Co z tą branżą? - Komu szkodzą promocje?

Łukasz Berliński
2012/06/30 09:00

Promocja. Obniżka. Wyprzedaż. Te hasła działają na nas jak magnes. Nie tylko w halach hipermarketów, ale także w sieci, gdzie wybrane gry w wersji cyfrowej możemy nierzadko kupić po bardzo okazyjnej cenie. Nie wszystkim jednak jest to na rękę...

Promocja. Obniżka. Wyprzedaż. Te hasła działają na nas jak magnes. Nie tylko w halach hipermarketów, ale także w sieci, gdzie wybrane gry w wersji cyfrowej możemy nierzadko kupić po bardzo okazyjnej cenie. Nie wszystkim jednak jest to na rękę...

Żyjemy w złotych czasach dla konsumenta. Przed dokonaniem dowolnego zakupu możemy wyszukać i sprawdzić każdą informację o produkcie, przeczytać recenzje, skonfrontować z innymi towarami, w miarę możliwości przetestować. Nie musimy kupować wszystkiego po sugerowanej cenie producenta, wystarczy porównać ceny i wybrać najlepszą ofertę. Albo poczekać na okazję.Co z tą branżą? - Komu szkodzą promocje?

Malejąca cena częstokroć rodzi popyt na produkty, których za pełną kwotę detaliczną nigdy byśmy nie kupili. Tak jest i z grami. Świąteczne promocje na Steamie, z obniżkami cen niejednokrotnie przekraczającymi 75% wyjściowej wartości wybranych tytułów, kuszą, by kupić więcej gier niż początkowo zakładaliśmy. W końcu są tak tanie. Na pewno w nie wszystkie później zagramy. Akurat...

Dla graczy jedynym zmartwieniem jest zorganizowanie sobie czasu na ogranie wszystkich pozycji nabytych podczas zakupowego szału, jednak z biznesowego punktu widzenia takie agresywne przeceny nie służą ani twórcom gier, ani ich konsumentom. Tak przynajmniej uważa David DeMartini, szef Origin, który w wywiadzie dla Games Industry stwierdził, że tak drastyczne cięcia cen obniżają wartość własności intelektualnej. Dodał również, iż taka taktyka uczy ludzi myślenia „może nie kupię tego w pierwszym miesiącu, ale za cztery-pięć zaopatrzę się w tę grę z 75% zniżką”.

W podobnym tonie wypowiadali się Guillaume Rambourg i Trevor Longino z GoG.com w rozmowie z dziennikarzem Rock Paper Shotgun. Bardzo wysokie przeceny są złe również dla graczy. Jeśli ktoś kupuje grę, której nie chciał, tylko dlatego, że była na wyprzedaży, oznacza to, że został wytrenowany do dokonywania złych zakupów, a także uczy się, że gry nie są warte swej pierwotnej ceny.

Gry jako forma rozrywki są położone bliżej szczytu niż fundamentów piramidy Masłowa, nie są produktem pierwszej potrzeby. Wyłącznie od konsumenta zależy kiedy, w jakiej formie i po jakiej cenie kupi wybraną grę. Dziś w dniu startu sprzedaży kolejki gotowe zapłacić pełną cenę ustawiają się po gry wyposażone w tryb multiplayer (bo za rok nikt nie będzie grał, bo nie będę mieć później szans z doświadczonymi zawodnikami etc.) lub są wiernymi fanami marki (bo po prostu muszę ją mieć, tu i teraz). Albo czytają recenzje od deski do deski i za poleceniem recenzenta biegną do sklepu. Tak wierzy się w każdej redakcji.

Pewnie każdy z Was przygotowuje sobie listę gier, w które chciałby zagrać w najbliższym roku, ale zazwyczaj nie udaje mu się jej wypełnić, ponieważ nie ma czasu, środków lub na tapecie ma ciekawsze produkcje. Gracz jeśli zechce, kupi wybrany tytuł z listy później, skuszony obniżką. Nie martwiłbym się zatem o długofalową żywotność marki, o którą tak troszczą się panowie z GoG.com. Zresztą, o czym tu mowa, skoro w natłoku premier niewielu tytułom udaje się utrzymać w świadomości konsumentów dłużej niż parę miesięcy. Dla singlowych tytułów, które po premierze nie są wspierane przez DLC, takie obniżki to dobry stymulator podniesienia sprzedaży.

