Hack and slash od twórców Tropico - recenzujemy Victor Vran

Paweł Pochowski
2015/07/29 18:15
0
0

El Presidente na czas wakacyjnego urlopy zamienił słoneczną wyspę na wypełnione potworami fikcyjne królestwo we wschodniej Europie. Co z tego wyszło?

Hack and slash od twórców Tropico - recenzujemy Victor Vran

Dobrych hack and slashy nigdy za wiele - choć gatunek lata temu zdominowany został przed Diablo, do dziś co jakiś czas na scenie pojawia się nowy gracz, któremu udaje się odnieść względny sukces. Stąd też nieznane kiedyś nikomu Torchlight, Path of Exile czy The Incredible Adventures of Van Helsing zdobyły swoje własne i wierne rzesze fanów. Z pozoru zabawa wygląda prosto - podążamy w określonym kierunku wycinając sobie przejście wśród morza wrogów poprzez równomierne naciskanie lewego przycisku myszy i używanie umiejętności oraz miksturek z życiem czy maną, raz na jakiś czas aktywując atak specjalny. Ale to, że zabawa jest prosta, nie oznacza, że w jej głębi nie kryją się rozbudowane i zaawansowane mechaniki, które stworzyć wcale nie jest łatwo, o czym już nie jeden deweloper się przekonał. Informacja o tym, że i twórcy serii Tropico - bułgarskie Haemimont Games - chce dołączyć do grona producentów gier gatunku h'n's była dość zaskakująca. W końcu dotychczas znaliśmy ich głównie ze strategicznych produkcji z uśmiechniętym, brodatym i trzymającym w ręce wielkie cygaro El Presidente. Okazało się jednak, że studio odrobiło pracę domową, zastanowiło się czego brakuje gatunkowi i już w swojej pierwszej produkcji pragnęło wykorzystać tą niszę. Stąd też ich projekt zapowiadał się całkiem smakowicie.

Kim jest Victor Vran? Ano łowcą potworów, który przybywa do Zagoravii na wieść o tym, że być może znajdzie tu jakieś zatrudnienie, a ponadto szukając swoje przyjaciela. I faktycznie, Królestwo zgłasza ostatnio zdecydowanie większą podaż na herosów biegających z mieczami lub czymkolwiek, co rani potwory, bo te przerobiły na mielonkę już cały tabun bohaterskich mężczyzn, których zwłoki walają się zresztą w różnych dzielnicach dookoła miasta. Szybko jednak okaże się, że potwory atakują Zagoravię nie przypadkowo. Całość ma związek z przeszłością Królewny Katarzyny, ale więcej nie zdradzę, by nie psuć Wam zabawy. Przestrzegam tylko, że scenariusz jest raczej sztampowy, a i przedstawienie fabuły dosyć biedne, nie liczcie więc na zbyt wiele pod tym względem. Dodatkowo Victorowi towarzyszy tajemniczy głos w jego głowie, który komentuje aktualne poczynania, ale choć miało być śmiesznie, jest maksymalnie drętwo i sucho. Z czasem przestałem więc zwracać większą uwagę na fabułę, ale to przecież hack'n'slash, odgrywa tu ona naprawdę drugo, jak nie trzeciorzędną rolę.

Wcielamy się w konkretnego bohatera, nie liczcie więc na to, że będziecie mogli wybrać na starcie gry klasę kierowanej przez Was postaci, bo po prostu się nie da. Można za to Victorowi wybrać jedno z wdzianek, a każde w inny sposób wpływa na statystyki postaci, zresztą - wdzianka jak to wdzianka, można zdejmować i zakładać inne i taka też okazja w grze pojawi się już w okolicach 15 poziomu doświadczenia, gdy otrzymacie kolejne z nich, a pomiędzy nimi przełączacie się z poziomu ekwipunku. Zresztą, w Victor Vran generalnie nie ma czegoś takiego, jak rozwój postaci. Zapomnijcie o statystykach, które rozwijacie dodając kolejne punkty do wybranych cech, zapomnijcie o odblokowywaniu nowych umiejętności czy ataków specjalnych, bo w grze Haemimont Games wszystko to odbywa się w inny sposób. Każda z broni ma przypisane do siebie trzy umiejętności, z których możemy korzystać podczas walki, zresztą broni w grze w jednym momencie możemy mieć nie jedną, a dwie i przełączamy się pomiędzy nimi za pomocą jednego przycisku. Dodatkowo podczas rozgrywki zbieramy specjalne karty, które trzymamy w slotach w ekwipunku - podnoszą one naszą maksymalną liczbę punktów życia czy krytyczne obrażenia. Co do ataków specjalnych, to możemy korzystać z dwóch. Kolejne zdobywamy podczas zabawy w ramach znajdziek czy nagród za zabicie stworów, zresztą możemy je także kupić i podobnie jak i inne elementy - w każdej chwili z poziomu ekwipunku wymienić.

