Twisted Metal - recenzja

Mateusz Kołodziejski
2012/03/05 14:00
4
0

Drodzy widzowie, uczestniczki i uczestnicy, przyszłe ofiary! Jakże miło mi powitać Was wszystkich w imieniu Pana Calypso na kolejnych zawodach Twisted Metal. Nasz hojny gospodarz tradycyjnie już ufundował główną nagrodę, którą jest spełnienie dowolnego życzenia zwycięzcy. Tak jest, podziękujmy mu gromkimi brawami. A teraz już niech metal się gnie, silniki wyją, a lufy rozgrzewają do czerwoności – zaczynamy show!

Drodzy widzowie, uczestniczki i uczestnicy, przyszłe ofiary! Jakże miło mi powitać Was wszystkich w imieniu Pana Calypso na kolejnych zawodach Twisted Metal. Nasz hojny gospodarz tradycyjnie już ufundował główną nagrodę, którą jest spełnienie dowolnego życzenia zwycięzcy. Tak jest, podziękujmy mu gromkimi brawami. A teraz już niech metal się gnie, silniki wyją, a lufy rozgrzewają do czerwoności – zaczynamy show! Twisted Metal - recenzja

Tym, którym powyższy wstęp nic nie mówi należy się kilka słów wyjaśnienia. Pewien tajemniczy człowiek imieniem Calypso od wielu lat regularnie urządzał turniej. Jego uczestnikami byli seryjni mordercy, psychopaci i wszelkiej maści popaprańcy, którzy zasiadali za kierownicami swoich pokręconych pojazdów gotowi na wszystko, byle tylko zdobyć główną nagrodę. Ta była bardzo atrakcyjna, w końcu nie co dzień otrzymuje się szansę spełnienia dowolnego, nawet najbardziej nieprawdopodobnego życzenia. W pogoni za swoimi chorymi pragnieniami zawodnicy bez opamiętania niszczyli i zabijali, a ich ofiarami padali nie tylko konkurenci, ale również mieszkańcy miast i ich okolic, które stawały się areną walk.

Wspomnienie tej radosnej, nieograniczonej demolki jest wciąż żywe i aż trudno uwierzyć, że od premiery ostatniej pełnoprawnej odsłony Twisted Metal na konsolach stacjonarnych upłynęło już przeszło 10 lat. Teraz jednak turniej powrócił, a posiadacze PlayStation 3 mają zapewnione miejsca w loży vipowskiej, gdzie mogą w pełni chłonąć cudowną atmosferę chaosu.

Tak jak o jakości przygodówki stanowią ciekawe zagadki, tak w przypadku gry poświęconej walkom samochodów pierwszoplanową rolę odgrywają pojazdy. Twisted Metal w swojej kategorii zawsze był bezkonkurencyjny i tym razem nie jest inaczej. Na tych, którzy przedkładają szybkość nad siłę ognia czekają sportowe Kamikaze i Crimson Fury. Zwolennicy wysokiego współczynnika wytrzymałości wybiorą z kolei holownik Junkyard Dog albo ikoniczną dla serii furgonetkę z lodami Sweet Tootha. Starą gwardię reprezentuje też między innymi policyjny SUV Outlaw i motocykl Mr. Grimma, nazwany tutaj Reaperem. Największą nowością jest natomiast śmigłowiec Talon, równie delikatny co groźny, ponieważ jako broni specjalnej używa promienia, którym może podnosić przeciwników, a następnie ciskać nimi o ziemię.

Szybki czy ciężko opancerzony, każdy z pojazdów jest niezwykle zwrotny, a prowadzenie ich do czysta przyjemność. Samochody mają duże przyspieszenie, bez problemu wchodzą w ciasne wiraże, a nawet zakręcają w miejscu. Szczególnie to ostatnie nie dodaje grze realizmu, ale jest bezcenne kiedy próbujemy utrzymać przeciwnika na celowniku albo kiedy chcemy z takiego celownika zniknąć.

