Armello - recenzja

Sławek Serafin
2015/10/06 21:04
2
0

Misie, szczurki i króliczki spiskują, kradną i mordują w prawdziwej grze o tron

Fantastyczny jest ten dysonans, który serwuje nam Armello. Z jednej strony słodziutkie i milutkie, z drugiej krwawe, podłe i mordercze, przypomina nam, że każdy medal ma dwie strony, że nie ma czerni i bieli lecz odcienie szarości, i że złość piękności szkodzi. A nie, zaraz, to ostatnie akurat nie. Piękności tej wyjątkowej gry nic zaszkodzić nie jest w stanie.

Armello - recenzja

Armello jest najprawdopodobniej najśliczniejszą grą, w jaką zagracie w tym roku, jeśli zagracie. Jest tak słodka, tak urocza, że mimo zaskakująco brutalnej tematyki po prostu nie da się na nią patrzeć bez ciągłego błogiego uśmiechu. Technicznie na szczyty się nie wznosi, ale artystycznie, swoim stylem i klimatem, z wielką gracją, subtelnością i klasą bezlitośnie miażdży wszelką konkurencję. I to taką bardzo szeroko pojętą, ogólnogrową, a nie gatunkową, bo tak się akurat składa, że Armello w swoim gatunku konkurentów ma naprawdę nielicznych. Głównie dlatego, że jest wybuchową mieszanką kilku różnych rodzajów gier - od karcianki i planszówki aż do RPG i strategii. I jest śliczne. W wielu grach widziałem tego typu stylizację na "słodkie zwierzaczki", ale żadna nie dorównuje Armello elegancją i szykiem. Zwłaszcza karty, oszczędnie animowane, fantastycznie ilustrowane, z hukiem przełamują wszelkie bariery emocjonalne i wywołują jakieś takie wielkie ciepło gdzieś w środku, w człowieku. Są aż tak czarowne. Kot ze Shreka to przy nich uwodziciel-amator z ligi okręgowej. Serio. Można się w wyglądzie Armello autentycznie zakochać. I srodze pomylić przy okazji. Słodkie, puchate, baśniowe Armello przywodzi na myśl bajki Disney'a. Patrzymy sobie i myślimy - Bambi ani chybi. A tu niespodzianka. Pod tą przeuroczą powierzchownością kryje się prawdziwa rzeź niewiniątek, zarówno pod względem tematyki jak i mechaniki. Ręka, noga, mózg na ścianie. Nie ma przebacz.

Rzecz rozgrywa się na planszy leżącej gdzieś w połowie drogi między Osadnikami z Catanu a Magią i Mieczem, zwaną również Talizmanem przez niektórych. W rogach mapy znajdują się siedziby poszczególnych wilczych, niedźwiedzich, króliczych lub też szczurzych klanów, czyli pola startowe dla czterech bohaterów graczy. Na środku znajduje się zamczysko strzeżone przez pancernych gwardzistów. A w zamczysku król. Lew, rzecz jasna. Tenże król ździebko oszalał, dotknięty mroczną mocą Skazy. I zadaniem naszych bohaterów jest wykonanie operacji przejęcia tronu dla dobra całego Armello. Na cztery sposoby można tego dokonać. Ten najbardziej oczywisty to ubicie niezbyt miłościwie nam panującego za pomocą oręża. Drugi to zebranie mocy natury uosobionej w lśniących kamieniach i przeprowadzenie śmiertelnego w skutkach egzorcyzmu na jaśnie panu. Trzeci zaś to całkowite oddanie się spaczeniu i zmiażdżenie władcy własną Skazą. Oczywiście, zawsze można też zachować się politycznie i dyplomatycznie, zdobyć poparcie oraz prestiż i spokojnie poczekać, aż zepsucie stoczy Lwa do szczętu, by po jego nieuchronnej konsumpcji przez złowrogą czarną magię z gracją siąść na tronie, rozdając po drodze uściski łap, uśmiechy i całując szczeniaczki. Taka metoda "na Dudę". Działa bez pudła.

W każdej rozgrywce jest czterech bohaterów. W sumie w Armello jest osiem różnych postaci, po dwie przynależące do każdego ze zwierzęcych klanów. Każdy z nich ma nieco inne współczynniki, inną zdolność specjalną i preferuje inny styl rozgrywki. Jedni są uniwersalni, inni mocno wyspecjalizowani, jednymi gra się trudniej, innymi wręcz przeciwnie. Ogólnie - różnorodność. Także w podejmowanych działaniach. Samouczek całkiem zgrabnie wprowadza w podstawy na szczęście, bo Armello to gra całkiem skomplikowana na pierwszy rzut oka. A na drugi i trzeci to już w ogóle. Twórcy upchnęli w tej uroczej paczuszce tyle głębi, tyle zasad, tyle opcji, że kilka ładnych godzin zajmie nam pobieżne przetrawienie całości. Na początku będzie dobrze, jeśli jako tako ogarniemy własne działania i uda nam się odnieść jeden czy dwa sukcesy w planowaniu kolejnych ruchów i zagrań. Potem zaczniemy brać pod uwagę również zmieniające się okoliczności. A potem zaczniemy przewidywać ruchy przeciwników i kalkulować na ostro na podstawie wszystkich dostępnych danych. I do tego na każdym kroku będziemy się modlić do Losu, żeby nam poszczęścił w dobieraniu kart, misji i kostek w spotkaniach lub pojedynkach.

