Fallout Shelter - recenzja

Katarzyna Dąbkowska
2015/07/03 18:00
4
0

Legendarna seria po raz pierwszy trafia do naszych kieszeni.

Fallout Shelter - recenzja

Fallout Shelter to pierwsza w historii mobilna gra w tym uniwersum, która od momentu pojawienia się w App Store bije niemałe rekordy popularności. Sama Bethesda chełpi się, że w grze rozgrywane jest dziennie ponad 70 milionów sesji. Czym zatem zasłużył sobie mobilny Fallout, by zdobyć tak wielką rzeszę fanów?

Fallout Shelter nie przypomina rozgrywką innych tytułów sygnowanych marką Fallout. W grze wcielamy się w zarządcę Krypty, czyli schronu, w którym mogą zamieszkać ci, którym udało się przetrwać wojnę atomową.

Naszą przygodę z grą rozpoczynamy od wybudowania kilku pokoi i umieszczenia w nich pierwszych osadników, którzy podchodzą pod drzwi naszej Krypty. Wydaje się to być proste zadanie, jednak z czasem przekonamy się, że nie każdy nasz wybór jest odpowiedni. Każdy poszczególny pokój posiada bowiem określoną funkcję. Mamy tu zatem pomieszczenie do produkcji prądu, zbierania wody, restaurację, radiostację czy laboratorium. Każdy też jest ważny dla schronu - w laboratorium produkujemy leki, radiostacja pozwala nam na przyciągnięcie okolicznych podróżnych do schronu, a stołówka dostarcza naszym mieszkańcom stałe dawki pożywienia. Pomieszczenia te można również rozwijać. Najważniejszym pomieszczeniem jest i będzie zawsze generator prądu. Bez niego bowiem inne pokoje nie działają. Tak jak nie działają też bez mieszkańców.

Dopasowanie jednak pierwszego lepszego mieszkańca do pracy wcale nie należy do najprostszych, bowiem każdy z nich posiada punkty SPECIAL. Jest to kolejno ilość punktów siły, spostrzegawczości, wytrzymałości, charyzmy, inteligencji, zwinności i szczęścia. Im większe wskaźniki, tym lepiej dla nas, bo szybciej będą pracować, by dostarczyć nam dane produkty. Nie każdego jednak możemy umieścić w danym pokoju. I tu na naszą drogę wkraczają elementy rodem z The Sims. Mieszkańcy mają bowiem określony poziom zadowolenia. Naszym zadaniem nie jest zatem jedynie budowanie pokoi i przypisywanie do nich kolejnych pracowników. Musimy bowiem zważać również na potrzeby i uczucia naszych postaci. Do każdego pokoju przypisane są inne funkcje. Inteligencja na ten przykład przyda się w laboratorium, a charyzma... w sypialni. I tak wpuszczając mieszkańca z dużą liczbą punktów charyzmy i małą inteligencji musimy się liczyć z tym, że nasz bohater nie będzie emanował szczęściem. Na początku wydaje się być to mocno pokręcone, jednak na dłuższą metę łatwo się w tym połapać. Schody zaczynają się jednak dopiero wtedy, kiedy okazuje się, że wchodzący do naszego schronu ludzie nie mają w zasadzie takiej umiejętności, która mogłaby się wyróżniać. Wtedy liczymy w zasadzie na szczęście lub w trakcie rozgrywki staramy się rozwiązać nasz problem przypisując takiego osobnika do innego pokoju lub tworząc takie pomieszczenie, które mogłoby rozwinąć kilka punktów danej umiejętności i na jakiś czas wpuścić tam wybranego mieszkańca. Szczęście jest niezwykle ważne dla naszych osadników. Bez niego są oni narażeni chociażby na choroby. Mieszkańcy, niezależnie od tego czy im się podoba praca czy nie, zdobywają doświadczenie. W ten sposób uzyskują kolejne poziomy. Skraca to między innymi czas pracy całego pokoju, aby dostarczyć dany surowiec.

