Fallen Enchantress: Legendary Heroes - recenzja

Sławek Serafin
2013/12/29 18:27

Trzecie podejście do tej samej strategii fantasy. Czy w końcu udane?

Mówi się, że do trzech razy sztuka. Mówi się też, że cierpliwość przekracza szczyty, ale upór łamie skały. I w sumie trzeba podziwiać determinację panów (i być może pań, nie wiem, nie byłem) ze studia StarDock, jeśli chodzi o Elemental. Najpierw naobiecywali cudów, co jest całkiem zwyczajną praktyką w branży, więc czepiać się nie ma co. Potem wydali fatalne, prawie niegrywalne Elemental: War of Magic. To był cios, jednak fani, pamiętając choćby bardzo dobre przecież Galactic Civilizations, wybaczyli. Ale StarDock byli uparci i spróbowali jeszcze raz, z samodzielnym rozszerzeniem Elemental: Fallen Enchantress. Było lepiej, ale nadal niezbyt dobrze i zdecydowanie poniżej średniej. Fani zaczęli tracić wiarę, że ta seria wyjdzie kiedyś na prostą... a przynajmniej ja straciłem. Niepotrzebnie, bo twórcy parli dalej na drodze do doskonałości. I rezultatem tego jest Fallen Enchantress: Legendary Heroes, czyli samodzielny dodatek do samodzielnego dodatku, który właśnie wyszedł w wersji polskiej. Czy tym razem jest już dobrze? Jeszcze nie, ale będę cierpliwie kibicował Stardock, gdy wreszcie przebiją się przez skałę częścią czwartą, piątą lub szóstą.

Fallen Enchantress: Legendary Heroes - recenzja

Fallen Enchantress: Legendary Heroes nie jest grą zbyt dobrą, to prawda. Ale bardzo miło jest mi donieść, że na szczęście nie jest też już grą złą, jak poprzedniczki. Jest przeciętna. Plasuje się w środku stawki i można nawet pobawić się nią kilkanaście godzin bez nudy oraz przysypiania na klawiaturze. Charakterystyczny dla turowych strategii 4X syndrom jeszcze jednej tury, choć zgrzyta i lekko się zacina, to jednak działa bezproblemowo i oderwanie się od budowania swojego fantastycznego królestwa rękami legendarnych bohaterów nie jest wcale takie proste. Co prawda gdy już się to uda, to Legendary Heroes nie ciągnie już tak bardzo z powrotem, brak tu tego uroku, którym uwodzą inne "cztery eks", które każą o sobie myśleć w przerwach w graniu. O tej grze się nie myśli, niestety, na to jest za mało czarująca. Ale jeśli znów do niej siądziemy jakoś tak mimochodem, to kilka godzin nam wyrwie z życiorysu. Stardock wyprodukowało grę-rekina, bezczelnie przyczajoną, niewidzialną tuż po powierzchnią wody - niby się o niej nie pamięta, niby nie zwraca na nią uwagi, ale wystarczy chwila nieostrożności, jedno pluśnięcie, jedno kliknięcie i CHAPS! - nie mamy połowy nocy i musimy za trzy godziny rano wstać do pracy, a tu akurat smok nam się z ekranu sroży.

Dla tych szczęściarzy, którzy nie mieli do tej pory do czynienia z wymienionymi grami - Fallen Enchantress: Legendary Heroes to turowa strategia fantasy zbudowana według schematu "czterech eks". Wszyscy znają go doskonale choćby z klasycznej Cywilizacji, a opisuje on kolejne fazy każdej jednej toczonej rozgrywki. Na początek mamy eksplorację świata, który staramy się możliwie szybko odkryć. Gdy go odkryjemy, dochodzi do drugiego eks, ekspansji, kiedy jak najszybciej staramy się zawładnąć jak największym terenem zanim to zrobią konkurenci. Trzecia faza to eksploatacja, czyli wielkie wyciskanie wszystkiego co się da z zagrabionego terytorium - ludzi, pieniędzy, towarów, idei, diabli wiedzą czego jeszcze. Wszystkiego. A to wszystko jest nam potrzebne do czwartego eks, eksterminacji, czyli nieuchronnej wojny ze wszystkimi pozostałymi nacjami, która jest ukoronowaniem całego procesu. Wojna ta zresztą wcale nie musi być starciem zbrojnym, większość gier tego typu zezwala bowiem na osiągnięcie zwycięstwa inną drogą niż militarna - najczęściej wrogów można także zdominować wyższą kulturą, lepszą dyplomacją, bardziej zaawansowaną techniką, czy nawet nadludzką zdolnością żucia gumy arabskiej.