Najwięcej na drastycznych obniżkach zyskują twórcy gier niezależnych, dla których sam proces przejścia weryfikacji, by znaleźć się w dystrybucji cyfrowej i ekspozycja w głównym oknie platformy to rzecz najważniejsza. Mogliśmy się o tym przekonać choćby oglądając świetny dokument Indie Game: The Movie (do obejrzenia tutaj, gorąco polecam), który zaczyna się od sceny, w której Tommy Refenes, jeden z twórców Super Meat Boy, z niedowierzaniem przegląda menu Xboxa 360 w dniu premiery swego dzieła, zauważając, że karty z jego grą nie ma.

Pierwszy dzień sprzedaży ma ogromne znaczenie, to fakt, ale spójrzmy teraz na wszystkie zestawy gier, dystrybuowane najczęściej na zasadzie „zapłać ile chcesz”. Ostatnia edycja najpopularniejszego z nich, Humble Indie Bundle, rozeszła się w niemal 600 tysiącach egzemplarzy, osiągając sumę ponad 5,1 miliona dolarów, co średnio daje kwotę wpłacaną przez graczy około 8,5 dolara za zestaw. A paczka to była naprawdę zacna, zawierająca jedne z najlepszych gier indie ostatnich lat. Ile zapłacilibyśmy za nie wszystkie w normalnych warunkach? Około 155$.

GramTV przedstawia:

Jak kolosalna jest to różnica, chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć. I mimo tego, twórcom gier niezależnych to się opłaca. Po pierwsze, zysk ze sprzedaży jest tu rozdzielany na kilka osób, a nie całe duże studio. Po drugie, dzięki takim zestawom szansę na zarobek mają twórcy gier kompletnie niszowych, o których istnieniu zdają sobie sprawę tylko pasjonaci. Braid, Super Meat Boy czy FEZ są produkcjami niezależnymi, ale za sprawą rozgłosu uzyskanego dzięki mediom dobrze sprzedawałyby się i bez obniżek. W odróżnieniu od setek innych, niekiedy nie mniej ambitnych tytułów, które takiego szczęścia nie miały.

W czym więc tkwi problem, skoro nawet na promocjach twórcy będą zarabiać? W tym, że taką politykę stosuje Valve i jeszcze na tym zyskuje. Steam jest obecnie największą platformą cyfrowej dystrybucji gier komputerowych, posiadającą bardzo dużą bibliotekę i miliony użytkowników. We wspomnianym wyżej wywiadzie DeMartini ma ambitny plan, by Origin był lepszą wersją Steama. Zyski z ostatniego roku działalności cyfrowego sklepu Electronic Arts mogą robić wrażenie (150 milionów dolarów dochodu, co oznacza wzrost o 400%), ale w tej chwili jedyną faktyczną przewagą Originu nad Steamem jest katalog gier EA.

By dogonić Steam, Originowi nie wystarczy zaoferowanie niezależnym twórcom trzymiesięcznego udostępniania miejsca sprzedażowego na swoich serwerach bez pobierania opłat prowizji. Electronic Arts choć poszerza bibliotekę i udoskonala swą platformę, będzie musiało zmierzyć się nie tylko z przyzwyczajeniami klientów, którzy większość swej kolekcji trzymają u konkurencji, ale także przekonać do powrotu niezadowolonych użytkowników, którym Origin kojarzy się głównie z pasmem doświadczanych nieprzyjemności. A nie da się tego zrobić, jeżeli chce być się drugim Nordstromem. Klienci pójdą tam, gdzie jest taniej i mają już założone karty stałego klienta, jeśli nie zaoferuje im się nic ponadto.

Inną strategię cyfrowej dystrybucji przyjęło GoG.com. Do niedawna kojarzone wyłącznie ze starymi grami przystosowanymi do uruchomienia na współczesnych systemach operacyjnych, obecnie stawia pierwsze kroki w sprzedaży marek stosunkowo nowych. Panowie z GoG.com przyznają, że nasza branża zawiodła jeśli chodzi o zachęcenie klientów do kupna cyfrowej wersji gry w dniu premiery. Dlatego też starają się o zapewnienie jak największej wartości dodanej przy zakupie. Zrezygnowanie z zabezpieczeń DRM, darmowy soundtrack z gry, artbook w cyfrowej wersji. To tylko przykłady na zachęcenie do nabycia produktu po pełnej cenie. Tym bardziej, że w najbliższym czasie raczej nie spodziewałbym się, że którykolwiek z dużych wydawców zaoferuje zestaw tytułów AAA za „co łaska”.