Taka dowolność w grze jest fajna i sprawia, że nie brakowało mi ani rozbudowanych statystyk, ani też kupowania za jakieś punkty dostępu do umiejętności. Zresztą, w innych często długo zastanawiałem się nad każdym wyborem, a czasem nawet żałowałem swojej decyzji. Dlatego system z Victor Vran przypadł mi do gustu. W jednej chwili mogę przebudować całą swoją postać, mogę też przetestować każdą umiejętność jaką znajdę i do żadnej nie jestem przypisany na stałe. To jest fajne i właśnie za ten element Victor Vran otrzymuje ode mnie największego plusa. Zanim jednak dojdzie do jakiegoś nieporozumienia dodam, że ekwipunek w grze jest mocno ograniczony i powtarzalny, a umiejętności szybko okazują się do siebie podobne. Znajdujemy tylko kilka ich typów w różnych wariantach, szybko znajdziecie więc pewnie dwie odpowiadające Waszym preferencjom i na tym zabawa z testowaniem innych zestawów się kończy. Zresztą podobnie jest z broniami.

Niby w grze dostępny jest miecz, szabla, shotgun, młot, karabin elektryczny i jeszcze jakieś inne bronie, ale one wszystkie wypadają potem na okrągło w bardzo podobnych do siebie konfiguracjach, a dodatkowo u sprzedawców znajdziemy taki sam szajs, jaki przychodzimy tam sprzedać, nie liczcie więc na zbyt wielkie bogactwo pod tym względem. Zresztą, okazuje się, że ich balans jest dość zaburzony, nic w tej grze nie sieka tak dobrze jak zwykły miecz, a przetestowałem to podczas zabawy w kooperacji z kolegą. Gdy on grał mieczem, a moja postać testowała inne bronie, na każdej z kolacji zabijał około dwukrotnie więcej przeciwników niż ja. No chyba, że ja też grałem mieczem, wtedy szliśmy łeb w łeb. Przydaje się w ekwipunku broń dystansowa, więc warto trzymać przy sobie zawsze jakiś karabin, ale do walki na bliskim dystansie nic nie przebija miecza. Choć oczywiście grając samemu, gdy z nikim się nie ścigacie na ilość zabójstw, wolniejsze działanie szabli czy młota nie powinno być żadnym problemem.

GramTV przedstawia:

Z grami jak w życiu, czasem słońce czasem deszcz, pochwaliłem Victor Vran za wolność w kreowaniu własnej postaci, zganiłem za ekwipunek, czas więc na kolejną pochwałę. Otóż wchodząc do każdej z lokacji mamy do wykonania opcjonalną listę zadań, za które otrzymamy dodatkowe nagrody. Łącznie jest ich w grze ponad dwieście, a czym dalej w las, tym trudniejsze. Część z nich jest prosta, jak na przykład pokonanie wszystkich chempionów na danym obszarze, niektóre to znalezienie wszystkich sekretów, ale znajdziemy także takie bardziej wymagające - jak zabicie danej ilości przeciwników w danym okresie czasu czy za pomocą konkretnej broni. Niektóre wymagają także odpalenia specjalnych heksów, do których uzyskujemy dostęp około 15 poziomu doświadczenia. Modyfikują one zasady rozgrywki, np. odbierając nam stopniowo życie czy wzmacniając siłę lub żywotność potworów. Generalnie wpływają więc na zwiększenie poziomu trudności, ale w zamian pozwalają na zdobycie większej ilości złota czy fajniejszych przedmiotów. Ale nie, nie sprawia to, że loot w grze staje się bardziej atrakcyjny, tak jak wspomniałem powyżej - ogólnie cały czas znajdujemy te same miecze czy strzelby tylko z różnymi statystykami, przez co szybko tracimy tym jakiekolwiek zainteresowanie.

