Tim Schafer dokonał właśnie rzeczy jeszcze kilka dni temu niemożliwej. W ciągu zaledwie 24 godzin, pozyskał od graczy milion dolarów na grę przygodową w starym stylu. A suma cały czas rośnie. Czyżby narodził nam się nowy model finansowania niezależnych produkcji?
Schafer to osoba zasłużona dla branży, której spokojnie można by postawić pomnik za dotychczasowe osiągnięcia. Współtwórca dwóch części Monkey Island, pomysłodawca Full Throttle czy Grim Fandango i wreszcie założyciel studia Double Fine Productions. Studia, które ma na koncie tak dobre gry jak Psychonauts czy Stacking; nie mniej udane, choć różnie odbierane przez recenzentów Brutal Legend, i w końcu ostatnie produkcje na Kinecta w postaci Sesame Street: Once Upon a Monster oraz Happy Action Theater, przez które mówi się, że ekipa rozmienia się na drobne.

Paradoksem gier tworzonych przez Schafera oraz Double Fine jest fakt, że mają rzesze wielu wiernych wyznawców, zdobywają wysokie oceny w prasie, nierzadko osiągają status gier kultowych, a pomimo tego sprzedają się po prostu słabo. Nic dziwnego zatem, że charyzmatyczny projektant gier żalił się ostatnio, że wydawcy nie chcą inwestować w nowe projekty, obawiając się straty powierzonych pieniędzy na świeży tytuł. Schafer od zawsze podkreślał, że chciałby stworzyć Psychonauts 2, gdyby tylko ktoś wyłożył parę milionów. Ostatnio z poważną propozycją wyłożenia odpowiedniej sumy na to przedsięwzięcie wyszedł Markus „Notch” Persson, twórca największego fenomenu ostatnich lat, jakim bez wątpienia jest Minecraft, tweetując całkiem na poważnie do Schafera:
Nawet jeśli do finalizacji tego projektu dojdzie, nie to zostanie zapamiętane przez branżę. Wszak mecenat jest znaną, choć nieco zapomnianą metodą finansowania i wspierania artystów. W przemyśle gier wideo praktycznie do tej pory go jednak nie stosowano. Prawdziwą bombą było wystartowanie przez Tima Schafera zbiórki pieniędzy na zupełnie nową grę przygodową w stylu „point and click” w portalu Kickstarter, który umożliwia twórcom ciekawych i oryginalnych projektów pozyskiwanie funduszy od internautów na ich realizację. Timowi na nowy projekt potrzeba było 400 000 dolarów (1/4 na dokumentację filmową procesu tworzenia gry, reszta na pokrycie kosztów związanych z samą produkcją nowej przygodówki). Na zebranie tej kwoty Schafer i spółka dali sobie miesiąc. Wystarczyło osiem godzin. Osiem godzin!
W chwili pisania tego artykułu ponad 37 000 osób wpłaciło na rzecz powstania nowej gry przygodowej kwotę opiewającą na sumę ponad 1,3 miliona dolarów. Choć minimalna wartość wpłaty to jeden dolar, a 15 zielonych banknotów wystarczy, by wspierając projekt stać się jednocześnie posiadaczem własnego egzemplarza ukończonej gry, średnia dotacja (inwestycja?) oscyluje w granicy 36 dolarów, czyli dużo więcej niż cena przeciętnej gry niezależnej.

