Call of Juarez: Gunslinger - recenzja

Mateusz Kołodziejski
2013/05/20 08:30

Call of Juarez: Gunslinger mogłoby równie dobrze nosić podtytuł Odkupienie, bo Techland próbuje odzyskać dzięki niemu zaufanie do serii nadszarpnięte przez słabiutki The Cartel. I na mnie to podziałało.

O ile mnie pamięć nie myli było to tak...

O ile mnie pamięć nie myli było to tak..., Call of Juarez: Gunslinger - recenzja

Pewnie każdy zna osobę, która w towarzystwie często opowiada tę samą historię tyle, że za każdym razem brzmi ona trochę inaczej. Załóżmy, że mowa jest o bójce, którą nasz rozmówca stoczył kiedyś na boisku szkolnym. Na początku jest to szybka wymiana na pięści z kolegą z klasy, którą narrator oczywiście wygrał. Po jakimś czasie w opowieści następuje zmiana - teraz rywalem jest o kilka lat starszy drab. Wynik pojedynku pozostaje oczywiście ten sam. Po kilku latach i to okazuje zbyt mało imponujące, więc drab zmienia się wytatuowanego, napakowanego bandziora, a najlepiej od razu dwóch. I wreszcie po mniej więcej dekadzie niewinna szkolna przepychanka w opowieści naszego wodzireja zmienia się w zamieszki uliczne, które on własnoręcznie spacyfikował. Oczywiście słuchanie takich historii jest jeszcze zabawniejsze, kiedy sami byliśmy świadkami oryginalnego wydarzenia.

A teraz wyobraźcie sobie, że Wasz znajomy to emerytowany łowca głów z czasów Dzikiego Zachodu - oto Call of Juarez: Gunslinger w pigułce.

Poznajemy tu historię Silasa Greavesa, któremu życiorysu pozazdrościć by mogła niejedna westernowa legenda. Stary rewolwerowiec twierdzi, że w swojej karierze przeciął ścieżki niemal wszystkich sław Dzikiego Zachodu, począwszy na Billy'm Kidzie, przez Pata Garreta, a na braciach Daltonach skończywszy. Zmęczony życiem preriowy wyga siedzi teraz w zapuszczonym saloonie i popijając z brudnej szklanki podłą whiskey, zabawia towarzyszy historiami sprzed lat. Jak pewnie już się domyślanie, nam przyjdzie wcielić się w młodego Silasa, bohatera tych opowieści. Prawdziwych czy zmyślonych? To ocenić będziemy już musieli sami.

Na czym to ja skończyłem? Ach, już wiem...

Chwyt z retrospekcją jest w grach eksploatowany dość intensywnie - Techland zastosował go już w Więziach krwi, a ostatnio korzystał z niego również Epic przy okazji Gears of War: Judgment. W przypadku Gunslingera motyw ten posłużył jednak nie tylko jako zabieg fabularny, ale stał się wręcz filarem kreowanego świata. Pamiętajmy, że uczestniczymy w wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu lat zapisanych w zawodnej pamięci faceta, którego życie nie oszczędzało. Dziki Zachód jest więc tutaj nieco groteskowy i odrealniony, a przygody głównego bohatera nawet jeśli nie wyssane z palca, to na pewno ździebko podkoloryzowane na potrzeby słuchaczy. Na czym to ja skończyłem? Ach, już wiem..., Call of Juarez: Gunslinger - recenzja

Uczestniczymy w snutej opowieści, nie może więc dziwić, że przez większość czasu towarzyszy nam głos Greavesa, który na bieżąco mówi o tym, co widzimy na ekranie. Dzieje się tak na przykład wtedy kiedy wpadamy na postać znaczącą z punktu widzenia historii. W takim momencie czas zatrzymuje się, a narrator podaje jej krótką, zazwyczaj kąśliwą charakterystykę. W ogóle w tej westernowej gawędzie jest sporo humoru. Bardzo podobał mi się fragment, kiedy celem mojej misji było położenie trupem bandziora obsługującego kartaczownice. Kiedy tylko pojawił się w zasięgu mojego wzroku, bohater krzyknął "Idę po ciebie!", czym oczywiście zwrócił na mnie uwagę rywala. Tymczasem stary Silas skomentował całą sytuację słowami: "Oczywiście z perspektywy czasu wydaje się, że rozsądniejsze było zakradnięcie się do niego po cichu". Takich sytuacji, kiedy emerytowany łowca pluje sobie w brodę za błędy młodości jest więcej i wyśmienicie budują one klimat.

