Reklama jest dźwignią handlu, powiadają. Reklama nas otacza zewsząd, a to proszku do prania, a to mleka, a to znowuż nowego komputerowego Wiedźmina. Przed jednymi reklamami da się uciec, przed innymi nie, a przed jeszcze innymi ja sam bym nawet uciekać nie próbował...
Ciężki mam tydzień. Muszę napisać szereg tekstów, w tym prawie sto tysięcy znaków o najnowszej produkcji CD Projekt RED. Nie to, żeby mi się gra Wiedźmin 2: Zabójcy Królów nie podobała, bo podoba się i to bardzo. Ganiam w tę i nazad po pierwszym akcie i prologu, testuję alternatywne rozwiązania i czekam na pełniaka. Wiem jednak, że jakby mi nie było ciężko, to i tak jestem w sytuacji komfortowej jak diabli. Jest bowiem mnóstwo osób, które muszą czytać newsy i artykuły o tej grze, w tym moje wypociny ma się rozumieć. To jest prawdziwe piekło. Poszedł rozkaz: pisać - więc piszę. Poszedł rozkaz: czytać - więc czytają. Nie mogą przestać, bo złamią warunki kontraktu. No a przecież mają już dość... no i w odróżnieniu ode mnie nie grali jeszcze nawet w choćby część nowego "Wieśka"...
Dobra, dosyć złośliwości, bo ktoś się jeszcze obrazi. Do tego pusta błazenada byłaby pójściem po linii najmniejszego oporu. Siedzę i piszę, ale też czytam komentarze pod artykułami czy newsami, nie tylko swoimi zresztą. Widzę jak niektórzy czytelnicy zaczynają reagować alergicznie na hasło Wiedźmin 2: Zabójcy Królów i analizuję sobie w duchu przyczyny. A w zasadzie próbuję zanalizować, ale średnio mi to wychodzi. Pokłosie ślepych uliczek analitycznych mieliście powyżej, w otwierającym ten felieton akapicie. Sensownych wniosków jak na razie nie wyciągnąłem, oprócz prostego ogólnika, że za dużo się ostatnio o tej konkretnie grze pisze. Z tym, że to mnie donikąd nie prowadzi, bo ni w ząb nie łapię, czemu niby za dużo? Cóż, z każdym felietonem jest tak, że ktoś go pisze, a ktoś go czyta, wymiana informacji jest zdecydowanie jednostronna. Pisząc więc raczej nie zrozumiem osób narzekających, ale... mogę wyjaśnić im, dlaczego ja tego nie rozumiem. Gotowi? Nie? No to jedziemy...
Żyjemy w czasach, gdy reklama zalewa nas za pomocą wszelakich dostępnych mediów. Pod tym względem jesteśmy jako Polska nawet bardziej kapitalistyczno-konsumpcyjni niż z dawien dawna kapitalistyczno-konsumpcyjny Zachód. Sam z siebie jednak jestem dosyć odporny na ataki reklamy, wypracowałem sobie nawet pewien system, pomagający mi z nią obcować. Działa to piekielnie prosto: jeśli chcę reklamę przeczytać, to czytam, jeśli nie, to nie czytam. Chcieć mogę dlatego, że się czymś interesuję, albo w jakiś sposób dana forma przekazu zasługuje na uwagę. Działa to z czasopismami, działa z billboardami, działa z zawartością sieci. Nie działa z reklamami telewizyjnymi, przerywającymi film czy serial w telewizji. Nie działa z pakietami reklamowymi przed seansem w kinie. W tym drugim wypadku dziwnym trafem wchodzę na salę spóźniony o kwadrans. W pierwszym mógłbym wyjść do kuchni, ale wolałem zrezygnować z oglądania pełnych reklam kanałów i przerzucić się na płatne, reklam pozbawione.
Dlatego naprawdę nie rozumiem tylu ostrych słów, wypisywanych w sieci pod adresem szumu medialnego narastającego dookoła gry Wiedźmin 2: Zabójcy Królów. Bo sieć ma to do siebie, że najłatwiej jest w niej niechciane treści pomijać. To nie pismo, za które zapłaciłem konkretne złotówki i w związku z tym mogę mieć wrażenie, iż coś mi na siłę wciśnięto. W sieci po prostu klikam w nagłówki interesujących mnie informacji. Jeśli interesuje mnie jakaś gra, klikam wielokrotnie, bo chcę jak najwięcej wiedzieć. Jestem głodny nowych szczegółów. Nie klikam za to na nagłówkach dotyczących czegoś, co mnie nie grzeje, bo szkoda mojego czasu. Gdy w sieci królował hype na Modern Warfare 2, nie przeszkadzało mi to, bo miałem toto w nosie. To nie była gra dla mnie i już, wolę inne strzelanki. Klikałem więc w inne nagłówki, tuż obok.
Szczerze mówiąc, z natłoku materiałów dotyczących gry Wiedźmin 2: Zabójcy Królów w zasadzie nie mam jak się cieszyć, bo sam posiadam najświeższe informacje, a nawet je generuję. W dobrej wierze, by podzielić się wiedzą (no i dla własnych finansowych korzyści). Mam jednak inny powód do radości. Ciesze się, że tyle mówi się o polskim produkcie, że wszędzie jest pełno reklam gry z naszego kraju, a nie czegoś stworzonego za granicą. Nie chodzi tu nawet o jakiś growy patriotyzm. Widzę po prostu poważną kasę wydaną na promocję polskiej gry, czyli obserwuję lokalne ożywienie gospodarcze. Jeśli polski produkt napędza koniunkturę na polskich portalach, a czyni to przecież za sprawą pieniędzy zapłaconych za reklamę, to cieszę się. Te pieniądze zostaną albo zainwestowane, albo wydane na dobra konsumpcyjne - tak czy inaczej zaprocentują. Rozwój gospodarczy, wzrost PKB, to wszystko zaczyna się właśnie od takich drobiazgów. Tak działa zdrowy krwiobieg gospodarki, coś, co nam wszystkim z czasem ułatwi życie.
Myślę, że jako-tako wyjaśniłem, dlaczego dziwią mnie te reakcje alergiczne, które od dwóch dni obserwuję. Będę powoli kończył, bo muszę naszykować kolejne artykuły o grze Wiedźmin 2: Zabójcy Królów. Na szczęście na każdą osobę, która zjawia się z utyskiwaniem, przypada kilka tysięcy czytelników, pochłaniających kolejne moje artykuły. Potrzebują ich, chętnie przyjmują informacje, którymi się z nimi dzielę, więc wciąż czuję, że to co robię, ma sens. I choćby dlatego, mimo iż tydzień mam naprawę ciężki, raczej nie będę wam tu dłużej marudził...