20 lat minęło - Star Wars: Dark Forces

Jakub Zagalski
2015/01/17 12:00

Dwadzieścia lat temu Kyle Katarn ruszył na swoją debiutancką misję w pierwszym FPS-ie na licencji Star Wars.

20 lat minęło - Star Wars: Dark Forces

Przeciętny gracz zapytany na ulicy o popularność strzelanek FPP na początku lat 90., zapewne podeprze swoją wypowiedź takimi tytułami jak Wolfenstein 3D, Doom, Duke Nukem 3D czy Hexen. I wątpię, by oprócz tych oczywistych przykładów wspomniał o pierwszym FPS-ie z uniwersum Star Wars, który zrobił w swoim czasie wiele dobrego dla gatunku, ale nie jest tak dobrze pamiętany jak seria kontynuacji spod znaku Jedi Knight. A szkoda.

Dawno, dawno temu, w naszej galaktyce, miłośnicy gier komputerowych oszaleli na punkcie gry id Software, zatytułowanej Doom. Przyszli specjaliści od strzelanek FPP postawili tym samym kolejny krok na drodze rozwoju gatunku, popularyzując bieganie po labiryntach z lufą karabinu na środku ekranu i strzelanie do wszystkiego, co znajdzie się w zasięgu wzroku. Każdy gracz z przynajmniej kilkunastoletnim stażem (tudzież młody miłośnik retro klimatów) zdaje sobie sprawę, jak wielki wpływ na przyszłe produkcje innych developerów miał kosmiczny FPS od id Software. Pojęcia "doom clone" czy "gry doomopodobne" funkcjonują do dziś w odniesieniu do tytułów, które w mniejszym lub większym stopniu wzorowały się na Doomie. Taką plakietkę przypina się również grze Star Wars: Dark Forces z 1995 roku. W moim przekonaniu niesłusznie.

Oczywiście Doom i Star Wars: Dark Forces mają wspólny, gatunkowy mianownik i wiele cech, które pozwalają (z początku) sądzić, że produkcja LucasArts bazuje na hicie id Software, ubierając go w gwiezdnowojenne motywy. Takie potraktowanie pierwszego FPS-a w uniwersum Gwiezdnych Wojen jest jednak nie tyle mylące, co niesprawiedliwe. Star Wars: Dark Forces oferował bowiem wiele innowacyjnych rozwiązań, siłą rzeczy nieobecnych w Doomie, które dwie dekady później są standardem w tego typu grach.

Projekt Star Wars: Dark Forces zaczął być realizowany w drugiej połowie 1993 roku, czyli nota bene przed grudniową premierą Dooma. Ekipa LucasArts początkowo nie mogła się więc wzorować na najnowszych dokonaniach konkurencji, tym niemniej ogólny charakter i styl rozgrywki w Doomie odcisnął swoje piętno na dwa lata młodszym Dark Forces, które przebyło długą drogę od pierwszego projektu do efektu końcowego. Pierwotnie gra miała bowiem łączyć elementy charakterystyczne dla ówczesnych przygodówek (rozwiązywanie zagadek, kluczowe znaczenie opowiadanej historii) z coraz popularniejszą mechaniką FPS. A wszystko to oczywiście utrzymane w klimacie Gwiezdnych Wojen i z Lukiem Skywalkerem w roli głównej. Czy z takiej mieszanki mogło wyjść coś sensownego? W pewnym momencie twórcy doszli do wniosku, że nie i postanowili obrać nieco inny kierunek. Wyrzucając przy okazji bliźniaka księżniczki Lei z pierwszego planu.

Na potrzeby Star Wars: Dark Forces twórcy powołali do życia Kyle'a Katarna. Postać, która odegrała całkiem istotną rolę w (od niedawna niekanonicznym) Expanded Universe, występując w serii gier komputerowych, powieściach, komiksach etc. W momencie zniszczenia pierwszej Gwiazdy Śmierci Kyle Katarn miał 23 lata. Mimo młodego wieku jego życiorys obejmował ukończenie imperialnej Akademii i wstąpienie w szeregi Szturmowców, jak również rychłe opowiedzenie się po stronie rebelii i szpiegowanie na korzyść przeciwników Imperatora. Star Wars: Dark Forces pozwala graczowi poznać wczesne przygody rebelianckiego agenta, który zostaje wysłany na planetę o znajomo brzmiącej nazwie - Danuta. Katarn, słuchając holograficznego przekazu Mon Mothmy, dowiaduje się o konieczności wykradzenia tajnych planów pewnej potężnej broni (tak, tej testowanej na Alderaańczykach). A przy okazji rozprawieniu się z garnizonem Szturmowców i innych stronników Imperium.

