Jeżeli kiedykolwiek któreś z Was miało przynajmniej szczątkowe przejawy jakiegokolwiek instynktu macierzyńskiego, to prawdopodobnie doskonale wiecie, że Wasze ewentualne dziecko (tudzież młodsze rodzeństwo) w Święta jednak zasługuje na coś więcej, niż oglądanie Kevina Samego w Domu na Polsacie. Jeżeli kiedykolwiek któreś z Was miało przynajmniej szczątkowe przejawy jakiegokolwiek instynktu macierzyńskiego, to prawdopodobnie doskonale wiecie, że Wasze ewentualne dziecko (tudzież młodsze rodzeństwo) w Święta jednak zasługuje na coś więcej, niż oglądanie Kevina Samego w Domu na Polsacie.
Jeżeli przy okazji jesteście graczami to pewnie wiecie również, że stoi przed Wami szansa zdobycia prezentu, który nie tylko podtrzyma wiarę malucha w istnienie Świętego Mikołaja (jeśli masz poniżej 18 lat i czytasz ten tekst - Mikołaj żyje, ma się dobrze, wracaj do łóżka), ale i są godne Waszego wyrobionego przez lata growego gustu. Zainteresowani?
Sonic Generations (PC/PS3/X360/3DS)
Na wypadek, gdybyście nie słyszeli, ostatni Sonic jest grą dobrą. Nie powoduje już odruchów wymiotnych, łzawienia krwią ani przedwczesnych porodów w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od miejsca uruchomienia, ale sprawia frajdę, do której zdążyły nas przyzwyczaić pierwsze części serii z lat dziewięćdziesiątych. To nic innego jak powrót niebieskiego jeża w wielkim stylu - powrót do korzeni, zrywający wreszcie z ponurym fatum kiepskiej jakości, które ciążyło nad serią przez niemal cały okres jej istnienia. Podobnie jak w przypadku reszty gier z tego zestawienia, rozgrywka w Sonic Generations wymaga pewnej zręczności i umiejętności ze strony gracza, natomiast sama oprawa jest kolorowa, przyjemna dla oka i pełna zwierzako-podobnych istot wszelkiego typu.
Czy mile spędzony czas spędzony na śmiganiu po mapach zapewnia jakieś korzyści poza nieludzkim refleksem? Nie. Żadne z Was nie stanie się mądrzejsze, nagroda Nobla będzie tak samo nieosiągalna jak była do tej pory, a reszta rodziny będzie jedynie niecierpliwie krążyć po domu, czekając na zwolnienie telewizora. Sęk w tym, że zagadki logiczne i podobne im bajery stają się całkowicie zbędne w obliczu tak dynamicznej i zajmującej rozgrywki. No i powiedzmy sobie szczerze - niewiele mamy postaci bardziej odlotowych, wyczesanych i wybajerzonych niż niebieski jeż Sonic.
Free Realms (PC/PS3)
Nie zapominamy również o fanach gier sieciowych, którym jakby nie patrzeć jakimś cudem też zdarza się mieć dzieciaki na wychowaniu. Free Realms to jedna z niewielu gier MMO, które nie tylko idealnie nadają się do wprowadzenia mniejszych graczy w świat questów i iście zajmujących rozmów z NPC-ami, ale i są całkiem zjadliwe dla starszych wyjadaczy, przyzwyczajonych do droższych i większych tytułów. Oczywiście, Free Realms nijak ma się do World of Warcraft, czy nawet do Lineage II (które z dniem dzisiejszym również stało się grą darmową), za to pozwala uniknąć poważnych problemów, z którymi nasze pociechy mogłyby już sobie nie poradzić. Nikt nie błaga o złoto, nie żebrze o dostęp do konta, a zamiast ogromnych orków i trolli, po świecie biegają gadające wiewióry i cała resztka zwierzątkowej gromady.
Oczywiście, jesteśmy tu po to, by być z Wami w stu procentach szczerzy. Każdy z graczy, który zamierza spędzić przy Free Realms więcej niż kilka godzin musi przygotować się na fakt, iż niemal wszystkie postacie, które spotka na swojej drodze będą miały to samo, pozbawione duszy spojrzenie, na wzór tego co do tej pory serwowało nam PlayStation Home. Nie licząc tego drobnego faktu w grze jest tradycyjnie kolorowo, przyjemnie i bajkowo.
