Batman: Arkham Knight - recenzja

Mateusz Wawrzyniak
2015/06/23 19:50

Dwa lata czekania - ale było warto. Batman wraca na nasze ekrany uzbrojony w nowe zabawki, by walczyć ze starymi i nowymi znajomymi.

Od premiery Arkham City minęło trochę czasu. Po drodze pojawił się co prawda Batman: Arkham Origins, ale nie było to niestety dziecko Rocksteady. W międzyczasie nadeszła nowa generacja konsol i oto jest – nowy Batman. Otwarty świat, Batmobil, nowy kostium oraz cała plejada sprzymierzeńców, jak i klasycznych wrogów. Czego chcieć więcej? Na papierze zapowiada się świetnie, ale czy Rocksteady podołało zadaniu? Krótko mówiąc – TAK – ale nie obyło się bez problemów.

Pierwsze wrażenia

Uczucie podekscytowania towarzyszące pierwszemu odpaleniu gry mocno podsyca niezwykle klimatyczne menu główne. Widok delikatnego zarysu sylwetki Człowieka Nietoperza spowitego mrokiem sprawił, że od razu poczułem klimat Gotham.

Gra nie każe też długo czekać, by znaleźć się w centrum akcji. Wystarczy wybrać poziom trudności trybu fabularnego i w zasadzie ląduje się od razu w tym, co najważniejsze – czyli właściwej grze. Nie ma tu setek pytań o to czy chce się dołączyć do jakichś systemów społecznościowo-online’owych.

To dobrze, bo w czasie przebijania się przez menu nie zdążyłem zapomnieć o klimacie jaki mnie powitał na początku.

Fabuła

Arkham Knight zaczyna się po pierwsze szybko, ale po drugie z przytupem. Słyszymy zmęczony głos oficera policji, który w pierwszych swoich słowach zrzuca bombę, której echo będzie nam towarzyszyć przez resztę gry. Tak, właśnie to się stało, w ten właśnie sposób umiera Batman. Zaraz po tym zostajemy skonfrontowani z niecodziennym, bo idyllicznym obrazem Gotham. Po wydarzeniach z Arkham City przestępczość spadła, ludzie nie boją się chodzić po ulicach, naprawdę dużo się dzieje, w barach gra radosna muzyka. W takich momentach od razu się nasuwa myśl, że to nie może trwać długo. Zabawne, bo właśnie wtedy z głośników słychać głos wygłaszający podobny pogląd. Do baru wchodzi ów zmęczony policjant, najwyraźniej po służbie. Zostaje poproszony o zwrócenie uwagi komuś, kto pali mimo zakazu i... zaczyna się. Świat szybko zamienia się w koszmar niczym z wizji Stracha na wróble i dokonuje się masakra. Scarecrow publicznie grozi, że niedługo całe Gotham czeka podobny los – co powoduje masową ewakuację mieszkańców.

Ten oto zabieg fabularny uzasadnił pustki na ulicach Gotham. Może nie do końca pustki, bo w mieście postanowili zostać złoczyńcy i najemnicy, ale o tym jakie to rodzi konsekwencje będzie trochę później.

Strachowi na wróble pomaga właśnie armia najemników pod przywództwem tajemniczego Rycerza Arkham. Tytułowy Arkham Knight doskonale zna taktyki Batmana, ciągle wyprzedza go o jeden krok i jest świetnie przygotowany na każdą potyczkę z Mrocznym Rycerzem. Powoduje to, że niejednokrotnie ma się poczucie bezsilności wobec konsekwentnych działań duetu antybohaterów.

Trzeba przyznać twórcom, że udało im się spowodować by gracz podczas rozgrywki ciągle zastanawiał się kim może być Arkham Knight – w efekcie aż chce się ciągnąć dalej wątek główny, bo z każdą kolejną potyczką narasta ciekawość, niecierpliwość czy wręcz motywującą złość, by w końcu odegrać się na głównym antagoniście. Podczas tej długiej nocy przyjdzie nam zawierać zaskakujące sojusze, czeka nas kilka zwrotów akcji i kilka momentów w których nabiera się szacunku do twórców, że mieli odwagę, by podjąć trudne decyzje, które uwiarygadniają motywy działania, determinację i poczucie bezsilności Batmana.