Historia opowiedziana w Star Wars: Dark Forces kręci się wokół tytułowych mrocznych wojsk, a dokładnie imperialnego projektu Dark Troopers, którego ślady Kyle Katarn odkrywa podczas kolejnej misji. Pozwolę sobie na fabularny spoiler odnośnie 20-letniej gry i zdradzę, że Dark Troopers to nic innego jak zaawansowane i (teoretycznie) wyjątkowo groźne droidy bojowe, przewyższające ludzkich Szturmowców niemal pod każdym względem. Dark Troopers zostali użyci po raz pierwszy w ataku na rebeliancką bazę na planecie Talay, tuż po zniszczeniu pierwszej Gwiazdy Śmierci. Nowe jednostki Imperium dokonały rzezi na stacjonujących tam rebeliantach, dając wyraz potęgi Imperatora i siejąc strach w szeregach przeciwnika. Kyle Katarn nie dał się jednak zastraszyć i ruszył śladami nowego wroga, który okazał się idealnie pasować do powiedzenia: nie taki diabeł straszny, jak go malują. W przeciwieństwie do rebeliantów z bazy Tak na planecie Talay, zdrajca Imperium nie miał bowiem większego problemu z pokonaniem napotkanych Dark Troopersów. W pojedynkę. Ale tak to już jest w strzelankach z lat 90.

GramTV przedstawia:

Scenarzysta Star Wars: Dark Forces postarał się, by historia opowiedziana w grze nie tylko pasowała do filmowego uniwersum, ale przede wszystkim rozwijała je w ciekawym kierunku. Stąd obok doskonale znanych bohaterów pokroju Mon Mothmy, Jabby czy Dartha Vadera, poznajemy pierwszoplanowego Kyle'a Katarna czy Dark Troopersów. Postacie, które przeniknęły do Expanded Universe i stały się częścią unieważnionego przez Disneya kanonu. Innymi słowy, historia w Star Wars: Dark Forces odegrała całkiem istotną, jak na standardy strzelanek FPP, rolę, stanowiąc dodatkową wartość dla fanów Sagi. Z drugiej strony, nawet zupełni laicy nieodróżniający Hana od Luka, którzy sięgnęli po grę LucasArts, mieli szansę zetknąć się z wciągającym i pod wieloma względami zaskakującym FPS-em.

Jak wspomniałem na wstępie, Star Wars: Dark Forces jest często określane mianem gry doomopodobnej. Wiadomo, ta sama perspektywa, charakter rozgrywki, a nawet sceneria science fiction mogą prowadzić do wniosku, że LucasArts było mocno zapatrzone w dokonania id Software. Nawet jeśli, to ekipa odpowiedzialna za Dark Forces zrobiła o wiele więcej niż twórcy Dooma, wykorzystując kilka świetnych i wcale nieoczywistych w owym czasie rozwiązań.

Wystarczy spojrzeć na zestaw ruchów Katarna, który w przeciwieństwie do space marine'a z Dooma mógł podskakiwać, kucać, a nawet - uwaga, uwaga - rozglądać się w górę i w dół. Dacie wiarę? Aby takie (i nie tylko takie, o czym za chwilę) cuda mogły się pojawić na ekranach komputerów, LucasArts stworzyło nowy silnik - Jedi. Autorska technologia była bardzo podobna do popularnego Builda (Duke Nukem 3D, Blood, Shadow Warrior) i posłużyła do stworzenia wyłącznie dwóch gier: Star Wars: Dark Forces i westernowej strzelanki OutLaw (1997). Jedi Engine poszedł więc szybko w odstawkę (zastąpił go Sith Engine), ale zdążył zyskać uznanie graczy, którzy dzięki niemu mogli eksplorować wielopoziomowe mapy. Stąd patrzenie góra-dół stanowiło istotny mechanizm rozgrywki, niepotrzebny w płaskim Doomie. Jedi Engine pozwalał generować niecodzienne efekty świetlne, jak chociażby te w etapie z unikaniem światła reflektora. Jeżeli Kyle nie zdążył ukryć się w cieniu, uruchamiał się alarm i nadbiegali Szturmowcy. W innym miejscu trzeba było kroczyć między przeciwnikami w zupełnej ciemności, którą zaburzał strzał z blastera. Gdzieniegdzie pojawiała się klimatyczna mgła. Kyle mógł zakładać noktowizor. Krótko mówiąc, Jedi Engine nie dawał sobie w kaszę dmuchać.

