W samo południe, podliczając czas potrzebny na ukończenie gry

Łukasz Wiśniewski
2011/08/10 12:00

Recenzja gry zwykle zawiera informację o tym, ile czasu trzeba poświęcić, by ją ukończyć. Grę, nie recenzję, ma się rozumieć. Inaczej czytelnicy będą zawiedzeni i jeśli będą mieli okazję, dopytają się o to...

Recenzja gry zwykle zawiera informację o tym, ile czasu trzeba poświęcić, by ją ukończyć. Grę, nie recenzję, ma się rozumieć. Inaczej czytelnicy będą zawiedzeni i jeśli będą mieli okazję, dopytają się o to...

Najśmieszniejsze jest jednak to, że takie podliczenie nie ma sensu, bo by prawidłowo ocenić ten aspekt zabawy, trzeba by chyba ramki o rozmiarach równych samemu artykułowi... Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się jasne. Ukończyłem grę w cztery albo dziesięć godzin i już. Zaraz, zaraz, ale w sumie chodzi jedynie o to, że mam za sobą główny wątek fabularny. Od razu rodzi się pytanie, czy zliczać powinienem w takim razie jedynie czas potrzebny na jego poznanie, czy może dodać dwie godziny spędzone przy zadaniach pobocznych? A jeśli tak, to czy przypadkiem nie powinno się tego zsumować z kolejną godziną zmarnowaną na dwudziestokrotne podchodzenie do walki z wyjątkowo wrednym bossem? A gdy widzę ekran ładowania, czy mam wyłączyć stoper? No bo jeśli tak, to może również powinienem go spauzować, gdy muszę się mocno zastanowić nad jakąś zagadką logiczną. Przecież umysł stricte ścisły poradzi by sobie z nią w dziesięć sekund, to mój problem, że pociłem się nad nią przez bity kwadrans...W samo południe, podliczając czas potrzebny na ukończenie gry

Jak już widać, im dalej w las, tym więcej drzew. Teoretycznie najprościej jest ocenić kampanię dla pojedynczego gracza w jakiejś strzelaninie. Z tym, że dla niektórych gier będzie to pieruńsko krzywdzące. Weźmy chociażby Battlefield: Bad Company 2 - w tym przypadku wiele osób nawet nie sięga po tryb dla pojedynczego gracza, tylko od razu loguje się do sieci i walczy z innymi. Zresztą w dawnych częściach serii Battlefield opcji samotnej zabawy nie było w ogóle. Teraz niby jest, ale spędza się przy niej zaledwie jakiś procent (o ile nie promil) czasu poświeconego tej grze. To jak, piszemy, że na przejście BC2 potrzebne jest pięć godzin? No to pamiętajmy, by odnotować, jak rozpaczliwy był pierwszy Battlefield, w którym kampanię dawało się zakończyć w ciągu dwóch sekund, potrzebnych na to, by sprawdzić, iż nie ma takowej w pakiecie...

To w takim razie co doliczymy sobie do tego? Jakiś uśredniony czas, jaki gracze spędzają na sieciowych walkach? No, ale to już nie kwalifikuje się do ramki w recenzji, bo artykuł takowy powinien ukazać się w okolicach premiery, a jakiekolwiek dane statystyczne potrzebują czasu. Najlepiej zresztą je zebrać, gdy wszyscy już zapomną o danej grze i przestaną się logować. O, na przykład wtedy, gdy wydawca wyłączy serwery. Tylko komu i na co potrzebna będzie wtedy wiedza o tym, że przeciętny gracz nad jakąś grą w sieci spędził 84 godziny, 12 minut i 44 sekundy? Samo multi juz komplikuje sprawę, a jak podejść do kwestii osiągnięć? Policzyć jakoś, ile czasu potrzeba na ich odblokowanie? Cóż, na szczęście to tylko proste strzelaniny, z innymi grami bywa gorzej...

