Galaxy on Fire 2 - recenzja

Sławek Serafin
2012/08/31 22:06

Gwiezdna niespodzianka czy kosmiczne nieporozumienie?

Gwiezdna niespodzianka czy kosmiczne nieporozumienie?

Znacie to uczucie, prawda? Wiecie, to bajeczne zaskoczenie gdy gra, po której niczego ciekawego się nie spodziewaliście, nagle okazuje się być niesamowicie grywalna, wciągająca, rozbudowana w głąb i w ogóle wspaniała. Znacie to, jasne, że znacie. Co jakiś czas pojawia się taka gierka znikąd, całkiem nieznana, niezależna, mała - i rządzi. Porywa na wiele godzin, zachwyca, poraża. I tak było w przypadku Galaxy on Fire 2. Aj, przepraszam, mała literówka. Nie "było" ale "byłoby". Gdyby twórcy się bardziej przyłożyli. Galaxy on Fire 2 - recenzja

Tak szczerze mówiąc, to spodziewałem się więcej. Jasne, to konwersja gry ze smartfonów i tabletów, no ale to jeszcze o niczym nie świadczy, nie? To znaczy, świadczy, ale miałem nadzieję na wyjątek. Galaxy on Fire 2 zostało tak ciepło przyjęte przez graczy mobilnych, że twórcy postanowili wydać grę na duże, prawdziwe komputery. Najpierw na Maca, z racji pokrewieństwa systemów operacyjnych - gra od początku bazowała na iOS. No i na tych Macach wszystkim się płonąca galaktyka podobała. Tak bardzo, że producenci postanowili pójść za ciosem i poprzez Steam wypuścić swoje dziecię na przestwór oceanu PC. Zupełnie niepotrzebnie, moim zdaniem.

Z czym tu mamy do czynienia? Z kosmiczną symulacją w ujęciu mocno zręcznościowym, a osadzoną w teoretycznie otwartym świecie. Wszechświecie, oczywiście. Gracz wciela się w pilota wojskowego sił terrańskich, który ma mały wypadek z napędem nadprzestrzennym. Awaria tegoż napędu przenosi go losowo nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie, na drugi koniec galaktyki, 35 lat później. Ciekawy pomysł, nie? Oczywiście, mógłby być o wiele ciekawszy, gdyby przeniósł się o 35 lat wstecz, bo wtedy można by pobawić się w paradoksy podróży w czasie, w zapobieganie jakimś tam wojnom, klęskom i tak dalej. To by było interesujące. Ale nie, autorzy Galaxy on Fire 2 doszli do wniosku, że polecą do przodu. A potem kompletnie z tego nie skorzystają. Serio, temat podróży w czasie jest zarzucony od razu po zawiązaniu akcji, nie wiadomo dlaczego. Owszem, bohater spotyka dwóch czy trzech starych znajomych, teraz faktycznie starych, którzy dziwią się, że on jest taki młody i że w ogóle żyje, skoro umarł kawał czasu temu, ale nie służy to niczemu w sensie fabularnym. Autorzy po prostu porzucają ten wątek jak niechciane dziecko.

I, żeby było zabawniej, niczym sensownym go nie zastępują. Oj, oczywiście pojawiają się Obcy, tak zwani Voidzi, którzy wyskakują z tunelów nadprzestrzennych i rozwalają wszystko co się da. I trzeba ich załatwić, z pomocą jakichś tam naukowców oraz jednej panienki, też jakiejś tam badaczki, która obiecuje głównemu bohaterowi randkę, gdy tylko wykona dla niej jedno z zadań. Oczywiście, po zaliczeniu misji okazuje się, że dziewczyna jest zajęta, że nie ma czasu, że trzeba na spotkanie poczekać, a tu od słowa do słowa niszczymy Obcych, ratujemy galaktykę i tak dalej. Dopiero potem dziewczyna ma czas na tete-a-tete, ale za to od razu z tych bardziej ognistych, co symbolizuje w finałowym filmiku dryfujący w przestrzeni kosmicznej biustonosz... Serio, właśnie tak. Nie wiem jak on się tam mógł dostać i w zasadzie wolę się nie zastanawiać, bo moja wyobraźnia najwyraźniej nie ogarnia wielkich idei scenarzystów, którzy planowali przebieg akcji w Galaxy on Fire 2. Może chcieli skończyć takim "bondowskim" akcentem? Może. Ale po masie sztywnych dialogów, po sztampowych "bitwach" z najeźdźcami z innego wymiaru, które są tak pełne rozmachu, że ograniczają wielkość floty walczącej po naszej stronie do jednego statku (naszego) tudzież do dwóch (ale to dopiero w samym finale), po całej masie fabularnych niezręczności ten nieważki stanik jest tak absurdalny i bezsensowny, że aż trzeba się uśmiechnąć. Niestety, ta chwila radości nie zmaże wspomnienia ośmiu godzin spędzonych na wykonywaniu nudnych, powtarzalnych czynności, które prowadzą do ostatniej sceny.

