CounterSpy - recenzja

Jakub Zagalski
2014/08/25 12:46
2
0

CounterSpy z pozoru zawiera w sobie wszystko to, czego należy oczekiwać od nietuzinkowej gry indie.

CounterSpy - recenzja

Prosty, ale świetny pomysł na rozgrywkę, zapadającą w pamięć oprawę audiowizualną i wciągający model zabawy. Jednocześnie gra ma jeden poważny problem, który rzuca cień na wymienione zalety. Bardzo szybko odkrywa wszystkie karty i na dłuższą metę nie potrafi zaskakiwać.

Debiutancka gra studia Dynamighty przenosi nas w realia zimnej wojny, w której oba supermocarstwa próbują zmieść konkurenta z powierzchni ziemi. Miłośników historycznej autentyczności w grach muszę ostrzec, że twórcy postawili na pastisz i potraktowanie tej jakże poważnej tematyki z przymrużeniem oka. Imperialiści i sowieci zajmują więc dwa skrajne obszary na mapie świata i biorą udział w niekończącym się wyścigu zbrojeń. Ogarnięci szaleństwem i/lub rządzą władzy, postanawiają stworzyć broń, która będzie w stanie zniszczyć Bogu ducha winien Księżyc. O tym zapewne nie przeczytacie w podręcznikach do historii.

Gracz jako supertajny agent supertajnej organizacji C.O.U.N.T.E.R. jest przedstawicielem głosu rozsądku w świecie ogarniętym przez mocarstwowe szaleństwo. Głos w słuchawce wydający mu kolejne rozkazy nie jest bowiem związany ani z imperialistami, ani z sowietami. Agencja działa na dwa fronty i sprawia wrażenie, że jej jedyny cel to próba uratowania planety przed działaniem wrogich sił. Jak to jednak bywa w przypadku szpiegów, żadnemu z nich nie można do końca ufać i należy liczyć się z tym, że być może za sznurki pociąga ktoś zupełnie niespodziewany.

Szpiega na usługach C.O.U.N.T.E.R. interesuje jednak wyłącznie cel następnej misji, który praktycznie zawsze prezentuje się tak samo. Dostań się do tajnej bazy, zinfiltruj ją w poszukiwaniu tajnych planów i dokumentów, i oczywiście nie daj się złapać lub zabić. Jak na grę szpiegowską przystało, CounterSpy czerpie pełnymi garściami z gatunku skradanek, ale da się w niej również zauważyć piętno odciśnięte przez strzelanki TPP z systemem osłon. Dzięki takiej mieszance gra nie jest kolejną sidescrollowaną zręcznościówką 2D, a poszczególne elementy składają się na spójną i dobrze przemyślaną całość.

W praktyce mamy więc bohatera poruszającego się w dwóch wymiarach, jednak infiltrowane bazy nie są płaskim obrazkiem jak z epoki 8-bitów. Wbrew pozorom CounterSpy nie jest też grą 2,5D, w której głębia planszy (coś dzieje się na drugim planie) funkcjonuje w głównej mierze jako nieinteraktywny ozdobnik. Dynamighty opracowało bowiem świetny mechanizm, zmieniający perspektywę obserwowania akcji w momencie, gdy szpieg chowa się za wyznaczoną osłoną. Wciśnięcie przycisku w odpowiednim, oznaczonym ikonką kółka miejscu sprawia, że kamera zmienia swoje położenie niczym w Deus Ex: Bunt ludzkości. I podobnie jak Adam Jensen, nasz szpieg ma wtedy większe pole widzenia, może dokładniej celować do wrogów, a przede wszystkim zaplanować kolejne posunięcie.

Trzonem rozgrywki w CounterSpy jest infiltracja tajnej, zazwyczaj podziemnej bazy i próba wykradzenia równie tajnych planów. Aby tego dokonać, należy przedrzeć się przez serię pomieszczeń, po drodze neutralizując wrogów i szukać dodatkowych dokumentów, takich jak plany budowy broni. Właściciele tajnych baz nie oszczędzają na ochronie, przez co korytarze roją się od uzbrojonych strażników i kamer monitoringu. Siły wroga są przeważające, więc szpieg musi umiejętnie wykorzystać fakt, iż żołnierze nie wiedzą (przynajmniej do czasu) o jego obecności.

To, w jaki sposób szpieg przedostanie się do końca poziomu, zależy w dużej mierze od gracza. Nie da się jednak ukryć, że CounterSpy jest wyraźnie nastawione na rozpierduchę w stylu Bonda niż bezszelestne przenikanie za plecami wroga a la Sam Fisher. Ciche eliminowanie wrogów jest tu możliwe dzięki stąpaniu na paluszkach i wyprowadzaniu śmiertelnego ciosu na krótkim dystansie. Zwolennicy skradankowego stylu ucieszą się również na widok pistoletu z tłumikiem, który bardzo ułatwia pracę szpiega w terenie. Należy jednak pamiętać, że strażnicy są uczuleni na widok martwego kolegi i chętnie podnoszą w takiej sytuacji alarm, więc często trzeba działać nie tylko cicho, ale i szybko.

GramTV przedstawia:

Zdobywanie opcjonalnych planów budowy broni pozwala odblokować nowe przedmioty w sklepiku, dzięki czemu między misjami można dokupić wspomniany pistolet z tłumikiem, karabin maszynowy czy bardziej wymyślne narzędzia śmierci. Na przykład broń, która zamienia trafionego delikwenta w naszego pomagiera, strzelającego do zaskoczonych kolegów. Oprócz tego na odblokowanie czekają specjalne umiejętności. Cichsze chodzenie, czy "odporność" na działanie kamer monitoringu bywają bardzo pomocne w niektórych misjach, więc warto pamiętać o wizycie w sklepie przed ich rozpoczęciem.

