GTA IV oraz poprzedniczki były niesamowicie grywalne, ale nie ustrzegły się kilku błędów. Co twórcy powinni zaimplementować i poprawić w piątej części? Oto dziesięć rzeczy, które chciałbym zobaczyć w GTA V i mam nadzieję, że choć część z nich znajdzie się w grze.
1. Dobrze zoptymalizowaną wersję PC
Jak na razie nie znamy platform docelowych nowego GTA. Można być jednak niemal pewnym, że gra najpierw trafi na konsole Xbox 360 i PlayStation 3, a później doczeka się konwersji na PC. Wersja komputerowa „piątki” powinna być znacznie bardziej dopracowana niż port „czwórki”, który – co tu dużo ukrywać – nie był wykonany najlepiej. Gracze skarżyli się na kiepską optymalizację. Nawet posiadanie sprzętu z górnej półki nie gwarantowało komfortowej rozgrywki, gdyż gra potrafiła zaoferować pokaz slajdów na komputerze spełniającym z nawiązką zalecane wymagania sprzętowe. Fakt faktem, GTA IV na PC było nieco ładniejsze niż na konsolach, ale jestem zdania, że lepsza płynna rozgrywka i gorsza oprawa wizualna niż ciągłe spadki animacji spowodowanie implementacją rozmaitych bajerów graficznych.
2. Vice City i inne miasta z serii
V. Five. Pięć. Udostępnione we wtorek logo Grand Theft Auto Five V sprawiło, że dziennikarze i gracze zaczęli zastanawiać się, czy nie sugeruje ono przypadkiem miejsca, w którym rozgrywać się będzie akcja gry. Z plotek wynika, że znaczek Five umieszczony na logo GTA V widnieje także na pięciodolarówce, która znajdowała się w obiegu od 1899 roku. Grand Theft Auto, zwróćcie uwagę na środkowy i ostatni człon nazwy, Theft Auto, kradzież samochodu. Ale co tam kraść na przełomie XIX i XX wieku? Wynalazki Siegfrieda Marcusa raczej nie będą obiektem pożądania graczy, którzy liczą na dynamiczną rozgrywkę i szybkie bryki. Moim zdaniem twórcy może wzorowali się na tej „piątce” z banknotu. Nic ponadto.
Osobiście powróciłbym chętnie do Vice City, mojego ulubionego miasta z Grand Theft Auto i zarazem jednej z najbardziej klimatycznych miejscówek wykreowanych na potrzeby gier wideo. Klimat tego miasta jest niemożliwy do opisania, a fenomenalny soundtrack (sam na co dzień słucham muzyki z lat osiemdziesiątych) dodatkowo potęgował atmosferę. Jeśli więc przykładowo Vice City będzie miejscem akcji GTA V to chciałbym, aby część misji, zmusiła nas do opuszczenia tego terenu i przeniesienia się na przykład jednej z dzielnic Liberty City i/lub do jednego z miast stanu San Andreas, gdzie wykonalibyśmy kilka zadań uzasadnionych fabularnie.
3. Możliwość kupowania budynków
Vice City na tle innych gier z serii GTA wyróżniało się nie tylko klimatem, ale także możliwością kupowania budynków. Sukcesywnie nabywaliśmy kolejne posiadłości, by ostatecznie przenieść swoje graty do wielkie willi, która była pilnowana przez grupę ochroniarzy. Nie był to jednak zbędny efekciarski dodatek, bo oprócz gospodarowania zarobionymi pieniędzmi i wzbogacania się o nowe, coraz większe apartamenty, otrzymywaliśmy także szereg misji z nimi związanych. Szkoda, że opcja ta pojawiła się wyłącznie w przygodach Vercettiego i nie powróciła ani w San Andreas, ani w GTA IV, ani w dodatkach do „czwórki”. Wyrażam ogromną nadzieję, że będzie dostępna w Grand Theft Auto V.
4. Lepsze misje poboczne, mniejsza powtarzalność questów
Wadą większości sandboxów, czyli gier z otwartym światem, w których sami wybieramy kolejność wykonywania zadań, jest powtarzalność questów. W kolejnych częściach Grand Theft Auto zdecydowana większość zadań skupia się na dotarciu do punktu A, wystrzelaniu wszystkich celów i powrocie do punktu B. Sporadycznie zdarza się, że w międzyczasie musimy załadować na przykład towar na ciężarówkę lub wykonać jakąś inną czynność niekoniecznie związaną ze strzelaniem. Powoduje to, że pomimo dość ciekawej fabuły, wkrada się monotonia, która prowadzi do nudy. Wierzę, że w GTA V Rockstar wprowadzi kilka fajnych rozwiązań i nie będziemy mieli wrażenia, iż ciągłe przechodzimy tę samą misję. W przeciwnym razie znów w statystykach okaże się, że większość graczy, którzy nabyli „piątkę”, nie zobaczyli napisów końcowych.
5. Kreator postaci zamiast predefiniowanego bohatera
Jak dotąd w poszczególnych odsłonach cyklu Grand Theft Auto wcielaliśmy się w protagonistów wykreowanych przez pracowników Rockstara: Claude'a w GTA III, Tommy'ego w Vice City, CJ-a w San Andreas, Niko w GTA IV i innych. Gwiazdy Rocka w „piątce” mogłyby umożliwić nam stworzenie swojej własnej postaci, zupełnie od zera – ja z taką lepiej się utożsamiam. Nie oznacza to jednak, że mam coś przeciwko predefiniowanym bohaterom, ale wprowadzenie kreatora byłoby – moim zdaniem – świetnym rozwiązaniem wówczas, gdy producenci położyliby większy nacisk na wątek fabularny. Możliwość przypakowania postaci, dodania łysemu afro w ciągu kilku sekund i oblepienia go tatuażami to nie to, czego bym oczekiwał. Elementy te nieszczególnie przypadły mi do gustu w San Andreas i cieszę się, że nie pojawiły się one w Grand Theft Auto IV oraz dodatkach.