On z kolei nie jest tu pokazany jako prosta postać. Widać po nim, że wydarzenia z poprzednich gier odcisnęły piętno na jego psychice. Nowe wydarzenia też dokładają swój bagaż. Twórcom udało się przekonująco pokazać, jak ciężko jest być superbohaterem i za to należą się im brawa. Główny wątek fabularny jest niewątpliwie mocną stroną gry i nawet ciekawe misje poboczne nie są w stanie powstrzymać przed chęcią popchnięcia historii o ten jeszcze jeden krok dalej i dalej.

Gameplay

Ktokolwiek grał we wcześniejsze odsłony serii poczuje się od razu jak w domu. Ekipa Rocksteady już w pierwszej części świetnie wymyśliła jak mają wyglądać walka i sterowanie. Tworząc Arkham Knight najwyraźniej wyszli ze – skądinąd słusznego – założenia, że nie ma sensu poprawiać czegoś co jest już świetne. Drobne zmiany wynikają z pojawienia się drugiego bohatera gry jakim jest Batmobil. Przykładowo, w tej chwili przycisk odpowiedzialny za włączanie trybu detektywa służy do przywołania Batmobilu - możemy poczuć się jak Geralt przyzywający Płotkę w najnowszym Wiedźminie. Zupełnie nowym elementem rozgrywki jest wspomniany Batmobil. Jego dwojaką naturę najłatwiej opisać tak, że jest to jednocześnie sportowe auto wyścigowe i ciężki czołg bojowy w jednym. Rzeczy pozornie nie do połączenia, ale dość powiedzieć, że Lucius Fox w tej grze przechodzi samego siebie.

Model jazdy jest bardzo arcade’owy – często kojarzyła mi się seria Burnout, szczególnie podczas pościgów, kiedy można było spychać drony przeciwnika na przeszkody terenowe. Można by się zastanawiać czy przypadkiem nie jest to festiwal rozbijania się o ściany – i mówiąc przewrotnie, właśnie tak jest. I to właśnie daje mnóstwo frajdy – wszystko przez to, że w grze można niszczyć otoczenie. Nie jest zatem problemem, by na pełnej prędkości skosić kilka betonowych płotów i jechać dalej. Destrukcja jest wszechobecna, jedynie budynki się jej nie poddają. To, w połączeniu z padającym deszczem i kilkoma przeciwnikami daje wrażenie dużego dynamizmu.

GramTV przedstawia:

Zupełnie w opozycji do tego stoi tryb bojowy. Rozgrywka znacząco zwalnia i co ciekawe nabiera charakteru znanego z walki wręcz. Działo bojowe nie strzela jak szalone, ono wprowadza pewien rytm do walki. Wrogie drony bojowe mają takie samo ograniczenie i tak jak w walce wręcz trzeba wczuć się w pewien rytm wciskania przycisku ataku i nadawania odpowiedniego kierunku, tak w walce czołgiem jest rytm oddawania salw i robienia uników. Naprawdę dobrze to działa, jak tylko gracz wdroży się w system walki i poczuje jak on działa.

Pojawienie się Batmobilu pozwoliło twórcom na znaczące zwiększenie obszaru działań, a co za tym idzie odległości między różnymi misjami. Sprawia to, że pomimo szczerych chęci, zamiast poszybować nad miastem, lepiej jest wybrać samochód. W Arkham City bardzo lubiłem szybować nad wyspą i od czasu do czasu wskoczyć między grupkę zbirów, żeby poćwiczyć walkę. Teraz ten sposób rozgrywki jest trudny do zrealizowania. Większe odległości to z jednej strony konieczność korzystania z Batmobilu, a z drugiej bardziej rozproszone grupki złoczyńców. Bardzo trudno o grupę większą niż trzy osoby – czasem zdarzy się tak, że z przejeżdżającego obok bójki samochodu wyskoczą dodatkowi przeciwnicy, ale jednak nadal nie jest to to samo. Gra zdecydowanie straciła na kameralności i trochę mi tego brakuje. Batmobil jest świetny sam w sobie, ale zubożył tę część rozgrywki, którą lubiłem najbardziej w poprzednich częściach i trochę przez to żałuję, że Rocksteady rozłożyło akcenty tak a nie inaczej.

