Seriale dla graczy #3 - Mortal Kombat Legacy

Bartłomiej Kossakowski
2012/12/28 19:32
9
0

Smocza seria od lat była chętnie adaptowana na język filmu. Ale serial Legacy to najlepsza rzecz, jaką mogą obejrzeć fani tej kultowej bijatyki.

Chcesz obejrzeć Mortal Kombat Legacy? Zrób to u nas!

Seriale dla graczy #3 - Mortal Kombat Legacy

Klimat jest brudny i mroczny. Efekty specjalne - nienachalne. Gdy w pierwszym odcinku widzę hologramy wyświetlające się przy twarzy Sonii Blade czającej się w jakimś zapyziałym, oświetlonym tylko wiszącymi tu i ówdzie żarówkami pomieszczeniu, nie mam wrażenia obcowania z plastikowym science-fiction. Jest w tej surowości coś pociągającego. Może to samo, co w pierwszych grach z serii Mortal Kombat?

Aktorzy bywają drętwi. Gdy grający Jaxa Michael Jai White wypowiada z pełną powagą "f*** protocols", można się uśmiechnąć. Podobnie jak wtedy, kiedy Kano wygłasza swoje pełne patosu przemówienie przed skutą łańcuchami, brudną i zakrwawioną Sonią Blade. Może trochę razić przesadna dosłowność. Gdy Shang-Tsung coś po kryjomu kombinuje, to uśmiecha się szyderczo pod nosem tuż po tym, jak jego rozmówca się odwraca, żeby widz na pewno załapał, że dziad knuje. Ale to bez znaczenia. W Legacy dominuje akcja, bo przecież to ona jest kwintesencją Mortal Kombat.

Odcinki są krótkie, trwają od kilku do kilkunastu minut. Taka forma nie do wszystkiego pasuje, ale do tego uniwersum - jak najbardziej. Nawet nie dlatego, że przecież tyle samo (albo i krócej) trwają walki w grze. Serial ma po prostu odpowiednie tempo. Częste zmiany ujęć czy liczne zwolnienia, pojawiające się, by podkreślić wagę tak istotnych wydarzeń jak ucieczka po pełnej wybuchów demolce, pasują do konwencji. Dopóki aktorzy się nie odezwą - nie ma dłużyzn.

Do tego twórcy stosują fajne patenty - odcinek na temat Johny'ego Cage'a zaczyna się na przykład od krótkiego telewizyjnego reportażu na jego temat, a potem przerywany jest fragmentami programów, w których występuje. W innych pojawiają się animowane wstawki, by pokazać wydarzenia sprzed lat. Czasem słyszymy snującego opowieść narratora, innym razem widz jest wrzucany od razu w sam środek jatki.

Sens życia według Baraki

Film Mortal Kombat z 1995 roku był naprawdę niezły. No, a przynajmniej tak mi się wydawało, kiedy go oglądałem tuż po premierze, napalając się wcześniej dzięki artykułom z Kombat Korner w magazynie Secret Service. Dziś trochę śmieszy słabymi efektami specjalnymi czy naiwną fabułą.

Z drugiej strony patrząc: czy historia w tych bijatykach była kiedykolwiek poważna? Wielu graczy pamięta ją sprzed lat, pierwsza część wyszła na początku lat dziewięćdziesiątych. Takie postaci jak wyluzowany Johny Cage, tajemniczy Scorpion ze swoim genialnym sznurowadłem, puszczający lodowe pociski Sub-Zero czy niezbyt przystojny, ale wyposażony w konkretne nożyczki Baraka (ten już w drugiej części) to dla niektórych nawet bohaterowie dzieciństwa. Ale nie mogę powiedzieć, żeby dziś historia smoczego turnieju wydawała mi się jakoś bardzo sensowna. Sens życia według Baraki, Seriale dla graczy #3 - Mortal Kombat Legacy

I wiecie co? W ogóle mi to nie przeszkadza. To gra walki. Ma służyć przede wszystkim rozrywce i fajnym posiadówom z kumplami, którym można na koniec zrobić konkretnego fatala. A zawodnicy mają być zabijakami, a nie skłaniać mnie swoimi wypowiedziami do przemyśleń o sensie życie.

