Fractured Space - betatest

Sławek Serafin
2014/12/20 07:52
2
0

Nowe gwiezdne wojny, bez drogiej licencji, za to z laserami, rakietami i niewidzialnymi okrętami-zabójcami

Nie wiem jak wyglądało poczęcie pomysłu na Fractured Space, ale wyobrażam sobie, że siedziało sobie, być może przy herbacie czy innym napoju, czterech facetów i robiło burzę mózgów. Pierwszy rzucił wielce oryginalną koncepcję "zróbmy grę taką jak World of Tanks, bo masa ludzi w to gra". Drugi przebił go zaraz kreatywnością, twierdząc "lepiej wzorować się na League of Legends, w to gra jeszcze większa masa ludzi". I prawdopodobnie dalej by nie zaszli w opracowywaniu koncepcji, gdyby trzeci z nich nie błysnął oślepiająco geniuszem jak blizną po ślepej kiszce i nie zaproponował "zróbmy grę taką jak World of Tanks i League of Legends jednocześnie!". Szokujące nowatorstwo i odwaga tego pomysłu zostały zaraz przyćmione, gdy ostatni z zebranych, czwarty jegomość, nie walnął kuflem herbaty w blat i nie podsumował dobitnie "W KOSMOSIE!". Nastąpiły pohukiwania, szerokie uśmiechy, poklepywanie się po plecach i kolejne kolejki herbaty. Narodziło się Fractured Space.

Fractured Space - betatest

Jasne, żartuję trochę, ale fakt jest faktem. W tym momencie Fractured Space, które niedawno ruszyło ze swoim wczesnym dostępem na Steamie i wersją alfa, najbardziej przypomina coś, co stara się wzorować jednocześnie na World of Tanks i League of Legends, dodatkowo przenosząc akcję w kosmos. I choć nie jest to koncepcja oryginalna, to trzeba pamiętać, że jak się już ściąga, to od najlepszych. Tę lekcję autorzy Fractured Space sobie najwyraźniej przyswoili i... ich gra wcale nie prezentuje się źle. Dobrze też nie, w tym momencie, ale to przez to, że dopiero wystartował ten wczesny dostęp. Fractured Space jest jeszcze w powijakach, mocno niedopracowane w prawie każdym aspekcie, od oprawy technicznej aż do samej mechaniki rozgrywki. To, co zawiera już teraz, jest jednak całkiem przyzwoite i nie najgorzej rokuje na przyszłość. Wątpliwe, czy tytuł ten podbije świat jak wymienione "inspiracje", ale nie zdziwiłbym się, gdyby znalazł sobie swoją niszę i może niedużą, ale wierną społeczność fanów. Za jakiś rok lub dwa, gdy gra dotrze do fazy "prawie ukończona, wreszcie grywalna".

O co chodzi we Fractured Space? O fajnie strzelające do siebie okręty kosmiczne, tak w dużym skrócie. Strzelanie to odbywa się w ramach pięcioosobowych drużyn na mapie podzielonej na pięć sektorów. Można się pomiędzy nimi przemieszczać za pomocą skoków nadprzestrzennych po ustalonych trasach. Dwa z sektorów zawierają wielkie konstrukcje będące bazami i celem rozgrywki jest zajęcie tychże baz. Z baz można skakać do stref bocznych, Alfa i Beta. Znajdują się w nich wysunięte posterunki każdego z zespołów oraz trzy kompleksy wydobywcze, generujące zasoby dla tej drużyny, która je zajmie i utrzyma kontrolę. Sektor środkowy, Gamma, połączony jest trasami skokowymi z Alfą i Betą. W Gammie umieszczona jest wielka rafineria gazowa, która uaktywnia się dopiero po pewnym czasie i po zajęciu produkuje tyle zasobów, co trzy kopalnie razem wzięte, co oczywiście czyni ją priorytetowym celem po początkowym etapie rozgrywki.

