Resonance - recenzja

Sławek Serafin
2012/07/04 14:41
9
0

Czy brzydkie może być piękne? Może, jeśli jest brzydkie z zewnątrz, a piękne od środka. Często jednak nawet się do środka nie zagląda, bo jest tyle pięknych rzeczy wokół, że szkoda na to czasu. Ale na Resonance nie szkoda.

Czy brzydkie może być piękne? Może, jeśli jest brzydkie z zewnątrz, a piękne od środka. Często jednak nawet się do środka nie zagląda, bo jest tyle pięknych rzeczy wokół, że szkoda na to czasu. Ale na Resonance nie szkoda.Resonance - recenzja

Resonance jest brzydkie i kropka, ukryć się nie da. Gdy spojrzy się na nie, wydaje się, że czas cofnął się przynajmniej o dwie dekady. Rozdzielczość niska jak kondycja polskich piłkarzy, piksele wielkie jak ruskie czołgi, no aż oczy bolą od patrzenia... przez chwilę, może dwie. Może trzy nawet. Ale potem to mija, człowiek się przyzwyczaja, przestaje zwracać uwagę, bo zostaje szybko wciągnięty do o wiele ładniejszego środka, gdzie przez najbliższych kilka godzin cieszy się dobrą, poukładaną grą przygodową. Ba, ta okropna, archaiczna grafika z Adventure Game Studio, czyli wykorzystanego tu "silnika", na którym od lat powstają większe i mniejsze offowe gry przygodowe, ta wiekowa oprawa wizualna łechce przymilnie ośrodek nostalgii w głowie... jeśli ktoś takowy posiada, rzecz jasna.

Gry budowane w oparciu o Adventure Game Studio cieszą się wielkim powodzeniem w niszy zatwardziałych, fanatycznych, lekko zdziczałych i raczej nie wychodzących ze swojego lasu fanów niezależnych gier przygodowych. Niemniej na szerokie wody głównego nurtu grania dotąd nie wypływały. Zmieniło się to rok temu, gdy furorę zrobiło pesymistyczne i fantastyczne zarazem Gemini Rue (nasza recenzja), wydane przez małą firmę Wadjet Eye. Ta sama firma stoi za Resonance. To niezła rekomendacja i obietnica.

Rzecz dzieje się jakoś tak właśnie teraz, w fikcyjnym mieście Aventine, gdzieś w USA. Zaczyna się ponuro, bo od migawek z telewizyjnych wiadomości donoszących o serii tajemniczych wybuchów, które nawiedziły stolice największych światowych mocarstw. Więcej się nie dowiadujemy, bo następuje cięcie i gra informuje nas, że akcja przenosi się o kilka dni wstecz, być może po to, by pokazać jak doszło do tych zamachów. No dobra, oczywiście nie "być może" tylko "z pewnością" by pokazać jak do tego stanu rzeczy doprowadzono. Klasyczna sztuczka, prawie jak hitchcockowskie trzęsienie ziemi, po którym ma rosnąć napięcie. To się chwali.

Swoje najlepsze karty, nie wszystkie, ale większość, Resonance odkrywa od razu. Najważniejsza zaleta gry to fakt, że ma ona aż czterech różnych bohaterów. W prologu poznajemy ich w dowolnej kolejności, śledząc każdy z wątków, na pozór wcale ze sobą nie powiązanych. Te cztery osobne narracje muszą się oczywiście kiedyś spleść w jedną i niestety następuje to prawie od razu. Autorzy zmarnowali potencjał takiej wielowątkowej konstrukcji, doprowadzając do szybkiego spotkania bohaterów i każąc im już później działać razem, w ramach jednej linii fabularnej. Wielka szkoda, bo o wiele ciekawsze i bardziej atrakcyjne byłoby pozostanie przy oddzielnych wątkach, zbliżanie ich i oddalanie od siebie na wzór chociażby Pulp Fiction, albo żeby nie szukać aż tak daleko, jak w Gemini Rue, rozbitym w świetny sposób na opowieści dwóch równorzędnych bohaterów.

Na szczęście dla Resonance zmarnowany potencjał nie oznacza wcale katastrofy - nawet gdy są razem, poczwórni bohaterowie są nie lada atrakcją. Głównie z czystko mechanicznego punktu widzenia, bowiem na ich większej niż zwykle liczbie bazuje tu wiele łamigłówek i zagadek. Niektóre wymagają współpracy dwóch lub więcej postaci, między którymi trzeba się sprytnie przełączać, by jako gracz być w kilku miejscach jednocześnie i robić kilka rzeczy naraz, inne zaś potrzebują obecności konkretnej postaci, która jako jedyna może dokonać pewnych akcji, niedostępnych dla innych. Tak, trochę jak w stareńkim Gobliiins, tyle że z fabułą i w ogóle.

