Talisman: Digital Edition - recenzja

Sławek Serafin
2014/02/20 22:52

Kultowa Magia i Miecz w bardzo elektronicznej formie, czyli jak się powinno robić cyfrowe wersje gier planszowych.

Grubo ponad kwadrans zabijałem tego krasnoluda. Wróżka i złodziej już dawno gryźli piach, ukorzeni przed wszechmocą mojego Czaru Rozkazu słanego z samego szczytu skały, gdzie na skroń włożyłem Koronę Władzy. Ale krasnolud się nie poddawał. Krążył skubaniec po wewnętrznej krainie, niby tak nonszalancko i bez sensu, ale ja wiem, że chciał mnie wziąć na przetrzymanie. I prawie mu się udało, bo o mały włos bym nie osiwiał z frustracji, a moje złorzeczenia niosły się hen, aż ku wioskom i miastom zewnętrznej krainy. Za każdym razem, gdy udało mi się urwać mu punkt czy dwa żywotności Rozkazem, szuja kurduplowata trafiał jakimś cudem do zamku, gdzie go królewski medyk leczył za friko z racji tego, że się brodaty parch zaprzyjaźnił jakiś czas temu z księżniczką czy tam księciem. A jak nie do zamku, to skarłowaciały obśliniony pacan właził prosto do ukrytej doliny, gdzie swój sklepik rozłożył wędrowny medyk, taka jego mać altruistyczna, padalec niesłychany. Mało się resztki zębów od zgrzytania nie pozbawiłem, przez piętnaście minut rzucając kostkami i modląc się, żeby te krótkie nóżki poniosły szubrawca gdzieś na drugą stronę, w okolicę oazy i obu pustyń. I w końcu polazł tamże, mnie się pofarciło z rzutami, jemu wypadła jakaś jedynka czy coś i nie zdążył na czas. Legł, taki syn, a ja w końcu mogłem odtańczyć tryumfalny taniec Władcy Wszystkiego i Całej Reszty Też.

Talisman: Digital Edition - recenzja

Jeśli przecieracie zdumione oczy, zastanawiając się, co właśnie przeczytaliście, to znaczy, że nigdy nie graliście w Magię i Miecz, najprzekultowniejszą planszową grę fantasy, wydaną jakieś dwie dekady temu pseudopirackim sposobem w naszym pięknym kraju. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że ta podróbka brytyjskiego Talisman ukształtowała światopogląd całego pokolenia ówczesnej młodzieży, ze mną włącznie. Byłem mistrzem Magii i Miecza. Wygrywałem prawie zawsze, bijąc kolegów z bloku, ich przyjaciół bliższych i dalszych, rodzinę i inne podejrzane indywidua też. Wymiatałem zanim jeszcze się mówiło, że ktoś wymiata. Nic dziwnego zatem, zgodzicie się pewnie, że mam do Magii i Miecza vel Talismana ogromny sentyment niczym nie zmącony. Z tego sentymentu kupiłem sobie nawet kilka lat temu pudło kartonowe z aktualną edycją planszówki, już legalną i prawidłowo nazwaną. I nawet zagrałem kilka razy, tak za stare czasy. Ekscytacji nie było, emocje już nie te same, ale co nostalgia to nostalgia. I cały czas zastanawiałem się, dlaczego nie zrobiono elektronicznej wersji tego cuda. Wiecie, takiej jak ta tutaj, Talisman Digital Edition, cyfrowa że hej.