Skąd zatem tak pospolite ruszenie wśród graczy i hojność w ofiarach pieniężnych? Tim Schafer nie jest pierwszym, który próbuje crowd foundingu. Wcześniej już studio Robomodo, aktualnie pracujące nad odświeżoną wersją klasycznych części serii Tony Hawk’s Pro Skater, prosiło graczy o 35 000 dolarów na realizację wykorzystującego technologię Kinect pinballa o nazwie Bodoink. Zebrali zaledwie 5547$. Podobną taktykę obrali cenieni twórcy Need for Speed: Shift, którzy ze środków pozyskiwanych przez graczy i dzięki ich wsparciu chcą na własną rękę realizować swój nowy projekt CARS. Jednak nie mają oni takiego powodzenia jak Double Fine. Nie mają twarzy Tima Schafera.
Twórca Grim Fandango ma głowę pełną pomysłów, patrząc na niego widzi się wieczne dziecko, które o swym największym hobby, czyli robieniu gier, opowiada z niekłamaną pasją. Facet od ponad 20 lat pracuje w branży, ma bogate portfolio i rzeszę wielkich fanów. Ma autorytet i nazwisko. A to wystarczy, by obiecując nostalgiczny powrót do czasów świetności gier przygodowych i wypuszczając krótki, zabawny filmik opisujący całe to przedsięwzięcie, zyskać dotacje od dziesiątek tysięcy ludzi, którzy od znanego twórcy są w stanie kupić dofinansować kota w worku.
Gracze nie tylko kupują tu marzenia, dostęp do gry, czy dodatkowych bonusów w zależności od wpłaconej sumy (pierwszy kto wpłacił 10 000 może liczyć na wspólny lunch z Timem Schaferem i Ronem Gilbertem, którzy wspólnie pracowali nad Monkey Island). Kupują także czas i niezależność studiu Double Fine, które nie musi martwić się o jakiekolwiek ograniczenia wprowadzane przez wydawcę. Wszystko może robić po swojemu, a sporne kwestie rozstrzygać na forum graczy-inwestorów. Jak obliczyłManveer Heir z BioWare, za million dolarów można sobie pozwolić na zatrudnienie 20 pracowników przez pięć miesięcy. A przecież kwota cały czas rośnie.
Czyżbyśmy zatem znaleźli Świętego Graala finansowania gier niezależnych? Szczerze w to wątpię. Choć case Tima Schafera jest pionierski i bezprecedensowy jeżeli chodzi o tempo zbierania funduszy, a za jakiś czas to działanie pewnie będzie traktowane jako kamień milowy podobny do tego, co zrobiło Radiohead ze swoim albumem In Rainbows dla branży muzycznej (za płytę wtedy każdy mógł zapłacić tyle, ile uważał za słuszne), to nie sądzę by ten model przyjął się na dobre.

W końcu ile mamy w branży tak charyzmatycznych postaci jak założyciel studia Double Fine? Pewnie kilka by się znalazło. Podejrzewam, że gdyby Gabe Newell potrzebował kasy na Half-Life’a 3, niektórzy byliby gotowi sprzedać swoje dziewczyny czy żony, byleby tylko wesprzeć finansowo tak długo wyczekiwany przez siebie tytuł. Jednakże Valve i duzi gracze nie mają większych problemów z pozyskaniem wydawcy, który zapewni bezpieczeństwo powstania danego tytułu. Pamiętajmy również, że okrągły milion robi wrażenie, i dla twórców gier indie to potężny zastrzyk finansowy, ale miejmy na uwadze fakt, iż duże projekty wymagają znacznie większych kosztów. Ten model zbierania funduszy byłby najlepszym rozwiązaniem dla młodych twórców dłubiących nad swymi dziełami gdzieś w garażu. Jednak kto wyłoży jakiekolwiek pieniądze na wsparcie nikomu nieznanego studenta programującego swą pierwszą grę? Potrzeba tu autorytetu i znanej twarzy. A poza Schaferem, Notchem i Suda51 nikt inny z deweloperskiego „undergroundu” nie przychodzi mi do głowy, komu gracze mogliby bez oporów powierzyć swoje dolary.
Czy tajemniczy projekt Double Fine Adventure, w którego powstanie przyczyni się tylu graczy, okaże się sukcesem? Przekonamy się za sześć - osiem miesięcy. Ale co to za pytanie w ogóle? Przecież zgodnie z regułą zaangażowania, wszyscy, którzy wpłacili nawet symbolicznego dolara będą twierdzić, że to dolar dobrze wydany. Nikt nie lubi przyznawać się do inwestorskich porażek. Nawet, gdyby Schafer wziął wszystkie te pieniądze i kupił sobie ładną willę na Seszelach...
Chcecie poczytać więcej o branżowych ciekawostkach, trendach i problemach? Nie ma sprawy - oto zestawienie wszystkich części "Co z tą branżą?".