Więzień Labiryntu: Próby Ognia - recenzja filmu

Kamil Ostrowski
2015/09/19 13:00
0
0

Prawie jak nieoficjalna ekranizacja The Last of Us. W dodatku całkiem niezła.

Więzień Labiryntu: Próby Ognia - recenzja filmu

Wstydliwe kulturalne przyjemności. Któż ich nie ma? Niektórzy od lat oddają się oglądaniu Na Wspólnej. Inni po kryjomu słuchają Justina Beibera. Pewnie znalazłby się ktoś, kto w wieku trzydziestu lat dalej chętnie ogląda Lego Chima na Cartoon Network. Jestem też prawie pewien, że wielu z Was bawiło się chociaż raz przy disco polo. Ja też mam swoje na sumieniu, bo chętnie czytam książki i oglądam filmy z nurtu tzw. "young adult fantasy". Przedstawicielem tego zacnego, chociaż oczywiście niemiłosiernie miałkiego gatunku jest właśnie Więzień Labiryntu: Próby Ognia. Warto dodać - jednym z najlepszych.

Jeżeli podobały Wam się Igrzyska Śmierci, to spodoba Wam się również Więzień Labiryntu. Punktów stycznych jest mnóstwo. Po pierwsze, mamy intrygujący świat. W pierwszej części nastolatkowie uciekali z tytułowego labiryntu, odkrywając przy okazji ułamek prawdy o świecie - nastąpiła apokalipsa, a ich zadanie wydostania się ze śmiertelnej pułapki było elementem próby opracowania leku. Główny bohater niegdyś pracował dla naukowców zarządzających kompleksem, ale wreszcie miał już dosyć oglądania śmierci.

W drugiej części bohaterowie wydostali się na wolność, zostali zapakowani do helikopterów i wywiezieni do miejsca będącego swego rodzaju twierdzą. Wysokie mury odgradzają ocalałych od potwornego klimatu, którego najbardziej urokliwym elementem są bez wątpienia burze piaskowe z piorunami. Kolejnym zagrożeniem są zarażeni, którzy wyglądają jakby byli żywcem wyjęci z The Last of Us. Pasożyty, korzenie wyrastające z całego ciała, szybcy, silni, zarażający przez ugryzienie. Nie niepokojeni zapadają w rodzaj letargu. Pasożyt ich tworzący porasta czasami ściany. Brzmi znajomo, prawda?

Po trafieniu do twierdzy mamy chwilę na to, żeby oswoić się z nowym stanem rzeczy, ale szybko okazuje się, że "coś jest nie tak", a bohaterowie muszą walczyć o przeżycie. Od tego momentu film to mniej więcej 50% akcji i 50% prezentacji całkiem ciekawego świata przedstawionego.

Historia, chociaż przewidywalna w pewnych aspektach, jest dosyć oryginalna. Nie ma łatwych odpowiedzi, ani jednoznacznych moralnie postaci. Po jednej stronie szali znajdują się życia młodych ludzi, po drugiej szansa na wyleczenie milionów. Każdej z postaci nie sposób przyznać w pewnej mierze racji i nie znaleźć w niej pierwiastka dobra. No, może za wyjątkiem Jansona, granego przez Aidana Gillena, znanego z roli Littlefingera w Grze o Tron. On oczywiście znów jest zdradzieckim sukinsynem i manipulatorem. Gdyby jego rola, film kończyłby jeszcze wyraźniejszym zaakcentowaniem rozterki moralnej, która narasta w widzu przez cały seans. Jako wskazówkę mogę dodać, że podobne pytanie zadawali w ostatnich chwilach twórcy The Last of Us.

GramTV przedstawia:

Dużo ciepłych słów pod adresem historii. Niestety, nic nie poradzę na to, że Więzień Labiryntu to bardzo sensownie przemyślana koncepcja. James Dashner, twórca książki, porusza tutaj wiele wątków, które do tej pory w nurcie postapokaliptycznym były marginalizowane, jak na przykład desperacki hedonizm, który udziela się pewnym grupom. Ponad dwugodzinna wycieczka po zrujnowanej Ameryce to naprawdę pouczająco spędzony czas.

Oczywiście twórca książek na podstawie których oparty jest film nie byłby prawdziwym autorem young adult, gdyby nie wątek trójkąta miłosnego. W tym przypadku bohatera i dwóch kobiecych postaci. Nie bójcie się, jest bardzo delikatnie zarysowany, uczucia bohaterów nie walą nas po głowie obuchem, jak w Igrzyskach Śmierci. Za tę subtelność muszę scenarzystów pochwalić.

Gdybym miał wskazać na jakąś wadę Więźnia Labiryntu: Próby Ognia, to byłaby lekka drętwota niektórych aktorów, w tym grającego główną rolę Dylana O'Briena. Jest lepszy niż przereklamowana Jennifer Lawrence we wspominanych wielokrotnie Igrzyskach Śmierci, ale jego gra wciąż pozostawia nieco do życzenia. Tam gdzie Lawrence jest tak teatralna, że aż śmieszna, tam O'Brien mógłby być nieco żywszy. Szkoda też, że tak mało miejsca dano Kayi Scodelario, bo kiedy już doszła do głosu pod koniec filmu, to wniosła sporo do odbioru fabuły.

Jeżeli nie macie uczulenia na "teen adult fantasy", to Więzień Labiryntu na pewno Wam się spodoba. Jeżeli w dodatku lubicie klimat apokalipsy, to istnieje szansa, że spodoba Wam się wyjątkowo. Przy spełnieniu warunku uwielbienia dla The Last of Us będzie jeszcze lepiej. Nieczęsto zdarzają się filmy na planie których latają pasożytnicze zombie, więc nie sposób nie być niemalże zachwyconym. Możecie iść do kina bez obaw, czeka na Was godna rozrywka, nawet lepsza niż w przypadku pierwszej części, skądinąd też bardzo dobrej. Znak jakości.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!