GramTV przedstawia:

No właśnie, bohaterowie są też mocną stroną gry, bo... są świetnie nakreśleni i ożywieni zaskakująco dobrze zagranymi dialogami. Podpadają pod stereotypy, jasne, mamy tu nieśmiałego matematyka, cynicznego starego glinę, wścibskiego bloggera i lekarkę po przejściach, ale to pomaga stworzyć tanim kosztem łatwe do zrozumienia i wczucia się postacie - bardzo szybko się z nimi identyfikujemy i obdarzamy sympatią. To jest klucz do wciągnięcia się w grę, do przejęcia się ich sytuacją, ich problemami. A te są spore, bo na szali leży tytułowy Rezonans, nowa metoda wytwarzania olbrzymiej energii, opracowana przez pewnego naukowca, który oczywiście ginie na samym początku w tajemniczym wypadku w laboratorium. Przekazuje w ostatnich słowach zagadkę, która jest kluczem... cóż, jeśli ktoś chce się dowiedzieć do czego, to musi zagrać, bo psuć przyjemności z poznawania fabuły w recenzji nie wypada. Zwłaszcza jeśli scenariusz jest naprawdę nie najgorszy, tak jak tutaj. Nie jest idealny, to prawda, mniej więcej w połowie (całość to jakieś 6-8 godzin grania) spada tempo akcji, gra zaczyna się trochę usypiająco ciągnąć, ale to prawdopodobnie celowy zabieg twórców, cisza przez burzą - w pewnym momencie następuje bowiem dramatyczny zwrot akcji i napięcie nie opada aż do bardzo dobrego, emocjonującego finału. Na plus Resonance należy zaliczyć fakt, że ten zwrot akcji jest naprawdę zaskakujący i nie da się go w żaden sposób przewidzieć, a jednocześnie jest całkowicie sensowny i uzasadniony. Wstrząsa, ale nie miesza. Potem jest jeszcze kilka mniejszych zaskoczeń i dwa zakończenia - nie wynikają z podjętych akcji, decyzję podejmuje się w ostatniej scenie, ale przecież nie każda gra musi być Wiedźminem.

Ten zwrot akcji to drugi atut Resonance, po bohaterach. A jaki jest trzeci? To zagadki. Są w zasadzie idealne, takie jakie powinny być w każdej grze przygodowej. Nie za łatwe, ale też nie jakieś przerażająco trudne i nieoczywiste - wszystko mamy tutaj przed oczami i nawet jeśli czasem potrzeba odrobinę nieszablonowego myślenia, to nie przekroczy to z pewnością niczyich możliwości, a sprawi satysfakcję gdy w końcu uda się rozgryźć daną łamigłówkę. Na pochwałę zasługuje też różnorodność zagadek. Są w grze takie bazujące na wykorzystaniu przedmiotów, są sprytne łamigłówki typowo logiczne, są labirynty, ba, nawet klasyczne zagwozdki wymagające kilku podejść i rozwiązywania ich metodą prób i błędów, jak za dawnych lat. To bardzo fajna mieszanka, nie pozwalająca się nudzić, cały czas wymagająca nieszablonowego myślenia, nieco innego ruszania głową. I przy okazji nawet innowacyjna, a jakże.

Resonance wprowadza ciekawe rozwiązanie, taką swoistą mutację systemu dialogów i ekwipunku w grze. Oprócz zwykłego inwentarza jest tu także pamięć - długoterminowa, w której lądują na stałe wszystkie ważne wydarzenia i fakty, oraz krótkoterminowa, pusta, w której każdy umieszcza to, co chce. Zawartość pamięci warto wykorzystać w rozmowach z różnymi postaciami - to tak jakby dodatkowe tematy do pogadania. Nie można tak zwyczajnie przeklikać się przez wszystkie linie dialogowe i mieć sprawę z głowy, nie, trzeba pomyśleć, czasem wykazać się inicjatywą, by dojść do potrzebnych informacji. Świetny pomysł, choć... znów jego potencjał nie jest do końca zrealizowany - pamięć krótkoterminowa, ta ciekawsza, bo zależna od gracza, nie jest wykorzystywana zbyt często. Na palcach jednej ręki można policzyć te sceny, w których jest ona niezbędna, a to za mało, bo koncepcja jest o wiele bardziej pojemna i takie oszczędne używanie jej wydaje się być marnotrawieniem dobrego pomysłu. To już druga taka sytuacja w tej grze, ale i tak należy zaliczyć jej na plus, że się czymś ciekawym odróżnia od innych, nawet jeśli nie odróżnia się tak bardzo i tak wspaniale jakby mogła.