Dodatkową zaletą tytułu jest to, że Free Realms, jak sama nazwa wskazuje, jest grą w pełni darmową, o czym wciąż nie wszyscy wiedzą - wliczając w to młodszą część growej publiki. Dobrze wiecie, co zrobić z tą informacją.
Wy małe skąpe skąpiradła.
Pokemon (Nintendo DS/3DS)
Sprawnym ruchem scenicznym przejdźmy do serii, która z bliżej niewiadomych powodów niemal od początku istnienia określana jest mianem "narzędzia sił piekielnych" przez ugrupowania wszelkiego rodzaju, a więc od tytułu, na który nasze pociechy zasługują najbardziej. Gra o mniej-lub-bardziej-słodkich stworkach, których nazwy i ewolucje wielu z nas znało jeszcze zanim było w stanie powiedzieć coś więcej niż wierszyk o gruszce, są czystą kwintesencją grindingu, szlifującej cierpliwość prawdopodobnie każdego grającego. Nużące, acz niezwykle satysfakcjonujące zdobywanie kolejnych poziomów którymś z posiadanych Pokemonów pomaga w przyswojeniu do wiadomości faktu, że przy odrobinie wysiłku i z pomocą odpowiednich środków, żaden z postawionych przez nas (lub przez troskliwych rodziców) celów nie jest niemożliwy do osiągnięcia. Nawet jeśli oznacza to nieprzerwane gapienie się w ekran konsolki, czekając kilka tygodni na przemianę Magicarpa w coś innego niż bezużyteczną czerwoną rybę.
Ogromną frajdę sprawia też samo kolekcjonowanie Pokemonów, nawet jeśli całość nieco skomplikowała się od czasów, gdy było ich "tylko" 150 (gdzie dziś, w grach Pokemon Black i White liczba ta sięga 649 gatunków). Duma napełniająca graczy przy wpatrywaniu się w kolekcję stworków momentami staje się na tyle uzależniająca, że zamiast wyrzutów sumienia mamy jedynie wręcz chorą motywację do kolejnych poszukiwań! Przynajmniej do momentu w którym uświadomimy sobie, że spędzamy setki godzin przy czymś, co nie przyniesie nam żadnych korzyści w prawdziwym, pełnym niebezpieczeństw świecie. Tego typu oświecenie powinno przydać się w życiu zarówno dzieciom, jak i ich rodzicom, co warto sobie zapamiętać. Zaufajcie mi.
The Legend of Zelda (Wszystko, co ma Nintendo w nazwie)
No i mamy pierwszy wielki tytuł, na który wypadałoby zwrócić uwagę. Zostawmy na chwilę w spokoju całą tę zręcznościową breję i skupmy się na tym, co swojego czasu było dla nas najważniejsze - na pierwszej, prawdziwej, spektakularnej i niesamowitej przygodzie życia. Na podróży, na którą Wy, jako rodzice lub starsi towarzysze rozgrywki, nigdy nie będziecie w stanie wysłać ani swojej pociechy, ani nawet samych siebie. To moment, który może zdecydować o graczowym być albo nie być młodego kandydata na bohatera, więc lepiej tego nie zepsujcie.
Tym razem, zamiast hektolitrów krwi wylewanej na półnagie, zgrabne harpie (co w świecie gier 18+ stanowi jednak niepodważalną zaletę), mamy blondwłosego Linka, biegającego w zielonej piżamie za swoją księżniczką, która w każdej odsłonie serii musi wpakować się w jakieś kłopoty. Mimo to, niemal każda z Zeld gwarantuje niesamowite przeżycia, kiedy razem z zielonopiżamowym blondynem udajemy się w misję po pięknym, acz niebezpiecznym Hyrule. Gra zawiera wszystkie elementy znane z większych i doroślejszych gier, takie jak walka, dialogi, handel i cała reszta, która idealnie posłuży za wstęp do growego uzależnienia.
Warto szczególną uwagę zwrócić na te gry, które pojawiły się już na Wii, takie jak choćby ostatnie Skyward Sword. Choć samemu nie mam najmniejszej ochoty ruszać rękoma częściej, niż swędzi mnie głowa lub inne części ciała, to bachorzyska powinny już bawić się świetnie.