Można się w to bawić samotnie lub w osób kilka, do czterech włącznie. Lokalnie, przy jednym komputerze, najlepiej do ogromniastego telewizora podłączonym, albo też sieciowo, tak jak to się teraz wszystko robi przez internety. Gracz wybiera bądź losuje jednego z kilkunastu bohaterów, z których każdy ma określone współczynniki siły, mocy, żywotności i tak dalej oraz mniejszy lub większy zestaw sobie właściwych cech specjalnych. Bohaterowie owi krążą turowo po planszy podzielonej na trzy krainy i ileś tam różnych pól. Stąpając po owych polach wykonuje się instrukcje odpowiednie, zwykle sprowadzające się do wyciągnięcia kart przygód z danego stosu, jednakowoż nie zawsze. Przygody mogą sprowadzać na herosów różnych parszywych wrogów i zdarzenia losowe wszelakie tudzież zsyłać im jakiś ekwipunek, przyjaciół, złoto i inne takie. Zadaniem bohaterów, jak w każdej porządnej grze fantasy, jest tak się napaść, tak się obwiesić sprzętem i otoczyć wianuszkiem dozgonnie wiernych popleczników, by móc sprostać straszliwym wyzwaniom wewnętrznej krainy na drodze do Korony Władzy. Tak w dużym skrócie. Zasady są w miarę proste, ale rozbudowane i opatrzone sporą ilością różnych opcji, więc granie i wygrywanie wymaga opracowania planu. I taktycznego wyczucia, w którym zawiera się także wiedza o tym, jak i kiedy naprzykrzać się pozostałym graczom. Od razu podpowiem, że zawsze, gdy mamy przewagę, lub też może nam to ujść na sucho z jakichś innych powodów. Gra jest przemyślana, sprytna, w dużej mierze losowa, ale sukces zależy też od pomyślunku, a nie tylko szczęśliwych rzutów kostkami. Ogólnie rzecz biorąc, Talisman jest super... w wersji planszowej, rzecz jasna. A ta ucyfrowiona? Jaka ona jest? Prawie identyczna.

Talisman Digital Edition to tak wierne tłumaczenie oryginału na język cyfrowy, jak to tylko było możliwe. Nawet wygląda tak samo, jak najnowsza edycja planszówki, co zresztą akurat aż tak bardzo mi się nie podoba, bo zdecydowanie wolę styl graficzny tamtej starej Magii i Miecza. Ładniejsza była. Ale poza czasem szkaradnymi podobiznami postaci innych różnic nie ma, oprócz wprowadzonych kiedyś tam na przełomie edycji dodatkowych punktów przeznaczenia, które pozwalają przerzucić kości gdy naprawdę potrzebujemy to zrobić. Każdy, kto w to grał kiedykolwiek na żywo od razu poczuje się tu swojsko. Nowych graczy jednak prawdopodobnie czeka pewien okres adaptacyjny, spędzony głównie na poznawaniu planszy, bohaterów i kart - szczegółów, co to w nich diabeł siedzi, jest tu sporo i mogą przytłoczyć człowieka tudzież zmusić do mozolnego czytania każdego opisu w celu późniejszego zrozumienia jego działania i roli w ogólnym porządku wszechrzeczy. Samouczka nie ma, więc nie pozostaje nic innego, jak odważnie wskoczyć na głębię elektronicznej imitacji kartonu. Ryzyko utonięcia podczas nauki pływania jest niewielkie na szczęście, bo gdy gramy sami, za przeciwnika mamy inteligencję bardzo sztuczną, która gigantem intelektu nie jest.

Nie znaczy to, że sterowani przez komputer przeciwnicy są głupi. Nie, nie są. Bywają nawet zatrważająco sprytni lub oślo uparci, jak ten tfu, ftu, krasnolud z pierwszego akapitu. SI bardzo dobrze radzi sobie z taktyką i potrafi chwytać w lot okazje, jest też odpowiednio agresywna (czyli bardzo) i nie wacha się podkładać świnie czy wbijać noże w plecy. Ale brak jej wyczucia strategicznego. Komputerowi wrogowie nie są w stanie wyczuć zagrożenia, jakim jest rosnąca w siłę postać gracza - gdybyśmy bawili się z żywymi ludźmi, ci zjednoczyliby się przeciwko osobie, która próbowałaby wyrwać się przed peleton. A SI nie jest w stanie. Potrafi reagować i podejmować nawet dość desperackie działania, ale dopiero gdy jest za późno, a gracz sięga już po Koronę Władzy i zaczyna Rozkazami robić jej dziury w bebechach. Dlatego też nauka grania jakoś szczególnie uciążliwa być nie powinna, jeśli komputer nie będzie miał wyjątkowego fuksa. A czasem ma, szuja. I zdarzyło mi się zakrzyknąć brzydko nie raz i nie dwa razy, gdy okoliczności sprzysięgły się przeciwko mnie. Ogólnie jednak samotne granie to spokojny, relaksujący spacerek. Spacerek w kierunku fantów, a jakże.