Walka w Victor Vran jest naprawdę przyjemna, co więcej dostosowana zarówno do gamepada, jak i zestawu mysz z klawiaturą - w tej opcji można ruchami głównego bohatera sterować za pomocą klawiszy, a mysz pozostawić tylko walce lub też używać jej zarówno do chodzenia, jak i zadawania ciosów. Animacje są całkiem przyjemne dla oka, także te przeciwników, poszczególne ataki specjalne wyglądają nieźle, całość można więc zaliczyć na plus produkcji. Victor może skakać, co jednak nie przekłada się w grze na wielki zysk, bo lokacje zaprojektowane są w taki sposób, że wykorzystujemy ten element tylko tam, gdzie życzą sobie tego twórcy - w pozostałych miejscach stoją natomiast niewidzialne ściany lub przeszkody, przez które nie da się dać susa. Element ten nie jest więc w żaden sposób rewolucją w hack and slashach, choć miło, że w końcu pojawił się ktoś, kto umie walczyć z grawitacją i nie jest na siłę przyklejony do podłoża. Szkoda jednak, że Victor przytłoczony ciężarem niesionego ekwipunku nie potrafi biegać, co niepotrzebnie wydłuża podróżowanie z jednej lokacji do drugiej.

Nie zmienia to jednak faktu, że rozgrywka w Victor Vran szybko staje się dość monotonna. Głównie dlatego, że poruszamy się po nijako i bez polotu zaprojektowanych lokacjach, bijąc głównie tych samych przeciwnikach w różnych przebraniach i czując ewidentnie, że pomysł na tę produkcję został zapożyczony z The Incredible Adventures of Van Helsing i to w dość znacznym stopniu. Obydwoje bohaterowie są zabójcami potworów, noszą kapelusz, poruszają się po podobnych krainach, nawet niektóre z miejsc i przeciwników są do siebie bardzo podobni. Cóż, wygląda na to, że po prostu Haemimont Games zabrakło na tyle kreatywności, by wymyślić coś całkowicie swojego i część elementów zgapiło od konkurencji. Wracając do przeciwników, momentami twórcy popisują się całkowitym brakiem polotu karząc nam bić kulki nazywane "esencjami" - raz jest to esencja kamieni, raz jakiejś elektryczności (lub czegoś w tym stylu), co nie zmienia faktu, że bijemy po prostu latające kulki. A to nie jest zbyt wciągające.

Od technologicznej strony Victor Vran nie robi większego wrażenia ani jakością oprawy wizualnej, ani jej klimatem. Pod tym względem twórcy gry nie napracowali się zbyt mocno. Miło jednak, że kamerę możemy obracać dookoła za pomocą myszki, dzięki czemu w każdym momencie dostosujemy ją do tego, w którą stronę akurat chcemy patrzeć i przyjrzymy się każdemu zakamarkowi. Szkoda natomiast, że nie da się widoku przybliżyć. Pozostając w kwestiach dotyczących oprawy można grę pochwalić za nienajgorszą stronę audio - głosy postaci czy lecąca w tle muzyczka nie są męczące, dobre i to.

W ogólnym rozrachunku jestem Victor Vran trochę rozczarowany. Gra miała potencjał do tego, by być po prostu lepsza. Szczególnie, że pozwala graczom na dużą dowolność w kreowaniu własnej postaci i w mig można zmienić zarówno bronie, jak i ataki specjalne czy umiejętności pasywne, z których korzystamy. Przy wygodnym sterowaniu, całkiem fajnej walce, heksach i wyzwaniach mogła to być całkiem fajna gra. Niestety, zastosowany przez Haemimont Games system nie do końca dobrze zastępuje rozwój postaci, dodatkowo podczas zabawy mierzymy się z tymi samymi przeciwnikami w różnych wersjach na nijakich lokacjach zbierając za to mnóstwo takich samych przedmiotów, zabawa szybko staje się więc dość monotonna. Sytuację ratuje fakt, że produkcja dostępna jest w niewygórowanej cenie. Fanom hack'n'slashy, którzy przeszli już wszystko co się dało, a szukają lekkiej produkcji na wakacje można Victor Vran polecić, ale zapalonych miłośników gatunku muszę odesłać pod inny adres, bo ten może ich rozczarować. Być może lepiej, by poczekali na zbiorcze wydanie wszystkich trzech części The Incredible Adventures of Van Helsing, z którego Victor Vran sporo zgapiło. Tam znajdą mnóstwo klas postaci i zabawę na kilkadziesiąt godzin. Tu tego nie ma.

6,5
Victor Vran okazał się być niezbyt dalekim ale za to uboższym kuzynek Van Helsinga. Szkoda.
Plusy
  • heksy
  • wyzwania
  • system sterowania oraz walka
  • dobry stosunek jakości do ceny
  • tryb kooperacji
  • brak podziału na konkretne klasy i możliwość dowolnego kreowania swojego bohatera...
Minusy
  • niestety z bardzo ograniczonych elementów
  • powtarzalny ekwipunek
  • część elementów zgapiona z innej gry
  • nuda i monotonia w przeciwnikach i lokacjach
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!