Równie ważna dla zwycięstwa jest znajomość map, które są bardzo rozległe i, ku naszej uciesze, wiele ich elementów można zrównać z ziemią. Zastanawialiście się kiedyś co się stanie, kiedy banda świrów w śmiercionośnych brykach zostanie wypuszczona na senne amerykańskie przedmieścia? Dajcie odpocząć wyobraźni, teraz będziecie mogli przekonać się o tym walcząc o życie w kalifornijskim Sunsprings. Wozy rozjeżdżają domki i ich lokatorów, przebijają się przez ściany hipermarketu i ostrzeliwują rakietami wewnątrz ratusza – destrukcja jest wszechobecna. Inne etapy, jak wzorowany na Nowym Jorku Metro Square robią wrażenie ciekawym projektem i możliwościami taktycznymi jakie oferują. Oponentów zaskoczymy spadając na nich wprost z dachu muzeum historycznego albo parkingu piętrowego, a w chwili, gdy stan pojazdu zwiastuje nasz szybki koniec schronić się możemy w tunelach metra.

Zadania, jakie są przed nami stawiane różnią się w zależności od trybu gry, jaki wybierzemy, ale w większości przypadków obejmują one zamienienie wrogów w płonące wraki. Osiągnięcie tego celu ułatwią bronie specjalnie charakterystyczne dla każdego wozu, z których korzysta się naprawdę często, bo są po pierwsze zabawne, po drugie skuteczne i wreszcie po trzecie regenerują się automatycznie. Bez liczenia się z amunicją korzystać można też z broni dodatkowej jak karabin maszynowy czy magnum, jednak zadaje ona nieznaczne obrażenia. Do tego dochodzą jeszcze samoodnawialne miny, tarcze i promień zamrażający. Wszystko to dostajemy niejako w zestawie wraz z wozem, ale arsenał z największym potencjałem w postaci kilkunastu rodzajów uzbrojenia czeka rozrzucony na arenach.

Niektóre bronie jak rakiety samonaprowadzające obsługuje się dziecinnie łatwo, inne wymagają nieco więcej w prawy. Snajperka chociażby jest śmiercionośną pukawką, ale aby się o tym przekonać potrzeba długiego celowania i czystego strzału, a o to wcale nie jest łatwo w ogniu walki. Inne przykłady to shotgun i klejąca się bomba. By użyć pierwszego wystarczy jedynie zbliżyć się do konkurenta, ale w drugim przypadku trzeba już przemyśleć czy ładunkiem bardziej opłaca się mierzyć bezpośrednio w cel, czy raczej w ścianę budynku obok którego będzie za chwilę przejeżdżał. W każdej chwili dysponować możemy wieloma rodzajami pocisków, więc kluczem do sukcesu okazuje się adekwatne dobieranie ich do sytuacji. W przeciwieństwie do instynktownego prowadzenia pojazdu, strzelanie wymaga pewnej wprawy, ponieważ obsługa arsenału wykorzystuje aż 8 przycisków na padzie.

Na pierwszy rzut oka sesja w Twisted Metal wygląda na niepohamowany chaos z pociskami latającymi we wszystkie strony i samochodami zderzającymi się ze sobą albo wyrzucanymi powietrze silnymi eksplozjami. Wbrew pozorom jednak o naszym sukcesie albo porażce decyduje nie tylko szczęście i celność, ale również trafność decyzji, które podejmować musimy w każdej sekundzie. Wziąć apteczkę czy poczekać aż połasi się na nią osłabiony przeciwnik i zaatakować go w najmniej oczekiwanym momencie? Staranować wroga zadając duże obrażenia, ale narażając się na ostrzał czy szukać broni dystansowej? Eliminować w pierwszej kolejności pojazdy szybkie czy ciężko uzbrojone?

GramTV przedstawia:

Wszystkie te strategie mogą wydawać się znajome i tak jest w rzeczywistości, ponieważ Twisted Metal A.D. 2012 pod względem mechanizmu rozgrywki nie różni się w zasadzie od swojego pierwowzoru sprzed 16 lat. Nikt poważny nie poczyta tego jednak tej produkcji za błąd. Przeciwnie, od tak dawna nie mieliśmy do czynienia z grą, która której esencją są walki pojazdów, że tytuł od Davida Jaffe'a przyjmujemy z pocałowaniem tego sympatycznego pana w rękę. Zwłaszcza, że wykonany jest na naprawdę wysokim poziomie.

