Godfire: Rise of Prometheus - recenzja

Michał Ostasz
2014/07/11 16:00
0
0

Trylogia Infinity Blade przetarła szlak dla produkcji AAA na iGadżetach. Vivid Games, autorzy świetnego Real Boxing, po raz kolejny podnoszą rzuconą przez rywali rękawicę. Tym razem w ich narożniku staje Godfire: Rise of Prometheus.

Godfire: Rise of Prometheus - recenzja

Rodzima ekipa po raz pierwszy próbuje swych sił w gatunku slasherów. Ale to niejedyny powód, dla którego ludzie odpowiedzialni za grę rzucili się na głęboką wodę. To także ich debiut jako scenarzystów i reżyserów scenek przerywnikowych oraz voice actingu. Godfire to bez wątpienia najbardziej ambitny projekt tego developera. Jednocześnie jest tworem, który szalenie trudno ocenić. Dlaczego?

Mobilnej przygodzie Prometeusza, przy której palce maczali także Artyści, koniecznie przez wielkie "A", z Platige Image, najbliżej jest do serii God of War. I to nie tylko dlatego, że jej akcję umiejscowiono w świecie greckich mitów polanych osoczem. Na dobrą sprawę w Godfire gra się... identycznie. Kamera zza pleców herosa zabijaki, mitologiczne bestie stojące na naszej drodze, piękne cutscenki i mroczny design całości. Wygląda znajomo?

Nie wspomniałem jeszcze o systemie walki opartym na biciu kciukiem na przemian w przyciski lekkiego i mocnego ataku, orbach wypadających z pokonanych przeciwników, sekwencjach QTE (za prostych!) w walkach z bossami i szukaniu skrzynek ze "znajdźkami". Mrużąc oczy można odnieść wrażenie, że tak naprawdę mamy do czynienia z kolejną krwawą wendettą Kratosa.

Urozmaiceniami są różne rodzaje broni, zbroi i perków, które możemy kupić za znalezione złoto oraz tryb Survival, w którym możemy sprawdzać swoje umiejętności po zakończeniu wątku głównego.

Jak już kopiować, to od najlepszych, ale w przypadku Godfire możemy mówić dosłownie o małpowaniu ukochanych przez graczy produkcji. Zwłaszcza, że to, co zapożyczono ze wspomnianego cyklu w dziele Vivid Games wypada po prostu gorzej. Fabuła nie porywa, bohaterowi brakuje krzty uroku, a starcia nie są ani tak ekscytujące, ani brutalne jak w szlagierach spod klawiatur Sony Santa Monica. Atak, atak, atak, blok, blok, mocny atak. System przypomina skrzyżowanie Infinity Blade z Dark Souls, ale sporo w nim też przypadkowości. Combosy częściej wykonuje się tu przy sprzyjającym szczęściu niż w wypadku celowego działania.

GramTV przedstawia:

O aktorach podkładających głos postaciom napiszę tyle, że to oni powinni zostać zdani na łaskę lubującego się w ludzkich wątrobach orła. Tego samego na szczęście nie mogę napisać o kompozytorach muzyki - ta wpada w ucho i naprawdę uprzyjemnia trochę monotonną, okazjonalnie przerywaną przez proste do bólu zagadki, sieczkę.

Nie myślcie jednak, że trwająca nieco ponad dwie godziny przeprawa Prometeusza to gniot. Nic z tych rzeczy. Gra ma swoje momenty, ale brak jej własnej tożsamości. Rozgrywka nie jest katorgą, ale w czasie pokonywania kolejnych króciutkich poziomów nie sposób wygonić z głowy myśli, że zamiast grać w Godfire lepiej byłoby sięgnąć chociażby po wydane na PSP God of War: Chain of Olympus. Sam tak zrobiłem i muszę przyznać, że pierwszy akt tej produkcji podobał mi się bardziej niż całe Rise of Prometheus.

Narzekam i narzekam, ale jest jeden aspekt, który sprawia, że muszę w się w pokorze pokłonić. Nie, nie jest to poziom trudności, ale oprawa graficzna. Pod tym względem Godfire to prawdziwy killer. W tej chwili na AppStore z tą produkcją może równać się tylko Infinity Blade 3. Nie jest to jeszcze poziom topowych gier z konsol, ale "jaskółka" zwiastująca, że tablety i smartfony zdolne są do odpalania gier, na widok których może opaść szczęka.

W tym miejscu muszę jednak zaznaczyć, że "ochów" i "achów" należy spodziewać się tylko wtedy, kiedy gramy na naprawdę mocnym sprzęcie. Grę testowałem na iPadzie Air i nawet na nim zdarzały się spadki liczby wyświetlanych klatek. Na słabszych urządzeniach gra traci na płynności nie mami oczu gracza dopracowanymi modelami postaci oraz ostrymi teksturami.

Godfire: Rise of Prometheus to piękna wydmuszka. Pod płaszczykiem przepięknej oprawy graficznej skrywa się produkt, który w porywach równa do dobrego poziomu. Żałuję, że autorzy tak mocno zapatrzyli się w sagę o Kratosie , bo przez to ich gry właściwie nie sposób nie oceniać jako klona flagowej serii od Sony. Niemniej, to najlepszy God of War jakiego możecie kupić za 4,5 euro...

5,8
Prometeusz to nie Kratos...
Plusy
  • oprawa graficzna
  • krótkie, ale intensywne poziomy
  • opcje personalizacji bohatera
  • nienachalne mikropłatności
Minusy
  • odtwórczość
  • zbyt "płytki" system walki
  • historia, której brakuje pazura
  • voice acting
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!