6. Tryb kooperacji
Pamiętacie, jak w San Andreas nasza ekipa, niczym paczka dresów zapakowana do Malucha, podjeżdżała pod coś, co przypominało McDrive'a? Grand Theft Auto V mogłoby skupić się bardziej na historii kilku czarnych braci, a każdy gracz wcielałby się w jedną wybraną postać. Czteroosobowy tryb kooperacji teraz nie stanowi wielkiego wyzwania dla developerów i niewykluczone, że umieszczenie go w „piątce” okazałoby się strzałem w „dziesiątkę”. Oczywiście w tym przypadku również musielibyśmy mieć jakieś solidne podłoże fabularne, by zżyć się z tymi postaciami. Chociaż z drugiej strony, jeśli gralibyśmy w sieciowego co-opa ze zgraną paczką, a nie losowo dobranymi użytkownikami rozsianymi po całym świecie, czerpalibyśmy radość z gry nawet wówczas, jeśli scenariusz – po raz kolejny – traktowałby o odnajdywaniu się w nowym świecie i wspinaniu po szczeblach mafijnej kariery.
7. Rozsądniej umieszczone punkty kontrolne
Nie wiem, kto odpowiada za rozmieszczenie punktów kontrolnych w Grand Theft Auto IV, ale wiem za to, że nie wywiązał się zbyt dobrze z powierzonego mu zadania. Najbardziej w pamięć zapadła mi jedna z misji z The Lost and Damned, gdzie najpierw odpieraliśmy atak kolejnych przeciwników jadających w kółko na motorach, a później musieliśmy gonić kolejnych wrogów po mieście. Niestety, pomiędzy kilkuminutową strzelaniną, a pościgiem nie było checkpointu, a pojawienie się takowego wydawało mi się logiczne. Po kilku nieudanych próbach miałem ochotę wyłączyć grę i gdyby nie mój upór, z pewnością zakończyłbym swoją przygodę z tym dodatkiem na tej właśnie misji. Liczę, że w GTA V punkty kontrolne będą pojawiać się częściej.
8. Grafikę powodującą opad szczęki i lepszy silnik fizyczny
Grand Theft Auto IV w momencie swojej premiery powodowało opad szczęki. Rockstar ma u mnie, i u innych graczy z pewnością także, ogromny kredyt zaufania, ale nie wypada w tym zestawieniu nie wspomnieć o technikaliach. Liczę, że silnik, na którym będzie bazować gra, będzie zdolny do generowania wysokiej jakości grafiki (marzeniem jest to, by wyglądała ona tak, jak na fanowskich modach do pecetowego GTA IV), a środowisko będzie znacznie bardziej podatne na zniszczenia. Bo nie oszukujmy się – system destrukcji otoczenia w Grand Theft Auto od zawsze stał na niezbyt wysokim poziomie. Na jakość, którą oferuje Frostbite 2.0 (vide lecący na naszego wojaka cały budynek) nie ma co liczyć, ale może zamiast niej pojawi się chociaż coś więcej oprócz niszczenia słupów z sygnalizacją świetlną.
9. Mimikę twarzy z L.A. Noire
Sama fabuła w GTA nigdy nie należała do wybitnych, co nie znaczy, że była zła – przede wszystkim z przyjemnością oglądaliśmy świetnie wyreżyserowane przerywniki filmowe, podczas których mogliśmy zapoznać się ze świetnymi dialogami prowadzonymi przez bohaterów. Nie oszukujmy się jednak, nie tylko w Grand Theft Auto, ale i w innych grach, oprócz L.A. Noire, mimika twarzy oraz wygląd facjat postaci, prezentuje się co najwyżej średnio. Dlatego też w „piątce” producenci mogliby skorzystać z technologii MotionScan znanej ze wspomnianej produkcji studia Team Bondi.
10. Polską wersję językową
Rockstar nie wyraża zgody na tłumaczenie dialogów, a jego kolejne gry ukazują się w pięciu wersjach językowych przygotowanych przez firmę po to, by nie straciły one swojego specyficznego klimatu. Niemniej jednak taka polityka, przynajmniej graczom, nie do końca przypadła do gustu i wręcz domagają się polonizacji, oczywiście całą winę zrzucając na rodzimego wydawcę, który w tej sytuacji jest bezradny. Ani GTA IV, ani dodatki do niego, ani L.A. Noire, nie doczekały się oficjalnego spolszczenia. Pozostaje mieć nadzieje, że mimo wszystko w GTA V dane nam będzie zobaczyć polskie podpisy.
A co Wy byście chcieli zobaczyć w Grand Theft Auto V? Jestem przekonany, że macie mnóstwo pomysłów, a gra siedzi w Waszych głowach co najmniej od ubiegłego wtorku, kiedy to Rockstar oficjalnie ją zapowiedział. Dopiero (dopiero, a nie już) w środę przekonamy się wstępnie, czego możemy spodziewać się po GTA V. Czekamy więc na Wasze propozycje.