Czy nie za dużo tych zalet? Nie, Resonance ma ich naprawdę sporo. Dla równowagi ma też kilka minusów, ale to minusy tego rodzaju, które plusów nie przesłaniają. Jeśli więc dialogi są bardzo dobrze, bardzo profesjonalnie zagrane, to muzyka i ogólnie odgłosy tła już tak nie zachwycają - ścieżka dźwiękowa nie przeszkadza, ale nie udaje jej się podgrzać atmosfery. Z samą atmosferą też jest problem, bo Resonance ma mało wyrazisty klimat - jak postraszy, to w sumie przypadkiem i mimochodem jakby, jak uderzy w ton naprawdę tragiczny i bolesny, to zaraz potem od niechcenia żartuje, a gdy dzieją się rzeczy duże i ważne, to niestety się tego nie czuje. Ani to kryminał, ani dreszczowiec, ani horror, ani romans, choć czerpie z nich wszystkich po trochu, jakby twórcy chcieli zaserwować przepyszny gatunkowy gulasz, a potem zapomnieli go doprawić i potrawa, choć dobra, okazała się być nieco bez smaku. To zaskakujące, taki brak wyrazistości, taka niejasna konwencja, bo przecież nakreślić bohaterów Resonance potrafi doskonale i fabułę ma odpowiednią, by zbudować na jej podstawie cały rozległy gmach gęstego klimatu... ale nie, to akurat się nie udało. Szkoda.

A zatem - czy Resonance jest z tych brzydactw pięknych w środku, czy jednak nie? Nie. Pięknych nie. A czy wystarczająco ładnych, by warto było tracić czas na zagłębianie się w niego? Jak najbardziej. Powtórki z fenomenalnego Gemini Rue nie ma, ale nie szkodzi, bo zawieść się na Resonance trudno. Ma wszystko, co powinna mieć dobra niezależna przygodówka i miejscami naprawdę błyszczy. Fan gatunku powinien tego dania skosztować bezwarunkowo. A czy nadaje się dla ludzi spoza przygodówkowego leśnego matecznika? Też, dlaczego nie, nawet ktoś kto mało miał do czynienia z tego typu grami, może się tu nieźle bawić, jeśli będzie miał trochę samozaparcia, by posiedzieć nad łamigłówkami. Ale Resonance to nie jest pierwszy, ani nawet siódmy tytuł, który przychodzi do głowy, jeśli chce się kogoś bezboleśnie i z gwarancją zachwytu wprowadzić w istniejący sobie gdzieś tam, na uboczu, świat małych, niezależnych gier przygodowych. Początkującym w tym gatunku radzę więc spróbować czegoś innego, mówiąc wprost.

7,5
Mała przygodówka z dużymi plusami... tylko trochę bez atmosfery.
Plusy
  • czwórka bohaterów
  • zaskakująca fabuła
  • świetne, zróżnicowane łamigłówki
  • pamięć do wykorzystania
Minusy
  • niewykorzystany potencjał świetnych pomysłów
  • ta grafika jednak nie uwodzi...
  • niejasna konwencja i w konsekwencji brak klimatu
Komentarze
9
Arkhaor
Gramowicz
06/07/2012 21:08

10 dolców na GOGu. Oj, chyba się skuszę, bo mam ostatnio chętkę na jakąś dobrą nową-starą przygodówkę (nie mogę się doczekać Stasis :U).Bardzo przyjemna recka, więcej takich :P.

Dnia 05.07.2012 o 21:20, Fang napisał:

SS to tak tu na stałe czy tylko tymczasowo? PS. Dobra recka.

Czy na stałe, to trzeba Sławka i rednacza pytać. Ale na dłużej i częściej - na pewno. ;)

Fang
Gramowicz
05/07/2012 21:20

SS to tak tu na stałe czy tylko tymczasowo? PS. Dobra recka.




Trwa Wczytywanie