Mimo swojego szpiegowskiego i skradankowego charakteru, CounterSpy jawi się również jako całkiem przyjemna strzelanka. Agent uzbrojony w pistolet czy karabin radzi sobie całkiem sprawnie z przeważającymi siłami wroga, pod warunkiem, że atakuje znienacka i wykorzystuje elementy otoczenia. Czerwone beczki z wybuchową zawartością aż się proszą o kilka kulek. Szpieg musi jednak pamiętać o swoich ograniczeniach - pasek życia spada bardzo szybko w konfrontacji bez osłony, a szafki z apteczkami i amunicją występują bardzo sporadycznie. Na dodatek niektórzy żołnierze są uzbrojeni w granatniki, które zadają obrażenia schowanemu za osłoną szpiegowi. Nietrudno więc o zaliczenie zgonu i rozpoczynanie misji od ostatnio otwartych drzwi.

Każda śmierć w grze oznacza nie tylko cofnięcie się do ostatniego punktu kontrolnego, ale także skutkuje wzrostem wskaźnika DEFCON. To samo dzieje się, gdy wejdziemy w pole widzenia kamery lub nie uda się zawczasu zabić strażnika gadającego przez krótkofalówkę. Nieuważne granie, a przez to osiągnięcie poziomu DEFCON 1 oznacza uruchomienie się licznika, który zmusza do ukończenia poziomu przed upływem 60 sekund. Ratunkiem w takiej sytuacji jest wycelowanie (ale nie zabicie!) broni w kierunku samotnego oficera, który podda się i zmniejszy DEFCON o jeden stopień.

Co ważne, zakończenie misji ze wskaźnikiem DEFCON 1 (czy jakimkolwiek innym) oznacza, że następna rozpocznie się z takim samym poziomem. Warto więc odwiedzać bazy imperialistów i sowietów naprzemiennie, gdyż dla fabuły nie ma znaczenia, które mocarstwo będziemy okradać. Istotne jest to, aby pozyskać taką ilość planów, która pozwoli rozegrać finałową misję. I niestety w tym miejscu rozpoczyna się narzekanie, jako że CounterSpy nie ma wiele do zaoferowania w kwestii różnorodności zadań. Nie mówiąc już o wcale niespecjalnej misji końcowej. Dynamighty informuje przed rozpoczęciem gry, że wszystkie poziomy są generowane losowo, więc każdy gracz doświadczy czegoś innego. Z jednej strony fajnie, bo nie można uczyć się układu plansz i rozmieszczenia wrogów na pamięć. Z drugiej jednak ta losowość sprawia, że cały czas przemierzamy identycznie wyglądające korytarze, szyby wentylacyjne, strzelnice, laboratoria, magazyny etc. Po dwóch godzinach miałem nieodparte wrażenie, że widziałem już wszystko.

Przy całej tej wizualnej powtarzalności CounterSpy broni się jako jedna z najciekawiej wyglądających gier. Nie tylko indie. Stylizowana, mocno cieniowana grafika przywołuje na myśl kreskówkowy charakter Team Fortress 2. Dzięki temu produkcja Dynamighty robi nie tylko dobre wrażenie, ale przede wszystkim zapada w pamięć. Całość dopełnia idealnie dobrana ścieżka dźwiękowa, wzorowana na stylu disco z lat 60. Innymi słowy, CounterSpy to prawdziwa gratka dla fanów kina szpiegowskiego z tamtego okresu, tudzież komediowej konwencji serii Austin Powers.

Mimo serca włożonego przez twórców w realizację nietuzinkowej gry szpiegowskiej z genialną oprawą audiowizualną, CounterSpy potrafi oczarować tylko przez krótką chwilę. Gra z pewnością nie daje o sobie zapomnieć, jednak powtarzalny charakter rozgrywki i w gruncie rzeczy mało treści do odkrycia sprawia, że przygody tajnego agenta idą w kąt po rozegraniu kilku misji. CounterSpy jest sprzedawane w opcji cross-buy na PlayStation 3, PlayStation 4 i PS Vita, i przez chwilę myślałem, że kilku/kilkunastominutowe zadania sprawdzą się lepiej jako zabawa na konsoli przenośnej. I faktycznie sprawdza się, niestety wersja na PS Vitę cierpi na dłuższe niż w wersji stacjonarnej czasy ładowania oraz bardziej przycinającą animację.

CounterSpy to świetnie wyglądający i ciekawy eksperyment gatunkowy. Debiut Dynamighty polecam z czystym sumieniem poszukiwaczom nowego spojrzenia na stare schematy, pod warunkiem, że nie oczekują wielogodzinnej i zróżnicowanej przygody. Zamiłowanie do kina szpiegowskiego z lat 60. również mile widziane.

6,5
Szpieg, który mnie znudził
Plusy
  • Styl graficzny
  • Ścieżka dźwiękowa
  • Pomysł na rozgrywkę
Minusy
  • Powtarzalność
  • Szybko się nudzi
Komentarze
2
Usunięty
Usunięty
29/08/2014 03:12

Tak zwykle jest. Wiele wysokobudżetówek starcza na długi czas a indie na chwile. Niedługie, nietuzinkowe, bogate fabularnie i w pomysły tak na niedługo aby zagrać w kolejną, inną ciekawą grę indie. Taki mały-wielki świat gier indie. A Skyrim jako przykład gry AAA i długiej... znudził niedopracowaniem i ogromem który się po 200 godzinach wyrzuca i ma się dosyć bo staje się to zbyt monotonne i męczące. A wszystko jest zależne od nas. Przypomniał mi się kumpel który ma 1800 godzin w TF2. Bleee...!

Usunięty
Usunięty
25/08/2014 18:06