Konkurencja stara się jak może dogonić Steam, który w swej kategorii obecnie nie ma sobie równych. Łatwo można krytykować ich politykę cenową, zarzucając, iż uczą konsumentów wypatrywania okazji i dewaluowania realnej wartości gier. Tylko patrząc na Steam, widać, że taki model się sprawdza. Pozostaje więc czekać na to, co też wymyśli konkurencja, by takie przyzwyczajenia zmienić.

Żyjemy w złotych czasach dla konsumenta. Dziś to my narzucamy ceny producentom, to wydawca ma się dostosować do nas, nie na odwrót. Ba, za sprawą crowdfoundingu sami możemy być współwydawcą wybranego tytułu. Jesteśmy łowcami okazji, mamy do tego odpowiednie narzędzia, mamy wybór, z którego nie omieszkamy korzystać. Korzystajmy więc z promocji, kupujmy gry za bezcen, narzucajmy własne ceny. Dopóki ktoś nie dojdzie do wniosku, że za płacę minimalną tworzyć gier na poziomie nie będzie.

Chcecie poczytać więcej o branżowych ciekawostkach, trendach i problemach? Nie ma sprawy - oto zestawienie wszystkich części "Co z tą branżą?".

Komentarze
68
Usunięty
Usunięty
05/07/2012 13:33
Dnia 04.07.2012 o 16:47, Tenebrael napisał:

Więc summa sumarum będą zmuszeni do obniżek.

Oby tak właśnie się stało. Ostatnio myślałem ogólnie nad branżą gier komputerowych (jest częścią szerszej branży "software''owej"). Cała branża to tak naprawdę 20-30 lat historii. Dość świeża gałąź gospodarki, nieprawdaż?Giganci branż chemicznej, spożywczej, samochodowej, elektronicznej, AGD to zazwyczaj koncerny ze stuletnia, dwustuletnią tradycją. Potęgę budowały co najmniej przez cały wiek dwudziesty, a nawet i dłużej. Zauważ, że te właśnie branże nie stosują tak bezwzględnej polityki "dojenia klientów". Może właśnie dlatego, że długo pracowały na swoją pozycję i nie muszą tak agresywnie powiększać udziału w rynku.Jeśli zaś chodzi o branżę gier (a nawet szerzej - branżę "software''ową"), to mam dziwne wrażenie, że ze względu na krótką jej historię, główni jej przedstawiciele w jak najkrótszym czasie chcą powiększyć swój udział w rynku - oczywiście najprostszą metodą jest polityka "agresywnego dojenia klientów". Tylko, że "kij ma dwa końce". Łatwo zrazić sobie klientów, doprowadzić do spadku sprzedaży i przyczynić się do wzrostu piractwa. Ale krawaciarze z growych korporacji zdają się być ślepi na takie argumenty chyba... Może właśnie kryzys sprawi, że dojrzeją. Czego Tobie, sobie oraz innym graczom życzę. :) Pozdrawiam.

Tenebrael
Gramowicz
04/07/2012 16:47
Dnia 03.07.2012 o 12:39, Janek_Izdebski napisał:

Ja tak sobie myślę, że jak kryzys da się krawaciarzom z korporacji jeszcze bardziej we znaki, to szybciutko zweryfikują swoją politykę cenową. Oczywiście z korzyścią dla nas, graczy. Czego sobie i Wam życzę. :) Pozdrawiam.

Albo zweryfikują na plus, albo na minus. Tyle, że jeżeli podwyższą ceny, to tym bardziej sprzedaż im raczej nie wzrośnie, a tylko spadnie. Więc summa sumarum będą zmuszeni do obniżek.

Usunięty
Usunięty
03/07/2012 12:39
Dnia 03.07.2012 o 05:50, Tenebrael napisał:

Obniżki z kolei są nie tak częste, ale cykliczne. A właśnie cykliczność,powtarzalność bodźców jest jednym z głównych warunków udanego budowaniaprzyzwyczajeń. No ale nic, zobaczymy, jak będzie. Nie chcę na siłę twierdzić, że na pewno będzie, jak piszę, to jedynie moje przypuszczenie, pewna prognoza/wizja przyszłości, która może, choć nie musi się przecież ziścić.

Ja tak sobie myślę, że jak kryzys da się krawaciarzom z korporacji jeszcze bardziej we znaki, to szybciutko zweryfikują swoją politykę cenową. Oczywiście z korzyścią dla nas, graczy. Czego sobie i Wam życzę. :) Pozdrawiam.




Trwa Wczytywanie