No dobrze, może nie wszystkie z tych ośmiu godzin są takie męczące. Ba, można nawet powiedzieć, że początek jest całkiem niezły. Latamy odpowiednikiem drewnianej balii z dziurawą koszulą na maszcie, jesteśmy uzbrojeni w byle co, każdy przeciwnik wydaje się groźny i w ogóle nie jest najgorzej. Przede wszystkim zaś dlatego, że dużo czasu spędzamy na gromadzeniu pieniędzy drogą najmniej niebezpieczną, czyli wiercąc w asteroidach. A to akurat jest w Galaxy on Fire 2 bardzo fajnie rozwiązane, za pomocą sprytnej, zręcznościowej minigry. Prostej, ale wciągającej i nawet dość trudnej. Pierwsze dwie czy trzy godziny to głównie polowanie na asteroidy z najcenniejszą zawartością i próby wydobycia jak największej ilości tejże zawartości. Plus okazjonalnie jakaś walka tudzież misja poboczna. Ciułamy grosiki, kupujemy większy myśliwiec, obwieszamy go czymś, co przypomina broń i... zaczynamy rządzić. A już szczególnie od momentu, w którym instalujemy sobie promień ściągający, który pozwala nam przechwytywać ładunek wyrzucony z wraków zestrzelonych wrogów - bo tak się interesująco składa, że ładunek zawsze przetrwa eksplozję w stanie nienaruszonym i na dodatek jest elegancko zapakowany w jeden zgrabny, poręczny kontener. Trzydzieści sekund intensywnego namysłu wystarczają, by dojść do wniosku, że niszczenie piratów i sprzedawanie zawartości ich ładowni to najlepsza metoda zarobkowania.

Ani misje główne, ani te poboczne nie dają takich możliwości. Nie ma sensu się za nie brać, nawet jeśli nie wiążą się z walką z licznymi przeciwnikami, bo to strata czasu. Tylko na wrogach się zarabia. I to tak dobrze, że mniej więcej po czterech, pięciu godzinach będziemy już mieli najlepszy myśliwiec z najlepszym wyposażeniem. Jasne, są droższe statki, które kosztują po kilka milionów kredytów i teoretycznie można sobie na nie zbierać kasę przez kilka następnych godzin... Ale po co, skoro najlepsze moduły, najlepszą broń i najlepsze wyposażenie już mamy? I w zupełności nam ono wystarcza do walki z kimkolwiek? No właśnie. Niestety, zabawa w ulepszanie swojego myśliwca bardzo szybko traci urok. A następuje to w momencie, gdy zdajemy sobie sprawę, że każde starcie w kosmosie jest dziecinnie łatwe. I trudniejsze już nie będzie.

GramTV przedstawia:

Na początku jeszcze można się łudzić. Owszem, durna, wręcz kosmicznie ograniczona Sztuczna Inteligencja wrogów objawia się szybko... Wystarczy kilka walk, by zdać sobie sprawę, że wrogie myśliwce mają jeden schemat działania, czyli lecą prosto na wroga i grzeją ze wszystkich działek, potem robią nawrót łukiem i powtarzają pierwszą czynność. Do uników się nie zniżają, korzystanie z rakiet i bomb jest poniżej ich godności, a gdy zaczynają obrywać, to w dystyngowany sposób korzystają z dopalacza, by kawałek odlecieć, po czym zawracają i znów idą na czołowe zwarcie. Manewry, działanie grupowe, cokolwiek wykraczającego poza schemat? A skąd.