Nie jest tak, że bijatyk brakuje – wręcz przeciwnie. Są, ale mniej spontaniczne niż wcześniej. Są też trudniejsze. Zamieszanie wprowadzają nie tylko medycy „wskrzeszający” powalonych wrogów, ale przede wszystkim przypakowane mięśniaki z bronią białą lub niejednokrotnie pistoletem maszynowym. Nadal to jednak jest bardzo przyjemna sekwencja atak - unik - kombo w niemal rytmicznym ujęciu.

Zmianie natomiast uległ aspekt cichego eliminowania przeciwników. Batman nie musi już tak bardzo kombinować, żeby nie dać się wykryć. Trasy patrolujących przeciwników są ustawione tak, że w większości przypadków nie ma problemu, by szybko zakraść się od tyłu i dokonać cichego ogłuszenia. Z drugiej strony nie dostajemy mocno po głowie za to, że ktoś nas wykryje. Dodatkowo sprawę ułatwia kombo, które dostajemy na samym początku gry, które pozwala nam na szybką eliminację grupy przeciwników (do 5 naraz po ulepszeniach). To wszystko składa się na to, że sekwencje skradania są dużo łatwiejsze i mniej satysfakcjonujące niż w poprzednich odsłonach.

Największy detektyw na świecie – takie podsumowanie postaci Batman widnieje w encyklopedii dostępnej w grze. I w Arkham Knight w końcu chyba udało się osiągnąć ten poziom, że można mówić o rozwiązywaniu zagadek. Rzeczywiście jest tu zbieranie dowodów, ale nie na zasadzie półautomatycznego skanowania (choć to też występuje), tylko autentycznie przegląda się nagrania monitoringu w poszukiwaniu odpowiednich klatek, odtwarza się przebieg zdarzeń krok po kroku przewijając listwę czasową a nowe dowody pozwalają modyfikować wcześniejsze przypuszczenia Batmana. Teraz ma się poczucie większego udziału w całym procesie a nie tylko poleganiu na magicznej technologii, która pokazuje nam wszystko i prowadzi jak po sznurku do rozwiązania. Wypada to naprawdę znakomicie.

Niemal każda umiejętność Batmana i Batmobilu może być rozwinięta – w grze znalazło się dość rozbudowane drzewko rozwoju. Kolejne ulepszenia kupuje się tak jak w poprzednich częściach – za punkty zdobywane za awansowanie na kolejny poziom lub za wykonywanie zadań. Sam jednak złapałem się na tym, że ulepszyłem umiejętności służące do walki i długości lotu, i potem przez większość gry tam nie zaglądałem. Poniekąd z dwóch przyczyn. Po pierwsze za dużo jest kombinowania z tym, czy nam się coś opłaca wykupić czy nie. Po drugie skoro grając nie odczuwa się braku ulepszeń to nie ma zachęty do tego, by zaglądać na ten ekran chcąc zwiększyć swoje szanse w walce.

Na wzmiankę zasługuje też to, że naprawdę często przyjdzie nam kierować innymi postaciami poza Batmanem. Nie są to epizody tak rozbudowane jak udział Kobiety Kot w Arkham City, ale są to zdecydowanie dobre przerywniki wprowadzające nieco świeżości i co ważne, dawkowane właśnie w momentach w których można byłoby już być zmęczonym graniem ociężałym Batmanem. Czasem są to wypady w duetach, wtedy gra zmienia się w coś w rodzaju co-opa, gdzie możemy zamieniać się postaciami i robić wspólne combosy – niczym w serii Dead or Alive, a czasem po prostu gramy inną postacią bez udziału Batmana.

Misje poboczne

Seria Arkham nie byłaby sobą bez misji pobocznych, będących często okazją do przemycenia smaczków z uniwersum Batmana. Na pierwszy plan oczywiście wysuwają się duże wyzwania Człowieka-Zagadki tym razem mocno polegające na udziale Batmobilu, przez to są to bardziej zadania na zręczność niż łamigłówki, ale sytuację ratują te mniejsze wyzwania. To one zmuszają do kombinowania, eksploracji i chwili zadumy. Zrezygnowano natomiast z przypadkowych zadań – wszystkie zadania poboczne są w formie wątków, które się sukcesywnie rozwiązuje. Dzięki temu nie są to tylko zapychacze – ale autentyczne wątki poboczne. Różnorodność zadań jest duża – od pościgów, przez rozwiązywanie tajemnic zbrodni, łamigłówki, wyścigi lotniczo-samochodowe czy po prostu zwiedzanie. Zdecydowanie nie wieje nudą.