Nowy silnik w dalszym ciągu bazował jednak na wyświetlaniu trójwymiarowych plansz, po których biegali dwuwymiarowi przeciwnicy (sprite'y). Developer sporadycznie wrzucał nawet obiekty 3D złożone z polygonów (vide statek głównego bohatera), ale nie przyozdobił ich teksturami, zostawiając jednokolorowe płaszczyzny. Tymczasem płaskie zbitki kolorowych pikseli całkiem dobrze imitowały kultowe postacie z Gwiezdnych Wojen: Szturmowców, imperialnych oficerów, Gammorean etc. W przerwach między misjami gracze podziwiali animowane wstawki z pełnym voice actingiem. I nawet jeśli nie każdy bohater przemawiał głosem filmowego oryginału, to Vader, Jabba i inni brzmieli jak należy.

Udźwiękowienie to kolejna mocna strona Star Wars: Dark Forces. Główna w tym zasługa wykorzystania technologii iMUSE, opatentowanej przez LucasArts. Autorski silnik (Interactive Music Streaming Engine) odpowiadał przede wszystkim za płynne przejścia między utworami, dostosowując rodzaj muzyki do wydarzeń obserwowanych na ekranie. I tak, eksploracji mapy towarzyszyły budujące napięcie tony, zmieniające się w energetyczne kawałki podczas konfrontacji z siłami Imperium. Wszystko to na bazie kompozycji niezastąpionego Johna Williamsa, za którym fani Star Wars skoczyliby w ogień. W mojej głowie właśnie zaczął grać Marsz Imperialny...

Sięganie po dwudziestoletnią grę to zazwyczaj zły pomysł, jeżeli liczymy na powtórkę z rozrywki, łudząc się, że ulubiony tytuł zrobi na nas takie samo wrażenie jak przed laty. Nostalgia bywa zdradziecka. Mając to na uwadze, sięgnąłem ostatnio po Star Wars: Dark Forces i byłem autentycznie zaskoczony. Oczywiście gra się mocno zestarzała i odstaje od dzisiejszych standardów. Każe sterować bohaterem za pomocą strzałek (albo joysticka!), przeciwnicy reagują tak samo na strzał w kolano i w głowę, ale te archaizmy wcale nie przeszkadzają, kiedy już się do nich przywyknie. Gracze uczuleni na pikselozę, którzy pragną zagrać w Dark Forces, mogą sięgnąć po fanowski remake na silniku DarkXL, co nie zmienia faktu, że polecam najpierw zaprzyjaźnić się z oryginałem.

Star Wars: Dark Forces nie jest najbardziej udaną grą LucasArts, genialnym FPS-em etc. Ale znać i/lub zagrać trzeba, bo pomimo upływu lat, braku tekstur na polygonach i płaskich Szturmowców, Moc jest w nim silna.

Komentarze
11
Usunięty
Usunięty
21/01/2015 10:11

> Dla wszystkich tych, którym Dark Forces wydaję się być zbyt stara, polecam Dark Forces> II: Jedi Knight. ISTNE ARCYDZIEŁO od LucasArts. Moja ulubiona gra w świecie Star Wars.znaju! <3

Usunięty
Usunięty
21/01/2015 10:11

> Dla wszystkich tych, którym Dark Forces wydaję się być zbyt stara, polecam Dark Forces> II: Jedi Knight. ISTNE ARCYDZIEŁO od LucasArts. Moja ulubiona gra w świecie Star Wars.znaju! <3

Usunięty
Usunięty
20/01/2015 21:43

Tymczasem gra wylądowała na GOG, może się skuszę.




Trwa Wczytywanie