Recenzja pierwszego tomu komiksu Tokyo Toy Box

Adam "Harpen" Berlik
2011/11/07 15:15
7
0

Krótka opowieść o tym, dlaczego takie gry, jak Call of Duty i Battlefield sprzedają się znacznie lepiej od Demon's/Dark Souls. Twórcy zeszytu pokazują również dobitnie, w jaki sposób dzisiaj powstają kolejne produkcje.

Krótka opowieść o tym, dlaczego takie gry, jak Call of Duty i Battlefield sprzedają się znacznie lepiej od Demon's/Dark Souls. Twórcy zeszytu pokazują również dobitnie, w jaki sposób dzisiaj powstają kolejne produkcje. Recenzja pierwszego tomu komiksu Tokyo Toy Box

Opis fabuły pierwszego tomu Tokyo Toy Box autorstwa duetu Takahiro Ozawa (scenariusz) i Asako Seo (rysunki) nie należy do zachęcających. Przyznam szczerze, że gdybym był potencjalnym klientem i zobaczył ów zeszyt na półce sklepowej, po przeczytaniu zajawki na okładce, z pewnością bym go odłożył. Błąd. Straciłbym bardzo dobry temat do dyskusji, który został poruszony na kolejnych stronach tego komiksu. Twórcy serwują nam bowiem ciekawą historyjkę, z jeszcze bardziej interesującym drugim dnem, która składania do głębokich refleksji.

Generalnie w Tokyo Toy Box mamy dwóch głównych bohaterów. Tenkawa Taiyo to – jak mówi sam o sobie – skromny geniusz, który jest twórcą gier wideo i dyrektorem Studia G3. Ogromnie ambitnym, rzec trzeba, więc zrobi wszystko, aby jego nowe dzieło spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem odbiorców. Wspomniana firma jednak boryka się z problemami finansowymi, a z dołka ma ją wyciągnąć pani bizneswoman, Tsukiyama Hoshino. W skrócie mamy tutaj do czynienia z kontrastowymi postaciami. Taiyo jest ambitnym, bujającym w obłokach jegomościem, natomiast Hoshino niekoniecznie zna się na grach, ale wie, co należy zrobić, by firma nie splajtowała. Nad nimi czuwa jeszcze wielki koncern, którego szefowi zależy wyłącznie na zarobku.

Na ponad dwustu stronach pierwszego tomu Tokyo Toy Box poznamy również inne postacie. Sporą część bohaterów zaprezentowano w przerwach pomiędzy kolejnymi scenami za pomocą czegoś na wzór CV, gdzie możemy zobaczyć zdjęcie danej osoby, a także zapoznać się z jej krótkim życiorysem. Ponadto po przeczytaniu komiksu warto rzucić okiem na krótkie wyjaśnienia ze strony twórców, dzięki którym będziemy mieli pewność, że nie są oni przypadkowymi autorami, lecz graczami z wieloletnim stażem.

GramTV przedstawia:

Ani Dark Souls, ani Demon's Souls, ani Call of Duty, ani Battlefield – żaden z tych tytułów nie pojawia się w komiksie Tokyo Toy Box, ale nie oznacza to, że nie mają one nic wspólnego z treścią. Aby nie spoilerować, gdyż przeczytanie całości trwa zaledwie czterdzieści minut, napiszę tylko, że autorzy pokazują, w jaki sposób ambitny twórca gier chciałby poświęcić dużo czasu na stworzenie wymarzonego dzieła, ale nie jest mu to dane ze względu na umowę z wydawcą i kary za opóźnienia. Jest więc zmuszony oddać niegotowy projekt. Z pewnością tego typu sytuacje zdarzają się bardzo często. Przypomnijcie sobie, kiedy ostatni raz mieliście wrażenie, że pudełkowa wersja gry, to w istocie beta, która ukazała się o kilka tygodni za wcześnie. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź na to pytanie, poniekąd, znajdziecie właśnie w tym komiksie.

W komiksie Tokyo Toy Box poruszono także inną kwestię. Mianowicie, co się dzieje z dobrą i bardzo trudną grą, po wydaniu jej na wschodnich rynkach, w tym przypadku Japonii. Nie trzeba być jasnowidzem, by wiedzieć, że Amerykanie i Europejczycy, a zwłaszcza ci pierwsi, nie lubią skomplikowanych i wymagających produkcji. Najlepiej, by przechodziły się one same, a gracz był jedynie świadkiem wydarzeń i czuł się, jak bohater. Taka gra zawsze znajdzie nabywców, o czym możemy przekonać się właśnie porównując wyniki sprzedaży Call of Duty: Black Ops (około 5 mln sztuk w 1 dzień!) oraz Dark Souls (prawie milion sztuk od premiery, która odbyła się 22 września w Azji i na początku października w pozostałych częściach świata).

Na kolejnych kartach komiksu Tokyo Toy Box nie zobaczymy żadnych barw – jedynie obwoluta jest kolorowa. Osobiście jestem fanem czarno-białej kreski, która w moim odczuciu buduje specyficzny klimat i pozwala bardziej wgryźć się w serwowaną opowieść. Owszem, w niektórych komiksach aż prosi się o pokolorowanie bohaterów i lokacji, ale w Tokyo Toy Box byłoby to nie na miejscu. Skoro już o kresce mowa, to przyznam szczerze, że sam styl rysowania zaproponowany przez Asako Seo przypadł mi do gustu. Inaczej ma się sprawa z niektórymi, mocno przesadzonymi scenami, gdzie – nie do końca wiadomo dlaczego – nasz bohater ucieka z siedziby firmy bez ubrania, a rysunek, który go przedstawia zajmuje całą kartkę. Nierzadko na twarzach postaci pojawiają się niezbyt adekwatne do sytuacji grymasy, które zamiast budować odpowiednią atmosferę, po prostu ją psują i powodują delikatny uśmiech na twarzy czytelnika.

Z komiksem Tokyo Toy Box powinni zapoznać się wszyscy gracze. Nie tylko ci, którzy są fanami mangi, lecz także pozostali, szukający interesującej opowieści, zawierającej wspomniane już drugie dno. Jego autorzy doskonale sobie zdają sprawę z tego, jakimi prawami rządzi się dzisiejszy rynek i dzielą się swoją wiedzą z czytelnikiem w całkiem zgrabny, niezbyt dosadny, a zarazem zrozumiały, sposób. Z jednej strony bohaterów tej historii można odbierać dosłownie, nie zwracając uwagi na jej głębię, ale z drugiej warto potraktować ich metaforycznie. Wówczas zauważymy, że równie dobrze mogliby być oni twórcami gier, które znajdziemy obecnie na sklepowych półkach.

Komentarze
7
Bodzio-Gracz
Gramowicz
21/07/2013 00:32

Bardzo ciekawy komiks :-).

Usunięty
Usunięty
08/11/2011 20:42

"Ta manga ma 8 tomów.Dwa głównej i 6 dodatkowej historii."Nope. "Tokyo Toy Box" zamyka się w dwóch tomach.Dodatkowe 8, o których wspominasz, to "Giga Tokyo Toy Box" będące kontynuacją historii ale i oddzielną serią.

Usunięty
Usunięty
08/11/2011 15:53

Ta manga ma 8 tomów.Dwa głównej i 6 dodatkowej historii.




Trwa Wczytywanie