Zasoby z kopalni i rafinerii zbierane są do ogólnej puli. Gdy jej poziom przekroczy kolejne określone progi, okręty bratniej (lub siostrzanej, nie dyskryminujmy) floty awansują i mogą być ulepszane w bazie głównej lub na wysuniętych posterunkach. Awans ten jest niezależny od gracza w tym momencie, nie można w żaden sposób decydować o kierunku rozwoju czy też kupować ulepszeń - nasz kosmiczny statek po prostu staje się nieco lepszy pod każdym względem i to wszystko. Różnice pomiędzy poziomami są jednak znaczne i okręt dajmy na to na poziomie pierwszym ma niewielkie szanse w starciu z przeciwnikiem na poziomie trzecim czy czwartym. Dlatego też warto jest raz na jakiś czas przeprowadzić taktyczny odwrót do jednej z baz, by naprawić uszkodzenia oraz dokonać modernizacji. Można też zginąć widowiskowo, oczywiście, prowadząc jakąś szarżę czy inne lekkomyślne przedsięwzięcie, a potem odrodzić się w głównej cytadeli z nową, już ulepszoną maszyną. Jak kto woli.

Okrętami kierujemy jak w grze akcji. Fractured Space to nie symulator, nic z tych rzeczy. Nasze statki nie mają podzespołów, system zniszczeń jest mocno uproszczony i tak dalej. Latamy więc sobie dostojnie, jak na okręt kosmiczny słusznej masy przystało, za pomocą klasycznego WSADu, dodając do tego jeszcze ruch w pionie oraz wspomnianą możliwość przeprowadzenia szybkiego skoku do innego sektora lub naszej głównej bazy. Można skakać nawet pod ogniem, ale rozruch silnika nadprzestrzennego sprawia, że nasz okręt staje się praktycznie bezbronny i bardziej podatny na ostrzał, więc lepiej nie czekać do ostatniej chwili z ucieczką. W tym momencie we Fractured Space, w wersji alfa, dostępnych jest sześć różnych klas okrętów. Drzewka technologiczne zawierają ich więcej, podobnie jak opcję ich rozwijania i innego wyposażania, ale cały ten system jeszcze nie działa, więc zostaje nam tylko tych sześć klas w podstawowych konfiguracjach. I tutaj trzeba Fractured Space pochwalić, bo owe okręty są po prostu fajne. Nie z wyglądu, bo ten jest dość standardowy i stonowany, ale fajnie się nimi gra. Każdy jest inny, tak naprawdę inny, pod względem stylu rozgrywki. I spełnia inną rolę ma polu bitwy w ramach drużyny. Każdy z nich ma też dostęp do innego wyposażenia, którego garnitur przekłada się na akcje i ataki, które podejmujemy w samej grze.

GramTV przedstawia:

Mamy więc tutaj Assassina, niecnego zabójcę, który może się maskować na dłuższy czas pozwalający podkraść się do wroga i zdemolować go morderczą salwą rakiet z minimalnego dystansu. Jego przeciwieństwem jest bystrooki Sniper z potężnym laserem o wielkim zasięgu, który oczywiście staje się o wiele mniej przydatny w bezpośrednich starciach. Flagship z kolei to potężna góra stali czy tam innego tytanu, wytrzymała jak diabli i do tego całkiem nieźle uzbrojona, ale głównie w broń krótkiego i średniego zasięgu a do tego mocno nieruchawa. Najlepszy jego przyjaciel to Disruptor, okręt wsparcia nastawiony przede wszystkim na zakłócanie systemów bojowych wroga oraz polowe naprawy za pomocą specjalnych dronów. Stawkę zaś zamyka zwinna Frigate, przeciętnie uzbrojona, ale bardzo szybka i błyskawicznie przejmująca kontrolę nad kopalniami oraz posterunkami oraz wielozadaniowy Hunter, który radzi sobie w każdej sytuacji, ale w żadnej z nich szczególnie wybitnie. Twórcy Fractured Space na szczęście nie poszli utartą ścieżką wytyczoną przez różnego rodzaju gry strategiczne i nie dopasowali wszystkiego do zasady nożyce - papier - kamień. Żaden z okrętów nie ma tutaj swojej oczywistej "kontry" i choć fregata ma na przykład nikłe szanse w starciu mano-o-mano z ciężkim okrętem flagowym, to tylko dlatego, że jej zadaniem wcale nie jest zabawa w wymianę uprzejmości oraz salw burtowych z większymi przeciwnikami.