Przynajmniej do momentu, w którym Wiimote nie uzna, że telewizor ma swędzący kineskop i nie poleci prosto w jego stronę.
GramTV przedstawia:
LEGO Star Wars/Batman (PC/PS3/X360/Wii)
Jeżeli narzekacie na wszystkie te nowoczesne zabawki, które są znacznie gorsze od tych "z Waszych czasów", a jesteście zbyt leniwi, by odgonić podopiecznych sprzed konsoli, prawdopodobnie zainteresujecie się grami spod znaku LEGO. To seria, która obejmuje niemal każde większe znane ludzkości uniwersum, także nie ma problemu z przyzwyczajeniem bachorów do świata, w którym sami zakochaliście się w ich wieku. Gwiezdne Wojny, Batman, Indiana Jones, Harry Potter - a wszystko to wreszcie w słodkim trójwymiarze. Jeśli czujecie się nieprzekonani i macie jakiekolwiek wątpliwości, zawsze możecie zajrzeć na nasze forum, gdzie jakimś trafem większość grających jest wystarczająco dojrzała, by pamiętać czasy świetności Britney Spears.
Auta 1&2
No i połowę naszego jakże ekskluzywnego zestawienia mamy już za nami. Potrzebowaliśmy aż pięciu gier, by wreszcie dojść do produkcji, która nie jest platformówką. Gry z serii Auta stanowią przyjemną odskocznię od Need for Speedów i gier jemu podobnych, dając wreszcie okazję do porządnej i niemal bezbolesnej rywalizacji. Można się zgodzić, że oprawa graficzna nie należy do najpiękniejszych, a muzyka częściej potrafi doprowadzić do płaczu niż zachęcić do gry, ale gra grzecznie nadrabia swoim klimatem, niemal żywcem wyciągniętym z filmu. Jeśli z jakichś powodów macie obawy co do tego, czy gra spodoba się starszym wyjadaczom, mam dla Was mały cynk - nasz naczelny (niech gwiazda szczęścia i dobrobytu świeci mu wiecznie) ma zamiłowanie do ogrywania Aut po godzinach.
Rayman Origins (PS3, X360, NDS, Wii)
Podobnie jak Sonic, Rayman również załapał się na wielki powrót w starym stylu. Kórliki już dawno przestały być jakąkolwiek atrakcją godną czyjejkolwiek uwagi, stąd nasz bezramienny znajomy mógł w spokoju odłączyć się od głośnej zgrai i w spokoju wrócić na pierwszy plan, na który od tak dawna przecież czekał. Jak prezentuje się nowy Rayman? Cóż, to jedna z tych gier, w które najlepiej gra się w przynajmniej dwie osoby na jednej, ogromnej i wygodnej kanapie, krzycząc i przeżywając to, co dzieje się na ekranie. Co jest miłe dla mniej rozgarniętych osób, w grze praktycznie nie da się zginąć - gracz, który poległ, zostaje umieszczony w ogromnym bąblu, który towarzyszy drugiej, wciąż sprawnej postaci.
Na wypadek, gdybyście jako rodzina-gracze jakimś cudem posiadali jakichkolwiek znajomych (lub po prostu jest Was sporo), powinniście pamiętać, że gra zapewnia zabawę maksymalnie czterem osobom jednocześnie. Podobnie jak właściwie wszystkie propozycje z listy, sama gra jest niesamowicie przyjemna, kolorowa i zgodna ze wszelkimi możliwymi certyfikatami nieprzemocowości.
Kirby
Jeszcze jedna, jakby nie patrzeć genialna pod kątem grywalności dwuwymiarowa platformówka. Podobnie jak Rayman Origins, ostatnie części opierają się nie tylko na niezwykle satysfakcjonującej i przyjemnej rozgrywce, ale i na wspomnianym już kanapowym trybie dla co najmniej dwóch graczy. Różnica? Kirby to wyposażona w ramiona słodka, różowa mordercza maszyna, która jest w stanie pożerać przeciwników i szatkować ich mieczem bez pozostawienia choćby jednej kropli krwi.
