Jak będą wyglądać gry przyszłości? Według wizji autorów serialu Black Mirror - na pewno nie tak, jak byście chcieli. Sam świat też nie wszystkim przypadnie do gustu.
Jak będą wyglądać gry przyszłości? Według wizji autorów serialu Black Mirror - na pewno nie tak, jak byście chcieli. Sam świat też nie wszystkim przypadnie do gustu.
Serial reprezentuje raczej niepopularny gatunek. To science-fiction, ale nie jest nastawione na akcję. Ba, można nawet powiedzieć, że tempo jest bardzo wolne, wręcz leniwie. Nie ma tu wybuchów, pościgów, bohaterów którzy muszą uratować świat. Wymyślone technologie przyszłości służą tu temu, by zmusić do refleksji o tym, jak mogą wpłynąć na nasze życie. Moim zdaniem to dramat science-fiction, a czasami nawet dramat psychologiczny, a przy tym jeszcze satyra socjologiczna. Brzmi poważnie? Ostrzegałem, że po nastawionym na gagi The Big Bang Theory czas zająć się czymś nieco bardziej serio.
Walutą nie są pieniądze. Te w znanej nam dzisiaj formie nie istnieją. Kredyty zdobywa się, uwaga, pedałując na stacjonarnym rowerku. W salach są one poustawiane w rzędach, a ludzie jeżdżą, często całymi dniami, wgapiając się jednocześnie w telewizor. Produkują energię, a może po prostu jest to metafora? Twórcy nie wyjaśniają tego bezpośrednio, dając nam pole do interpretacji. Ważne, że gdy uzbiera się gigantyczną kwotę, można kupić bilet, który pozwala na uczestnictwo w wielkim reality show - takiej przerysowanej wersji Idola. A jeśli się wygra, można dostawać nawet własny kanał w serwisie społecznościowym, na którym szczęśliwca będą oglądać masy. Dla wielu osób to wielkie marzenie. Na tyle duże, że oszczędzają nawet kredyty na jedzeniu. Oczywiście plastikowym, wyskakującym z automatów. W tym wypranym z jakichkolwiek uczuć świecie nagle pojawi się miejsce na coś, co może się przerodzić w miłość. Fascynacja drugą osobą, nawet możliwość poświęcenia dla niej... Bez obaw, to nie komedia romantyczna, a wątek przedstawiono w sposób niebanalny.
Na rozmowie o pracę mogą was poprosić o odtworzenie w przyspieszonym tempie ostatnich kilku lat, by spróbować wyłapać wydarzenia z przeszłości, które pokażą was w złym świetle i których u nowych pracowników firma sobie nie życzy w życiorysie. Po spotkaniu ze znajomymi będziecie mogli sobie spokojnie przeanalizować, jak reagowali na konkretne wydarzenia czy poruszenie wątków w czasie rozmowy (swoją drogą, o czytaniu z twarzy, czyli mikroekspresji, powstał osobny serial, Magia kłamstwa - bardzo polecam). Ale możecie też... poprosić żonę, by odtworzyła wam jakieś wydarzenia z konkretnego czasu, gdy na przykład podejrzewacie ją o zdradę. Jeśli ktoś ma lekkie skłonności paranoiczne, życie nagle zamienia się w jedną wielką grę przygodową. Co zabawne, przygodówka o nazwie The Black Mirror powstała, ale nie ma z serialem nic wspólnego. Wydano ją w 2003 roku, a jej bohaterem jest szlachcic Samuel Gordon.
Co istotne, przedstawiona w serialu technologia zapisywania wydarzeń nie jest aż tak nieprawdopodobna. Przecież pokazane niedawno przez Google okulary są niczym innym, jak krokiem w tym właśnie kierunku. Póki co służą głównie wyświetlaniu elementów rzeczywistości rozszerzonej, ale mogą też transmitować obraz wideo. Kto wie, co będzie za kilka lat, gdy zostaną może zastąpione przez soczewki kontaktowe.
Daleki jestem od stwierdzenia, że granie w gry i korzystanie z internetu uzależni was, ogłupi i zrobi z was niewolników wielkich korporacji czy rządu. Ale muszę przyznać, że Black Mirror rzuca na wiele spraw ciekawe, świeże spojrzenie. Mnóstwo mieliśmy już filmów i książek o tym, jak technologie w przyszłości mogą nas zniewolić, jeśli trafią w niepowołane ręce ludzi pragnących totalnej władzy. Ale tym, co urzeka w Black Mirror, jest fakt, że naprawdę opowiada o rzeczach, które - przynajmniej z punktu widzenia rozwoju technologii - są na wyciągnięcie ręki. Jak wykorzystamy te wynalazki, zależy już od ludzi. Na pewno nie zaszkodzi chwila refleksji na ich temat.
Na koniec, żeby odcinek nie był w całości ultrapoważny, mały bonus. Twórca Black Mirror, Charlie Brooker, wcześniej pracował przy serialu Dead Set, który nie dostanie wprawdzie w cyklu całego artykułu, ale to nie znaczy, że nie mogę wam go przy okazji polecić. A na pewno warto go obejrzeć, bo opowiada o... reality show w stylu Big Brothera w świecie opanowanym przez zombie. Tematyka chyba dość bliska graczom, prawda? To zresztą nie powinno tak bardzo dziwić, gdy odkryjemy, że zanim Brooker zajął się karierą filmowca, był... dziennikarzem recenzującym gry. W latach dziewięćdziesiątych pisał dla magazynu PC Zone. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że to "nasz człowiek" w świecie telewizji. Tym bardziej warto zapoznać się z jego twórczością.