Miłość do tańca i krwi

Drugi film ukazał się w 1997 roku i pamiętam, że już nawet wtedy trochę za bardzo przypominał tanią fantastykę, a poza tym mojego ulubionego, ciskającego piorunami Raydena, którego w jedynce grał Christopher Lambert, zastąpiono jakimś nieznanym mi wtedy kolesiem. Na szczęście Rayden z Legacy jest fajny, a na dodatek ma uroczą scenę, w której wymiotuje na niebiesko.

Podobnie jak filmy, gry z serii Mortal Kombat też miały lepsze i gorsze momenty. Trzy pierwsze części uważam za wybitne, to absolutna klasyka. Potem bywało różnie i dopiero najnowsza odsłona, bez numerka, wydana w 2011 roku, była rewelacyjna. Legacy jest jej odpowiednikiem w świecie filmu - też po latach przywrócił serii dobre imię. Miłość do tańca i krwi, Seriale dla graczy #3 - Mortal Kombat Legacy

GramTV przedstawia:

Ciekawa jest już historia jego powstania. Do podobnego wniosku jak ja, czyli że od dawna nie dało się obejrzeć nic dobrego w uniwersum Mortal Kombat, doszedł Kevin Tancharoen, amerykański... tancerz, choreograf i reżyser. Miał on na swoim koncie takie dzieła jak, trzymajcie się, Glee: The 3D Concert Movie czy The Pussycat Dolls Present: The Search for the Next Doll. Robił też jakieś fuszki dla Britney Spears. Ale najwyraźniej jego dusza ma też mroczną stronę, którą chciał pokazać światu.

Tancharoen dysponował niezbyt imponującym budżetem w wysokości 7500 dolarów. Pożyczył (!) kamery, o występ poprosił znajomych i w dwa dni nakręcił krótkometrażowy Mortal Kombat: Rebirth.

Kwestia kompromisu

Film pojawił się w sieci. Podobno przypadkiem. Niby twórcy chcieli pokazać go znajomym, ale coś źle kliknęli w ustawieniach. No nie wiem, normalnie bym nie uwierzył, ale z drugiej strony - też mi się zdarzyło nie wylogować u kogoś z własnego konta na Facebooku, ludzie robią różne głupie rzeczy. Tym bardziej w Hollywood. W każdym razie film zrobił niemałe zamieszanie, zastanawiano się czy to nie początek kampanii nowej gry lub może zapowiedź nadchodzącego kinowego hitu. W pewnym momencie dotarł nawet do Eda Boona. Stwierdził, że film jest "awesome". Kwestia kompromisu, Seriale dla graczy #3 - Mortal Kombat Legacy

Ale Tancharoen stworzył Rebirth po to, by przekonać firmę Warner do stworzenia nowego pełnometrażowego filmu Mortal Kombat i tego celu mu się zrealizować nie udało. Dostał za to zielone światło i trochę zielonych papierków na realizację sieciowego serialu. Odcinki miały być kilkuminotowe i udostępniane za darmo na YouTube, historia poprzedzać wydarzenia z gry, a cały proces produkcyjny relacjonowano na Twitterze. Aha, duża część ekipy Rebirth również dostała robotę, w tym na przykład aktorka Jeri Ryan, znana fanom science fiction z roli Siedem z Dziewięciu w serialu Star Trek: Voyager. W krótkometrażowym filmie zgodziła się zagrać w ramach przysługi, teraz już dostała wypłatę. I dobrze, bo to najlepsza Sonya Blade w historii Mortal Kombat. A scena, gdy walczy skuta kajdankami, zapada w pamięć na długo.

Co ważne, projekt oficjalnie pobłogosławił Ed Boon (występuje nawet gościnnie w jednym z epizodów!), a przy scenariuszu pomagali jeszcze profesjonaliści, Todd Helbing i Aaron Helbing odpowiedzialni za serial Spartacus. Swoją drogą, jakoś bardzo się moim zdaniem nie napracowali. Był tylko jeden haczyk - według wizji Tancharoena z Rebirth, z nowego Mortala miały całkowicie zniknąć wątki nadprzyrodzone. Nawet jaszczurowatemu Reptile'owi i zrośniętemu z ostrzami Barace, by wytłumaczyć istnienie, dorobiono jakieś historyjki o chorobach i nadpobudliwych chirurgach. A serial miał być zgodny z uniwersum, więc powróciły elementy fantastyki.