A więc można powiedzieć, że Fallen Enchantress: Legendary Heroes jest czymś w rodzaju Cywilizacji, tylko przeniesionej w świat fantasy, gdzie żyją trolle, smoki i inne baboki. I będzie to w dużej mierze stwierdzenie prawdziwe, pomijające jednak dwa istotne fakty. Pierwszy taki, że Legendary Heroes, jak dwójka poprzedników, wprowadza do znanego poczwórnego schematu pewien dodatkowy punkt, a mianowicie silne elementy RPG w postaci bohaterów. Drugi zaś fakt jest taki, że może i gra Stardock jest czymś w rodzaju Cywilizacji, ale nie jest aż taka dobra. Nie jest nawet w stanie dorównać swojemu nobliwemu pierwowzorowi, czyli klasycznemu Master of Magic, na którym wzorowana była cała seria Elemental - po tylu latach od premiery w stareńkie Master of Magic nadal gra się znakomicie. A w Legendary Heroes nie zawsze i nie bez przerwy niestety...

Zacznijmy może od tego, że żadne ze wspomnianych czterech eksów nie eksploduje ekspresyjną ekstrawagancją. Eksperci ze Stardock chyba ekstrapolowali, że gracze przeżyją ekstazę, gdy podejmą eksperymentalną ekspedycję w głąb produkcji, zbudowanej z eksportowanych rozwiązań z innych gier. Niestety, raczej trącą one tutaj ekshumowanymi eksponatami. Cóż, dobrze chociaż, że nie ekskrementami. Ekscytacji jednak nie ma, nawet jeśli nie ocieramy się o ekstrema. A po ludzku - jako strategia Fallen Enchantress: Legendary Heroes jest nadal grą słabą. Żaden z czterech podstawowych elementów, może poza eksploracją, nie działa tu zbyt dobrze, a ten jeden jako tako poprawny jest tylko dlatego, że wtłoczono go w nowe ramy, obejmujące całą grę. Owszem, zakładamy tu miasta, stawiamy w nich budynki, opracowujemy technologie i produkujemy wojska, żeby tego wszystkiego bronić lub zabrać miasta sąsiadom, ale po części z powodu niezbyt czytelnego i intuicyjnego interfejsu, a po części z nijakości i wtórności tych rozwiązań, zabawa w strategię szybko robi się rutynowa i nudna. Cała przyjemna część tejże strategii skupia się tutaj na początku, gdy staramy się jak najszybciej zidentyfikować najlepsze miejsca do osadnictwa i zająć je przed wrogami. Jeśli się uda, to jesteśmy w domu i w zasadzie mamy zwycięstwo w kieszeni, jeśli zaś nie byliśmy dość szybcy, to równie dobrze możemy sobie darować dalszą grę i zacząć jeszcze raz, bo koniec końców i tak zostaniemy zadeptani przez bogatszych i lepiej rozwiniętych wrogów. Szału nie ma i gdyby gra skupiała się tylko na czterech eks, to nie byłaby warta uwagi. Fajny edytor jednostek i dodane w Legendary Heroes narzędzia do kreowania własnych fantastycznych ras, bohaterów oraz map, które później można wykorzystać w zabawie, nie wystarczyłyby, by tę łajbę utrzymać na kursie. I na powierzchni. Na szczęście jest jeszcze coś - tytułowi bohaterowie.