Popatrzmy wiec na coś innego. Ot, może gry sportowe czy wyścigowe. Co tym razem będziemy sobie podliczać? Może po prostu tryb kariery, o ile takowy w grze występuje... Jeśli go brak, jeśli to po prostu zbieranina torów samochodowych i różnych bryczek, to z pomocą powinno nam przyjść proste mnożenie. Bierzemy liczbę torów, mnożymy to poprzez liczbę samochodów... Stop! Nie, nie da się, bo trasy są różnej długości, a jeszcze na dodatek niektóre bryki rozpędzają się do większych lub mniejszych prędkości. Totalna porażka, jak toto policzyć? Jakąś średnią znowu wyciągać i dopiero ja przeganiać przez mnożenie? Cóż, wyniki będą delikatnie mówiąc mało wiarygodne. Jeszcze ciekawiej będzie w wypadku słynnej serii FIFA. Niby dałoby się policzyć, ile trwa mecz, pomnożyć przez ilość spotkań w sezonie i już. Tylko pozostaje pytanie, czy mówimy o rozgrywaniu pojedynczej ligi, no i czy przypadkiem nie powinniśmy doliczyć treningów i innych takich. Na koniec dorzucimy rozważany wcześniej casus trybu multiplayer i możemy już iść do drogerii po farbę do włosów, która zamaskuje przedwczesną siwiznę...

GramTV przedstawia:

W ostatnich latach wiele powstaje gier typu sandbox. Otwarta struktura, pełna swoboda eksploracji, generowane według schematów zadania poboczne... weź człowieku i powiedz w takiej sytuacji, ile czasu trzeba na ukończenie gry. No bo sęk w tym, że twórcy po to wrzucili ową swobodną eksplorację i poboczne zadania, by zabawa mogła się nigdy nie skończyć. Czyli wychodzi na to, że w wypadku gier typu sandbox w miejsce liczby godzin powinniśmy wstawić znak "∞". Tyle, że to byłoby znowuż przegięciem w inną stronę. Każdy bowiem wie, iż powtarzalne zadania poboczne nie będą nas wiecznie bawić, z czasem gra wyląduje na półce i zostanie wyparta przez coś nowego. Niby dałoby się jakoś ocenić, ile czasu potrzeba, by przebić się przez wątek główny i poznać po jednym z każdego typu zadań pobocznych, ale to również nijak nie wyczerpie tematu. Zwłaszcza w wypadku gry NieSławny: InFamous 2, która zawiera edytor do tworzenia misji przez graczy i narzędzia do dzielenia się nimi z innymi.

Zresztą akurat NieSławny: InFamous 2 otwiera też drzwi do innego piekiełka. Główny wątek w tej grze da się ukończyć na dwa różne sposoby, nie da się wszystkiego poznać od razu. To jednak jedynie sandbox, złożonością i wielowątkowością nijak nie dorównujący cRPG. Przynajmniej tym "pełnokrwistym". Czy macie pomysł, jako policzyć czas, jaki spędza się na graniu w przypadku naszego polskiego hitu Wiedźmin 2: Zabójcy Królów? Niby znowu można zawęzić zakres do samej głównej fabuły, ale nie po to twórcy tak się namęczyli nad "Wieśkiem", by teraz ignorować wszystkie elementy poboczne. W zasadzie można by też doliczyć rzecz niemalże obowiązkową, czyli drugie przejście gry. Sumowanie czasu potrzebnego na poznanie wszelkich odgałęzień, prowadzących do sławnych szesnastu zakończeń to by była juz jakaś paranoja (a może nie?), ale wypadałoby jednak uwzględnić ścieżki Roche'a i Iorwetha.

cRPG ma też tę ciekawą cechę, że łatwo poddaje się "optymalizacji" czyli za którymś razem potrafimy te gry przejść znacznie szybciej niż na początku. Mniej błądzimy, układamy sobie kolejność realizowania misji tak, by w jak najkrótszym czasie mieć świetny sprzęt i niezły poziom doświadczenia. Czy dlatego, że w sieci ktoś umieścił filmik, jak przechodzi grę Fallout 2 w 26 minut, właśnie tyle powinno się napisać w odpowiedniej rubryczce przy recenzji? W sumie tyle toto zajęło, wiec może faktycznie mamy do czynienia z bardzo krótką grą, sztucznie rozdmuchaną o jakieś tam walki i nie znaczące w tym ujęciu zadania. No i przecież jeszcze jest kwestia przewijania filmików w cRPG i czytania dialogów "po łebkach". To jak ma być, podajemy długość gry, czy gry razem z filmikami i czytaniem dialogów, czy liczymy samą rozgrywkę? No i co z długimi fragmentami tekstowymi, przecież ludzi czytają z różną szybkoscią...