No dobrze, może trochę przesadzam, ale...

Nie brakuje też momentów, kiedy sami słuchacze poddają w wątpliwość fragmenty historii. Tak jest w przypadku, kiedy Greaves wspomina o tym, że został okrążony przez Apaczów. Podczas gdy my toczymy ciężkie boje w kanionie jeden z bywalców saloonu przerywa twierdząc, że to bujda, bo w tamtych rejonach nigdy nie było Indian. Stary rewolwerowiec stwierdza wtedy, że musiał się przejęzyczyć, bo chodziło mu o to, że został okrążony "w stylu Apaczów", a my ze zdziwieniem obserwujemy jak akcja cofa się i znowu musimy pokonać wrogów z tym, że miejsce czerwonoskórych zajęli bandyci.

No dobrze, może trochę przesadzam, ale..., Call of Juarez: Gunslinger - recenzja

Wrażenie uczestniczenia w wydarzeniach nie tyle rzeczywistych co lepiej lub gorzej przywoływanych z pamięci potęguje oprawa wizualna. Grafika różni się znacząco od stylu, do którego przyzwyczaiło nas Call of Juarez i o wiele bardziej przypomina tę z cell-shadingowego Borderlands - kolory są soczyste, a kontury pociągnięte grubą kreską. Wszystko jest tu ostrzejsze, szybsze, ale też i lekko przesadzone, co rzuca się w oczy szczególnie w momencie, kiedy z postrzelonego przeciwnika wylewa się istna fontanna krwi. Ciekawie przedstawia się też efekt zadawanych nam obrażeń. Za każdym razem, kiedy dostaniemy kulkę, na ekranie pojawia się wydarta i osmalona dziura zupełnie jakby widziany przez nas obraz był tylko fotografią, a nie prawdziwą scenerią.

GramTV przedstawia:

Było ich stu na mnie jednego. Nie mieli żadnych szans...

Jak można się spodziewać Greaves sporo uwagi poświęca swoim umiejętnościom i szybko okazuje się, że jest najlepszym rewolwerowcem jakiego widział Dziki Zachód. Faktycznie, przeżywając jego wspomnienia jesteśmy wręcz superzabijaką. Dzięki umiejętności Koncentracji, która pozwala spowalniać czas, z łatwością wyłuskujemy wrogów zza osłon i wydostajemy się z pozornie beznadziejnych sytuacji. Z kolei kiedy jedną nogą jesteśmy już grobie skorzystamy z Oddechu śmierci, za sprawą którego będziemy mieli szansę uchylić się przed następnym śmiertelnym strzałem. Było ich stu na mnie jednego. Nie mieli żadnych szans..., Call of Juarez: Gunslinger - recenzja

Jeżeli zastanawiacie się teraz czy to wszystko oznacza, że gra ciąży w kierunku zręcznościówki, to Wasze wątpliwości powinna rozwiać kolejna nowinka w serii, czyli zaczerpnięty wprost z Bulletstorma system nagradzania za efektowne eliminowanie rywali. Punktowane są nie tylko strzały między oczy, ale również powalenie oponenta w ruchu, z dużej odległości, wysadzanie bandziorów w powietrze, wykorzystanie otoczenia do pozbycia się kilku kowbojów jednocześnie i wiele innych. Tak jak w hicie People Can Fly im dłuższa sekwencja, tym licznik doświadczenia bije szybciej. Dzięki zdobytym punktom Silas awansować może na kolejne poziomy, odblokowując przy okazji umiejętności w jednym z trzech drzewek: Desperado (strzelanie z dwóch rewolwerów jednocześnie), Łowcy (precyzyjne strzały z daleka) oraz Trapera (walka na niewielkim dystansie). Teoretycznie powinny one wprowadzać urozmaicenie w czasie strzelanin, ale w rzeczywistości poszczególne udoskonalenia postaci mają niewielki wpływ na rozgrywkę, bo ograniczają się przeważnie do zwiększenia liczby posiadanej amunicji, szybkości przeładowania czy wielkości zadawanych obrażeń poszczególnymi rodzajami broni.