Z serią po raz ostatni miałem do czynienia niedługo po premierze PlayStation Portable. Na przenośną konsolę Sony ukazało się wtedy Twisted Metal: Head-On, które zapamiętałem głównie z pokracznej grafiki, pustych aren i tragicznej płynności. W przypadku najnowszej odsłony żaden z tych zarzutów nie istnieje. Co prawda nie jest to najładniejsza pozycja na PS3, ale biorąc pod uwagę liczbę wybuchów na sekundę i ilość walających się wszędzie elementów otoczenia brak spadków animacji i tak robi wrażenie. Z ogromną dbałością o szczegóły przygotowano też modele pojazdów. I nie zapominajmy o fenomenalnej ścieżce dźwiękowej, za którą odpowiada Rob Zombie i Sammy Hagar. Nazwiska nie robią na Was wrażenia? Spokojnie, w grze umieścić możecie również własną playlistę.

Wiadomo już, że w rozgrywce nie wprowadzono zasadniczych zmian. Nieco inaczej wygląda kwestia kampanii. Jeżeli zetknęliście się z poprzednimi częściami Twisted Metal wiecie, że Calypso obiecuje najlepszemu zawodnikowi spełnienie dowolnego życzenia. I słowa dotrzymuje, tyle, że jego nagroda często rozmija się z oczekiwaniami zwycięzcy. Już sama ciekawość tego, w jaki sposób demoniczny biznesmen przeinaczy kolejne prośby była doskonałą motywacją do pokonywania trybu Story każdą z dostępnych postaci. Tym razem fanów serii czeka spora i raczej niemiła niespodzianka. Otóż tryb dla pojedynczego gracza opowiada historię zaledwie trójki uczestników turnieju: Sweet Tootha, Mr. Grimma i Dollface. Nowością jest to, że zerwano więź łączącą kierowcę z jego wozem. Teraz każdy z zawodników może zasiąść za kierownicą dowolnego pojazdu. Z jednej strony urozmaica do rozgrywkę, ale z drugiej Sweet Tooth jeżdżący motocyklem Mr. Grimma wydaje się, delikatnie mówiąc, nie na miejscu.

Kampanie mają jednak również swoje mocne strony. Należą do nich na pewno mistrzowskie przerywniki filmowe nagrywane z udziałem prawdziwych aktorów. Mają one specyficzny grindhouse'owy klimat przywodzący na myśl Death Proof Tarantino albo Planet Terror Rodrigueza. Żeby zobaczyć trzy przewrotne i świetnie wyreżyserowane zakończenia trzeba się będzie porządnie namęczyć – każde z nich jest nagrodą za pokonanie ogromnych i wymagających bossów. Bliźniacze bigfooty czy gigantyczny robot sprawią, że finałowe momenty Twisted Metal na długo zapadną Wam w pamięć. Końcówka każdej z kampanii są naprawdę trudne, ale nawet podchodząc do nich po kilka czy kilkanaście razy nie mamy wrażenia, że twórcy przesadzili, a zwycięstwo wciąż jest na wyciągnięcie ręki.

Tymczasem na standardowe misje w trybie fabularnym składają się różne wariacje na temat deatchmatchu. Najciekawsze z nich wprowadzają ciężarówki nazywane Juggernautami, które w równych odstępach czasu wypuszczają na arenę kolejnych przeciwników. Priorytetem staje się więc wyeliminowanie tych mobilnych punktów respawnu, ale nie ułatwia tego fakt, że są one niewidoczne na minimapie. Znacznie większym odstępstwem od tego, do czego przyzwyczaił nas Twisted Metal są wyścigi, w trakcie których zaliczać musimy kolejne bramki. Zwycięstwo jest tutaj o wiele trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Trasy położone są wzdłuż przepaści albo na dachach budynków, więc w każdy błąd oznacza, że równie dobrze możemy zaczynać od początku. Frustrujący są też przeciwnicy, którzy zawsze skupiają swoją uwagę na nas i to niezależnie od pozycji, którą aktualnie zajmujemy.

