Coś jak World of Tanks, tylko że z gwiezdnymi myśliwcami i fregatami zamiast czołgów.
Coś jak World of Tanks, tylko że z gwiezdnymi myśliwcami i fregatami zamiast czołgów.
Coś jak World of Tanks, tylko że z gwiezdnymi myśliwcami i fregatami zamiast czołgów.
Coś jak World of Tanks, tylko że z gwiezdnymi myśliwcami i fregatami zamiast czołgów.
Moskiewskie Gaijin Entertainment nie wstydzi się kopiować pomysłów, które odnoszą sukces. W tym przypadku chodzi o pomysły białoruskiego Wargaming.net, którego już wcześniej Rosjanie zaczęli naśladować, gdy zapowiedzieli swoje World of Planes prawie równolegle z zapowiedzią World of Warplanes od twórców World of Tanks. Za drugim razem jednak wykazali się większą kreatywnością i skopiowali tylko ogólną koncepcję rozgrywki, wypełniającą ją swoją, trzeba przyznać, że oryginalną i atrakcyjną treścią - i tak narodziło się Star Conflict.
![]()
I nie jest to jakiś wielki problem, bo pod tym względem Star Conflict przypomina bardzo World of Tanks, więc każdy, kto maczał palce w czołgach, szybko się tu zorientuje we wszystkim. Na dzień dobry dostajemy trzy różne maszyny. Pierwszy to myśliwiec przechwytujący, najszybszy i najbardziej zwrotny, ale niestety zbudowany chyba ze sklejki, bo rozpada się od jednego złego spojrzenia wroga. Drugim jest ciężki myśliwiec szturmowy, łączący zwrotność i przyspieszenie z większą wytrzymałością i solidniejszym pancerzem. Trzecie cudo to nieco większa fregata, mocna, twarda i dobrze uzbrojona... ale nieruchawa jak ciężarna krowa. Z tego co widziałem, większość graczy wymieniała ją najszybciej jak mogła na drugiego szturmowca lub myśliwiec przechwytujący, żeby mieć przewagę w bitwie. Do boju stają bowiem wszystkie trzy maszyny, co ciekawe, po kolei, aż stracimy każdą z nich i pozostanie nam tylko oglądanie, jak się biją inni.
![]()
Podchody pod wrogie platformy, dzikie szturmy, zasadzki na atakujących wrogów, desperackie obrony swoich pozycji - to wszystko jest bardzo emocjonujące i gra cały czas trzyma ostre tempo, nie traci dynamiki nawet na moment. A jednocześnie jest bardzo taktyczna, premiuje planowanie i myślenie w czasie grania. Autorom Star Conflict udało się tu wyprodukować bardzo fajną mieszankę kosmicznych bitew na niewielką skalę, która jeszcze na dodatek całkiem nieźle wygląda z tymi wszystkimi laserami, strumieniami plazmy i fruwającymi dookoła pociskami z dział magnetycznych. I bardzo ładnymi, dobrze zaprojektowanymi od strony wizualnej myśliwcami. Ich model lotu jest pseudorealistyczny, więc zamiast zachowywać się jak samoloty w atmosferze, poddają się sile ciągu z każdej strony, co pozwala wykonywać ciekawe ewolucje i to bez pomocy joysticka. Klawiatura i myszka w zupełności wystarczają do grania, bo to nie symulator, tylko trochę bardziej zaawansowana zręcznościówka. Bardzo fajna zręcznościówka... dopóki nie skończy się bitwa.
![]()
Z modułami też nie jest lepiej. Owszem, twórcy mieli kilka dobrych pomysłów, takich jak dodanie do wszystkiego poboru energii, co trzeba wziąć pod uwagę dobierając wyposażenie na wyższych poziomach, oraz przygotowanie niewielkiego, ale ciekawego zestawu modułów wsparcia, które wpływają pośrednio na wrogów i sojuszników, zachęcając do jeszcze bardziej taktycznego grania. Ale to wszystko jest jakieś takie bez polotu. Działka plazmowe to działka plazmowe na przykład. Są dwa rodzaje, zwykłe i te strzelające słabiej, ale szybciej. I to w zasadzie wszystko, bo choć każda z odmian ma kilka wersji, to różnią się one niewiele - te droższe są nieco mocniejsze. Nie czuje się progresu, nie czuje się, że warto pracować na nową giwerę dla swojego myśliwca - a powinno się, prawda? Bez tego nie ma wymówki do męczenia cały czas takich samych przecież bitew, które są fajne, ale nie aż tak fajne by cieszyć się tylko nimi. Potrzebna jest jeszcze motywacja, taka jaką daje World of Tanks ze swoim rozbudowanym drzewkiem technologii i pojazdów. Tam zawsze na horyzoncie jest lepsza zabawka, po której zakupieniu czuje się różnicę. A tutaj nie. To spory minus, niestety.
![]()