Autorzy doszli bowiem do słusznego wniosku, że samotne granie musi nieść ze sobą jakieś korzyści. Tymi korzyściami są runy, trzy do wyboru, z których możemy sobie wybrać jedną po wygraniu danej potyczki. Potem te runy, dające różne modyfikatory, zastosować możemy w kolejnych rozgrywkach, także sieciowych... co nie jest zbyt sprawiedliwe, bo daje w nich wymierną przewagę tym, którzy dłużej siedzieli nad grą. Niektóre runy niewiele zmieniają, ale inne mogą mieć spory wpływ na rozgrywkę i zaburzyć jej równowagę. A ta, patrząc z punktu widzenia rozgrywek wieloosobowych, w których wszyscy powinni mieć równe szanse na starcie, ma się kiepsko. Nie tylko przez runy, ale także z tego powodu, że niektórzy bohaterowie są lepsi, a inni wręcz przesadzeni i popsuci. Zwykłe różnice między postaciami są do przełknięcia, ale są tu i tacy bohaterowie, którzy w zasadzie sami wygrywają grę, czy to z powodu niedopracowania, czy też, hmm, chciwości autorów? Najbardziej przegięta jest bowiem w tym momencie kultystka, dostępna tylko dla tych, którzy wykupili pierwszy pakiet dodatkowy zawierający czterech bohaterów, sporo dodatkowych kart i specjalną modyfikację zasad. Niewiele jej ustępuje jeden z herosów podstawowych, zabójca, który przez błąd interpretacji zasad zbyt szybko rośnie w siłę. Przyjemnie się nim gra, ale przeciw niemu koszmarnie, nawet gdy kieruje nim sztuczna inteligencja, bo także ona potrafi nam popsuć zabawę dysponując nieuczciwą przewagą. Wiem, nie wygląda to na wielki problem, ale psuje trochę odbiór gry przez zachwianie równowagi gier wieloosobowych. A nie oszukujmy się, Talisman Digital Edition, tak jak i pierwowzór, na dłuższą metę nie nadaje się do samotnego grania.

GramTV przedstawia:

Po kilku partyjkach z botami zaczyna być nudno. Zna się już karty, zna się postacie, wszystko staje się rutyną dlatego, że komputer nie potrafi nam rzucić jakiegoś poważnego wyzwania. Gramy sami ze sobą w grę, która jest dla kilku osób i cyfrowe imitacje tychże niezbyt się sprawdzają. I nikt tego po nich nie oczekiwał. Trzy czwarte przyjemności, jaką dawało granie w planszowy pierwowzór nie brało się z zasad, kartonu i kości, tylko z interakcji i rywalizacji z przyjaciółmi. I ten element strasznie trudno jest w stanie nienaruszonym przenieść do komputera, o czym świadczy cała masa kiepskich cyfrowych wersji słynnych planszówek. Jak sobie z tym radzi Talisman Digital Edition? Nie najgorzej, ale też nie idealnie. Pierwszy plus ma za umożliwienie grania przy jednym komputerze, ale nie jest to optymalna konfiguracja. Zwłaszcza, jeśli gracze nie są dobrze zaznajomieni z zasadami i całym systemem - w sytuacji, gdy ktoś chce doczytać opisy, niewielką czcionką wykonane, granie może się stać mocno niewygodne, zwłaszcza jeśli nie mamy możliwości podłączenia gry do dużego telewizora, na którym wszystko ładnie widać. Zmienianie się przy klawiaturze i myszce też komfortowe nie jest, a wsparcia dla kilku kontrolerów, jak przy podobnych grach konsolowych, tutaj nie ma. Zresztą, który szanujący się pecetowiec ma w domu takie urządzenia, nie? Dlatego też z powodów logistycznych granie lokalne jest uciążliwe. Pozostaje to sieciowe, które z kolei ma dwa oblicza.

Albo gramy z obcymi przypadkowymi ludźmi, albo też zakładamy grę dla znajomych. Z tym pierwszym bywa różnie, co nie dziwi. Są ludzie, którzy fajnie się komunikują i nie przeciągają rozgrywki, ale są i tacy, którzy umyślnie ją psują, traktując ją jak jeszcze jedno Call of Duty, w którym liczy się zwycięstwo i pognębienie przeciwnika. W kontekście Talismana to zupełnie nie działa - to gra, w której rywalizacja musi być towarzyska albo robi się nieprzyjemnie. I z mojego doświadczenia w sieciowym graniu wynika, że częściej jest właśnie niemiło niż wręcz przeciwnie. Rzadko uda się rozegrać dobrą partię, także dlatego, że zwykle trwa ona więcej niż pół godziny i trzeba się liczyć na przykład z wychodzeniem graczy. Nikt na ich miejsce nie przyjdzie, bo gra nie obsługuje dołączania się w trakcie rozgrywki, choć moim zdaniem powinna. No, różowo nie jest i przeżyłem w sieci gorsze chwile niż te z krasnoludem, a nie opisałem ich tylko dlatego, że traumatyczne wspomnienia były zbyt bolesne. I nie powstrzymałbym się pewnie od bardzo niecenzuralnych wyrażeń.