Ale można mieć nadzieję, że będzie trudniej. Że pojawią się twardsi, potężniejsi przeciwnicy. Jakieś fregaty, jakieś krążowniki, pancerniki czy diabli wiedzą co. Wiecie, jak Lucifer z Freespace'a. Ale gramy, gramy, a oni się nie pojawiają. Ciągle tylko myśliwce, ciągle te same maszyny, tak samo uzbrojone i występujące w nielicznych grupkach. Załatwimy pierwszą, to nagle pojawi się następna nie wiadomo skąd. Jak ją zlikwidujemy, to albo koniec misji, albo pojawia się jeszcze kolejna. I każdą niszczy się tam samo łatwo, lewą ręką, dyskretnie ziewając i zaglądając na Facebooka w przerwach. Oni nawet pancerzy i tarcz nie mają - my sobie możemy takowe zamontować, a wróg nie. Serio!

To wszystko sprawia, że walki w Galaxy on Fire 2 nudzą się bardzo szybko. Za każdym razem to samo, za każdym tak samo łatwo. Napis "game over" zobaczyłem tutaj tylko dwa razy, w finałowej bitwie. I to nie dlatego, że zostałem zestrzelony, nie, po prostu gra nie przyjęła do wiadomości, że mogę wlecieć w tunel ponadprzestrzenny wcześniej niż to zostało zaplanowane i dwa razy mnie za to zabiła. A poza tym to był spacerek. Nudny, szary i nieciekawy spacerek. Nawet w Darkstar One, gdzie walki były szalenie rutynowe, aż tak źle nie było. A do innych kosmicznych symulacji to już w ogóle Galaxy on Fire 2 nie ma startu.

Nie wiem, może na tablecie fajnie by się w to grało. Wątpię, ale może. To znaczy, przy założeniu, że ktoś nigdy w życiu nie miał styczności z TIE Fighter, Freespace, Frontierem czy grami z serii X, oczywiście. Jako gra mobilna Galaxy on Fire 2 nie ma konkurentów, więc jest najlepsza w swojej klasie. Na Macach też nikt jej nie zagrozi. Ale na PC? No przepraszam, tutaj „tego kwiatu jest pół światu” i z byle czym się nie wychodzi do ludzi. A Galaxy on Fire 2 to jest, niestety, byle co. Nawet estetyczna grafika szybko się nudzi, gdy zaczynają się powtarzać ciągle te same modele i obiekty. Jak do tego dołożymy wątłą fabułę, kompletny brak wyzwań i dramatycznie pozbawione dramatyzmu bitwy, to wychodzi nam coś, za co nawet 16 euro na Steamie nie warto dać. Ja bym sześciu nie dał. Ani nawet trzech. Nie w sytuacji, gdy za tyle właśnie można kupić na Space Rangers 2: Reboot, czyli grę, która ma to wszystko, czego w Galaxy on Fire 2 brakuje.

W dużym skrócie - nie polecam, odradzam, omijać szerokim łukiem, nie interesować się, zapomnieć jak najszybciej.

3,5
Takie słabe, że nawet na półce nie da rady samo stać...
Plusy
  • wiercenie w asteroidach
  • znośna grafika
Minusy
  • grafomańska fabuła
  • kiepsko zagrane dialogi
  • mało różnorodni i głupi jak but przeciwnicy
  • żenująco niski poziom trudności
  • nuda, rutyna, monotonia
Komentarze
12
Amiga4ever
Gramowicz
29/07/2013 14:43

Mnie GOF 2 wciagnelo na maxa. Wychowalem się na Frontierze...ostatnim space simem w jaki gralem z wypiekami byl Freelancer. Później długo nic..seria X jest jakas taka toporna...brak jej dynamiki. GOF2 jest świetny. 20-30h murowane

Usunięty
Usunięty
10/09/2012 10:08
Dnia 10.09.2012 o 09:55, Okotetto napisał:

Po Freespace 2 nie wyszło nic co by chociaż do pięt dorosło. A szkoda :(

Jak dla mnie, to Freelancer był lepszy.

Usunięty
Usunięty
10/09/2012 10:08
Dnia 10.09.2012 o 09:55, Okotetto napisał:

Po Freespace 2 nie wyszło nic co by chociaż do pięt dorosło. A szkoda :(

Jak dla mnie, to Freelancer był lepszy.




Trwa Wczytywanie