Red Game Without a Great Name - recenzja

Katarzyna Dąbkowska
2015/08/02 16:00
4
0

Red Game Without a Great Name z całą pewnością ma ciekawy tytuł. Czy jednak zachwyca rozgrywką?

Red Game Without a Great Name - recenzja

Pamiętacie może niezwykle wciągającą, a jednocześnie przyprawiającą o dreszcze wściekłości grę o nazwie Flappy Bird? Chyba każdy słyszał ową historię. Ale puszyste ptaszysko odeszło do lamusa. Na jego miejsce weszło sporo gier, które w zasadzie powtarzały ten sam pomysł. Można tu przytoczyć chociaż grę twórców Angry Birds - RETRY. Ale co jeśli połączyć ptaka, niezwykle ciekawy pomysł na grę, stampunkowy styl i diabelsko trudną rozgrywkę w całość? Powstanie Red Game Without a Great Name.

Fabuła nowej produkcji rodzimego studia nie jest jakoś specjalnie rozbudowana. Ot, mamy tu do czynienia z daleką przyszłością, w której nie ma internetu, nie ma Poczty Polskiej (może i dobrze), nie ma nawet telegrafu, a my jesteśmy zmuszeni używać ptaków, by dostarczać listy do innych ludzi. Ale nie byle jakich ptaków. Są to bowiem mechaniczne stworzenia wyprodukowane do jednego celu - dostarczyć pocztę. I to jest nasze główne zadanie w grze.

Brzmi prosto? Nic bardziej mylnego. Na naszej drodze stanie bowiem multum przeszkód, poczynając od zwykłych murów, poprzez kolczaste druty czy dym zmieniający kierunek lotu naszego ptaka i druciane szczęki, które go pożerają. Słowem - wszystko w tym steampunkowym świecie poluje na naszego ptasiego bohatera, a my musimy to wszystko omijać. Studio iFun4All wpadło na ciekawy sposób poruszania się. Ptak może się bowiem teleportować. Wystarczy przycisnąć go palcem, następnie przeciągnąć tam, gdzie mamy go przemieścić i nasze ptaszysko pokonuje najgrubsze mury. Należy pamiętać jednak o tym, że ptak porusza się w międzyczasie sam, więc jeśli pozostawimy go na pastwę losu, może trafić na kolce i zginąć. Porusza się również sama plansza od lewej do prawej strony. Ptaszysko straci również swoje życie, jeśli nie zdążymy przemieścić go i znajdzie się poza planszą. Pierwsze 10 poziomów da się przejść, choć z pewnością zaliczymy kilka potknięć. Później człowiek znajduje w sobie takie słownictwo, którego łacina podwórkowa jeszcze nie zna. Można samemu dodatkowo utrudnić sobie rozgrywkę, jeśli mamy ochotę zebrać wszystkie "znajdźki" na poszczególnych planszach. Te znajdują się niemal za każdym razem w niezwykle ciężkich do przejścia miejscach.

Jeśli odpalicie choćby raz Red Game Without a Great Name, z pewnością zginiecie. Gwarantuję to Wam. Ale będziecie ginąć średnio kilkanaście razy na poziomie. I, jeśli nie odnajdziecie wewnętrznego zen, Wasz tablet, ewentualnie smartfon, wyląduje na ścianie. Mój, na szczęście, nie uległ uszkodzeniu, jednak kilka razy mało brakowało. Ale zawsze wracałam do tego poziomu i próbowałam go przejść. Samo przejście jednego etapu nie trwa długo, ale dojście do samego końca to kilkanaście dobrych minut mordęgi. Szczególnie, że gra nie obchodzi się z nami łagodnie. Wystarczy jedno dotknięcie ptaka o kolec, a już musimy się cofać do początku poziomu. Nie, nie ma tutaj możliwości zapisu, czy checkpointów.