Kampanie można zaliczyć w pojedynkę lub wspólnie z kolegą albo koleżanką pod warunkiem, że siedzą aktualnie obok nas, ponieważ co-op jest dostępny wyłącznie na podzielonym ekranie. W ten sam sposób rozegrać można również czteroosobowy Deathmatch, ale Twisted Metal rozwija swoje kruczoczarne skrzydła dopiero, kiedy połączymy się z Siecią wprowadzając Network Pass. Tutaj zmierzyć się można z 15 przeciwnikami jednocześnie i jak można się spodziewać jest to o wiele bardziej emocjonujące niż walka z AI. Po części dlatego, że sztuczna inteligencja tak naprawdę tylko pozoruje walki między sterowanymi przez siebie pojazdami, ale również ze względu na fakt, że prawdziwi gracze prezentują cały przekrój zachowań, jakie tylko możemy sobie wyobrazić, od kamikaze aż po kamperów.

Poza Deathmatchem i Last Man Standing oraz ich wariantami drużynowymi zagramy też w Ściganego i Drużynowego Ściganego, w których to wszyscy próbują unicestwić wyznaczonych zawodników, a gracz który tego dokona sam staje się celem. I w końcu czeka na nas mój osobisty faworyt, czyli tryb Atomówka, w którym ekipy walczą na zmianę w obronie i ofensywnie. Celem atakujących jest porwanie kapitana drużyny przeciwnej i przyciągnięcie go na linie do wyrzutni rakiet, dzięki której odpalą oni tytułową bombę równającą z ziemią wrogą bazę. Zadaniem defensorów jest oczywiście do tego nie dopuścić, a w ostateczności mogą oni również próbować zestrzelić atomówkę zanim dosięgnie ona celu. Żaden drużynowy FPS nie dostarczył mi w ostatnim czasie tyle emocji co sieciowe potyczki w Twisted Metal. Nie wszystkie emocje były jednak pozytywne. Nie brakowało też irytacji spowodowanych problemami z dołączeniem do meczu nawet kiedy było w nim miejsce na kolejnych zawodników. Raz czy dwa zdarzyło się również, że trafiłem do innego trybu gry niż wybrałem. Mam nadzieję, że błędy te zostaną usunięte po europejskiej premierze, niemniej jednak na razie należy się za nie minus.

W ostatnim okresie wydawcy przyzwyczaili nas do tego, że kolejne odsłony najpopularniejszych marek pojawiają się na rynku czy roku czy raz na dwa lata. Z tej perspektywy wydaje się wręcz nieprawdopodobne, że na kontynuację Twisted Metal przyszło nam czekać aż tak długo. Teraz jednak nie ma to znaczenia. Liczy się tylko, że król wymarłego gatunku samochodowych strzelanin powrócił, a jego formuła nic nic nie straciła na grywalności. Calypso po raz kolejny urządził diabelnie emocjonujący turniej.

8,0
Chaos i destrukcja w najlepszym wydaniu!
Plusy
  • duże mapy z wieloma zniszczalnymi elementami
  • zróżnicowane bronie
  • świetne wstawki przerywnikowe
  • emocjonujące potyczki mutliplayerowe
  • mocne brzmienia idealnie sprawdzają się jako ścieżka dźwiękowa
Minusy
  • tylko 3 krótkie kampanie
  • kooperacja wyłącznie na podzielonym ekranie
  • zerwanie więzi pomiędzy kierowcą a wozem
  • problemy z dołączaniem do rozgrywek sieciowych
Komentarze
4
Usunięty
Usunięty
10/03/2012 09:32

Nie którzy ludzie narzekają, że już nie ma takich coop''ów na podzielnych monitorach, a tu patrze, że jest to minus.

Usunięty
Usunięty
05/03/2012 18:28
Dnia 05.03.2012 o 15:26, MrGregorA napisał:

Co z tą kooperacją na podzielonym ekranie? Przecież to chyba nie taka trudna rzecz dołożyć opcję online. Twisted metal, uncharted 3, killzone 3. wtf.

no wiesz na PC tak na przykładzie UT3 niby twórcy pisali że nie da się zrobić spleetscreen''a na PC(mimo że w rzeczywistości idzie nawet zrobić to dla max 4 graczy) - najprościej pisząc nie chciało im się XD

Usunięty
Usunięty
05/03/2012 17:52

dla mnie ta gra to takie vigilante z psx :P jesli grac to tylko na podzielonym ekranie :P




Trwa Wczytywanie