I tak dalej, i tak dalej...

I tak dalej, i tak dalej..., Call of Juarez: Gunslinger - recenzja

Co gorsza, brak urozmaicenia, który trapi drzewka umiejętności doskwiera też samej rozgrywce. Kiedy minie pierwszy zachwyt sposobem prezentowania fabuły i satysfakcją jaką daje położenie trupem w zwolnionym tempie trzech zabijaków jednocześnie, okazuje się, że Call of Juarez: Gunslinger nie ma ponadto wiele do zaoferowania. Nie mam nic przeciwko tego typu bezpardonowej akcji, kiedy w powietrzu jest więcej ołowiu niż tlenu, ale miło byłoby od czasu do czasu zrobić coś innego niż tylko iść przed siebie z rewolwerem czy obrzynem w ręku i odstrzeliwać kolejne łby. Tym bardziej, że projekty poziomów mają spory potencjał. Jest wśród nich tartak, zabite dechami miasteczko, farma, wykolejony pociąg czy system jaskiń. Niestety sprowadzone one zostały bez wyjątku do wąskich korytarzy, których jedynym zadaniem jest doprowadzenie nas do bossa.

A wystarczyłoby przecież pozwolić nam wskoczyć na konia i urządzić strzelaninę w pełnym galopie albo dać wsiąść do wagonika w kopalni i radośnie ostrzeliwać się z niego pędząc tunelem. Na takie atrakcje, które przecież pasowałyby do nie do końca rzeczywistej konwencji gry, nie ma jednak co liczyć. Tym sposobem mimo starań projektantów 14 lokacji, które przyjdzie nam odwiedzić zaczyna zlewać się ze sobą, bo w każdej robimy dokładnie to samo. W czasie trwającej niemal 7 godzin kampanii zdecydowanie brakuje momentów, w czasie których moglibyśmy krzyknąć "łał!". Jedna jedyna szansa na postrzelanie kartaczownicą nie ratuje sytuacji i w pewnym momencie z opowieści Greavesa zaczyna wiać nudą.

W samo południe

W samo południe, Call of Juarez: Gunslinger - recenzja

Największą atrakcją pomiędzy faszerowaniem ołowiem kolejnych tabunów przeciwników są pojedynki ze znanymi rewolerowcami. Zupełnie jak w westernach bohater i jego adwersarz mierzą się wtedy wzrokiem, a my dbamy o to, by utrzymać wroga w polu widzenia i pilnujemy prawej dłoni postaci. Musi ona znajdować się w idealnym położeniu względem kabury. W pewnym momencie zaczynamy słyszeć bicie swojego serca. W tym momencie możemy chwycić za broń jako pierwsi i zakończyć spotkanie. Prawdziwa legenda Zachodu czeka jednak aż do chwili, kiedy to rywal pierwszy sięgnie po pistolet. Podobnych klasycznych starć jest sporo, a zwycięstwo w nich wymaga naprawdę dużego refleksu, więc widok pocisku zmierzającego wprost w środek czoła oponenta, podczas gdy on walczy jeszcze z kaburą, daje naprawdę ogromną frajdę.

Jeżeli pojedynków będzie komuś mało może je rozgrywać poza kampanią. A skoro już o tym mowa w menu jest też wariant rozgrywki zatytułowany Akcja, gdzie można do woli żyłować wyniki za styl bez obawy, że w tym czasie zdekoncentruje nas jakaś fabularna wstawka. Polska nazwa trybu sugeruje, że gra doczekała się lokalizacji i rzeczywiście Gunslinger dostępny będzie w lokalizacji kinowej, bardzo rzetelnej zresztą, choć po prawdzie tekstu nie ma tu za wiele.