LittleBigPlanet (PlayStation 3)
A to już tytuł, który idealnie nadaje się do podziału ról w stylu rodzic-niewolnik i synocórka-wykorzystywajka. LittleBigPlanet był serią od początku reklamowaną jako ogromny plac zabaw, w którym średniawe poziomy wrzucone przez twórców są jedynie przedsmakiem prawdziwej zabawy. To, co stanowi główną atrakcję gry to edytor poziomów, który (jeśli obsłużony przez kogoś utalentowanego, prawdopodobnie dorosłego osobnika) daje niemal niczym nieograniczone możliwości. Wyprani z kreatywności? Leniwi? Żaden problem - od czego są inni gracze, którzy każdego dnia wyręczają nas przez wrzucanie swoich dzieł do Sieci, skąd pobrać może je każdy.
Jeśli chodzi o elementy typowe dla platformówek, może i nie zostały one przygotowane w sposób idealny, ale w zamian każdy z graczy ma multum możliwości interakcji ze światem gry i... innymi graczami! Kiedy ktoś będzie sobie radził zbyt dobrze, warto pomyśleć nad uczepieniem się go łapkami nad którąś z większych przepaści, w imię zasady "albo wygram ja, albo żadne z nas". Wszystko w imię prawidłowej edukacji i wzorowego wychowania.
Ratchet & Clank (PlayStation 2/PlayStation 3)
Wspólnymi siłami dotarliśmy wreszcie do serii, którą uważam nie tylko za idealny prezent dla znudzonego dzieciaka, ale i za jedną z najlepszych i najprzyjemniejszych, jakie ujrzały światło dzienne w ciągu ostatniego dziesięciolecia. Zakładając, że zamiast serca nie masz starego ziemniaka, który nawet jako na materiał na frytki z "magdonalda" był po prostu zbyt stary, Ratchet powinien sprawić Ci więcej radości niż którakolwiek z większych i głośnych produkcji, jakie zostały wydane w ostatnim czasie. Elementy, którymi wybiórczo chełpią się zadowoleni twórcy innych gier zostały zebrane w jedną kolorową i najzwyczajniej w świecie pozytywną całość. Prosta do opanowania, choć wciąż stawiająca wyzwanie rozgrywka pozwala rzeczywiście czerpać radość z rozgrywki, a dialogi, które miały być zabawne, rzeczywiście takimi są. Zakładając, że Twój młodszy kompan do grania zdołał opanować arkana języka angielskiego, do akcji wchodzi dodatkowa atrakcja - sporo tekstów skonstruowano w taki sposób, by były nie tylko dwuznaczne, ale i zabawne niezależnie od znaczenia, jakie trafi do gracza.
Ratchet & Clank przypomina nieco te bajki Disneya, które włącza się tylko po to, by poczuć Święta (i im podobne okazje) dokładnie w taki sposób, w jaki odczuwałeś je jako mały, napalony na prezenty i wróżkę-zębuszkę dzieciak. Różnica jest taka, że w tym wypadku nie popadasz depresję w związku ze wszystkimi wspomnieniami, które koniecznie muszą Ci przypomnieć ile masz lat - zamiast tego, Ty i Twój podopieczny zyskujecie chwile, które może i spędzacie przy wirtualnym kotopodobnym stworze, ale wciąż zdobywacie wspomnienia, do których warto wracać. Jasne, że ostatnia odsłona serii o podtytule All 4 One została dosłownie zbesztana przez media wszelkiego typu (nasz Mejste wystawił grze notę 5/10), ale nic nie stoi na przeszkodzie, by dać jej szansę po tym, jak już wchłoniecie poprzednie Ratchety i będzie Wam po prostu mało. W najgorszym wypadku stracicie kilkadziesiąt (kilkaset) złotych. Od tego są przecież Święta.
Widać Pokemony trochę się zmieniły od czasu wersji na Game Boy`a. Widok z góry, kamerę można obracać no i podkręcona grafika na dzisiejsze standardy. Dobry prezent pod choinkę. W worku mogło by się znaleźć miejsce dla nowego Sonica i Ratcheta & Clanka. Świetny zestaw dla malucha i nie tylko :) Ostatnia gra jest zabawna i daje dużo frajdy. Zwłaszcza nowa odsłona Ratchet & Clank: 4 za Jednego. W pelni po polsku.