GramTV przedstawia:

Co najbardziej chyba urzekło mnie w Red Game Without a Great Name to wręcz porażająca oprawa audiowizualna. Sam tytuł mówi nam, że będzie to gra okraszona wszędzie czerwonymi barwami. I tak w zasadzie jest. Ale wymieszanie czerwieni ze steampunkowym stylem to był strzał w dziesiątkę. Gra wygląda naprawdę świetnie. Ale jeszcze lepszy jest dźwięk. Muzyka Czesława Mozila pasuje tutaj idealnie. Na poziomach też natkniemy się na przyjemne dla ucha melodie. Nie ma tutaj nieprzyjemnego brzmienia, a świetnie dobrane utwory, które nieco koją nerwy, kiedy kolejny raz się ginie. Co ciekawe, poszczególne poziomy mają przypisaną do siebie odmienną ścieżkę dźwiękową, więc nie słuchamy w kółko tych samych piosenek. Muszę powiedzieć, że to jest jedyna z niewielu gier na urządzeniach mobilnych, które przechodziłam z włączonym dźwiękiem.

Red Game Without a Great Name to 60 poziomów. To nieco więcej niż w przypadku innych tego typu gier, a rozgrywka trwa tak naprawdę w nieskończoność. Nie zawsze nam bowiem wychodzi, a dodatkowo musimy sobie robić przerwy pomiędzy poszczególnymi poziomami, żeby otrzeć pot z czoła.

Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić to działanie pułapek w pewnych momentach gry. Czasami zdawało mi się, że moje ptaszysko nie zdążyło jeszcze dotknąć kolca, a już musiałam rozpoczynać rozgrywkę od początku. Nie było to przyjemne, zwłaszcza, kiedy natykaliśmy się na taką niespodziankę zaraz przed zakończeniem etapu. Ale to nie był jeszcze ten poziom trudności, z którym spotkałam się w przypadku wersji na iPhone'a, a którego w pewnym momencie rozgrywki musiałam się przesiąść. Kiedy na iPadzie było ciężko, tak iPhone... cóż, tam poziom sięgał sufitu. Nie raz i nie dwa chciałam sobie poodgryzać palce, ale na szczęście tutaj wkraczała magiczna siła uspokajającej muzyki Czesława.

Dodatkowym plusem jest to, że gra nie kosztuje wiele, bo za 2,99 euro dostajemy całą produkcję z 60 poziomami, które dodatkowo nam się wydłużają przez nasze błędy w rozgrywce. Jak szybko ją przejdziemy zależy, oczywiście, jedynie od nas i naszych umiejętności zręcznościowych. Nie znajdziemy tutaj również żadnych męczących mikrotransakcji czy reklam.

Red Game Without a Great Name to jak najbardziej udana produkcja studia iFun4All. Gra jest niesamowicie wymagająca i wyrwiemy sobie z głowy niejeden włos brnąc dalej w rozgrywkę, ale będziemy sięgać po nią nadal, żeby spróbować udowodnić sobie, że możemy pokonać kolejny poziom. To gra naprawdę świetna, okraszona miłym dla ucha motywem muzycznym i oryginalną oprawą graficzną. Jeśli zatem nie wiecie, jak spędzić ostatni miesiąc wakacji - my szczerze polecamy grę, bo wbrew pozorom jest nieco bardziej oryginalna i ciekawa niż i tak pokręcony tytuł.

9,0
Gra, która wyciśnie z Was siódme poty. Ale za to w jakim stylu!
Plusy
  • - oprawa graficzna
  • świetna muzyka
  • poziom trudności
  • klimat gry
Minusy
  • trudniejsza na mniejszych sprzętach
  • w pewnych momentach nieco niesprawiedliwa
Komentarze
4
Usunięty
Usunięty
26/11/2015 00:54

Już myślałem, że jakimś cudem teksty znów zaczęły się pojawiać na forum, a to tylko archeologia. ;p

Usunięty
Usunięty
26/11/2015 00:54

Już myślałem, że jakimś cudem teksty znów zaczęły się pojawiać na forum, a to tylko archeologia. ;p

Karfein
Gramowicz
26/11/2015 00:50

Jako że kicham na sprzęt Apple''a, tak cieszę się na premierę na Vitę - chętnie wtedy zakupię :)




Trwa Wczytywanie