przedstawia:

Nacisk na psychologiczną i socjologiczną stronę sprawił, że zupełnie inaczej prezentuje się kompozycja intrygi i tempa akcji. Od początku istnieje dwugłos damsko-męski w postaci bolesnej psychicznej szarpaniny Artema i Anny, gdy żarówka ich związku zaczyna przygasać. Można by powiedzieć, że przez pierwsze 50 stron książki Metro 2035 niemal nic się dzieje - ot, myśli, wspomnienia i rozmowy - ale na pewnym poziomie wydarza się tyle, co przez połowę Metra 2033. W owym dwugłosie uczestniczy też bardzo interesująca postać - prostytutka Sasza - po trosze archetyp Sofii, Mądrości Bożej, jak prostytutka Sonia ze Zbrodni i Kary Dostojewskiego. Pod pretekstem rozmów Saszy i głównego bohatera Glukhovsky filozofuje na temat duchowości. Dzięki Ani zaś podnosi problem niedopasowania w związkach oraz kwestii patologii w relacjach ojców i córek, a zarazem bierze na warsztat szerszy problem - potrzebę rodziców, by dzieci kontynuowały ich wybory i marzenia, a nie swoje własne.

Ogólnie rzecz ujmując, trylogia Glukhovsky'ego wydana nakładem wydawnictwa Insignis - z naciskiem na wieńczącą ją pozycję Metro 2035 - to interesujący przykład postapokaliptycznej antyutopii. Autor komentuje działania władzy wobec obywateli, bierność i bezradność tych drugich, ich strach przed zmianami i pragnienie utrzymania iluzji bezpieczeństwa. Można powiedzieć: no tak, Dmitry Glukhovsky pochyla się nad mentalnością człowieka postsowieckiego - jednakże obrona swojej własnej "małej stabilizacji" i zakładanie klapek na oczy, byle nic jej nie zakłóciło, to wspólna cecha szarych zjadaczy chleba (choć szczególnie w krajach totalitarnych i posttotalitarnych).

Artem, by ocalić rodaków przed losem Morloków, przechodzi przez piekło, lecz nie znajduje zrozumienia ni wdzięczności, bo parafrazując pułkownika Landę z filmu Bękarty wojny Qentina Tarantino, ludzie dzielą się na orły i szczury. Tak więc bohaterowie szybują wysoko niczym orły i mają odwagę sięgać po to, co szarego zjadacza chleba napełnia strachem. Szczury nie zrozumieją orłów, będą wolały kłębić się w ciemnościach zarówno dosłownie, jak i metaforycznie. Będą zagryzać się wzajemnie, byle tylko nie zmienić status quo, nie zniszczyć swojej małej stabilizacji, aż ze szczurów zmienią się w krety. I nawet poszukujący "czegoś więcej", spragnieni roli Homera, mogą nie udźwignąć balastu homeryckiego bohatera. Siła powieści Metro 2035 leży nie tyle w barwności świata i pomysłu, skomplikowanej intrydze i zaskakujących zwrotach akcji (które to rzeczy tam znajdziemy), ile w groteskowej odsłonie ludzkiej małości...

Metro 2035, choć stanowi zakończenie podziemnych perypetii Artema, teoretycznie jest powieścią niezależną, którą można czytać bez znajomości utworów Metro 2033 i Metro 2034. Cóż, to kwestia dyskusyjna - niby można, ale wiele się traci. Tak czy owak, stanowczo warto przeczytać najnowszą powieść Glukhovsky'ego, tym bardziej że wydawnictwo Insignis wzbogaciło książkę o klimatyczne ilustracje. Warto napawać się atmosferą i słodko-gorzkim zakończeniem trylogii, która zapoczątkowała całe Uniwersum Metro, będące źródłem inspiracji dla rosnącej liczby pisarzy. A później na przykład obejrzeć Underground Emira Kusturicy.

  • Tytuł: Metro 2035

  • Autor: Dmitry Glukhovsky

  • Tłumaczenie: Paweł Podmiotko

  • Wydawnictwo: Insignis

  • Wydanie: Oprawa miękka

  • Cena: 39,99 zł

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!