Poszczególne zdolności specjalne i uzbrojenie okrętów jest tak zaprojektowane, by wzajemnie się uzupełniać. Synergia pomiędzy różnymi klasami jest widoczna choćby na przykładzie wspomnianej fregaty i okrętu flagowego. Ten drugi to relatywnie łatwy cel dla podkradającego się zabójcy, ale fregaty wyposażone są w pociski, które zakłócają działanie pól maskujących, a sam flagowiec może specjalnym promieniem unieruchamiać wrogów. Taka działająca razem para może więc wykryć skradającego się asasyna i zatrzymać na czas wystarczający by spuścić mu łomot, zanim ten będzie mógł zadać swój morderczy "cios w plecy". Takich zależności i synergii jest we Fractured Space więcej, co pozwala formułować i realizować różne ciekawe taktyki, co z kolei sprawia, że gra okazuje się być o wiele głębsza i bardziej interesująca niż się na początku wydaje. I do tego w naturalny sposób promuje wspólne działanie, także poprzez sam układ mapy i rozmieszczenie celów. Po prostu trzeba tutaj współpracować i to od samego początku gry, od pierwszych walk o kopalnie w Alfie i Becie. I choć układ mapy i ogólny pomysł na zabawę przypomina gry MOBA, to we Fractured Space nie ma tego początkowego okresu, w którym każdy gra sobie a muzom, gromadząc złoto potrzebne do podpasienia postaci i przygotowania jej do starć drużynowych. Tutaj takie starcia wywiązują się od razu w walce o zasoby, które są wspólne dla wszystkich, więc po prostu nierozsądne jest działanie na własną rękę... co nie znaczy też oczywiście, że nie można się pobawić w podstępnego kapitana fregaty zajmującego wrogie struktury na tyłach wroga, gdy reszta drużyny wiąże go bojem w innym sektorze.

Gra ma też fajną dynamikę samych starć. Uzbrojenie jest różnorodne, podobnie jak środki ochronne i w zasadzie nie ma tutaj sytuacji w której giniemy momentalnie po popełnieniu jednego prostego błędu... no, chyba że pilotujemy fregatę lub snajpera i podkradnie się do nas ten skubany zabójca. Poza tym przypadkiem jednak nie ma tu instytucji "headshotów" czy "strzału w ammorack", więc nawet jeśli wpadniemy jak śliwka w kompot, to szybka reakcja pozwoli nam najczęściej wycofać się skokiem do bazy. Oczywiście, oddajemy wtedy pole przeciwnikowi, ale naprawa i powrót trwają krócej niż oczekiwanie na odrodzenie i dzięki temu sama rozgrywka jest bardziej płynna i ma lepsze tempo, zarówno z punktu widzenia pojedynczego gracza jak i całej drużyny oraz sytuacji strategicznej. To też jest we Fractured Space fajne.

Ogólnie podoba mi się to, jak jest ta gra pomyślana i jak stawia na działanie drużynowe i sprytną realizację różnych dzikich pomysłów. Z jednej strony jest uproszczona, to fakt, ale z drugiej pozwala na interesujące zgrywanie się z kolegami z drużyny, co sprawia, że pojedyncza bitwa jest głębsza pod względem taktycznym od tego, co oferują produkcje takie jak World of Tanks na przykład. I choć nie może się równać pod tym samym względem z grami MOBA z ich dziesiątkami postaci i milionami zależności, to ma nad nimi przewagę w tym jak stopniuje tempo i dynamikę rozwijającej się rozgrywki. Mówiąc krótko, Fractured Space wydaje się posiadać potencjał. Nie jakiś olbrzymi, ale widoczny. Jak już wcześniej wspomniałem, za jakiś rok lub dwa może nam z tego wyrosnąć fajna "darmówka" z wierną społecznością fanów, godny konkurent dla Star Conflict na razie osamotnionego na kosmicznym, free-to-play'owym polu bitwy. Ale jeszcze nie teraz. W tym momencie Fractured Space jest dziurawe jak sito pod względem technicznym, ubogie jeśli chodzi o zawartość i na dodatek gra w to jeszcze bardzo mało osób z uwagi na zamknięty charakter wersji alfa, co przekłada się na trudności w rozpoczęciu rozgrywki jako takiej. Mówiąc wprost, do grania, takiego dla przyjemności, jeszcze się Fractured Space nie nadaje. Jeszcze. Ale to się powinno zmienić z czasem. Jeśli więc lubicie takie klimaty, takie statki kosmiczne plujące sobie w prosto w mostki laserami tudzież rakietami pośród asteroid i tym podobnych, to sobie gdzieś zapiszcie tytuł tej produkcji, do późniejszego ewentualnego wykorzystania. Czuję, że będzie warto. Zwłaszcza, że ma być za darmo przecież.

Komentarze
2
Usunięty
Usunięty
20/12/2014 11:51

[m - 007]

Usunięty
Usunięty
20/12/2014 11:46