Polska odpowiedź na Limbo, jak często określany jest Grimind, momentami potrafi zirytować, ale broni się pięknymi lokacjami, zróżnicowanymi zagadkami i niesamowitym klimatem.
Polska odpowiedź na Limbo, jak często określany jest Grimind, momentami potrafi zirytować, ale broni się pięknymi lokacjami, zróżnicowanymi zagadkami i niesamowitym klimatem.
Ale czym tak właściwie jest Grimind? Po dołączonych obrazkach widać, że mamy do czynienia z dwuwymiarową zręcznościówką, w której kierujemy - no właśnie, kim? Na pewno nie jest to jeż, być może jakiś inny stworek. I słowo "stworek" to chyba najlepsze określenie dla naszego bohatera. Grimind reklamowany jest też jako horror, ale trzeba przyznać, że próżno tu szukać elementów grozy. Znajdziemy tu natomiast mnóstwo świetnie zaprojektowanych łamigłówek i dość znany sposób przedstawienia historii, którą można interpretować dwojako.
Stworek, którym kierujemy w Grimind, cierpi niestety na amnezję. Niestety dla niego, bo nic nie pamięta i niestety dla nas, bo niejednokrotnie wcielaliśmy się w postać, która nic nie pamięta. Jedni mogą stwierdzić, że twórca chciał wprowadzić tajemniczość do swojej produkcji, inni będą sądzić, że poszedł na łatwiznę. Ja skłaniałbym się ku tej pierwszej wersji. Monologi, jakie serwuje nam główny bohater, intrygują i pozwalają wczuć się w położenie naszego stworka. Ten co rusz zastanawia się, gdzie jest, pyta co się dzieje, a także sugeruje nam, co powinniśmy zrobić. Czasem nawet ostrzega przed zbliżającym się zagrożeniem.
Grimind jest genialne w swojej prostocie. Sterujemy raptem kilkoma przyciskami na klawiaturze i myszką. Biegamy po lokacjach w poszukiwaniu przejścia, skaczemy między platformami, podnosimy niektóre przedmioty, by po chwili cisnąć nimi w odpowiednie miejsce, by odblokować przejście. To nie jedyny sposób na otwarcie dostępu do następnej lokacji - czasem znajdujemy skrzynię, którą przeniesiemy z jednego miejsca na drugie i wejdziemy po niej. Niekiedy trzeba także skakać pomiędzy linami - wówczas jednocześnie chwytamy się ich, trzymając właściwy przycisk, a także wciskamy guzik odpowiedzialny za skok.
Całość składa się z piętnastu poziomów, których ukończenie zajmuje około sześciu godzin. Grimind nie jest więc długą produkcją, ale trzeba przyznać, że czas potrzebny na przejście gry jest w pełni zadowalający. Gdyby wydłużyć go na przykład o połowę, gracz strasznie by się wynudził - a wspomniane sześć godzin jest w sam raz. Poza tym w grze nie ma możliwości zapisu stanu rozgrywki w dowolnym momencie, więc jeśli zginiemy tuż przed punktem kontrolnym, musimy powtarzać dany fragment od nowa. Na szczęście checkpointy są rozłożone dość logicznie, więc nie ma mowy o frustracji.
Grimind broni się nie tylko łamigłówkami i klimatem, ale i poziomem trudności. Nie jest to łatwa produkcja skierowana do odbiorców okazjonalnych, lecz raczej stworzono ją z myślą o graczach szukających wyzwania. Niejednokrotnie zdarza się więc, że musimy uczyć się poszczególnych fragmentów na pamięć, by je przejść. Ogromną zaletą Grimind jest także oprawa audiowizualna. Dlaczego?
![]()
Szkoda tylko, że Grimind ma problemy ze sterowaniem. Próbowałem zagrać na zwykłym padzie średniej klasy firmy (nie był to jednak oficjalny kontroler Xboksa 360 dla Windowsa), który nie do końca chciał współpracować z recenzowanym tytułem, więc postanowiłem zostać przy klawiaturze i myszce. Tu już było znacznie lepiej, choć zdarzało się, że stworek nie zawsze reagował na wydawane polecenia, co zmuszało mnie do pokonywania niektórych etapów wielokrotnie. Fizyka również potrafiła czasem spłatać figla, więc trzeba było przymknąć oko na te niedociągnięcia, by czerpać frajdę z rozgrywki.
![]()
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!