W Armello czynnik losowy ma spore znaczenie, ba, wydaje się nawet, że decydujące. Ale im więcej gramy, tym bardziej ewidentne jest, że dobry plan, przemyślana strategia i elastyczna jej realizacja są równie istotne, a może nawet i bardziej. Można grać w Armello beztrosko i cokolwiek bezmyślnie, jasne, że tak. I może nawet uda się szczęśliwie wygrać raz czy dwa. Ale można też mocno wszystko przemyśleć i dążyć do celu biorąc poprawkę na losowy charakter doboru kart czy też rzutów kośćmi. Ta gra jest piękna, to prawda, ale nie dajcie się zwieść urodzie - nie jest wcale głupia i płytka. Warstwa decyzyjna jest tutaj zaskakująco rozbudowana. I bardzo wiele mielenia zachodzi w tle, za kulisami. Na szczęście z czasem i wzrostem doświadczenia coraz lepiej nam będzie wychodziło zaglądanie za te kulisy, więc spokojna głowa. Spokojna i osadzona na dobrze wygimnastykowanej szyi, przyzwyczajonej do ciągłych czujnych obrotów i spoglądania za plecy.

GramTV przedstawia:

Choć Armello nie wygląda na takie podłe, to jest równie perfidne jak intrygi bohaterów Gry o Tron. Współdziałanie graczy tutaj w zasadzie nie istnieje... w zasadzie, bo zawsze można się z kimś sprzymierzyć, żeby we dwójkę wbić nóż w plecy kogoś, kto jest bliżej sięgnięcia po tron niż my. Ogólnie jednak wszystko jest dozwolone, od anonimowego podkładania świni, przez bezczelny sabotaż aż do wrażenia ostrza w bebech czy też spopielenia czarami. Śmierć w Armello nie jest ostateczna, ba, choć czasem wyraźnie spowalnia delikwenta w wyścigu, to bywają sytuacje, w których można ją wykorzystać i obrócić na swoją korzyść. Jak już mówiłem, wszystkie chwyty są dozwolone, a gra mocno stawia na przebiegłość i perfidię. I, niestety, jest to również jej słaba strona paradoksalnie. Dlaczego?

Dlatego, że na prawdziwą podłość, bezpardonowość i ogólne zezwierzęcenie możemy liczyć tylko u naszych braci i sióstr w rozumie. Sztuczna inteligencja miewa swoje przebłyski, ale im więcej się gra, tym bardziej wyraźnie popada w schematy i jest łatwiejsza do rozszyfrowania oraz wymanewrowania. No i nie współpracuje z pozostałymi graczami komputerowymi, więc nie ma co liczyć na sojusze, zdrady, przejścia do obozu przeciwnika i tym podobne atrakcje. Do tego ludzie są potrzebni. Samotne granie w Armello relatywnie szybko się nudzi, zwłaszcza że przyjemnie fabularyzowany samouczek nie prowadzi do żadnej podbudowanej scenariuszem kampanii, lecz do serii samodzielnych gier losowych. Żeby naprawdę wycisnąć z Armello ostatnie soki ambrozji, a trochę tego tutaj jest, jak już chyba jasno zasugerowałem, trzeba grać z kimś. Najlepiej ze znajomymi, bo nikomu się tak fajnie nie podkłada świni i wbija noża w plecy, jak znajomym właśnie. Jeśli takowych macie, a oni mają Armello, to fantastycznie się składa. Będziecie się znakomicie bawić, prawdopodobnie lepiej, niż przy dowolnej innej komputerowej planszówce. Niestety, nie lepiej niż przy dowolnej planszówce granej na żywo, bo z jakiegoś niepojętego powodu Armello nie obsługuje gry przy jednym komputerze, co moim skromnym zdaniem jest naczelną, największą wadą tej przeuroczej, znakomitej produkcji.

Na poważnie się zastanawiam, czy nie jest warto zagrać w Armello choćby dla tego jak cudnie wygląda. A przecież jest tutaj o wiele więcej dobra. Świetna, bardzo rozbudowana mechanika, świeże pomysły, ciekawe rozwiązania, bogactwo i różnorodność wszystkiego. Jedynym prawdziwym problemem tej gry jest to, że nieszczególnie nadaje się dla samotników. Jednoosobowa zabawa szybko traci urok. W grupie jednak, czy to w rozgrywkach rankingowych, czy też ze znajomymi, błyszczy jak prawdziwy klejnot, którym bez wątpienia jest. Naprawdę trudno byłoby znaleźć lepszą komputerową planszówko-karcianko-erpego-strategię. A ładniejszej to już w ogóle nie ma, nie było i pewnie długo nie będzie.

8,5
Ślicznie szkaradna unikalna mieszkanka gatunkowa
Plusy
  • przecudna, przesłodka oprawa wizualna
  • świetny klimat
  • świeże, oryginalne połączenie gatunków
  • bardzo rozbudowana mechanika i warstwa decyzyjna
  • relatywnie krótkie, intensywne rozgrywki
  • bardzo dobra polska lokalizacja
Minusy
  • samotne granie dość szybko się nudzi
  • duży wpływ czynników losowych
Komentarze
2
Usunięty
Usunięty
07/10/2015 12:08

Widziałem kilka 4 osobowych rozgrywek i gra wygląda na bardzo dopracowaną, bez przesadnych komplikacji, ale też nie jest nazbyt uproszczona. Bardzo dobrze wyważony mix kilku gatunków, co się rzadko zdarza.

Moooras
Gramowicz
07/10/2015 10:41

A ja głupi głosowałem na Grow home w Vote 2 play :P