Technikalia

Widząc grę po raz pierwszy aż trudno uwierzyć, że to nadal Unreal Engine 3. Rocksteady wycisnęło z niego ostatnie soki. Deszcz robi wrażenie, ale to co mnie całkowicie urzekło to zdecydowana optyczna poprawność wszelkich zniekształceń obrazu – głębia ostrości, autentyczne rysowane w czasie rzeczywistym flary, abberacje obrazu bliżej brzegu ekranu. Właśnie przez takie efekty ma się często wrażenie, że patrzymy na obraz kinowy a nie na grę. Dbałość o szczegóły jest ogromna – kropelki deszczu spływające po szybach wyglądają jak prawdziwe. Woda w oceanie nie jest jedynie płaską powierzchnią z odpowiednimi filtrami – autentycznie zmienia się kształt i zachowanie fal. To wszystko jednak nie wpływa na płynność gry – nie odczułem żadnych spadków FPS-ów podczas rozgrywki, nawet podczas gorących momentów. Podczas całej rozgrywki doświadczyłem jedynie raz glitcha powodującego konieczność wczytania gry ponownie, bo Batman odmówił wykonywania ciosów. Poza tym więcej problemów nie było. Tutaj trzeba zdecydowanie pochwalić developerów z Rocksteady za dobrą robotę. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to jedynie do delikatnie za małej czcionki w menusach – wieczorami, kiedy wzrok jest już zmęczony, potrafi to sprawić nieco kłopotu.

Podsumowanie

Batman: Arkham Knight to gra, którą zdecydowanie poleciłbym nie tylko fanom superbohaterów. Warto chociażby dla samego voice actingu. Mark Hamill ponownie przechodzi sam siebie. Warto dla smaczków. Warto dla reklamy pierogów od Polaka na ulicach Gotham (naprawdę taka jest!). Tak jak pierwsza część była totalnym zaskoczeniem i sukcesem, tak też i teraz mimo wielkich oczekiwań Rocksteady nie zawiodło. Spędziłem z grą już kilkadziesiąt godzin, końca ciekawych rzeczy do zrobienia nie widać i nadal chcę do niej wracać. Właśnie to powinna dawać gra – poczucie dobrze spędzonego czasu i rozrywkę. A to najnowszy Batman zdecydowanie daje.

9,5
Kawał dobrej gry na długie godziny. Mroczny Rycerz daje radę
Plusy
  • Frajda z jazdy Batmobilem
  • Nareszcie tryb detektywa z prawdziwego zdarzenia
  • Główny wątek fabularny
  • Voice acting
  • Efekty wizualne
  • Optymalizacja
  • Klimat
  • Grywalne epizody innych postaci
  • Bardziej wymagająca walka
  • Reklamy sklepu z pierogami na ulicach Gotham
Minusy
  • Gra straciła na kameralności
  • Mniej nacisku na uniknięcie wykrycia przy skradaniu
  • Brak sensu szybowania nad miastem
  • Za dużo kombinacji z ulepszeniami
Komentarze
83
Usunięty
Usunięty
09/07/2015 12:09

obejrzałem recenzję Angry joesama gra 6/10wersja PC 4/10

Usunięty
Usunięty
26/06/2015 17:09

Jak najbardziej, zgadzam się, każdy ma prawo do swojego zdania. Najważniejsze aby nawzajem się szanować i szanować zdanie innych :)

Usunięty
Usunięty
26/06/2015 16:57
Dnia 26.06.2015 o 16:48, EylembertTigg napisał:

Moją główną wyrocznią jest mój zdrowy rozsądek i doświadczenie życiowe ;) Tego i Tobie życzę.

:D :D BARDZO przekonywujący argument. No ale tak myślałem. Tak więc na podstawie mojego zdrowego rozsądku i doświadczenia życiowego uznaje Batmany za jedną z najlepszych trylogii w historii gier :D EOT z mojej strony w takim wypadku dalsza dyskusja nie ma najmniejszego sensu. PS z mojej strony uważam recenzje Gramu jak i ocenę za całkiem ok tak długo jak dotyczy ona wersji na PS4. Więc nie mam problemu jeśli z podobnych wyliczana jest średnia :)




Trwa Wczytywanie