Nie tylko czytają, ale grają też z różną szybkością. Jedni bardziej leniwie, inni znowuż gnają naprzód jak burza. Trudno więc po wynikach jednej osoby ocenić, ile dany tytuł zajmie czasu komuś innemu. Do tego ukończony na konkretnym poziomie trudności, co nie znaczy, że na wyższym czy niższym będzie tak samo. Znowuż jednak pojawia się pytanie, czy nieuniknione powroty do zapisanego stanu gry, towarzyszące najwyższym poziomom trudności, to dalej czas do wliczenia w całość? Najśmieszniejsze jest jednak to, że - niezależnie od dylematów, które dziś przytaczam - jakoś trzeba ten czas gry przybliżyć. Nieważne, czy czytelnikom, czy dopytującym się o to znajomym.

Szkoda tylko, że kwestia długości zbyt często decyduje to o zakupie, a przecież sama z siebie znaczy niewiele. Czterdzieści godzin dłużyzn sprawi nam mniej przyjemności, niż sześć godzin naładowanych akcją i ociekających miodnością. Oczywiście znam też zupełnie nie nużące mnie gry obliczone na dziesiątki a nawet setki godzin, ale tekst i tak się spóźnił, więc do nich wrócimy przy innej okazji...

Komentarze
56
Lucas_the_Great
Redaktor
Autor
16/08/2011 03:30
Dnia 13.08.2011 o 09:38, Gwai napisał:

Lucas chyba nie wiesz jak w swoich recenzjach podejść do tematu "długości gry" i czytając ten felieton widzę, że zastanawiasz się nad zupełnie nieistotnymi kwestiami.

Nie, jedynie nabijam się z nagminnych pytań o to...

Usunięty
Usunięty
15/08/2011 21:44

Moim zdaniem recenzent powinien podać ile czasu zajęło mu przejście gry. Powinien podać tą informację na boku, tak żeby nie wliczała się w „ocenę” końcową gry. Jeżeli wszyscy recenzenci by tak robili, stały czytelnik wiedział by czy czas który poświęcił recenzent na przejście jest podobny do tego jaki on sam osiąga w różnych grach.

Usunięty
Usunięty
14/08/2011 19:20

Cóż za bezsensowne wywody. Którego gracza interesuje ile potencjalnie można wyciągnąć godzin gameplayu w fifie czy innym nfsie. To są typowe gry w które się "gra" a nie "przechodzi". Nie spotkałem się jeszcze z żadną recenzją w której ktoś miałby taki dylemat, albo z jakimś graczem, który by o to pytał. To tak jakby ktoś kupił w sklepie piłkę i pytał ile będzie nią grał (pomijam fakt, że piłka może się rozlecieć w zależności od marki i jakości wykonania). A skąd chłopie mam wiedzieć ile masz chęci siedzieć i znęcać się nad ludzikami w simsach? Ktoś odpadnie po pięciu minutach, ktoś będzie grał, aż prądu braknie.Inaczej jest z grami zaczynającymi się od intro a kończącymi się napisami. Lubię RPGi i lubię FPSy. Jeżeli mam kasę na jedną grę, a w danym miesiącu wyjdzie bardzo dobra strzelanina na5 godzin (w multi nie gram, więc nie liczę) i bardzo dobry RPG na minimum 30 godzin, to co w tym dziwnego, że wybiorę grę dłuższą? Informacja ta przydaje się nie tylko ze względów czysto ekonomicznych, ale wynika też z prozaicznej ciekawości i naprawdę darujmy sobie stopery i sekundowe naliczanie. Wystarczy mi pi razy drzwi, że grę można skończyć w 3, 5, 10, albo i 50 godzin. Lubię to wiedzieć, bo może się zdarzyć, że mam akurat wolny weekend i wiem wtedy, że odpalając Call of Duty przejdę je w te dwa wieczory, a Mass Effecta zostawie sobie na święta.Albo mając dwie gry, dobrze wiedzieć, która ile czasu zajmie. Krótszą przejde w pierwszej kolejności, dłuższą zostawie na potem, żeby powoli i niespiesznie wgryzać się w mięsko nie będąc odciąganym innymi tytułami. Proste.Porównanie do książek jest nieco chybione, bo w naszym pięknym kraju, gdzie przeciętny Polak czyta pół książki rocznie gruba objętość raczej zniechęca niż zachęca do zakupu/przeczytania ;]Po za tym książka kosztuje właśnie 30-40 zł, a nie ~ 200 zł (mowa o konsoli), dlatego przywiązuje się do tego mniejszą wagę.




Trwa Wczytywanie