Wyrok dla Silasa Greavesa brzmi następująco...

Wyrok dla Silasa Greavesa brzmi następująco..., Call of Juarez: Gunslinger - recenzja

Mam duży szacunek dla Techlandu za to, że nie boi się eksperymentować ze swoją marką. W końcu po rewelacyjnych Więzach krwi wrocławskie studio mogło po prostu odcinać kupony od sukcesu, ale postanowiło iść własną drogą. W porządku, The Cartel zbyt daleko odbiegał od sprawdzonej formuły, a sama gra była mocno niedopracowana, ale z perspektywy czasu widać, że wpadka wyszła polskiej ekipie na dobre. Widać to wyraźnie w Call of Juarez: Gunslinger, które jest zdecydowanie lepsze od poprzednika. Gdyby jeszcze twórcy włożyli w niego nieco więcej pracy i dorzucili kilka pomysłów wprowadzających większą różnorodność rozgrywki mielibyśmy świetną produkcję, która sama siebie nie traktuje zbyt poważnie. Jednak i bez tego mamy pozycję, którą naprawdę warto się zainteresować, zwłaszcza, że na wszystkich platformach docelowych będzie dostępna jeszcze w tym tygodniu w bardzo przystępnej cenie nie przekraczającej pięciu dyszek.

  • Kup Call of Juarez: Gunslinger w wersji pudełkowej na PC w sklepie gram.pl - 44,90 zł
7,5
Gunslinger = Call of Juarez + Borderlands + Bullestorm
Plusy
  • wracamy na Dziki Zachód!
  • świetne wykorzystanie motywu retrospekcji
  • strzelanie sprawia frajdę
  • humor
  • pojedynki
  • to naprawdę ładna gra
  • bardzo przystępna cena
Minusy
  • niewiele wnoszące drzewka umiejętności
  • korytarzowa struktura poziomów
  • brak zapadających w pamięć momentów
  • monotonia wkradająca się w drugiej połowie gry
Komentarze
56
Usunięty
Usunięty
27/05/2013 22:22

> Jest pierwszy patch, 1.01:> http://steamcommunity.com/games/204450/announcements/detail/1605811032950436421>> Changes:> - hit indicator is now disabled in True West difficulty mode> - new option to disable crosshair regardless of the difficulty mode> - new option to adjust mouse sensitivity on duels> - new settings available in video.scr file> - additional checks before posting scores to the leaderboards> - additional credits>> Fixes:> - fixed problems with audio on 7.1 output configurations> - fixed crashes related to using 7.1 audio configurations> - fixed potential crash when using long Steam nicknames with non-latin characters> - leaderboards now correctly display nicks with non-latin characters> - patched up heavy stuttering when using certain keyboard and mouse models> - workaround for blocks when booting the game on systems that have problems with video> playback> - tweaked enemy behavior on duels to avoid duels with no conclusion> - fixed HUD gadget in Arcade mode sometimes not displaying "versus" friend''s name> - fixed navigation and centering in My Score and Friends leaderboards> - tweaks and fixes in the Japanese localizationDROGA REDAKCJO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Troche nie na temat...ale:ruszył kickstarter kontynuujący serie gry HEAVY GEAR pt.: HEAVY GEAR ASSAULT i twórcy proszą o poinformowanie o tym fanów serii i po prostu wszystkich (jakos im nie idzie zbiorka). Czy jest możliwy jakiś artykuł o trwającym teraz kick starterze???????? Gra na UE4 i zniszczalnymi elementami srodowiska zapowiada sie naprawde SUPER.

Kraju
Redaktor
27/05/2013 16:47

Czy gra na Steamie również jest po polsku? Czy polska wersja jest tylko dostępna w polskich sklepach z dystrybucją cyfrową?

Laid_back
Gramowicz
27/05/2013 16:20

To prawda, że pojedynki są trudne - ale generalnie zabawa jest przednia. Świetny klimat i niezła historia - naprawdę warto zagrać :)




Trwa Wczytywanie