To jednak nie koniec długiej listy opcji, jakie proponuje nam gra. Do rozwoju naszej lokacji potrzebni są przede wszystkim nowi lokatorzy. Ci jednak nie spadają z nieba. No, może pojawiają się od czasu do czasu znikąd, jednak taka rzecz zdarza się niemalże tylko na początku gry. Później mieszkańców trzeba sobie "wyhodować". Zadanie jedynie pozornie proste, bo wystarczy wpuścić kobietę i mężczyznę z dużą liczbą punktów charyzmy do pomieszczenia mieszkalnego, a magia będzie działa się sama. Problem w tym, że zarówno etap podrywów, jak i ciąży i dorastania trwa zbyt długo, więc mieszkańcy są tutaj na wagę złota. Szczególnie, że schron nawiedzają od czasu do czasu różne katastrofy.

Katastrofy w większości wywołują się same. Może być to pożar albo chociażby inwazja ogromnych, zmutowanych karaluchów. Nie mniej jednak wszystkie te akcje odbijają się w jakiś sposób na życiu schronu. Nie tylko bowiem blokują dalszą produkcję surowców, ale również zadają wiele obrażeń naszym postaciom, które akurat znajdują się w pomieszczeniach. Jest to ciekawa opcja, chociaż wywołuje czasem salwę mało przyjemnych słów wykrzykiwanych w stronę ekranu. Największą bolączką gracza są jednak napady z zewnątrz. W ten sposób możemy się bardzo łatwo pozbyć części naszych mieszkańców i zablokować tworzenie surowców na dłuższy czas. Osobiście uważam, że rajdy te są zbyt częste. Zdarzało mi się, że nie zdążyłam jeszcze wyjść na prostą po ostatnim napadzie, a mój schron został jeszcze dwa razy napadnięty. W rezultacie zostały mi tylko ciężarne kobiety i dzieci, które biorą nogi za pas w takich sytuacjach. Zaczynamy więc w zasadzie od początku z postaciami, które często musimy przypisywać nie do tych pokoi, które chcemy. Spada nam wtedy szczęście i tak w koło Macieju. Jedynym plusem takich rajdów jest to, że możemy sobie denata przetrzymać na podłodze zanim nie uzbieramy odpowiedniej liczby kapsli na jego wskrzeszenie. Mało przyjemny widok i blokuje poziom szczęścia w pokoju, jednak nie pozbywamy się lokatora od razu.

GramTV przedstawia:

Od czasu do czasu katastrofę wywołamy jednak my sami. I to nie przez głupotę czy niedopatrzenie, a z własnej, nieprzymuszonej woli. Często bowiem bywa, szczególnie po napadach, że brakuje nam surowców. Możemy je zdobyć szybko, jeśli przyspieszymy akcję z pomocą przycisku Rush. Istnieje jednak możliwość wywołania w ten sposób jakiejś katastrofy. Choć w teorii szanse często są mniejsze niż 30%, to w praktyce zawsze przypomina to rosyjską ruletkę. Czasem się uda, a czasem poleje się krew i sypniemy soczystą wiązanką.

Nasi bohaterowie nie są jednak niewolnikami schronu i mogą wychodzić na powierzchnię. Otoczenie Krypty nie należy jednak do najbezpieczniejszych miejsc na świecie. Na zewnątrz czyha masa niebezpieczeństw. Dlatego ważnym jest, aby przed taką wycieczką (tak samo jak w samym schronie, by uchronić mieszkańców przez katastrofami) dostatecznie się uzbroić. Broń taką możemy znaleźć w pudełkach śniadaniowych lub na wycieczkach poza schronem. W pudełkach znajdziemy również pancerz i kapsle.

Pudełka śniadaniowe możemy zakupić też w ramach wewnętrznych mikrotransakcji. I to jest tutaj chyba najmilszym zaskoczeniem. Gra w żaden sposób bowiem nie wyciąga ręki po nasze pieniądze. Wręcz przeciwnie, nieco nam utrudnia rozgrywkę, bo chociaż bardzo czasem starałam się za coś zapłacić, tak naprawdę jedyne, co możemy kupić to wspomniane pudełka. To jest jednak nieco ryzykowne, bowiem gracz tak naprawdę nie wie, co znajduje się w środku takiego pudła i czy przyda mu się to w kolejnym etapie rozgrywki. Nie spowodujemy również, że coś będzie się działo szybciej. Kobiety nie urodzą wcześniej, dzieci nie urosną szybciej, a jak wysłałeś gościa na obczyznę, to teraz czekaj aż wróci. Czasu nijak nie idzie tu przyspieszyć. Z jednej strony jest to fajna rzecz, bo uczy nieco cierpliwości, jednak z drugiej strony wszystko rozgrywa się tu niezwykle mozolnie i poza nagłymi atakami i katastrofami, kiedy trzeba działać naprawdę szybko i manewrować ludźmi, tak naprawdę czeka się tu w zasadzie na kolejną porcję zasobów.