GramTV przedstawia:

Herosi prowadzący do boju nasze armie, walczący z potworami i wypełniający misje zlecane przez zgrzybiałych czarodziejów byli już obecni w dwóch pierwszych grach z serii, ale dopiero w tej tutaj, trzeciej, autorzy zauważyli, że są oni najbardziej atrakcyjnym z jej elementów. I skupili się na dopracowywaniu właśnie tej części gry, inne tylko lekko wzbogacając, wygładzając i retuszując. Rewolucja żadna nie zaszła, co ciekawe, wręcz przeciwnie, zmiany są ewolucyjne i podskórne, takie na pierwszy rzut oka niedostrzegalne. Ale sprawiają, że jest lepiej, dużo lepiej. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero po ładnych kilku godzinach spędzonych z Legendary Heroes, gdy zacząłem się dziwić, dlaczego cały czas gram i gram, choć powinienem się znudzić jeszcze w porze kolacji, tak jak zakładałem. Coś było nie tak. A właściwie coś było właśnie tak, jak być powinno. I dopiero gdy zacząłem się zastanawiać i lepiej przyglądać, to okazało się co - bohaterowie właśnie. Zmienili się. Są inaczej wyspecjalizowani na pięć różnych sposobów i mają całkiem nowe, o wiele ciekawsze drzewka rozwoju z masą nowych czarów i zdolności specjalnych do wykorzystania nie tylko w walce. Zmieniło się także ich skalowanie. Poprzednio byli nieproporcjonalnie silni na początku zabawy, a potem w miarę jak wynajdowaliśmy coraz lepsze oddziały normalnego wojska, tracili na znaczeniu tak drastycznie, że w końcowej fazie zabawy trzymało się ich tylko po to, by rzucali czary. Teraz zaś są słabsi na wejściu, co zmusza do ostrożności i lepszego planowania, ale też daje większą satysfakcję z podejmowania ryzyka i odnoszenia sukcesów. W późniejszych fazach gry nie odpadają zaś tak szybko, właśnie dzięki fajnie rozbudowanym i dającym wiele interesujących opcji drzewkom rozwoju. Zmienił się także sposób, w jaki pozyskujemy nowych herosów - teraz przybywają do nas sami, ściągnięci "sławą" wyprodukowaną przez nas w miastach lub zdobytą na wrogach i w misjach. Zjawiają się zawsze parami, a my sobie możemy wybrać jednego z nich jako naszego sługę. O wiele lepsze rozwiązanie niż to ganianie za bohaterami po całej mapie, jak poprzednio.

Więcej jest też różnych misji, włóczących się po mapie potworów, legowisk bestii chroniących skarbów i wszelakich innych ciekawostek, do których badania będą się rwali nasi czempioni. W tłuczenie stworów i zgarnianie łupów, emocjonujące o wiele bardziej niż nudne stawianie i rozwijanie miast, będziemy się bawili godzinami - to właśnie jest ta wspomniana wcześniej eksploracja wtłoczona w inne ramy i rozciągnięta na całą grę. I jest to także element, który tym razem, w przeciwieństwie do poprzedników, trzyma najmocniej przy komputerze. Ale nadal nie z siłą jakiegoś superkleju, niestety.