Czy warto zatem? Tak. Zdecydowanie, jak najbardziej, ze wszech miar warto. Pod jednym warunkiem jednakowoż. Musimy mieć dobrych znajomych, którzy będą chcieli z nami zagrać i potraktują tę grę jak zdalną wersję towarzyskiej zabawy przy normalnej planszówce. Jak nostalgiczną wycieczkę w szczenięce lata. Wtedy będzie świetnie. Talisman Digital Edition jest bowiem wyjątkowo wierną wersją kultowej gry i najzwyczajniej w świecie ociera się o doskonałość tylko dlatego, że co do joty naśladuje oryginał. Naszym zadaniem jest tylko zebrać znajomych i dobrze się bawić. Jeśli mamy taką możliwość, to gra daje nam w zasadzie gwarancję miło spędzonego czasu. Ale jeśli nie... to nie. Tak po prostu. Talisman bez dobrych znajomych nie ma sensu i już.

I na koniec pożalę się tylko trochę na politykę wydawniczą autorów. Podstawowa wersja Talisman Digital Edition jest... podstawowa. Tuzin bohaterów to jak dla mnie, wychowanego na starej Magii i Mieczu, za mało. Czarów i przygód też jest mniej niż pamiętam. Twórcy planują ich dodawanie, ale płatne, co nieszczególnie mi się podoba - nie mam nic przeciwko większym dodatkom, które miałyby naśladować klasyczne planszowe rozszerzenia, takie jak Miasto, Podziemia czy, o zgrozo, Kosmiczna Otchłań, ale sprzedawanie małych pakietów postaci i kart trąci trochę wyciąganiem pieniędzy. Także dlatego, że te dodatkowe postacie są takie mocne. Taki mały zgrzyt. Ale naprawdę mały, bo tak po prawdzie to wiele nam nie popsuje, jeśli postanowimy się bawić ze znajomymi.

I pozostaje właśnie tylko ta kwestia. Macie z kim grać w Talisman Digital Edition? To grajcie, grajcie na zdrowie, zachęcam, zalecam, dobrze radzę. Ale jeśli nie ma na to widoków, to zasadność zakupu tej gry jest dość wątpliwa, lojalnie ostrzegam. Zestaw kupiony w sklepie przyjaciół nie zawiera. Trzeba mieć własnych.

8,0
Najwierniejsza adaptacja kultowej planszówki... zdecydowanie nie do grania z samym sobą
Plusy
  • wierność wobec kultowego oryginału
  • bardzo przyjemna oprawa graficzna i dźwiękowa
  • rozbudowana, różnorodna, RPGowa rozgrywka
  • doskonałe do zabawy z przyjaciółmi
Minusy
  • trochę mało bohaterów
  • przesadzone runy i postacie
  • brak wersji polskiej
  • w zasadzie tylko do grania ze znajomymi
Komentarze
27
Usunięty
Usunięty
02/03/2015 20:57
Dnia 02.03.2015 o 16:51, Grz3chu napisał:

jak to jest z tą wersją PL ? da się pobrać czy nie ?

Nie wiem czy nadal tak jest, ale PL byl dostepny jesli kupisz u cdp.pl(do wyboru wydanie klucz lub gamebook?) lub dostaniesz dlc spolszczajace od supportu producenta gry - Nomad, jak tam napiszesz, dlc mozna bylo dostac na innym forum. (kiedys support cdp.pl tez dawal ale juz przestal )

Usunięty
Usunięty
02/03/2015 16:51

jak to jest z tą wersją PL ? da się pobrać czy nie ?

Usunięty
Usunięty
28/02/2014 11:21

>> > 1) ale tylko wtedy gdy karty sa juz odkryte. W przypadku gdy Zabojca odkrywa karty> sa> > uzywane standardowe zasady spotkania.>> właśnie tak, zawsze się tak grało. A tutaj można sztyletować w każdej sytuacji poza jedną> jedyną, gdy zabójca jest atakowany przez innego gracza. Przez to skubaniec strasznie> szybko snowballuje i dystansuje całą resztę.>A wiec bug.




Trwa Wczytywanie