Na pochwałę zasługuje tutaj oprawa audiowizualna. Widać, że twórcy bardzo starali się oddać klimat Fallouta i im się to w pełni udało. Wszystko tutaj wygląda bardzo estetycznie, jednak nie obyło się bez kilku potknięć. Na ten przykład tytuł ten jest praktycznie niegrywalny na iPadach 2. Tak, wiem, nie jest to sprzęt najnowszej generacji, ale jeśli twórcy nie wykluczyli go z listy, mógłby przynajmniej... działać? Z tym jest trochę słabiej. Gra często mi się wieszała, szczególnie podczas szybkich akcji, takich jak napady. Z tej przyczyny też zdarzyło mi się stracić kilku swoich mieszkańców, dlatego że nie mogłam ich przerzucić do innego pokoju. O pomstę do nieba wołają tutaj tez ekrany ładowania. Nie polecam zatem toaletowych posiedzeń z grą. Zanim się bowiem włączy zdążymy już załatwić co trzeba i wyjść. Po jakimś czasie zmusiłam się do przerzucenia się na nowszy sprzęt Apple'a (iPhone 6).

Jeśli zatem posiadacie jakiś nowsze mobilne urządzenie z jabłuszkiem, radzę Wam wypróbować Fallout Shelter. Owszem, czasami porządnie zaklęłam i rzuciłam iPadem w kąt, ale suma summarum zawsze z miłą chęcią powracałam do rozgrywki, żeby zobaczyć czy aby na pewno mój schron ma się dobrze.

Zobacz również nasz poradnik do Fallout Shelter.

7,5
Całkiem przyjemny zapychacz czasu w oczekiwaniu na Fallouta 4
Plusy
  • wciągająca rozgrywka
  • oprawa audiowizualna
  • mnogość opcji
  • nienachalny system mikrotransakcji
Minusy
  • praktycznie niegrywalna na starszych sprzętach
  • nieco zbyt częste napady
  • po przekroczeniu 50 mieszkańców gra zamienia się w samograj
Komentarze
4
Usunięty
Usunięty
04/07/2015 22:09
Dnia 03.07.2015 o 21:10, Jave napisał:

Na pierwszym ipadzie mini wywala po utworzeniu nazwy krypty. Nie zanosi się, że będą coś z tym robić, tak więc tego. Czekam na F4.

czyli to będzie wujowo działać na wszystkich urządzeniach mających procki Cortex-A5 i Cortex-A8 dobrze wiedzieć ,że chociaż mój tablet ma szanse to pociągnąć.

Usunięty
Usunięty
04/07/2015 13:02

Ja gram na iPhone 5S i wszystko działa bez zarzutu. Powrót Mieszkańców z Pustkowi można przyspieszyć trikiem podobnym do tego z Dragon Age: Inkwizycja. Po prostu wchodzimy do opcji czasu i manualnie przestawiamy do przodu. Tyko wtedy zużycie zasobów leci na łeb, a po ustawieniu z powrotem na automat, może być tak, że pokoje mają czas produkcji 15h 54m (przykładowo). Wiec wtedy najlepiej przestawiać przed zbiórką zasobów. A jeśli się czas przestawia podczas eksploracji Pustkowi, to najczęściej Mieszkaniec dostaje trochę XP-ów, kapsle, i itemy. No i ginie, ale można ich wskrzesić.

Usunięty
Usunięty
03/07/2015 21:10

Na pierwszym ipadzie mini wywala po utworzeniu nazwy krypty. Nie zanosi się, że będą coś z tym robić, tak więc tego. Czekam na F4.




Trwa Wczytywanie