Bohaterom, nawet lepiej zrealizowanym i ciekawszym niż poprzednio, nadal zdecydowanie brakuje charyzmy i charakteru - niczym się nie wyróżniają na dobrą sprawę. To nie herosi z pierwowzoru Fallen Enchanteress, czyli Master of Magic, z których każdy był prawdziwą unikalną legendą, tak żywotną, że wielu z nich pamięta się do dziś, po prawie 20. latach. Ci tutaj są nieco nijacy, to prawda. I biją się też w sposób nie do końca porywający - wszystkie starcia w grze rozgrywane są w małej taktycznej skali, w turowy sposób i na zasadach banalnie prostych. W Legendary Heroes bitwy poprawiono, to trzeba przyznać, wprowadzono dodatkowe zdolności nawet dla zwykłych jednostek towarzyszących bohaterom, jest więcej czarów, są dodatkowe zasady walki w grupach i ogólnie jakościowo nie jest najgorzej. Ale w tym roku grałem w przynajmniej trzy inne gry, które miały ten element o wiele lepiej zrealizowany - i gdy porówna się grę Stardock z tym, jak się taktycznie i turowo bije w The Banner Saga, w Card Hunter lub w Eadorze, to nie ma powodów do zachwytu. Tamte gry robią to lepiej. A kilka innych tytułów ma dużo solidniej wykonane strategiczne "cztery eksy". I na domiar złego zgrzybiały Master of Magic jest nadal lepszy w zasadzie pod każdym względem od gry Stardock. Także z uwagi na kampanię fabularną, której Master of Magic nie miał, a Legendary Heroes ma taką słabiutką i nudną, że jest gorsza niż nieposiadanie żadnej.

Czy zatem warto? Powiem tak - na prezent nie polecam, bo są lepsze gry, które łączą się z fantasy, turami, strategią i taktyką. Ale wydanie tych 60 złotych na Fallen Enchantress: Legendary Heroes nie jest na szczęście wyrzucaniem ich w błoto. Da się w to grać, da się tu spędzić kilkanaście miłych godzin, a może nawet i więcej, zwłaszcza jeśli wolicie grać po polsku - tłumaczenie miejscami kuleje, ale jest znośne. Nie można było tego samego powiedzieć o żadnym z dwóch poprzedników, więc widać tendencję wzrostową, co cieszy. Ciekaw jestem, co Stardock poprawi w czwartej części serii. Przy takim tempie rozwoju gdzieś w okolicach piątej mają szansę na zrobienie czegoś naprawdę świetnego, a jeśli jeszcze dalej je utrzymają, to szósta gra może być prawdziwą legendą. I w końcu pobić Master of Magic.

7,0
Smoki i księżniczki dają radę, ale cała reszta nie bardzo
Plusy
  • lepiej zbalansowani bohaterowie
  • więcej ciekawych elementów RPG
  • wzbogacone bitwy taktyczne
  • fajne narzędzia do edycji map, herosów, nacji i jednostek
Minusy
  • cała część strategiczna jest mocno nijaka i nudnawa
  • bardzo słaba kampania fabularna
  • mało charakterystyczni bohaterowie
  • nieczytelny interfejs
  • ta grafika urodą nie grzeszy
Komentarze
20
Usunięty
Usunięty
11/01/2014 17:39

To jedna z tych gier w których widać, że mogły by być lepsze i bardzo chciało by się, by lepsze były.Co do skali ocen, co poradzić, że 6.5 ludzie uznają za krapa, 7 za dobrą grę, a ta zasługuje właśnie na 0.5 więcej tak właściwie ocena w skali nigdy nic nie znaczyła.

naczelnyk
Gramowicz
09/01/2014 19:50

Moja ocena FE to 8.0.Gra jest dużo ciekawsza niż ostatnia, słabiutka Civ.Moja ocena recenzji Sławka to 5.0. Jest źle, ale mogłoby być gorzej. Poza tym jest to człowiek -orkiestra, recenzuje wszystko, zawsze i jest na każde skinienie naczelnego!

Usunięty
Usunięty
05/01/2014 04:50

To nie jest naciągany minus, ta gra wygląda co najwyżej średnio, a na zbliżeniach (postacie) źle. Co innego czytelność grafiki a jej jakość, grafika powinna być czytelna i godna swoich czasów.Ja rozumiem, że nie każda firma ma zasoby by grafika w ich grach była ładna, ale wtedy trzeba się liczyć z niższą oceną przez ten element.




Trwa Wczytywanie