

Ze słynnego Alcatraz podobno nie dało się uciec. Tę teorię empirycznie chce obalić główny bohater 1954 Alcatraz. Czy udało mu się zbiec, a przy okazji chwycić za serce gracza?
Wróćmy może do początku, a więc samego Alcatraz. Twórcy gry nie starali się w sposób szczególny uwypuklić legendy słynnego więzienia. Owszem, rozmowy osadzonych, opracowywane przez lata plany ucieczek czy plotki krążące o drogach prowadzących do opuszczenia wyspy przewijają się w 1954 Alcatraz, ale brakuje w tym wszystkim charakterystycznego dreszczyku. Można wręcz powiedzieć, że Daedalic Entertainment po macoszemu potraktował ducha Alcatraz, na czym gra sporo traci. Zresztą, w samym więzieniu nie spędzamy nawet połowy czasu - nieco większą uwagę skupiono na Christine, czyli bohaterce przebywającej w San Francisco. Jej wątek i samo nakreślenie postaci jest zresztą znacznie bardziej intrygujące i głębsze od osadzonego w Alcatraz Joe. Słynny ośrodek mógłby śmiało pełnić rolę trzeciego głównego bohatera, ale twórcy niestety popełnili tu wyraźny grzech zaniechania.
Przygodówki nieraz zaskakiwały nas pięknymi, ręcznie rysowanymi tłami, starannym wykonaniem wyglądu bohaterów - zarówno głównych, jak i pobocznych - czy dokładnymi, świetnie wyglądającymi animacjami. W 1954 Alcatraz... tego niestety nie uświadczymy. Wizualizacje to bodaj najgorszy aspekt gry. Karykaturalny wygląd postaci nijak ma się do motywów przewodnich, jakimi są ucieczka z więzienia i ponowne połączenie zakochanych, których miłość wystawiana jest na próbę. Tła są zwykle mdłe i niczym nie zachwycają, choć nie można powiedzieć, że są zwyczajnie brzydkie, gdyż to by była obraza dla ich autora. Zdecydowanie na plus 1954: Alcatraz działa z kolei opcja, dzięki której wszystko może zostać wystylizowane na lata 50. Stonowane, ponure barwy korespondują z minorowymi nastrojami, jakie dominują w życiu Joego i Christine.
Podobnie irytujące jest doczytywanie lokacji, z którym spotykamy się niemal na każdym kroku. Nawet w obrębie jednego pomieszczenia, gdy rozpoczynamy dialog z NPC-em, zdarza się, że na potrzebę tej rozmowy ładuje się osobny ekran. Z pewnością byłoby to do przeżycia, gdyby nie stosunkowo długi czas, w jakim przenosimy się z jednego ekranu do następnego. Z kwestii technicznych zdecydowanie najlepiej wypada muzyka. Jazzowe rytmy lat 50. idealnie wpisują się w klimat gry i są przy tym przyjemne dla ucha. Szkoda tylko, że repertuar granych utworów jest tak okrojony i z czasem zaczyna po prostu nudzić.