Spełnione marzenia

Choreografia walk w Legacy bardzo mi się podoba. Pojawiają się charakterystyczne, znane z gry ciosy - tak podstawowe, dostępne dla wszystkich postaci, jak i specjale. Żeby was nie trzymać dłużej w niepewności: oczywiście, że możemy zobaczyć sznurowadło i podbródkowy. Nie brakuje krwi, choć jest jej nieco mniej niż w grach. W pierwszych epizodach trochę za mało jest naprawdę długich, emocjonujących walk, ale z czasem w końcu i do nich dochodzi. Kitana i Mileena czy Sektor i Cyrax dają porządne popisy. Spełnione marzenia, Seriale dla graczy #3 - Mortal Kombat Legacy

Cieszą smaczki, które wychwycą fani gier. Dowiadujemy się, jakie wydarzenia ukształtowały losy poszczególnych postaci: jak Kano zdobył swoje lepsze oko, a Jax ramiona. Dobrze poznać zawiłe życie towarzyskie Shao Khana, choć do tego trzeba podejść oczywiście na totalnym luzie. Niestety, historia Raydena nie dała mu szansy na godne zaprezentowanie się w walce, ale sam aktor, jak wspomniałem, spisał się świetnie. To Ryan Robbins - jeśli lubicie science fiction, mogliście go zobaczyć w Stargate Atlantis czy Battlestar Galactica.

Poza wspomnianymi na wstępie niedogodnościami, serial ma dwie zasadnicze wady. Po pierwsze, ze względu na to, że odcinki są krótkie, da się go w całości obejrzeć w dwie godziny, włączając w to przerwę na herbatę. Takie czasy i taki jest trend w internetowych serialach. Tak samo zrealizowano choćby świetne H+ o transhumanizmie czy Confession, czyli miniserial z Kieferem Sutherlandem (Jack Bauer z 24 godzin). Drugi, zdecydowanie większy problem, jest taki, że zdecydowanie za mało tu fatali na koniec walk. Ale coś mi się wydaje, że nasz mroczny tancerz Kevin Tancharoen jeszcze będzie miał okazję, by je pokazać. Po sukcesie pierwszego sezonu Mortal Kombat Legacy dostał od Warnera zgodę i fundusze na produkcję wymarzonego, wysokobudżetowego filmu. Nieźle sobie to wszystko zaplanował.

Chcesz obejrzeć Mortal Kombat Legacy? Zrób to u nas!

Komentarze
9
Zekzt
Gramowicz
03/01/2013 22:45

Dnia 03.01.2013 o 21:44, Nagaroth napisał:

Mortal Kombat: Rebirth nie był trailerem Mortal Kombat: Legacy a reklamówką reżysera dla Warner Bros żeby go zatrudnili do zekranizowania rebootu MK (co podziało czego efektem jest MK: L i powstający film kinowy). :)

No tak, ale generalnie przecież ja o tym samym napisałem :)Tylko nie dopisywałem szczegółów czym był ten promo zwiastun a jedynie co z niego wyszło.A to, że jednak WB poszedł po rozum do głowy bardzo mnie cieszy, byle tylko nie zrujnowali koncepcji z trailera bo ta zapowiadała się świetnie.

Usunięty
Usunięty
03/01/2013 21:44
Dnia 03.01.2013 o 21:24, Pietro87 napisał:

Trailer jaki wyprodukowano szukając sponsora filmu był rewelacyjny.

Mortal Kombat: Rebirth nie był trailerem Mortal Kombat: Legacy a reklamówką reżysera dla Warner Bros żeby go zatrudnili do zekranizowania rebootu MK (co podziało czego efektem jest MK: L i powstający film kinowy). :)

Zekzt
Gramowicz
03/01/2013 21:24

A dla mnie serial to totalna porażka...Trailer jaki wyprodukowano szukając sponsora filmu był rewelacyjny.Dawał nadzieję na świeże i ciekawe zrealizowanie licencji MK na duzym ekranie...Serial natomiast jest dla mnie największym rozczarowaniem ostatnich lat.P.S.W cyklu "Seriale dla gracza" ukaże się może "Bite Me" ?Polecam bo wyjątkowo godna to pozycja, zwłaszcza dla graczy :)




Trwa Wczytywanie